Pikmin 3 + Deluxe

Seria Pikmin to nietuzinkowa strategia czasu rzeczywistego od Nintendo, która w ostatnich latach została trochę zapomniana. Czy trzecia część zaskarbi sobie serca graczy i zachęci firmę do regularniejszego wypuszczania kolejnych odsłon, szybciej niż raz na dekadę? Przekonajmy się.


Do tej pory śledziliśmy przygody poszukiwacza skarbów Kapitana Olimara. W przypadku trójki witamy zupełnie nowy zespół. Alph, Britanny i Charlie pochodzą z planety Koppai. Ich misja? Zebranie na planecie PNF-404 nasion jadalnych roślin, zdolnych do wykiełkowania na rodzimej planecie w celu uniknięcia masowej głodówki (czyt. przejścia na dietę słoneczną). Niestety wchodząc w orbitę nowo odkrytej planety nie wszystko poszło zgodnie z planem.

Koniec wstawki prowadzi nas z kolei do krótkiego acz przyjemnego tutorialu, który ma zapoznać gracza z podstawami jakimi rządzi się gra. Jak już wspomniałem we wstępie seria ta to strategia czasu rzeczywistego, w której zarządzamy tytułowymi Pikminami w celu zdobycia potrzebnych do przetrwania owoców, przy okazji klepiąc tyłki do bólu rozkosznym przeciwnikom. Można by pomyśleć, że na konsolach gatunek ten średnio się sprawdza, ale Nintendo w przypadku tytułów na Wii U lubiło rozpieszczać graczy jeśli chodzi o wybór kontrolerów i sposób sterowania. Więc niezależnie czy korzystamy z dobrodziejstw Gamepada, używamy zestawu Wii Remote Plus z Nunchakiem albo natchnie nas ochota na Classic Pro Controllera to sterowanie pozostaje proste i intuicyjne. Po krótkim wprowadzeniu szybko dostajemy we władanie cała trójkę bohaterów co na początku może trochę przytłaczać, lecz w rzeczywistości to tylko pozory. Z pomocą przychodzi niezastąpiony Gamepad. Oprócz standardowej opcji Off-TV Play, dzięki której możemy grać wyłącznie na padzie, sam padlet przede wszystkim pełni rolę wielkiej interaktywnej mapy z inwentarzem (przyp. niezależnie jakiej opcji sterowania użyjemy to gamepad zawsze będzie pełnił funkcję mapy). Z czasem dochodzi prosta możliwość wyznaczania trasy każdemu członkowi ekipy z osobna, a zdobywając w grze aparat możemy niczym Sir David Attenborough poznawać naturę od jej bliższej strony (przyp. do niedawna można było przesłać fotki do usługi Miiverse, której serwery są już nieaktywne). Oczywiście dochodzą do tego smaczki gameplay’owe jak wideo konferencja między załogą (za pomocą małego Koppada), czytanie dziennika pokładowego czy też po zakończonym dniu można odtworzyć nagranie śledzące każdy nasz ruch w celu zaplanowania kolejnych wypraw w nieznane.

Nie możemy jednak zapomnieć o tytułowych pomocnikach. W pierwszej odsłonie mieliśmy do dyspozycji zaledwie trzy odmiany Pikminów: niebieski (może pływać i jest odporny na wodne ataki), żółty (jest najlżejszy i lubi elektryczność) oraz czerwony (typowy mięśniak, któremu nie straszny jest ogień). Druga część dodała do tego plemnika koloru fioletowego i białego. Osobiście, przed premierą trójki byłem bardzo naiwny i liczyłem, że dostaniemy tym razem trzy nowe rodzaje Pikminków. Niestety nie dość, że otrzymujemy dwie odmiany przydupasów to fioletowy z białym wyemigrowali do trybów „Mission” i „Bingo Battle” (o nich później). Jednak nie ma tego złego, ponieważ wielki Shigsy (a raczej jego pokorna świta) postawił na jakość a nie ilość. Pierwszym nowym gatunkiem jest kamienny Pikmin, gdzie jak sama nazwa wskazuje to w zasadzie małe żyjące kamyczki, dzięki którym możemy stłuc lodowe lub szklane przeszkody (ew. wklepać przeciwnikom korzystających z tychże osłon). Drugim z kolei jest latający różowy Pikmin. Są to małe muszki, które mogą unieść specjalne pomosty, przelecieć nad wodą czy znacznie łatwiej uporać się z powietrznymi adwersarzami. A skoro była mowa o jakości to pierwotnie Pikmin 3 miał zadebiutować jeszcze za czasów kadencji Wii, lecz Miyamoto uznał, że grafika HD diametralnie zmienia postać rzeczy.

Rzeczywiście nie można zaprzeczyć, ponieważ dzięki przeskokowi o generację każda żywa istotka jest dokładnie widoczna na ekranie, a same lokacje po których przyjdzie nam wędrować są zdecydowanie większe od dwóch poprzednich razem wziętych. Wszelaka roślinność, przedmioty czy woda są fotorealistyczne, refleksy świetlne ożywiają lokację, a w połączeniu z wyższą rozdzielczością obraz mile pieści nasze gałki oczne. Na słowa uznania zasługują także warunki atmosferyczne (a raczej ich prezencja), zwłaszcza podczas deszczu. Niestety z drugiej strony widać, że grafika bywa nierówna. Tu i ówdzie kłaniają nam się tekstury z czasów Wii. Najbardziej w oczy rzuca się podłoże, które choć pokryte jest zróżnicowaną teksturą śniegu, ziemi, czy leśnej ściółki jest zwyczajnie płaskie, a rozdzielczość nie powala i odstaje od reszty ładnie wykonanego otoczenia. Sam świat zaś to tradycyjny podział na cztery pory roku. Jeżeli chodzi o udźwiękowienie to nareszcie seria wyszła poza dźwięki midi i możemy cieszyć się bardzo przyjemnymi dla ucha melodiami tworzącymi sielski klimat i zmieniającymi się w zależności od zaistniałej sytuacji. Nie można także zapomnieć o bestiariuszu do pacyfikowania, który w przypadku tej serii z jednej strony bywa groźny, a z drugiej jest przeuroczo słodki: od dżdżownic, latających ważek, żuczków po pająki, pszczółki, kijanki, żabki i aż po te kompletnie wyimaginowane jak krwiożercze biedronki na dwóch nóżkach. Choć ich poziom AI do złożonych nie należy, tak trzeba mieć się na baczności i szybko zmieniać taktykę do zaistniałej sytuacji, ponieważ przeciwnicy niejednokrotnie potrafią zaskoczyć nowym atakiem.

Jak w poprzednich odsłonach tak i tutaj maksymalnie za graczem może podążać do stu małych prezerwatyw. Z kolei w gnieździe (przyp. zwanym potocznie „Cebulą” hłe hłe) może ich być tysiące w zależności czy uda nam się zdobyć odpowiednią ilość surowca potrzebnego do produkcji małych gumek. Czym są te surowce? Najczęściej będzie to lokalna fauna i flora. Same Pikminy mają dalej trzy stopnie rozwoju, a im dłużej potrzymamy je w ziemi, to z listka na głowie zrobi się pęczek a z pęczka wyrośnie pełny kwiatek. Dzięki temu nasi podopieczni stają się szybsi, silniejsi i wytrzymalsi. To od nas zależy czy chcemy poświęcić na to cenny czas dnia czy wolimy zaryzykować aż znajdziemy specjalny nektar, który przemieni nasze plemniki w ostatni stopień rozwoju Saiyanów niczym Goku z Anime/Mangi Dragon Ball. Wracając na główny tor. Naszym zadaniem będzie zebranie owoców. Łącznie do zebrania mamy 64 kawałki, a żeby ubarwić rozgrywkę to nasi herosi muszą posilić się każdego wieczoru z tego co udało nam się znaleźć. Na dobry początek do dyspozycji mamy 3 kapsułki z sokiem zaś resztę musimy zebrać sami. Sęk w tym wszystkim polega na jak najlepszym rozplanowaniu działań aby bohaterowie mieli co jeść, zebrać ile owoców się da a przy tym stracić jak najmniej taniej siły roboczej. Owocowe kąski dają nam również Bossowie, których jest szóstka na całą grę i trzeba przyznać iż są to jedne z najlepszych momentów w tej odsłonie (za wyjątkiem tego ostatniego, którego lepiej przemilczeć). Głowni przeciwnicy stylistycznie i graficznie prezentują pierwszą ligę, a do tego wymuszają na graczu użycia szarych komórek, ponieważ bezmyślne parcie do przodu będzie kosztować nas wiele plemnikowych dusz.

Wspominałem wcześniej, że tytuł oprócz wciągającego trybu fabularnego oferuje graczom m.in. tryb „Mission”, który fanów RTS’ów wystawi na ciężką próbę zdobycia w każdej misji platynowego medalu (przyp. w wersji na Wii U dostępne są również płatne paczki z dodatkowymi zadaniami). Sam tryb podzielony jest dodatkowo na trzy kategorie: Collect Treasure, w którym zbieramy owoce na wyznaczonych mapach. Battle Enemies to odpowiednik pierwszego tylko pacyfikujemy lokalną faunę. Z kolei nazwa trybu Defeat Bosses mówi sama za siebie. Wszystkie misje z góry wyznaczają nam ilość Pikminów i czas w jakim musimy uporać się z zadaniem. Miłym akcentem w tym trybie jest możliwość grania we dwójkę wspomagając się nawzajem. Jakby komuś było mało to czeka go jeszcze tryb „Bingo”, gdzie zmierzymy się z drugim graczem próbując zebrać do bazy odpowiednie owoce i stworki zaprezentowane na karcie do gry w Bingo. No dobrze, my tu pitu pitu a tymczasem Nintendo po zaledwie kolejnych sześciu latach od wydania trzeciej odsłony w 2014 r. wypuściło niedawno port na Switcha o jakże wymownym i wpadającym w ucho podtytule „Deluxe”. Co więc takiego wyjątkowego przygotowali dla nas programiści ze studia Eighting. Zacznijmy od sterowania. Za pomocą Joy-conów lub Pro Controllera mamy tradycyjne sterowanie rodem z GaCka. Alternatywą pozostaje wykorzystanie żyroskopów w formie pointera na ekranie. Efekt jest odrobinę gorszy od zestawu Wiilot + Nunchak albowiem żyroskop potrafi „odlecieć” niczym Łajka w kosmos. Na szczęście deweloper pomyślał o szybkim resecie celownika pod jednym z przycisków. Pstryczek ze względu na swoją hybrydowość oczywiście funkcję Off-TV Play wykorzystuje bardziej dosadnie. Wszystkie funkcje, które wykorzystywały padleta teraz zostały przerzucone albo wyłącznie na ekran TV-ka albo ekran Switcha. Zdjęcia z aparatu możemy wysłać na Facebooka lub Twittera. Graficznie zaś otrzymaliśmy dokładnie ten sam kawałek kodu co na Wii U. W trybie stacjonarnym mamy 720p/30 fpsów, zaś przenośnie 540p/30 co jest to o tyle rozczarowujące, że do tej pory praktycznie każdy port z Wii U posiadał upgrade czy to w rozdziałce czy zwiększonej liczbie klatek.

Na szczęście dodatkowa zawartość moim skromnym zdaniem rekompensuje tę łyżkę dziegciu. Tym razem można cały tryb Story ograć w trybie kooperacji na jednej konsoli (bo rozgrywka po sieci zwłaszcza w czasach pandemii u Nintendo nie istnieje). Za poczynania w grze odkrywamy wewnętrzne osiągnięcia. Twórcy pokusili się także o ukrycie dodatkowych sekretów w postaci specjalnych naściennych malowideł. Kapitan Olimar również powrócił oferując nam dwie małe poboczne linie fabularne. Przywrócono w końcu Piklopedię, która zbiera informację nt. wszystkiego co napotkamy ubarwioną o śmieszne komentarze wszystkich członków naszej załogi. Z kolei dla prawdziwych weteranów serii po raz pierwszy w jej historii możemy wybrać poziom trudności: Normal, Hard lub Ultra Spicy. Każdy z nich wpływa na długość dnia, energii przeciwników oraz maksymalnej ilości naszych przydupasów. W rzeczywistości dopiero tryb Ultra Spicy ma jakikolwiek wpływ na rozgrywkę i wprowadza jakieś „wyzwanie”, zaś Hard jest odpowiednikiem poziomu trudności z podstawowego wydania na Wii U. Oprócz tego wszystkie DLC z Wii U są darmowe i zadbano o kilka aspektów Quality of Life, które rzeczywiście uprzyjemniają sesje spędzone z tą grą. Czy ta dodatkowa zawartość spełnia wymogi? Po kilku latach dzięki wersji Deluxe powróciłem na planetę PNF-404 i przyznam, że bawiłem się tak dobrze (a czasami nawet lepiej) jak przy pierwszym obcowaniu z tytułem. Bardziej boli mniej precyzyjne sterowanie aniżeli brak jakiejkolwiek poprawy graficznej, a dodatkowa zawartość tym razem nie jest wydmuszką mającą na celu wkręcenie gracza na kolejne wydanie pełnej kwoty za port/remaster.


Na zakończenie nie pozostaje mi nic innego jak polecić Pikmin 3 na Wii U, a jeszcze bardziej wersję Deluxe na Switcha. To jedna z tych nielicznych produkcji, która w prosty acz genialny sposób wykorzystuje możliwości konsol na których zostały wydane. Dla nowych graczy będzie to najprzystępniejsza odsłona. Z kolei dla weteranów dodatkowa zawartość z pewnością chociaż na chwilę zaspokoi głód w oczekiwaniu na kolejną odsłonę.

3 thoughts on “Pikmin 3 + Deluxe

  1. Dla mnie to zawsze była gra o kolorowych, zużytych prezerwatywach, które w pewną magiczną noc ożyły i wypowiedziały wojnę fabryce kondomów (nie godzą się, by tak je wyrzucać do kosze, jak byle gumę Turbo). Ale, że takie bezeceństwa w grach od Ninny? A fuj!
    Autor: Kaja Godek

  2. Przyznam, że już kilka razy się wokół tej serii zapętliłem z chęcią spróbowania, ale jakoś uciekała bokiem. Może czas spróbować kolorowych gumek jak tak polecasz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *