Rozmowy dla dorosłych #1
Arystoteles miał powiedzieć, że człowiek jest zwierzęciem społecznym. Jednostki kształtują społeczeństwa, społeczeństwa kształtują jednostki (a niebo jest niebieskie). Wdzięczny temat dla różnego rodzaju twórców, prawdziwie niewyczerpalna kopalnia tematów. Dziś spojrzymy, jak tę relację próbuje ukazać Persona 5 – wytwór kultury, która w podręcznikowym ukazaniu silnie pojmuje człowieka jako trybik społecznej maszyny.
Moim dzisiejszym rozmówcą (i zapewne stałym gościem tej serii) jest Piwni-chan – pół forumowy troll, pół mangofan, pół absolwent prawa, w całości miłośnik różnej maści gier. Inspirowani przez Personę spróbujemy rzucić odrobinę światła na meandry egzystencji człowieka w społeczeństwie i zastanowimy się, czy Goebels miał rację mówiąc, że kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą.
Nocny Misiek: Mamy w Personie 5 scenę, gdy brak wiary społeczeństwa w czyjeś istnienie powoduje, że ten ktoś rzeczywiście zaczyna znikać. Czy ludzie jako pewna grupa rzeczywiście mają aż taką moc, że jak w coś wierzą to staje się to prawdą?
Piwni-chan: To pytanie można rozłożyć na kilka aspektów. Ludzie bez wątpienia mają umiejętności do tego, aby ich “wierzenia” uczynić rzeczywistością. Jednym z prostszych przykładów byłaby wiara w swoje umiejętności czy wiedzę, dzięki czemu jednostki są w stanie dostawać się na wymarzone studia, wymarzonej pracy i tym podobne. Drugi aspekt to kwestie moralne. Prawo, które reguluje sporo aspektów dzisiejszego życia, odkąd tylko powstała cywilizacja, ma swoje korzenie w wierzeniach. Częstokroć święte księgi były pisane przez proroków, czy inne osoby będące natchnione wyższymi istotami niż ludzie. Księgi te wielokrotnie zawierały w sobie różnego rodzaju zasady, prawa i obowiązki, którymi przedstawiciele danego wyznania kierowali się w życiu, tak więc znowu wierzenia (chociaż innego typu, niż wcześniej wymienione) wpływają na świat, nie tylko jednostkowo, czyli w sytuacji, gdzie dana osoba obiera sobie dany kodeks moralny, ale również na poziomie społeczeństwa, gdzie ludzie muszą dostosowywać swoje zachowania do pewnych standardów. Do tego mogą dojść rozważania o faktycznie kreowanie rzeczywistości na poziomie metafizycznym. Tutaj też pojawiają się różne teorie, jakoby ludzkie wierzenia były w stanie wpływać na fundamenty tego z czego składa się otaczający nas świat (i z czego ten świat faktycznie się składa). Kwestie tego, czy absoluty istniały przed ludźmi, czy ludzie je stworzyli również pojawiają się w fikcji (na myśl przychodzi choćby Warhammer 40k i to jak postrzeganie rzeczywistości wpływa na nią) aczkolwiek tutaj jeszcze brak odpowiednich narzędzi, które umożliwiłyby ostateczną odpowiedź. Największe grupy religijne świata uznają, jakoby wyższe istoty istniały przed ludźmi, gdzie właśnie Bóg-kreator jest odpowiedzialny za stworzenie wszystkiego. Ale kończąc lekki offtop, to wierzenia jako takie jak najbardziej mają wpływ na świat.
Nocny Misiek: Czy wierzenia grupy ludzi mogą stać się prawdą? To, że ja motzno uwierzę w to, że mogę polecieć jak skoczę z okna nie spowoduje, że polecę. A przynajmniej nie do góry.
Piwni-chan: Abstrahując od latania w dół z 10 piętra, to pewne wierzenia mogą stać się prawdą i biorąc pod uwagę powyższe rozważania można przyjąć takie stanowisko. Trzeba jednak również pamiętać o “obiektywnej rzeczywistości”. Ludzie wierzący w kłamstwa, fałszywą propagandę, czy modne od kilku lat “fake newsy” nie sprawiają, że wydarzenie opisany w nieprawdziwy sposób staje się “obiektywną prawdą” (wbrew temu co twierdzono w pewnych czasach jakoby kłamstwo powtórzone tysiąc razy stawało się prawdą). Ale czy dla tych ludzi, ma to znaczenie, skoro są przekonani, że dane wydarzenie wydarzyło się w taki sposób? Dla jakiejś części zapewne tak, ponieważ ludzie posiadają umiejętność krytycznego myślenia i weryfikują informacje. Jednakże nie dotyczy to każdego przedstawiciela naszego gatunku, tak więc “wiara” również ma swoją ciemniejszą stronę, gdzie fakty są przekłamywane, naginane albo przemilczane dla osiągnięcia odpowiednich, szeroko rozumianych, zysków. Ostatecznie powiedzieć trzeba, iż to, w co ludzie wierzą, ma bardzo silny wpływ na otaczający nas świat i może również zmieniać “obiektywną rzeczywistość”, chociaż nie z meta poziomu, a jedynie odbieranie jej przez ludzi
Nocny Misiek: Ciekawy jest przytoczonym przez Ciebie świat Warhammera, gdzie wiara powołuje do istnienia bogów. Ale zostańmy na razie na Ziemi. Wyobraź sobie, że jesteś członkiem jakiejś grupy społecznej, dajmy na to “Kółko przyjaciół Hatsune Miku”. Utożsamiasz się z tą zbiorowością, jej poglądami, zwyczajami. Równocześnie na forum pojawiają się posty, że fani wspomnianego wcześniej Warhammera to troglodyci i barbarzyńcy, ktoś tam wrzuci zdjęcie posta, jak mu ktoś chamsko odpisał, inny powie, że “to sajsfikszyn to wogule przerysowane i niepoważne”. Osobiście żadnego nie znasz i nie miałeś okazji się przekonać o tym. Problem w tym, że gdy już jakiegoś poznasz, to będziesz miał w głowie cały zestaw uprzedzeń, które prawdopodobnie przełożą się na to, że się zdystansujesz i będziesz miał lekceważące podejście. Ten człowiek już został przypisany do szufladki “wróg”. I możliwe, że się nim rzeczywiście stanie, no bo kto lubi, gdy ktoś go traktuje protekcjonalnie. Wiara Twojej grupy społecznej wytworzy ci przeciwnika w prawdziwym życiu.
Piwni-chan: Daleko jeszcze?
Nocny Misiek: Daleko, mam natchnienie. My ludzie jesteśmy istotami społecznymi i lubimy być częścią grupy, chcemy, żeby byli jacyś “nasi”. I źle się czujemy, gdy odstajemy od tych “naszych”. Ten mechanizm może być potencjalnie bardzo niebezpieczny. Tym bardziej jeżeli ktoś by chciał go świadomie użyć. Ile to się razy słyszy, że “prawdziwy gracz to gra w [tu wpisz nazwę swojego ulubionego gatunku], a reszta to normiki i każuale” lub inne tego typu sformułowania. Mnie przepełnia duma, bo jestem członkiem elitarnej grupy. Natomiast inni ludzie zostają w jakiś sposób w moich oczach zdegradowani, ich wartość zostaje umniejszona, moje przekonania w jakiś sposób negują ich istnienie. Chociaż to raczej nie ma, aż tak widowiskowego rezultatu jak w Personie. A skoro nie wierzę, że ten ktoś jest na równi ze mną, to czemu miałbym go traktować jak równego sobie? Tu by należało postawić pytanie: czy moja opinia coś zmienia rzeczywiście w godności tych ludzi?
Piwni-chan: Sugerujesz, że wszyscy ludzie mają jakąś godność? Odważne.
Nocny Misiek: Karczoch ci w oko, nie przerywaj. Kontynuując, moja opinia nie narusza godności innych ludzi. Prawda jaka jest taka była. Ale na poziomie osobistej moralności, czyli tego co wyznacza reguły dla postępowania, to liczy się moje pojmowanie prawdy. No i co z tego, że ja miałem pierwszeństwo, jak on miał czołg. Mówisz, że “fake newsy” nie tworzą obiektywnej prawdy. Ale jakoś ruscy i reptiliańscy agenci spowodowali memami, że Trump wygrał…
Piwni-chan: Na samym początku monologu wspominałeś o szkalunku mediów. Jeżeli chodzi o ten temat, to ludzie mają różne formy reakcji na krytykę, głownie zależne od samej krytyki. Jeżeli ocena danego dzieła ogranicza się do “x to guwno lol iks de“, to trudno się przejmować takimi słowami (szczególnie, gdy dana osoba poproszona o wyjaśniania nie jest w stanie ich za bardzo ich rozwinąć). Z drugiej strony, gdy opinia przedstawia jakąś wartość poznawczą, jest czymś więcej (i “oponent” jest chętny do wymiany zdań), to można z takimi tezami dyskutować. Czasem, gdy taka osoba nie ma wystarczającej wiedzy i obeznania w danym temacie, można ją wyprowadzić z błędu i być może przekonać do swoich racji i zmiany opinii.
Nocny Misiek: Przekonać kogoś do swojej opinii w internecie to poważny wyczyn. Ludzie nie przychodzą tam internetu żeby dowiedzieć się, o tym, że są w błędzie.
Piwni-chan: Zadaniem oświeconych jest nieść iluminację niedoinformowanym
Nocny Misiek: Pewnie się cieszysz, że nie musisz tego robić?
Piwni-chan: Ech, taka to rozmowa z plebsem. W każdym razie, ludzie chętni do zmiany swojego zdania stanowią promil użytkowników na necie. Jeszcze mniejszą grupą są ludzie, będący (czy to w przeszłości czy teraźniejszości) fanami/antyfanami, którzy analizując dane dzieło rozłożyli je na czynniki pierwsze i dokładnie wskazują błędy i problemy jakie występują w danej twórczości (a pamiętać trzeba, że w popkulturze nie ma dzieła idealnego). Tego typu krytyka jest najcenniejsza i przedstawia sporą wartość dla każdego, bo można z niej wyciągnąć naukę, jeżeli tylko ma ku temu chęć, czy to będąc twórcą danego dzieła, czy też młodym, aspirującym pisarzem. Ale no, o ile rzeczowych krytyków jest promil, tak ludzi wciągających wnioski z ich działalności jest jeszcze mniej. Wystarczy przypomnieć jaką gównoburzą są ostatnie filmy SW, szczególnie Ostatni Jedi, który zmaga się z Everestem problemów, a mimo to twórcy (i część fanów) nie są w stanie zmierzyć się z negatywnymi opiniami (mówię oczywiście o tych rzeczowych).
Nocny Misiek: U, w komentarzach burzę czuję ja. Może lepiej nie dobijać nieboraka?
Piwni-chan: Trzeba niestety powiedzieć tę bolesną prawdę, ostatnie filmy SW są w najlepszym przypadku przeciętne. W najgorszym mocno słabe. Ale przy okazji zarówno negatywnych opinii, jak i poniekąd SW, trzeba też wspomnieć o tak zwanych psychofanach, ludziach, którzy każdą krytykę dzieła odbierają jako atak na ich osobę. Ci ludzie są szkodliwi dla siebie, bo zamykają usta każdej formie innej opinii (słusznej i niesłusznej, rzeczowej i bezwartościowej) i we własnym kokonie (czy jak ktoś woli tworzą swój “echo chamber”, szczególnie gdy jest ich większa ilość), nie biorąc w ogóle pod uwagę tego, że druga strona być może ma rację. Są też szkodliwi dla całej szeroko rozumianej popkultury z tego powodu, że twórcy zamiast wyciągać wnioski z wartościowych recenzji i pracować nad tym, aby ich twórczość była jak najlepsza, spoczywają na laurach i tworzą dzieła w najlepszym przypadku przeciętne. A trochę wracając, to “fake newsy” nie tworzą “obiektywnej prawdy”, tylko kształtują pojmowanie świata przez grupy ludzi, który przyjmują je bez krytyki i weryfikacji źródeł.
Nocny Misiek: Scholastycy mówili, że prawda to jest zgodność myśli z rzeczywistością, czym dawali “pierwszeństwo” rzeczywistości. “Fake newsy” to masz ruch w przeciwnym kierunku. Tylko czy rzeczywistość będzie poruszona takimi staraniami?
Piwni-chan: No właśnie nie będzie. Ludzie mogą uważać, że 2+2=5 i nawet tworzyć całe organizacje zbudowane na fundamentach podobnych błędnych idei, ale ostatecznie nie sprawia to, że ich “prawda” jest obiektywizmem. To, że mimo to mogą kształtować szeroko rozumianą rzeczywistość jest inną sprawą, bo ludzie lubią ulegać własnym przeświadczeniom, czują się bezpiecznie, gdy ich przekonania są potwierdzane przez innych (szczególnie ważnych) ludzi. Pół biedy, gdy ci inni ludzie nie mają złych zamiarów, ale gdy mówią i robią pewne rzeczy dla osiągnięcia jakiegoś celu (najgorzej, gdy jest to niecny cel) to sytuacja ulega zmianie. Najlepiej byłoby, gdyby każdy człowiek po usłyszeniu czegoś w telewizji/radiu, przeczytaniu czegoś na necie/w gazecie sprawdził, czy to faktycznie jest prawda i analizował niuanse. Ale w codziennej prozie życia, po powrocie z pracy/zajęć nie każdy ma ochotę robić prasówkę z każdej, nawet najmniej istotnej, pierdoły, z powodu braku czasu, siły czy chęci. Doba ma jednak ledwie 24 godziny, stąd pewne rzeczy nie otrzymują większego przedziału czasowego.
Nocny Misiek: Jeżeli czerpię poczucie wartości z przynależności do grupy, to ciężko, żeby nie przyjmować osobiście ataków na nią. Z kolei kwestia tego, że dyskusję nad jakimś filmem, serialem czy książką traktuje się osobiście jest w pewnym sensie dla mnie niepojęta, bo jest to dosyć irracjonalne, ale z drugiej strony sam też widzę po sobie, że emocje wchodzą do gry, jak ktoś szkaluje coś co lubię.
Piwni-chan: Ano, takie zarzutki na ulubioną chińską bajkę kolegi zawsze bawią
Nocny Misiek: Zależy, czy to ty jesteś ofiarą zarzutki.
Piwni-chan: Pomijając kwestie trolowania, to dyskusje nad sztuką są jak najbardziej pożądanym zjawiskiem z powodów, o których wspominałem wyżej. Dodać do tego można sytuacje, gdy pewne pomysły są zrealizowane lepiej w jakimś innym dziele i pojawiają się w takich rozmowach jako przykłady. To pozwala na docenienie właśnie tych innych filmów, gier czy książek, które są po prostu lepszej jakości. Emocje podczas takich dyskusji to jak najbardziej zrozumiała sprawa, szczególnie, gdy ktoś próbuje zirytować drugą stronę i odnosi sukces. Sporo ludzi zajmuje się na necie taką “działalnością”, bo daje im to rozrywkę i w jakiś sposób jestem w stanie to zrozumieć, bo bez wątpienia zabawne jest wyprowadzenie drugiej osoby z równowagi. Jednak, jeżeli chce się podyskutować na jakiś temat wartościowo, to lepiej nie uciekać się do pewnych chwytów, bo to po prostu marnowanie czasu.
Nocny Misiek: Natomiast co do tego, że dobrze, jakby ludzie sprawdzali i krytycznie podchodzili do tego co słyszą, to masz rację panie kolego. To jest idea warta tego, żeby była jakąś normą regulatywną dla postępowania, ale równocześnie jest niemożliwa do całkowitego wprowadzenia. Tutaj się pojawia właśnie rola autorytetu i wspólnoty. Potrzebujemy po pierwsze specjalistów z konkretnych dziedzin, bo poziom skomplikowania danego zagadnienia uniemożliwia często sprawdzenie czegoś “na szybko”. Równocześnie jesteśmy też członkami wspólnot właśnie po to, żeby zbiorowym wysiłkiem zrozumieć świat. Osobną kwestią pozostaje to, że równocześnie jesteśmy bardzo wygodni. Heidegger pisał o tym, że człowiek zatraca się w “Się”. Czyli żyje tak jak SIĘ żyje, postępuję tak jak SIĘ postępuje, myśli tak jak SIĘ myśli. Bo tak jest łatwiej, bo samemu ciężko rozeznać co jest autentycznie dobre. A tak wystarczy, że przyjmiemy bezmyślnie jakiś system wartości czy moralny i będziemy postępować tak jak SIĘ według niego postępuje. Często bezkrytycznie, często przymykając oczy na rzeczy trudne. W Personie 5 ma miejsce ciekawa sytuacja, że pomimo tego, że pewna postać wprost przyznaje się do wielu zbrodni, to ludzie zdają się to ignorować, nie dopuszczają do siebie tego wyznania winy. Wszystko dlatego, że to jest osoba, z którą wiązały swoje nadzieje, na którą chciały przerzucić ciężar odpowiedzialności za swoje życia. Patriota, nie ważne, że ch…..ory na ambicję człowiek.
Piwni-chan: Jeżeli mowa o refleksyjności ludzi, to racja, pomijając kwestie czasu i sił dochodzą również problemy autorytetów. Pewien czas temu rozmawiałem na necie z człowiekiem powołującym się na badania psychologów i psychiatrów, wedle to których nie ma zjawiska wolnej woli. Poprosiłem tę osobę o artykuł, w którym to wyczytał, no bo powoływał się na te słynne badania. Artykuł faktycznie stawiał tezę jakoby wolna wola nie istniała z powodów uwarunkowań społeczno-biologicznych każdego człowieka, jednakże wspominał także o tym, że naukowcy nie znaleźli konsensusu co do tego problemu, gdyż “większość” uznała, iż taka nie istnieje, jednak druga strona, również spora ilościowo, uważała co innego.
Nocny Misiek: Badania naukowe z zakresu psychologii jako argument rozstrzygający? Bambini porfawor. Tu akurat szczególnie trzeba krytycznego podejścia i pewnego dystansu. Dużo zależy od przyjętych założeń w tej dziedzinie, za dużo tez leży na styku psychologii i filozofii. To dosyć grząski grunt.
Piwni-chan: Generalnie dogmatyczne traktowanie nauki szkodzi samej nauce. Ludzie nie posiadają jeszcze odpowiednich narzędzi do zbadania otaczającego nas świata, o rzeczywistości nie wspominając, więc przyjmowanie obecnych teorii za niewzruszalny monolit jest niepotrzebne i może hamować rozwój.
Nocny Misiek: No, no, bo jeszcze zaraz padnie, że przecież nie ma żadnego dowodu, że Ziemia jest płaska. Zamykam wątek.
Piwni-chan: No to już dobrze. Ale kontynuując autorytety, to też należy uważać i nie odbierać ich słowa jako dogmatu, choćby ze względów różnych pobudek jakimi mogą się kierować, czy własnej percepcji, która, będąc ludzką, nie jest wolna od błędów. Czasem dobrze jest zatrzymać się na chwilę i zastanowić nad słowami jakiejś osoby. Jeżeli chodzi o przykład z Persony, to ludzie potrafią wiele rzeczy wytłumaczyć dobrymi intencjami, czy pięknym celem. Niby mówi się, iż cel uświęca środki, ale zawsze trzeba być ostrożnym, ponieważ nawet najpiękniejsze ambicje nie są warte pewnych poświęceń. Historia i sztuka znają setki przykładów, kiedy to piękny zamysł, czy też dobre pobudki doprowadzały do ohydnych wydarzeń, które nie istnieją przecież w próżni i mają również wpływ na ideę, która przyświecała sprawcom, zakażając ją i czyniąc niemożliwą do uratowania. Podobnie z odpowiedzialnością.
Nocny Misiek: Nikt nie chce być przecież “tym złym”. Nie wymaga jednak dużego wysiłku znalezienie systemu politycznego, który “chciał dobrze, a wyszło jak zawsze”.
Piwni-chan: Ano prawda. Ludzie często nie chcą być odpowiedzialni za swoje działania i znajdują na nie wymówki, gdzie najlepszym przykładem jest wojskowe “taki był rozkaz” (chociaż dotyczyć może to również znacznie bardziej prozaicznych sytuacji życiowych jak np. “prześladowań szkolnych” gdzie istotniejsza jest presja grupy). To wiązać może się zarówno z zaufaniem do przełożonych, którzy po prostu widzą lepiej (w tym konkretnym przypadku. Są w końcu przełożonymi i robią to już x lat), jak i ulżenia swojemu własnemu sumieniu, poprzez niejako odczłowieczenie samego siebie. Jestem bronią czy automatem, który jedynie wykonuje polecenia, czy to “tych wyżej”, czy jakiejś grupy rówieśników.
Nocny Misiek: Problem z odpowiedzialnością jest natomiast taki, że w sumie to jest bardziej ciężarem niż czymś, co przynosi jakąś wymierną korzyść. A skoro nie widać różnicy to po co przepłacać? Życie broni lub automatu może nie jest takie złe?
Piwni-chan: Odpowiedzialność to faktycznie bardziej przekleństwo niż błogosławieństwo, jednak jest ona nierozłączną częścią życia dorosłego, rozumnego człowieka. Nie da się jej wyzbyć w żaden pożądany dla ludzi sposób, więc obawiam się, że jesteśmy na nią skazani. A co do życia automatu, no zapewne są jednostki, które lubią być całe życie kierowane przez kogoś i jakkolwiek słuchanie porad i kierowanie się nimi jest dobrym pomysłem (ale znowu, po odpowiedniej refleksji), tak bycie pod zupełną kontrolą innej osoby nie jest dla nikogo zdrowe.
Nocny Misiek: Jakby się zastanowić, to w zasadzie większość gier bazuje jednak na strukturze, gdzie masz nagrodę, ale twoja odpowiedzialność zostaje ograniczona. Twórcy maksymalnie zabezpieczają komfort gracza, to żeby porażka albo błąd nie bolały jakoś bardzo. I żeby nie musiał za bardzo myśleć nad sensem i słusznością tego co robi. Patrz klasyczny motyw z gier RPG z grabieniem zwłok albo domów. Skoro mechaniki pozwalają na coś znaczy, że można lub trzeba. Wracając znów do Persony, w zasadzie nie spotykają gracza żadne negatywne konsekwencje z posiadania tzw. haremu. A spróbuj tak zrobić w prawdziwym życiu…
Piwni-chan: Cóż, gry mimo wszystko są rozrywką. Nie chodzi w nich o to, żeby uczynić je tak trudnymi czy karzącymi, żeby ludzie po spędzeniu w nich kilku godzin dostawali ciągle po pysku i nie mieli już ochoty ich nigdy tknąć. Oczywiście, są gry łatwiejsze i trudniejsze (są też takie, które bardziej doskwierają graczowi, gdy ten popełni błąd, typu Dwarf Fortress, ale trudno zaliczyć je do mainstreamu), ale te najpopularniejsze typu singleplayer nie są aż tak “trudne we współżyciu”. Oczywiście w pokonywaniu przeciwności jest zabawa, nawet sporo, ale nie każdemu się to musi podobać i liczy się zawsze znalezienie złotego środka, aby dana gra nie stała się zbyt frustrująca. Co do pewnych mechanik, no to gry są dalej fantazją, czy jakąś formą idealizowanego świata. Stąd pewne uproszczenia, jak nieskończony ekwipunek czy brak rozterek moralnych występujących przy pokonywaniu kolejnej bandy rzezimieszków – te npcki rzadko kiedy mają bogatą historię, czy lore, są “bez twarzowym” mięsem armatnim istniejącym tylko po to, żeby gracze podwyższali swoje cyferki w statystykach czy ekwipunku. Co do haremu, to cóż, są różne kultury, które dopuszczają wielożeństwo, także tego…
Nocny Misiek: Czyli rozrywka wiąże się z brakiem odpowiedzialności? Timon i Pumba mieli rację z Hakuna Matata?
Piwni-chan: To zależy co rozumiesz przez odpowiedzialność.
Nocny Misiek: O tym, co to jest odpowiedzialność pewnie by się dało rozpisać tyle, że czasu do paruzji by nie starczyło. Myślę, że tak na szybko można by to określić jako świadomość, że stan czegoś zależy ode mnie, że ja mam decydujący wpływ, ja decyduję o kształcie, formie. Równocześnie ja jestem tym, który ponosi konsekwencje tego, że dana rzecz jest taka a nie inna.
Piwni-chan: U, to zależy od typu i gatunku gry. W bardziej sandboxowych produkcjach, pokroju Rimworlda, czy wspomnianego Dwarf Fortressa, gdzie filozofię rozgrywki można przedstawić jako “róbta co chceta”, to można powiedzieć, że rozrywka zależy głównie od graczy. Oni sami sobie ją kreują, ograniczeni tylko przez ramy jakiegoś świata (Rimworld posiada narratorów, można uznać ich za jakąś formę “kagańca”). Inne gry, no to zależy już od tego jak bardzo ludzie są prowadzeni za rękę. RPG pozwalają na pewną indywidualizację rozgrywki poprzez wybór tam postaci, rodzaju oręża i tym podobne, ale fabuła częstokroć idzie po torach. Nawet, jeżeli są jakieś wybory, to są one zazwyczaj dosyć ograniczone i na główny wątek mają niewielki wpływ (są oczywiście pewne wyjątki jak choćby rodzimy Wiedźmin 2, ale też fabuła miała chyba 2 główne wątki zależne od wyboru towarzysza w pewnym momencie gry, z tego co pamiętam). Przypomniały mi się też popularne serie sprzed paru lat (głównie od pewnego nieistniejącego już studia), gdzie niby gracze mogli samemu kształtować swoja przygodę. I jakkolwiek fabuły prezentowane w tych grach były lubiane przez ludzi, tak wybór był czysto kosmetyczny i zakończenie ostatecznie było jedno. Mamy też inną szkołę narracji, a mianowicie gry, które zupełnie nie bawią się w jakieś wybory i idą jak po torach. To nie jest z góry wadą, ponieważ w 10 przypadkach na 10 wybiorę dobrą liniową fabułę od miałkich “wyborów”. Także odpowiedzialność w tym rozumieniu zależy głównie od typu i gatunku, co ująłem w pierwszym zdaniu :v
Nocny Misiek: Bambi, a powiedz ty mnie, wierzysz w to, że Fantomowi Złodzieje z Persony mogliby zrobić taką rewolucję społeczną jaką zrobili? Chodzi mi o to, czy rzeczywiście jednostka lub grupka silnie zaangażowanych osób jest w stanie w ramach oddolnego ruchu wpłynąć na całe społeczeństwo? Zmienić myślenie, zainspirować, zmotywować do działania?
Piwni-chan: Cóż patrząc na historyczne przykłady to niby oddolne grupki potrafiły wywoływać rewolucje. Częstokroć jednak, aby taka rewolucja była udana potrzeba było jednak kogoś większego za nimi, który by całą imprezę finansował czy wspierał politycznie. Także, gdyby analizować taką rewolucję z punktu widzenia naszego świata to nie sądzę, żeby odniosła ona większy sukces. Jednak, biorąc pod uwagę, to że w P5 dochodzą np. motywy magii i interwencji sił nadnaturalnych, które Japończycy lubią w swoich bajkach, to kto zmienia postać rzeczy. Zadać sobie trzeba pytanie, czy ktoś wierzy w magię, czy cuda, bo szczególnie z tymi drugimi można osiągnąć wszystko. A ty uważasz, że ziomeczki z P5 potrafiliby zmienić cokolwiek w naszym świecie?
Nocny Misiek: Właśnie wydaje mi się, że tak. Patrząc na historię mamy pełno postaci czy grup, które miały silną motywację i niezachwianą wiarę w sprawę. I takie jednostki zmieniały świat. Czy to mówimy o grupce rybaków, która usłyszała, że “będą solą Ziemi”, czy może chodzi o greckich intelektualistów, którzy próbowali się odnaleźć w świecie po upadku imperium Aleksandra i stworzyli na tej bazie różne szkoły etyczne. Wiadomo, nie każdemu jest dane stworzyć ruch społeczny albo zapoczątkować nowy styl życia. My jako ludzie jednak podziwiamy jednostki wybitne i chcemy w jakimś sposób być jak one. Wystarczy spojrzeć na popularność sportowców.
Piwni-chan: Jak mówisz o rybakach sprzed 2k lat to dalej mieli oni “plecy”, bo to nie była grupa losowych ludzi. I też pasuje do cudu, o którym wspominałem. Postaci z P5 na pewno można by uznać za wystarczająco charyzmatyczne, aby nadawały się na prowodyrów rewolucji (chociaż Joker może mieć z tym problemy, skoro jest niemową), ale dalej uważam, że bez odpowiedniego zaplecza naturalnego czy nadnaturalnego to nie mogliby wiele zmienić. Oczywiście sportowcy mogą być inspirujący dla młodych ludzi, którzy dzięki nim sami zaczynają trenować jakiśtam sport, ale nie nazwałbym tego szeroko społecznym ruchem zmieniającym rzeczywistość. Uważam sportsmenów raczej za zwykłą rozrywkę dla starszych i okazjonalną inspirację dla młodszych, nie przeceniałbym aż tak ich popularności.
Nocny Misiek: Czy są odpowiednim wzorem do naśladowania do inna sprawa. Chodzi o samą kwestię tego, że zawsze będzie popyt na autorytet. A teraz chyba są większe możliwości zaistnienia i przebicia się do świadomości społecznej niż kiedykolwiek. Social media to jednak potężny kanał oddziaływania na masy. Jakbyś się postarał to nawet ty mógłbyś zostać Fantomowym Złodziejem. Pomyśl o tym. Harem czeka.
Piwni-chan: To, że dzisiaj jest tyle możliwości zaistnienia może być wadą i zaletą. Generalnie temat soszjal mediów to temat rzeka, bo jutub chociaż potrafi od czasu do czasu obdarować złotem, tak w większości przypadków kątęt jest mocno przeciętny. I jednak nie sądzę, żebym mógł zostać fantomowym złodziejem, mam o jeden wymiar za dużo. Z tego powodu jakakolwiek waifu czy radykalna zmiana rzeczywistości dalej pozostanie poza zasięgiem…
Nocny Misiek: Ehhh…. musiałeś na koniec popsuć atmosferę. Kończymy. Dobrze, że teraz często pada, to przynajmniej nie będzie widać naszych łez…