Miłość do gier, nie do plastiku
Każdy gracz niewątpliwe kocha gry i jest to jego hobby z wyboru. Jednak, mimo to, często tworzymy podziały między sobą. Dla jednych ważne są osiągi, dla innych gry, a jeszcze inni wolą oglądać Netflixa… Zapewne każdy z nas ma ciekawą historię o swoich początkach z grami wideo. Nasze doświadczenia wpływają na preferencje w przyszłości. Śmiem twierdzić, że z pierwszymi grami jest jak z pierwszymi kobietami, tego się nie zapomina. Pewnie nie jestem pierwszą osobą, która oddaje się dywagacjom na temat i zapewne nie ostatnią. Długo by opowiadał wszystkie spędzone dni na automatach grając w MK, czasy świetności Commodore, Atari, czy nawet swojskiego Pegasusa. Ileż to niezapomnianych tytułów przewinęło się w naszym życiu… To jest właśnie miłość do gier.
Tetris — zwykłe klocki, które pochłaniały zapewniając godziny radości i logicznej zabawy. |
Pong — kto nie miał do czynienia z tym szlagierowym tytułem? |
|
|
Super Mario — przechodzenie każdego poziomu i badanie wszystkich przejść, wyjątkowo trudna gra, której opanowanie za dzieciaka zajęło sporo czasu. | Pac-man — szlagier Namco i niezapomniany zjadacz dropsów, potrafiłem nie odchodzić od gry długie godziny, wszystko proste w budowie, a jak rajcujące. |
Moon patrol — walka z kosmitami, która razem z Space Invaders niszczyła miodnością. | Pitfall! — legendarna przygodówka i ówczesny poszukiwać skarbów niczym Indiana Jones. |
Boulder Dash — gra która bawiła i uczyła jednocześnie, mogłem grać godzinami. | Battle City — klasyczne „tanki”, razem z szkolnym kolegą zagrywaliśmy co niemiara, do tego możliwość tworzenia swoich plansz. |
International Karate + — od tej gry pokochałem bitki, rywalizacja z drugim graczem była czymś pięknym. | Teenage Mutant Ninja Turtles II — kolejny sztos w który zagrywałem się z ziomkiem bez opamiętania. |
Za dużo by nawet wymienić to wszystko, a gdzie: River Raid, Frogger, Galaga, Track & Field, Metal Slug i wiele innych. Excitebike przez które miałem przewalone u mamy kolegi, która po 2 godzinach gry rzuciła: „u nas w domu nie siedzi się tyle przed telewizorem”, po czym wyszedł starszy brat kolegi i rzucił: „pewnie przyszedł sobie pograć, jak nie masz swojej konsoli to sobie kup”. Nie ma to jak mocny tekst do 7 letniego mnie, ale miałem na to wywalone, bo gra była świetna, a ja faktycznie nie miałem wtedy swojego Pegasusa…
Jeśli wróciliście do lat młodości to oto właśnie chodziło, zapewne jak ja pamiętacie to uczucie i fascynację grami od pierwszej chwili. Traciłeś kontakt z rzeczywistością i liczyło się tylko kierowanie „ludzikiem” w nowym wirtualnym świecie. Wszystkie te gry wywarły na nas wpływ i wpływają na naszą ocenę gier do dziś. Choć każdy z nas jest inny, początki mamy podobne. Cała branża gier wideo, która była takim samym gówniarzem jak my sami, rozwijała się i dojrzewała z nami. To chyba najwspanialsze lata w jakich przyszło nam żyć. Jednak wraz z postępem i rozwojem wszystko zaczęło się zmieniać, pojawili się nowi potentaci i przemysłowcy, którzy zwęszyli na grach niezły hajs. Choć rywalizacja „komputery vs konsole” dopiero raczkowała, to kolejne sprzęty pojawiające się na rynku, wprowadzały przez lata stopniowy rozłam w środowisku graczy i społeczności, niegdyś jednolitej, bo ograniczonej ilością sprzętu i dostępnością informacji. Technologia się rozwijała, a w ręce ludzi trafiały kolejne nowe konsole: SNES, Jaguar, Sega Mega Drive, Sega Saturn, PSX, Nintendo 64 itd. Każda firma to osobna historia, jednak wszystkich łączyło zamiłowanie do gier, a gracze byli po prostu rozpieszczani nowymi grami. Zapewne już nawet młodsi pamiętają liczne dyskusje w prasie PS2 vs DC, lub PS2 vs Xbox.
Niesławny pierdzący redaktor z PSX Extreme — Hiv — nieraz wypowiadał się na te tematy przewalając argument raz w jedną, a raz w drugą stronę, niczym ludzie ze schizofrenią. W starszych nr PE znajdziemy wiele artykułów na temat wyższości jednej platformy nad drugą. Nintendo z Game Cube było wręcz pomijane w dyskusjach tylko ze względu na dominację Sony na rynku. Gdzieś w tamtych czasach nastąpił boom i wielki rozrost całej społeczności jak i kultury gier. Więcej osób grało na konsolach i kojarzyło ikony konkretnych firm, w domu zapewne większość ludzi w szafie znajdzie jakąś starszą platformę do gier. Cała jednolita społeczność podzieliła się na liczne mniejsze obozy. Nie będę przedstawiał swojej opinii, bo wszystko to już historia, a jak wiadomo „punkt widzenia zależy od punku patrzenia”. Zaczęły pojawiać się opinie w których posiadacz konkretnego sprzętu był lepszy od drugiego. Czy było to winą większej dostępności i różnorodności sprzętu, a może chodziło tylko o dowartościowanie się swoimi wyborami w dość ludzki małostkowy sposób? Jedno jest pewne, wraz z dostępem do internetu zwykłe opinie zaczęły przeradzać się w długie debaty, wymiany argumentów, by ostatecznie zakończyć na wojnie na memy i personalnych wycieczkach. Wcześniej wszyscy się znali w swojej społeczności i nie pamiętam bym kiedyś spotkał gracza, który nie był ciekawym człowiekiem. No nie licząc ziomków z automatów „młody dej ja ci to przejdę, bo się zabijesz”. Wraz z internetem i prasą branżową okazało się, że w naszym kraju nad Wisłą graczy jest cała rzesza, a na świecie jeszcze więcej. Jednak dopiero popularyzacja internetu uświadomiła nam jak wiele jest też stronniczych opinii, jak wiele prowokacji czy trollowania i faworyzowania konkretnych obozów. Każda firma ma swoją historię i tradycję oraz zagorzałych fanów oraz fanatyków. W dzisiejszych czasach konsumpcjonizm stał się niemal religią XXI wieku, nie ma osób bez opinii na każdy temat i poglądów politycznych, a ludzie tylko przekrzykują się w mediach społecznościowych, pasja stała się sprawą drugorzędną.
Memy — idealna broń w cyfrowym świecie wyrażająca więcej niż tysiąc słów…
Fanatyzm (łac. fanaticus – zagorzały, szalony) – postawa oraz zjawisko społeczne polegające na ślepej i bezkrytycznej wierze w słuszność jakichś poglądów politycznych, religijnych lub społecznych. Przejawem fanatyzmu jest skrajna nietolerancja wobec przedstawicieli odmiennych poglądów. […]
Różnica między fanem a fanatykiem jest taka, iż pomimo ogromnego zainteresowania daną sprawą, zachowanie fanatyka pogwałca normy społeczne, a fana — nie.
Zastanawia mnie dlaczego z pasjonatów ludzie zmienili się w korporacyjne papugi, przekazujące dalej zasłyszane plotki, prowokując do walki i podziałów. Zjawisko fanatyka zwanego „fanboyem” jest powszechnie znane. Jednak czy tylko pojawienie się nowych konsol nasila tego typu zachowania, czy nasza społeczność jest już tak podzielona, że nie możemy dojść do konsensusu i nie istnieje możliwość rozmowy bez oceniania? Cała ta batalia przypomina mi zwykłe podziały międzyludzkie: „kto ma więcej pieniędzy”, „kto mam większego kutasa i zaliczył więcej panienek”. A gry są używane tylko jako argument wyższości nad konkurencją. Liczne rozmowy w stylu: „Gears of War niszczy wszystkich soniarzy, a God Of War zjada przydupasów MS na śniadanie, a co wy wiecie skoro nie macie Mario Galaxy”. Wraz z nowymi konsolami doszła jeszcze do tego walka na teraflopy i przepychanki, która konsola będzie miała lepszy raytracing… Czy tylko dla mnie takie „debaty” wyglądają jak kłótnie dzieci w piaskownicy? Od kiedy nagle wszyscy chcą „uświadamiać” i „nawracać” do jednej jedynej platformy, czy ludzie nie mają już wolnego wyboru, by myśleć za siebie? Każdy z nas kieruje się swoimi względami przy wyborze platformy do gry. To tak, jak z kolorem tapicerki w samochodzie czy stylem ubioru. Wszystko to osobiste preferencje i gusta, a jak zwykło się mówić: „o gustach się nie dyskutuje”.
Jednak potrafię zrozumieć dyskusję, ale prowokacje i celowe obrażanie innych graczy jest dla mnie śmieszne. Przypomina to czasy holokaustu „żyd skarży na żyda, by udowodnić, że nie jest żydem” — istny paradoks. Równi i równiejsi, podziały między podziałami. Smutne, bo przecież jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Zapewne każdy miał PSXa czy Pegasusa lub Gameboya. Wszyscy kochamy gry i podchodzimy do nich z pasją i oddaniem. Więc dlaczego nie możemy szanować swoich poglądów, wystarczy tylko odrobina szacunku. Każdy z nas ma swoje preferencje, a wykłócać można się zawsze o wszystko, jednak czy to ma jakiś cel? Może ludzie traktują swoją pasję zbyt poważnie i dają się prowokować zamiast zachować dystans do siebie i swojego hobby. W końcu obrażanie hobby to prawie jak obrażanie naszej wiary. Trzeba się bronić, a heretyków palić na stosie. Zastanawiam się kto bardziej traci na takiej „ewangelizacji platformowej”. Prowokator czy osoba dająca się sprowokować. Świat jest pełen idiotów, ignorantów, egoistów, hipokrytów, całej maści wykolejeńców, dewiantów i uwidacznia się to bardzo dobrze w internecie. Pewnie nie muszę przytaczać słów S. Lema, bo każdy wie o co chodzi. Jednak reagujemy na to co piszą ludzie w sieci z większa zawziętością, niż w realnym świecie. Czasami nawet bezradnie przechodząc obok człowieka, który dostaje łomot, bo w końcu to nie „ja” obrywam i to nie moja sprawa. Ale w sieci każdy jest obrońcą sprawiedliwości, prorokiem jedynej drogi i konsoli, a w życiu codziennym strach się odezwać, bo może stracę pracę czy ktoś mnie skrytykuje, albo mi się oberwie. Leczenie kompleksów i problemów w sieci kosztem innych ludzi, to nie jest rozwiązanie problemu, czy sposób na spędzanie wolnych chwil. Zupełnie nie rozumiem tego typu zachowań. Jestem realistą i wiem, że nie da się tego całkowicie wyeliminować. Zawiść, stronniczość czy przejawy agresji, to ludzkie cechy i koniec końców zachowujemy się jak zwierzęta, którymi w końcu jesteśmy.
Jednak wierzę, że zawsze możemy stać się kimś więcej, bo gdy zasiadam przed konsolą nie ma znaczenia w jaką grę gram i na jakiej konsoli. Liczy się tylko dobra zabawa. Przyjemność z grania czy to w gronie znajomych, czy samemu. Może jestem przez to casualem dla niektórych, ale jeśli będąc pro graczem mam wystawiać na piedestale tylko jedną konsolę ponad inne i zawzięcie udowadniać ludziom o odmiennych poglądach, że się mylą i nie wiedzą nic o grach. To ja wolę zostać „zwykłym” graczem, dla którego gry to hobby i sposób na spędzanie wolego czasu. Nie zamierzam robić z grania kultu i atakować wszystkich o odmiennej opinii tylko dlatego, że mają inną konsolę, czy inne preferencje odnośnie grania. Jak mówi stara zasada: „dziel i rządź”, a my gracze jesteśmy dzieleni przez dziennikarzy szukających tanich sensacji i dzielimy się sami między sobą. Atakując się nawzajem o byle co, tylko by połechtać swoje ego i udowodnić wyższość swojej konsoli czy firmy. Burza w szklance wody i afery koperkowe. Nie wiem jak niektórzy mogli zapomnieć o wszystkim co nas — graczy — łączy i wytykać tylko to co nas dzieli. Smutne jest to, że brat brata wydaje na potępienie zamiast stanąć za nim murem. W końcu każdy z nas jest graczem i wszyscy kochamy swoje hobby. Wiec wspólnie powinniśmy delektować się czasami, w których przyszło nam żyć i tym czego już doświadczyliśmy, by móc przekazać tę wspaniałą historię i zajawkę kolejnym pokoleniom. Patrząc wspólnie optymistycznie w przyszłość, szczególnie w tych ciężkich dla wszystkich czasach. Osobiście pragnę po sobie zostawić coś więcej, niż tylko tysiące komentarzy wyśmiewające innych ludzi, których internet nigdy nie zapomni. Chcę by ktoś w przyszłości wchodząc na zadupie w sieci zwane — Cross-Play — odkrył skarb prawdziwych pasjonatów, którzy niestrudzenie napędzani tylko swoją pasją wylewali myśli waląc nocami w klawiaturę. Bawiąc się przy tym i promując zdrowe podejście do swojego hobby, niezależnie od platformy. O wiele łatwiej burzyć, ale nie ma nic co równa się z satysfakcją tworzenia…