F1 2021
F1 2021 to pierwsza odsłona serii, którą Codemasters stworzyło pod egidą EA. Obecność wydawcy tego kalibru może budzić uzasadnione wątpliwości, ale póki co nie ma raczej powodów do obaw. Przynajmniej dopóki firma nie zacznie przemycać do rozrywki swoich nikczemnych rozwiązań, tak nielubianych z konsumenckiego punktu widzenia.
Trzeba też mieć świadomość, iż F1 to ten rodzaj sportowej marki, gdzie momentami trudno o innowacje – wypuszczana taśmowo niczym FIFA, posiada pewne pasywne ograniczenia, wynikające ze specyfiki samego motosportu. Każda kolejna część to raczej bezpieczna ewolucja aniżeli zestaw pomysłów godny kamienia milowego w gatunku. Równocześnie chciałbym więc zaznaczyć, że to mój dziewiczy kontakt z Formułą i wszelkie odniesienia do poprzednich sezonów (jeżeli w ogóle się takie pojawią) nie będą pokryte doświadczeniami z autopsji. Tutaj jeszcze takie małe wtrącenie związane właśnie z tytułami danego kalibru oraz wyścigami ogólnie, które niechętnie są wybierane na kandydatów do GOTY – zrobił się delikatny szum wokół Forzy Horizon 5 w związku z tą sprawą. Propozycja od Microsoftu może zdecydowanie pełnić rolę parku rozrywki dla osób niekoniecznie związanych z motoryzacją, oferując przyjazny model jazdy z różną masą aktywności. Świat F1 stoi bliżej realizmu i rządzi się własnymi prawami, których obejść przecież nie może, stąd ogólne przeświadczenie o grze trafiającej raczej do nieco zawężonej grupy odbiorców. Chciałbym więc sam sobie odpowiedzieć w tej recenzji na pytanie, czy osoby “z zewnątrz” mogą się tutaj zwyczajnie dobrze bawić?
I szczerze powiedziawszy nie ma chyba lepszego punktu wyjścia niż model jazdy. Nie bez powodu poruszam tą kwestię na samym początku, ponieważ to prowadzenie zrobiło na mnie w ostatecznym rozrachunku największe wrażenie. Bolidy jadą z dużym poczuciem prędkości (głównie z kamerą osadzoną na kokpicie), zachowując idealny balans między symulacją, a jazdą zręcznościową. Nie mamy tu do czynienia z surowym realizmem, co w kontekście “Królowej Sportów Motoryzacyjnych” może nie brzmieć najlepiej, ale uwierzcie mi na słowo, że to jedynie pozory. Nigdzie do tej pory nie podchodziłem do czystej rywalizacji z taką powagą i pietyzmem. Auta same w sobie są kruche i lekkie, a mając odsłonięte całe koła i niewielki promień skrętu, jest to pewne wyzwanie. Obliczenia podczas rywalizacji z marginesem błędu na czele przebiegają w głowie błyskawicznie, z kolei najmniejsza pomyłka może nas kosztować nie tylko straconą pozycję (którą nie zawsze łatwo odzyskać), ale też cały wyścig. Jakakolwiek niepoprawnie działająca część wpływa diametralnie na sterowność i na przykład z uszkodzonym lekko skrzydłem automatycznie tracimy cenne sekundy na zakrętach.
Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się też w takim stopniu respektować zasad panujących na torze – w każdej innej grze po otarciu się o bandę, czy sklejeniu z przeciwnikiem nie myślałem tak mocno o konsekwencjach. Zastanawiałem się, jak bardzo owe podejście przekłada się na fakt, iż sam oglądam F1 i mam z tyłu głowy wszystkie przepisy. Jednak jako osoba posiadająca prawo jazdy i regularnie poruszająca się samochodem, nie analizuję pozostałych pozycji wyścigowych pod kątem bezpiecznej i sprawiedliwej jazdy, gdyż zwyczajne naginanie pewnych regulacji przychodzi mi z ogromną łatwością. Bolidy od Codemasters sprawiają, iż jako kierowca wirtualnej maszyny kalkuluję i dwa razy zastanawiam się nad decyzją, którą mam w następnej chwili podjąć, co kompletnie nie sprawdzało się nigdy w innych przedstawicielach gatunku. Najbliżej trzymania w cuglach swoich zapędów na drodze jest jeszcze Gran Turismo Sport w trybach sieciowych, gdzie twórcy robią wszystko żeby wyzbyć się bezmyślnych graczy, chcących jedynie wjeżdżać w konkurencję, psując tym samym całą zabawę reszcie uczestników. F1 sprawia, że człowiek zaczyna rozumieć pewną fundamentalną prawdę – tu nie ma dróg na skróty, nawet podczas jazdy w trybie single.
Jeżeli już o trybach mowa, to tegoroczna edycja wprowadza na salony największą zmianę, czyli fabularne solo, zwane “Drogą do sławy” (ciekawy trend objawił się w produkcjach sportowych od Elektroników, że implementują do nich opowieści – mam nadzieję, iż taki stan się jeszcze utrzyma). W tym wypadku mamy do czynienia z historią młodego Aidena Jacksona, który wygrywa mistrzostwa F2 i jako młoda gwiazda pnie się na szczyty rywalizacji. Jego kolega zespołowy to doświadczony już Casper Akkerman, mający swoje najlepsze lata za sobą. Co ciekawe, rozpoczynając przygodę wybieramy jeden z kilku prawdziwych zespołów ze środka stawki i walczymy w ten sposób o punkty. Nie ma tu więc na okrągło walki o podium i dublowania Hamiltona – jesteśmy średnim teamem, marzącym zaledwie o zwycięstwie Grand Prix.
Opowieść rzuca nas w wir wydarzeń i snuje różne scenariusze. Raz zaczynamy wyścig od środka z przebitą oponą i zmuszeni jesteśmy zjechać do boksu, po czym szybko nadgonić rywali. Innym razem zostaje nam pięć kółek do finału, ale szwankuje układ kierowniczy, więc trudno będzie o pozycję w punktach. W zespole rośnie napięcie, a kierowcy nie darzą się sympatią – Akkerman czuje, że szef zaczyna faworyzować młodego Jacksona, obydwoje nie szczędzą sobie kąśliwych komentarzy, a w wyniku zaciętej rywalizacji nie potrafią współpracować na torze, doprowadzając nawet do wspólnych kolizji. W międzyczasie operujemy prostymi systemami zarządzania, monitorujemy wyniki, czatując z osobami z naszego zespołu, czy…rozmawiając przez telefon z matką. Solo naprawdę pozytywnie zaskakuje i choć krótkie, ma niski próg wejścia. To zaś zaledwie prymitywne mikrozarządzanie przy pełnokrwistym trybie Kariery, który dosłownie nie bierze jeńców i oferuje taką mnogość opcji, że przyprawia to gracza o ból głowy.
Szczerze powiedziawszy twórcy w tym zakresie ocierają się o małą katastrofę, gdyż UI i rozmieszczenie poszczególnych informacji może strasznie nadwerężyć nasze poczucie komfortu. Tyczy się to niestety również samych eventów, mianowicie podczas jazdy mamy pełen wgląd w obecną kondycję bolidu, śledzimy pracę najważniejszych podzespołów, a w dodatku możemy stale kontaktować się z zespołem. Kiedy potrzebujemy dokładniejszych informacji o jakimś parametrze, przeciwniku przed nami, koledze z zespołu, o czymkolwiek – mamy do tego dostęp z menu komend. Sęk jednak w tym, iż przełączanie się między statystykami w trakcie prowadzenia jest strasznie nieintuicyjne i zwyczajnie nie działa. Gorzej czasami bywa w samym menu, gdzie odnajdą się raczej tylko zatwardziali entuzjaści sportu – między wyścigami ustalamy harmonogram działań dla zespołu, co może przynieść korzyści dla pewnych sekcji, ale obciąży inne – przykładowo kręcenie filmu reklamowego z bolidem da rozpoznawalność zespołowi, ale może wpłynąć negatywnie na jego działanie. Integracje podwyższają morale, ale i obciążają budżet – wszystkie wybory mają swoje zależności .Podstawowe statystyki oscylują z kolei wokół kilku działów, którymi są Aerodynamika, Podwozie, Jednostka napędowa, czy Wytrzymałość. Musimy dbać o każdy z nich, rozwiązując od czasu do czasu jakiś wewnętrzny spór.
Dodatkowo nieustannie dopieszczamy program rozwojowy, inwestując miliony dolarów od sponsorów (tych sobie wybieramy, dają też premie za wykonanie różnych zadań) zarówno w same auto, jak i symulatory, albo działy HR. Mechanicy oraz znawcy technologii stojącej za pojazdami będą zapewne wniebowzięci – wymieniać i ulepszać należy każdy detal, od tylnej płyty podłogowej, przez skrzydła skrętne, aż po filtry powietrza i wiele, wiele innych. Przygotowanie do samego wyścigu to także podkręcanie jednostki sterującej, silnika, turbosprężarki, akumulatora itp. Stosujemy do tego specjalne punkty, które trzeba wydawać rozsądnie, gdyż nakładane są kary w przypadku przekroczenia limitów. Udzielamy wywiadów, a kiedy osiągamy sukcesy zaczynamy mieć dostęp do coraz lepszych kierowców. Mamy okazję ich u siebie zakontraktować, jeżeli poradzimy sobie z pewną mini-grą związaną z tym aspektem. Czy ja w ogóle wspomniałem, że Kariera polega na wykreowaniu od podstaw własnego teamu i prowadzeniu go na szczyt? Jako gracz jesteśmy zarówno jego właścicielem, jak i jednym z kierowców, dlatego mamy tak duże pole do popisu w kwestii zarządzania. Jest to jednak bardzo trudne i pochłania masę pracy – warto zaliczyć pełny sezon, poznać wszystkie tory i nawet zdobyć mistrzostwo, lecz aby rozwinąć bolid do pełni możliwości i ścigać się na wyższych poziomach trudności, musimy mieć kilkadziesiąt godzin wolnego czasu.
Na graczy, którzy czuliby się przytłoczeni, czeka dobra wiadomość – opcje są na tyle uniwersalne, że dosłownie każdy parametr da się regulować, albo nawet całkowicie wyłączyć. Nie inaczej wypada kwestia samego poziomu trudności, lecz tu pojawia się problem. Skala wyzwania obejmuje nieco ponad sto punktów i przykładowo jazda z leniwym SI to przedział między 0-31. Gdy najdzie nas ochota na ostrzejszą rywalizację, zwyczajnie pobudzamy agresję przeciwników, zwiększając daną wartość. I w tym momencie wjeżdża pewien dysonans, ponieważ praktycznie niemożliwym jest utrzymanie balansu między wspomnianym poziomem trudności, a samą specyfiką bolidu. Zdarzyło mi się jechać z uszkodzoną skrzynią, kiedy to przestał działać piąty bieg i z czwartego podawany był od razu szósty, co wiązało się z nadwerężaniem całej jednostki i mozolniejszym wkręcaniem się na obroty. Mimo to bez większego wysiłku wysuwałem się po kilku kółkach na początek stawki.
Innym razem zawiodło turbo i zacząłem tracić moc, nie mogąc osiągnąć maksymalnej prędkości (o ósmym biegu nawet nie było mowy) – kierowcy jednak nie mogli mnie nawet podgryźć. Burzy to trochę koncepcję dbania o pojazd, bo wystarczy pobawić się suwakiem i cała reszta schodzi na margines. Natomiast podkręcając inteligencję jednostek do maksimum, to ja stawałem się Nikitą Matzepinem tego sezonu (pozdrowienia dla wtajemniczonych) i na nic były wszelkie umiejętności i ulepszenia. Skoro zacząłem troszkę narzekać, to pójdę niestety za ciosem, bo nie sposób pominąć pewnych aspektów, szczególnie brzydkich animacji rozpadających się aut. Elementów cząsteczkowych raz, że nie ma dużo, to zazwyczaj po największym dzwonie tracimy zaledwie przednie skrzydło i koła, które chaotycznie “buzzują” przy konstrukcji, jakby chciały odlecieć, a nie mogły.
Między Grand Prix rozmawiamy z dziennikarzami, co daje nam możliwość przyjrzenia się ich koszmarnej mimice i świadczy jedynie o tym, że ten silnik ma jakieś srogie problemy z generowaniem postaci, bo nawet modele kierowców prezentują się nieco komicznie. W przypadku surowego performance’u drażni 30 klatek podczas przerywników oraz w trakcie wykonywania powtórek – naprawdę nielogiczna decyzja w obliczu gry, która na tym polu generalnie nie zawodzi, trzymając w trakcie rozgrywki stałą ilość klatek. Nawet w 120fps przy rozdzielczości 1440p (tylko wersja na XSX). Nie rozumiem też dlaczego zmiana kamery musi odbywać się z menu – aż tak ciężko zaimplementować to do gameplayu? Cóż, kilka mankamentów tu występuje, ale żeby zakończyć już tą litanię narzekań, napomknę, iż spróbowałem się z rywalami w trybie multiplayer i oddaję szacunek dla solidnej jakości kodu sieciowego – poza nieco wydłużonym oczekiwaniem na znalezienie graczy, wszystko śmigało jak należy, bez większych lagów. W ogóle gra z innymi to kolejna, rozległa kraina, chyba jeszcze większa od kariery – mnóstwo tutaj rzeczy do rozgrzebania, ale najciekawszą jest autentyczny kalendarz mistrzostw, rozgrywany na zasadach, co prawdziwy sezon. Można bez problemu wyguglować sobie aktualnych mistrzów, którzy wykręcają najlepsze czasy na wirtualnych torach.
Zadałem sobie na początku tekstu pytanie odnośnie przystępności F1 dla graczy spoza kręgu motoryzacyjnego. Odpowiedź nie przyszła łatwo i w sumie dalej jestem delikatnie rozerwany. Tytuł pieszczotliwie oddaje najmniejsze detale tego świata, mamy dostęp do praktycznie wszystkich miejsc z realnego kalendarza, a entuzjaści będą mieć sporo zabawy przy zarządzaniu. Niektórzy narzekali, że brakuje kilku torów, ale to nie powinien być na dłuższą metę większy problem, bo są przecież legendarne miejscówki pokroju SPA w Belgii, Silver Stone z Wielkiej Brytanii, albo piękna Marina Bay Street w Singapurze. Zdecydowanie największą przeszkodą jest natłok informacji, co zdecydowanie łatwiej okiełznać pasjonatom Formuły. Stoi to natomiast w kontrze do największego atutu pozycji, czyli autentycznie dającego się ponieść modelu sterowania na pograniczu symulacji i lekkiej zręczności, co burzy poniekąd wizerunek F1 jako gry dla określonej grupy wybrańców. Jeśli ktoś w tym roku miał ochotę się ścigać, ale niekoniecznie rajcowała go perspektywa rozbijania otoczenia niezniszczalnymi furami, niczym w najnowszej odsłonie Forzy, to zdecydowanie może sięgnąć po kolejną iterację serii od Codemasters. Ostrzegam jednak, że jednym z fundamentalnych jej elementów jest zarządzanie, a sama produkcja z perspektywy gatunku przecież o tym nie traktuje.