Urban Reign
Gdy w czasach świetności PS2 ktoś wspomniał o doskonałej bijatyce na multi, każdy mimowolnie pomyślał o Tekkenie lub Soulcalibur. Jednak prawda jest taka, że najlepszą bijatyką na multi jest Urban Reign, zbieżność nazw z pewnym pseudo politykiem całkowicie przypadkowa. Choć jakby Jerzy tak wymiatał jak postacie z gry, to do dziś byłby w Polsce komunizm.
Nobody’s innocent
„Witam w Green Harbor moje imię to Brad Hawk — jestem profesjonalistą”. Tak oto wita nas protagonista podczas intra. Brad to współczesny najemnik i człowiek od brudnej roboty, ostatnia nadzieja na oczyszczenie miasta z brudu jakim są gangi. Policja może się tylko bezsilnie przyglądać, gdyż już dawno stracili kontrolę i autorytet…
Wejściówka niczym z filmu akcji lat 90 doskonale prezentuje nasz cel i zadanie. Trzeba pozbyć się gangów i uczynić miasto bezpiecznym. Jednak wrogowie czekają na każdym kroku, przeprawa będzie ciężka i nie raz będziemy się zbierać po sromotnej przekopce od jakiegoś koksa lub chińskiego mistrza. Nie muszę chyba wspominać, że fabuła nie będzie odgrywała istotnej roli, zupełnie jak w filmach z Van Dammem. Jednak jest zarysowana na tyle, by poczuć się jak aktor filmów akcji, a akcji akurat w tej grze nie brakuje. Za scenariusz odpowiada Hirofumi Motoyama, który pracował przy Assault Horizon, a reżyserem został Masahide Kito, najbardziej kojarzony z Ace Combat 5 i 7.
Urban Reign to przede wszystkim chodzona bijatyka, jednak nie taka w stylu Cadillaca ze skrollowanymi planszami, tu walka odbywa się na zamkniętych miejscówkach. Raz jest to bar, a raz parking za obskurnym motelem. Gdy zaliczamy zadanie przechodzimy dalej do następnej planszy. Można to porównać do klasyków gatunku: Die Hard Arcade (Dynamite Deka), Gekido, Final Fight, choć przejścia nie są tak płynne przez wczytywanie co trochę psuje immersję, jednak zawsze dostajemy odrobinę fabuły w ekspozycji na początku zadania. W grze mamy 100 misji i wszystkie zrealizowane są w tym samym stylu… Walka na wyznaczonej arenie, niczym w WWE, jednak w żadnym wypadku nie psuje to ogólnego efektu. Misje są podzielone na walkę: z grupą przeciwników, w teamie z partnerem, czy z bossem. Czasami mamy określony cel, czasami wyzwaniem jest czas. Jedno jest pewne, nie raz przyjdzie nam ocierać pot z czoła, bo wyzwań nie brakuje. Jednak największym wyzwaniem jest sama walka, szczególnie na początku, gdy uczymy się sterowania i na końcu. Skok poziomu w ostatnich misjach to ściana, na którą trafiło większość recenzentów branżowych, wystawiając grze gorsze noty za poziom trudności, który był niesprawiedliwy, ale wymuszał na graczu wysoki poziom opanowania systemu. Wiadomo w grze akcji potrzebny jest refleks i zimna krew, to nie są turowe pokemony. Choć narzekania na poziom trudności są raczej domeną obecnych czasów…
Morda nie szklanka
Namco podeszło poważnie do tematu oferując nam naprawdę dobry system walki. Choć jeden klawisz odpowiada tylko za jedną czynność np. kwadrat to unik, iks bieg, a kółko cios itd. System nie jest wcale ubogi i oferuje naprawdę masę ciosów i zagrań, jak to możliwe? O wszystkim decyduje kierunek ataku. Naciskając górę i cios mamy atak na głowę, a dół i cios atak na kostkę. Oczywiście wszystkie ataki można łączyć w combo i układać własne setupy. Ciosy zależą głównie od sytuacji oraz ustawienia celu i naszej postaci. Może nie brzmi to imponująco, jednak całe piękno tej gry kryje się w doskonale zbalansowanej ofensywie i defensywie, no i odrobinie zręczności. W grze zrezygnowano z tradycyjnego bloku, a unik działa na zasadzie parry z DoA lub jak zaawansowany reversal z Tekkena. Większość ataków można uniknąć tylko z odpowiednim wyczuciem klikając unik i właściwy kierunek, to samo tyczy się łapań. W zależności od ciosu defensywna animacja w trakcie uniku może być też kontrą. Ryzyko i umiejętność wyprowadzania ataków, jak i ich uniku, jest nagradzana w postaci ładującego się paska speciala. Każda postać ma swoje unikatowe ciosy, style walki i specjale, które wykonuje się równoczesnym naciśnięciem dwóch guzików i kierunku. Mamy umiejętności ofensywne i pomocnicze. Ofensywne, to przeważnie mocna plomba lub długa sekwencja ciosów. Pomocnicze, to automatyczne unikanie wszystkich ciosów przez pewien czas, zwiększenie siły ataku, siły rzutów, czy chwilowa odporność na ciosy. Warto zaznaczyć, że każdy special pochłania różną ilość paska, a skille ofensywne są nieblokowalne, czy raczej nie do uniknięcia jeśli znajdziemy się w zasięgu ich działania. Jedyny sposób „ucieczki”, gdy znajdziemy się w zasięgu ataku, to odpalenie swojego specjala. Ataki się nawzajem niwelują i dostaje ta postać, której wcześniej skończyła się animacja. Specjale ratują skórę podczas leżenia lub gdy nasza postać jest zamroczona. W grze uwzględniono też uszkodzenia odpowiednich części ciała, co ma przełożenie na wysokość obrażeń i szybkość zamroczenia (latające nad głową gwiazdeczki). Patent często stosowany w grach zapaśniczych np. WWE SmackDown! itp. Każdy cios zadany na konkretną partię powoduje spadek odporności, można np. bardzo szybko wygrać atakując tylko głowę wroga by ją uszkodzić i powodować zwiększone rany. Jest to fajny patent, który dodaje grze realności. Wszystko zależy od umiejętności prowadzenia walki i konserwacji swojego specjala, jednak atakując w niewłaściwym czasie przeciwnik może nas okraść z paska przez wykonanie uniku lub kontry, który mogliśmy spożytkować na mocny atak. To wszystko wprowadza w grze element strategiczny i wywiera presję na graczu. Kiedy atakować i co będzie odpowiednie w konkretnej sytuacji? Pasek ładuje się też gdy jesteśmy w stanie near death lub gdy mashujemy guziki podczas zamroczenia. Bez specjala nawet największy koks jest bezsilny.
Dobra to było trochę z technicznych aspektów walki przejdźmy teraz do tej radosnej części, czyli okładania przeciwników. Nasz bohater przez wykonywanie misji rośnie w siłę, a my możemy zwiększać jego statystyki w tym także odporność na określone ciosy i wytrzymałość konkretnych partii ciała. Sama walka jest niesamowicie widowiskowa i dynamiczna, bez problemu można wyrzucić przeciwka w powietrze sprzedać mu kopniak po którym zamroczony ląduje na ścianie i kontynuować wzmocnionym ofensywnym specjalem, co niszczy życie w zastraszającym tempie. Jednak można też złapać wroga w powietrzu lub gdy jest bezbronny wykonać na nim atak łączony z towarzyszem, a akcje to popisy niczym z turniejów TKD. Różnorodność ataków i łapań jest olbrzymia i nie mam mowy o wykonywaniu w kółko tego samego ciosu. Są też łapania na dwójkę wrogów jednocześnie, salto od ściany zakończone łapaniem lub kopniakiem. Wszystko dzieje się niezwykle szybko i nieraz gdy rzuci się na nas duża ilość przeciwników nie można praktycznie nic zrobić, tylko latamy jak szmaciana laleczka. To niesamowicie irytuje, jednak sprawia też niesamowitą radość gdy to wrogowie latają. W grze mamy możliwość posługiwania się też wszelkiego rodzaju bronią: od tulipana, motylka, do siekiery, katany czy bejsbola. Bronie zadają zwiększone obrażenia i w rękach wprawionego zawodnika (odpowiedni współczynnik) potrafią siać spustoszenie, można też bronią cisnąć w przeciwnika gdy np. bezbronnie spada po ataku.
Nie kopie się leżącego
Niestety nie w Green Harbor, tu każdy chce Ci skopać dupę. W końcu chcesz pozbyć się gangów, które występują tu na każdej zdaje się ulicy. Przeciwnicy nigdy nie czekają aż spadniesz na glebę, czy naładujesz sobie pasek, rzucają się na Ciebie jak wygłodniały Reksio na szynkę. Nie ma mowy o przebaczeniu czy litości. Niektóre misje są niezwykle irytujące co niejednokrotnie przyczyni się do nerwicy i drżących dłoni, tak ten tytuł potrafi irytować jak nic. Szczególnie wspomniane końcowe misje i bossowie z pomocniczym specjalem, który daje chwilową niezniszczalność, potrafią zabrać Ci całe życie w kilku atakach. Trzeba się nastawić na rzucanie przekleństwami, możliwe, że bardziej choleryczni gracze cisną nawet padem. Można krzyczeć w niebiosa i wyzywać Namco przy kolejnych porażkach. Nie ma lekko, ale gdy sprostamy wyzwaniom i opanujemy system, to satysfakcja z gry jest ogromna. Wraz podbojem kolejnych dzielnic mamy większy wybór zawodników, a tych jest od groma i każdy jest w pewien sposób unikatowy przez swój własny styl walki, łapania czy ataki. Jako bonus można też odblokować Paula i Lawa z Tekkena, którzy w duecie niszczą, jednak nie jest to wyzwanie dla ludzi o słabych nerwach… Ale fajny smaczek dla fanów żelaznej pięści.
Multi sieczka
Oprócz zwykłego trybu gry, multiplayer zapewnia godziny dodatkowego grania. Mamy zwykłe pojedynki, w teamach, każdy na każdego, z wykorzystaniem broni lub na czas. Niestety wstępnie nie ma trybu multi w grze fabularnej (da się go odblokować tylko kodem w menu głównym), ale to nie jest istotne, bo pojedynki z kumplami w czterech graczy z wykorzystaniem multitapa potrafią zapanować w salonie przez wiele tygodni. Dopiero gdy każdy kieruje własną postacią widać jak ważna jest taktyka i dobra współpraca. Choć zawsze znajdzie się poszkodowany, w końcu ktoś musi obrywać baty. Raz spuszczasz łomot kumplowi, a raz on tobie, a jak do tego dołączy się dwóch pozostałych to mamy prawdziwą uliczną batalię. Ręce, pady i przekleństwa potrafią latać w zastraszającej ilości. Niesamowita atmosfera i genialny klimat kanapowego grania. To stara szkoła gier i klimat kanapy lat 90., który podbija znacznie moją ocenę. Bo jeśli ktoś nie miał przyjemności zagrania w tą grę razem z 3 kumplami, to nie wie jak smakowitą imprezową rozrywką jest ten tytuł. Dziś panuje multi po sieci, ale klimatu wspólnego grania nie da się zastąpić rozmową przez headset. Jako człowiek wychowany na automatach bardzo ubolewam nad faktem, że brakuje obecnie dobrych gier na kanapowe multi, które nie są jakimiś infantylnymi gierkami w stylu np. Overcooked. Oczywiście nie mam nic do tej gry, bo stara się pokazać młodym uroki wspólnego grania na jednej konsoli, ogólnie Team17 od zawsze królował z Wormsami, no ale to zupełnie inna historia. Bitek na 4 zawodników na „kanapowe” dziś ze świecą szukać, a szkoda, bo Urban Reign mógł być dla beat ’em upów tym czym był Mario Kart dla multi racerów…
Z spuchniętym okiem, czyli o oprawie słów kilka
Graficznie nie ma wodotrysków, wszystko wygląda przyzwoicie, modele są wykonane starannie jednak tekstury prezentują się tylko średnio. Cała moc poszła w dynamiczną rozgrywkę, animacje ciosów, biegu, łapań są niesamowicie dopracowane i wyglądają oszałamiająco, a gra śmiga w 60 klatkach aż miło. Plansze wyglądają OK, jednak tu też bez rewelacji, ot po prostu to co powinno być, czasami jakieś pudła, kosze na śmieci, czy krzesełka. Detale są, ale nie ma ich przesadnie dużo. Paleta kolorów jest bardziej stonowana i grafika ma chłodny realistyczny wygląd, co akurat pasuje do klimatu i samej gry. Warto również wspomnieć, że wersja PAL niestety nie ma opcji 60 Hz.
Muzyka nam przygrywająca to gitarowe riffy i rockowo/metalowe motywy, które wpadają w ucho i nie utrudniają gry. Dobrze komponują się z klimatem i nie można im wiele zarzucić. Orkiestry symfonicznej tu nie uświadczymy, ale granie na ciałach naszych przeciwników wychodzi znacznie lepiej. Za muzykę odpowiadali ludzie znani z innych gier Namco np. Yoshihito Yano (Tekken 5, DR, Soulcalibur II, III, IV, Super Smash Bros. Ultimate itd.), Junichi Nakatsuru (głównie seria Soulcalibur i Ace Combat wspólnie z innymi muzykami) i inni.
Live to fight another day
Jedyny taki tytuł na PS2 obok Def Jam z taką multiplayerową pompą i dynamiczną rozwałką. Nie ma przeproś gra stawia wyzwania i kopie w jaja kiedy się tego nie spodziewamy, ale gdy w końcu ogarniemy ten z pozoru prosty system walki, to przychodzi oświecenie i olbrzymie ilości nieskrępowanej radości płynącej z gry. Szczególnie w grze z kumplami przy browarach w zadymionym pokoju. Takie multi to już przeszłość, gra przez sieć zatraciła ten klimat, a Urban Reign to kwintesencja dobrej bijatyki na multi. Polecam każdemu amatorowi dobrej rozwałki z kumplami. Jedna z najlepszych gier na multi w jaką grałem, śmiało stawiam ją obok Mario Kart, Crash CTR, Bash itd. Nie wiem dlaczego jej premiera przeszła stosunkowo bez echa i niewiele osób do dziś dnia kojarzy tego szpila, może winą była konieczność posiadania multitapa (i trzech kumpli hehe) lub faktycznie wiele osób zraziło się opiniami o wysokim poziomie trudności… Dla mnie w gatunku bitek na multi Urban do dziś jest najlepszą grą z PS2. Trzeba choć raz w życiu sprawdzić!
Pykałem jak szalony, ale solo, jedna z najlepszych bitek chodzonych 3D, a kurteczka ala Majima robiła swoje. Piękny szpil.
Napalm 99 i Golem dawali się na solo zawsze we znaki, ale z kumplem na multi to ich niszczyliśmy aż miło. Wiadomo AI nigdy nie przechytrzy człowieka, ale samemu na singlu pamiętam miałem problemy hehe
Gra bez kumpli wiele traci, sam nawet przy tej recenzji rozmyślałem jakby to fajnie było jeszcze zagrać w 4 na jednej kanapie… Trochę sentymentalnie, ale przez długi okres na salonach graliśmy tylko w Urbana z ziomkami, na początku marudzili, że za szybkie, że nie ogarną, a jak złapali bakcyla, to dało się ich oderwać od pada haha
Fajnie, że Namco wykorzystało animacje cisów z Tekkena w innej grze i zobaczyłbym kontynuację lub nawet odgrzaną wersję na PS4 czy teraz to już bardziej na PS5. Wiadomo, że to dziś nisza, ale pomarzyć można. Kiedyś nadol musimy zagrać jak będzie okazja się spotkać 😉
Na bijatyki i bit-em-apy to ja leję ciepłym sikiem. I jak się okazuje nie tylko ja, bo produkcja przepadła w limbo. Chyba wolę obić ryja w naszym “Franko”.
Dzięki za recenzję. 🙂
Dzięki za komentarz 🙂