Mario & Luigi Superstar Saga

Mario & Luigi Superstar Saga

Królestwo grzybków, Królewna Picza, ciężko myślący bracia oraz Król Kupa. To świetny materiał na historię opowiedzianą pod wpływem dobrego towaru albo idealne uniwersum w jakim może rozgrywać się interesująca gra. I jak się okazuje, ta druga opcja ma na siebie pomysł w tym świecie.


Szczerze mówiąc nigdy nie śledziłem zbyt skrupulatnie poczynań braci Mario, gdyż gier z ich udziałem, jak i reedycji jest zwyczajnie zbyt dużo. Kiedyś trochę pogrywałem w Mario & Luigi Superstar Saga na GBA. Ostatnio ponownie wziąłem się za ten tytuł i dopiero po ograniu kilkunastu godzin w necie napotkałem informację o wydaniu tytułu na 3DS’a. Byłem już za daleko by zagrywać się od nowa, zatem w tej recenzji skupię się na wersji pod starego Advance’a.

 

HISTORIA BANALNA, JEDNAK ŹDZIEBKO INNA…

Zdecydowana większość gier od BigN, dziejąca się w grzybkowym królestwie zahacza historią o korzenie starych marianów. Bowser porywa bezbronną księżniczkę Peach, a wąsacz Mario (czasami z ekipą pomagierów, w tym Luigim) rusza jej na ratunek. Tym razem Królewna pozostaje na miejscu, w swoim zamku i nawet Kupiasty Król boi się jej porwać z obawy o swoje królestwo…

Rzecz ma się w tym, że do królestwa muchomorków wkradła się zła wiedźma Cackletta, która to kradnie naszej królewnie głos. W efekcie czego księżniczka klnie jak szewc, prześcigając tym sławne Psy Pasikowskiego… Nie no żarty, zamiast słów Peach wykrzykuje same dziwne znaki (które mogłyby cenzurować brzydkie słowa), te wybuchają i wszystko niszczą.

 

 

W związku z zaistniałą sytuacją podwładny grzybek leci przedstawić całą historię wąsatemu grubaskowi. Ten zaś zahaczając o wyższego brata, pędzi prosto spod prysznica na ratunek. Czarownica ucieka, bracia unikają wybuchających znaków królewny, a Bowser smęci dramy jak to Cackletta zepsuła mu genialny plan porwania Peach. Zatem tym razem ruszamy w podróż by ratować nie księżniczkę, a jej głos. Patrząc na to z innej perspektywy, wyruszamy w podróż by uratować grzybiaste królestwo nim Peach wysadzi je całe w powietrze, heh.

Do wyprawy przyłącza się, a właściwie zapewnia nam zaplecze w postaci statku sam Bowser. Oczywiście nie robi tego bezinteresownie. Poprzez swoją pomoc chce doprowadzić do momentu, by ponownie wcielić w życie swój genialny plan porwania, ale to już historia na inną odsłonę gry z wąsaczem. Oczywiście podczas rozgrywki nie mamy możliwości sterowania Kupiastym Królem, jednak gra nam pokazuje, że Bowser to Bowser i po dupie dostać musi!

 

POKRĘCONY FASOLOWY ŚWIAT

A no tak, w przeciwieństwie do większości gier z Marianem tutaj akcja przenosi się do Fasolowego królestwa. W związku z tym podczas podróży napotkamy nie tylko znane wszystkim Gumby ale również innych, dość kreatywnych przeciwników. Grafika jest pięknie malowana, w związku z tym lokacje jakie przemierzamy mimo skromności GBA, mogą się naprawdę podobać. Gra ma swój urok i nie zestarzała się ani o dzień.

Fasolowy świat jest naprawdę zabawny i nie chodzi mi tylko o dość śmieszne i pokraczne zarazem postacie jakie napotkamy na swojej drodze. Cała gra jest przesiąknięta dużą dozą humoru. Spotkamy się tutaj zarówno z żartami sytuacyjnymi jak i tymi typowymi zawartymi w dialogach. Sława braci Mario sięga naprawdę daleko i chociaż wielu spotkanych bohaterów nie rozpozna naszych protagonistów po wyglądzie, to na wieść o tym, że to my, będą krzyczeć „to sławni bracia Mario!”. Po chwili zaś, będą nam kazali udowodnić naszą tożsamość przez np. pokaz skoków.

 

 

Podczas przemierzania co rusz to nowych lokacji, będziemy napotykać wiele przeszkód nim uda nam się przejść dalej. Gra posiada masę zagadek logicznych, które należy rozwiązać by ruszyć w dalszą drogę. Nie wymagają one może tak intensywnego główkowania jak te z gier sygnowanych marką Zeldy, ale są miłym dodatkiem. Dzięki temu rozgrywka jest zróżnicowana, co na pewno można zaliczyć jako duży plus.

Co ciekawe, w grze znajdziemy wiele nawiązań do klasycznych już odsłon o wąsaczach jak np.: znajome wszystkim cyrkowe akrobacje na beczkach z gry Donkey Kong. Takich smaczków dla fanów uniwersum, zaznajomionych ze starszymi grami jest naprawdę sporo. Muzyka jest bardzo rytmiczna (zwłaszcza podczas walki). Bardzo fajnie się wkomponowuje i współgra z przedstawionym światem. Napotkałem również kilka melodyjek, które zdecydowanie kojarzą się ze starszymi tytułami, zatem kolejne puszczone oczko w kierunku gracza.

 

CO DWA SKOCZKI TO NIE JEDEN

Sterowanie naszymi bohaterami nie jest typowe jak w większości gier. Tutaj jedna postać biega za drugą, ale można powiedzieć, że sterujemy jednocześnie obiema. Naciskając na START, nasi protagoniści zamieniają się kolejnością. Ma to o tyle sens, że każdy z nich ma do dyspozycji inne ruchy i zależne one są od tego, który z braci prowadzi. I tak np. dając Mario jako przewodnika mamy możliwość wskoczenia na wyższe przeszkody (Luigi wskakuje Marianowi na łeb i razem wybijają się na wyższą platformę). Inne zabawne zastosowania? Proszę bardzo, co zrobić aby para zaczęła biec z prędkością Flasha? Wystarczy, że grubszy wąsacz podpalił galoty wyższemu wąsaczowi i już pędzimy taranem przed siebie! Co zrobić aby móc wykopać skarby? Zapodać młotem prosto w czachę Luigiego! Takich głupawych i skutecznych zastosowań jest naprawdę masa i muszę przyznać, że sprawdza się to wyśmienicie podczas rozgrywki.

 

 

Aby ustalić czy postacie mają aktualnie korzystać ze skoku czy np. młotka musimy pobawić się bamperami. Nowo poznane ruchy i możliwości akrobatyczne obu braci wchodzą zatem w integrację z otoczeniem, dzięki czemu mamy dostęp do różnych ukrytych lokacji, które były wcześniej dla nas niedostępne.

 

TYPOWY RPG? W ŻADNYM WYPADKU

M&L SS, to gra z gatunku RPG, więc już na wstępie można mieć świadomość tego jak będzie przedstawiał się trzon rozgrywki. Tabelki, staty, zdobywanie kolejnych poziomów doświadczenia, nauka nowych umiejętności, itp. Dodajmy do tego turowy systemem walki i voilà!, klasyczny RPG jak się patrzy. Otóż niekoniecznie.

Już lata temu kiedy odpaliłem grę, byłem pełen podziwu dla tego tytułu. Pomijając już świetne sterowanie po świecie, to do teraz zaskakuje mnie jak twórcom udało się w naprawdę ciekawy sposób urozmaicić również system walki, bazując na dwóch głównych przyciskach akcji w GameBoy’u. Owszem, mamy tutaj typowego menusa, z którego wybieramy co chcemy zrobić (atak, combos, item, ucieczka) jak również system walki, który jest turowy. Różnica polega na tym, że wymaga on od nas wykonywania dodatkowych akcji w czasie rzeczywistym. Przyciska A odpowiada za jednego z braci, przycisk B za drugiego i wygląda to następująco:

 

 

Atak: podczas jego wykonywania musimy się zdecydować czy chcemy na przeciwnika naskoczyć, a może walnąć go np. z młota. Trzeba się nauczyć, którzy przeciwnicy są odporni na dany atak. Inną rzeczą jest fakt, że podczas naszego szturmu musimy dodatkowo wcisnąć w odpowiednim momencie przycisk ataku, aby móc zabrać przeciwnikowi więcej życia.

Podobnie sprawa ma się z obroną. Tutaj również musimy się nauczyć na którego przeciwnika należy naskoczyć, a któremu pociągnąć z patelni… znaczy z młotka. Dodatkowo, również musimy zrobić to w odpowiednim czasie, gdyż nacierający przeciwnik potrafi czasem specjalnie paść na pysk, żeby nas zmylić, a dopiero potem zaatakować.

Mamy również coś co nazywam combosami. To wspólne ataki obu braci, które podczas natarcia również wymagają od nas wyczucia. Najsłabszy atak pokazuje nam w którym momencie którego przycisku mamy użyć, najsilniejszy zaś musimy wykonać bez żadnych podpowiedzi, co wcale nie jest takie proste.

 

 

JEDEN Z LEPSZYCH RPG’ÓW NA KIESZONSOLCE

Muszę przyznać, że nigdy bym się nie spodziewał, że tytuł z wąsatej stajni tak mocno mnie wciągnie zarówno klimatem, rozgrywką jak i historią! Tak, historia w grze jest dość banalna, ale sposób w jaki jest przedstawiona, ilość dodanych gagów, żartów sytuacyjnych sprawia, że wlepiamy te swoje oczka w ten mały ekranik i nie możemy się oderwać. System walki jest naprawdę świeży i innowacyjny jak na możliwości GBA. Ilość smaczków zawartych w grze tylko zachęca by zaglądać w każdy kąt, muzyka zaś potrafi dla nas wybrzmieć nostalgicznymi nutkami. Dodajmy do tego miłą dla oka rysowaną grafikę i mamy tytuł obok którego żaden fan gatunku nie może przejść obojętnie. Sam zastanawiam się czy nie zakupić i nie sprawdzić wspomnianego rimejku wersji na 3DS’a: Mario & Luigi Superstar Saga + Bowser’s Minions.

Z grą spędziłem bite 25h, nie jest to może powalający wynik dla RPG’a ale jest idealnym tytułem dla kogoś, kto chciałby zagrać w coś z tego gatunku, a nie chce utopić setki godzin. Zdecydowanie polecam!


Na koniec taka ciekawostka:
Na nośniku z grą jest jako bonus dodana klasyczna, pełna wersja Mario Bros z 1986r. z konsolki NES. Naprawdę fajny i miły dodatek, który może nam zabrać jeszcze kilka dodatkowych godzin nostalgicznej rozrywki.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *