CD-Action Expo 2024 – relacja z imprezy
Czasami można odnieść wrażenie, że rynek gier to już nic tylko zaorać. Owszem, występuje w nim wiele patologii: płatny multiplayer, masowe zwolnienia, afery saunowe… Są też jednak takie chwile w życiu gracza, kiedy możemy być dumni z naszego hobby, zapomnieć o chorobach toczących branżę i po prostu dobrze się bawić. Jedną z takich chwil (rozciągniętych na dwa dni) było bez wątpienia tegoroczne CD-Action Expo.
Na początek zajmijmy się suchymi faktami, żeby mieć je z głowy. CD-Action Expo 2024 odbyło się w dniach 1-2 czerwca w Atlas Arenie w Łodzi, w przeciwieństwie do zeszłorocznej edycji, która miała miejsce w Hali Stulecia we Wrocławiu. I też możesz obejrzeć z niego wideorelację, a także wywiady z indie developerami i z niektórymi członkami redakcji CD-Action. W tym roku koszt wejściówki na oba dni targów wyniósł 30 zł, co jest ceną więcej niż przyzwoitą nawet dla takiego cebulorza jak ja.
No dobrze, skoro już mamy to za sobą, to mogę opowiedzieć o samej imprezie. Atrakcji było jakby więcej niż w zeszłym roku, co ma sens biorąc pod uwagę fakt, że do dyspozycji było niecałe dwa razy więcej przestrzeni użytkowej, co nie było takie oczywiste na pierwszy rzut oka. W sensie, widać było, że wszystkiego jest więcej, ale nie AŻ TAK. Oczywiście nie znaczy to, że impreza była uboga w atrakcje. Rzekłbym, że wręcz przeciwnie.
Nie powinno być zaskoczeniem, że targi gier obracają się wokół, no, gier. Ponownie pojawiła się strefa Nintendo – może nie tak okazała jak w zeszłym roku, ale nadal nietrudno ją było namierzyć. Powróciła też strefa retro, gdzie można było rozwiązywać spory tak, jak robią to prawdziwi faceci – pojedynkując się w Tekkenie. Nowością był za to “gitarowy” kontroler podpięty do Xboksa 360 (cholera, to już retro?). Nie kojarzę czy udostępnioną grą było Guitar Hero, czy Rock Band, ale to nieistotne. Ważne, że ktoś odgrywał na nim Through the Fire and Flames zespołu DragonForce – utwór tak hardkorowy, że stał się memem. Z głębi serca – szanuję. Poza tym można było pograć w Jazz Jackrabbit 2 i w Icy Tower. Kurde, kiedy ostatnio graliście w Icy Tower?!
Poza strefą nowoczesnych konsol mieliśmy dostęp też do pecetów z tytułami różnorakimi. Stanowiska nie były opisane, co (zamierzenie lub nie) doprowadziło do tego, że siedząc przy maszynie, zgadywałem tytuł danej gry. Trochę jak w „Jaka to melodia”, ale z grami, co dało mi niewspółmiernie dużo satysfakcji, ale wróćmy jeszcze do gier. O ile pokazanie tam na przykład Ghostrunnera II było dobrym pomysłem, tak na przykład stanowisko z Banishers: Ghosts of New Eden nie cieszyło się taką popularnością. Wydaje mi się, że to niezbyt dobra gra do pokazywania na targach, ale broń Boże nie narzekam. Różnorodność tytułów była spora, więc każdy mógł znaleźć coś w miarę arcade’owego dla siebie.
Osobną strefę posiadały tytuły esportowe, na czele z Counter-Strikiem i Fortnitem, a i miłośnicy Fify mogli się wygodnie rozsiąść i pokopać wirtualną piłkę. Na spragnionych wyzwania czekał również Mateusz Kapusta, pseudonim „Gucio1846”, który jest profesjonalnym graczem w MotoGP 24. Wierzcie lub nie, ale przejechanie jednego okrążenia na realistycznych ustawieniach było nie lada wyzwaniem. Przyjemnie się potem oglądało, jak Gucio pokonał ten tor bez większych przeszkód. Szacun!
Spore stanowisko posiadało również Lenovo, gdzie nie tylko można było pograć we współczesne tytuły (kojarzę chociażby Manor Lords), ale też wygrać kilka (drogich, elektronicznych) fantów w konkursach. Podobnie zresztą jak przy stanowisku firmy Lexar. Jeśli ktoś się postarał, to nie wyszedł stamtąd z pustymi rękami. Ogólnie ciężko było opuścić Expo z niczym, bo była to świetna okazja żeby uzupełnić swoją kolekcję gier, gadżetów i mieczy świetlnych. Na szczęśliwych nabywców czekały również książki i archiwalne wydania przeróżnych polskich czasopism dla graczy. Pełno było też japońskich słodyczy i innych przysmaków.
Poszerzenia doczekała się również strefa indie, tym razem mieszcząca osiem zespołów wystawiających swoje tytuły. Ale o nich już wiecie, bo zdążyliście przeczytać wywiady, które opublikowaliśmy na łamach Crossa, prawda? Dość powiedzieć, że na hali znalazły się zarówno przygodówki i survivale, jak i zręcznościówki czystej krwi. Moje serduszko skradło BattleTanks, czyli diablo grywalna „gra w czołgi”, w której spędziłem dobre dwadzieścia minut.
Najbardziej okazałym stanowiskiem (jeśli w ogóle można je tak nazwać) była Strefa Gothic, której mieszkańcy wyglądali jak żywcem wzięci z najpopularniejszej niepolskiej gry. Można było tam nie tylko pogadać z magiem ognia, ale też zasiąść do sesji z ulubionymi tytułami czy to za sprawą fanowskiego serwera Veritas RP, czy po prostu przy zmodowanych wersjach gry. Wzrok przyciągała również arena, gdzie można było rozwiązać spory i kłótnie, jeśli akurat konsola z Tekkenem była zajęta. Widać tu dużo napracowania i wtedy trochę żałowałem, że nie należę do grona zagorzałych fanów serii.
Expo było też wymarzonym miejscem spotkań na szczycie, np. z Tomem, wicenaczelnym Crossa, oraz Shinigamim, redakcyjnym Hackermanem (100 lvl w biegłości ). W trakcie spotkania uświadomiliśmy sobie, że w sumie to Cross-Playowi stuknęło 5 lat, ale to szczegół. Na osiemnastkę zrobimy własne Expo, a co!
Podobnie jak w zeszłym roku, kluczowym miejscem na Expo była scena, gdzie miały miejsce najważniejsze panele poświęcone grom, gamedevowi, kulturze czy samemu CD-Action. Rozmowy poprowadził rzecz jasna niezastąpiony Mateusz Witczak, redaktor naczelny portalu polskigamedev.pl. Różnica wobec ostatniej edycji jest taka, że tym razem panele odbywały się też w osobnych, przeznaczonych do tego salach. I tutaj mam w zasadzie jedyny zgrzyt wobec całego wydarzenia, mianowicie przez większość dnia miały miejsce trzy panele jednocześnie. Nierzadko musiałem zrezygnować z uczestnictwa w jednym na rzecz drugiego. I to jest, kurde, szkoda, bo najchętniej obejrzałbym wszystkie. Gdyby panele były nagrywane, problemu by nie było. Pewnie pojawiłoby się za to z pięć innych, ale póki co zostawmy ten temat.
Grunt, że na CD-Action Expo bawiłem się naprawdę fenomenalnie! Organizacyjnie wszystko było całkiem dobrze rozegrane – przestrzeni było dość, by mijać się bez problemu (nawet pierwszego dnia, gdy ludzi było najwięcej), panele odbywały się z grubsza według harmonogramu, a sprzęt do grania po prostu działał. Wrzuciłbym tu żart o tegorocznym Pixel Heaven, ale nie kopie się leżącego (a i wielu ludziom autentycznie zaangażowanym w organizację tego eventu mogłoby zrobić się przykro). Po prostu wszystko na Expo „zagrało”.
I na tym mógłbym w sumie zakończyć ten materiał, ale chcę zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Otóż cieszę się, że CD-Action Expo w ogóle się odbyło. Że mogliśmy przyjechać do tej Łodzi (przepraszam: do miasta Łodzi), żeby móc nacieszyć się grami i wszystkim co z nimi jest związane. Bo nie wiem jak wy, ale w takich chwilach zwyczajnie cieszę się, że jestem graczem. Że kojarzę wiele słynnych (i mniej słynnych) tytułów, a także ich twórców. Że mogę dzielić się tą wiedzą i pasją z innymi. I że, jako gracze, nie musimy się zbytnio kryć z naszym hobby, a wręcz przeciwnie – możemy pokazać wszystkim, jak fajne są gry.
Zatem dziękuję organizatorom CD-Action Expo 2024 za tytaniczną pracę włożoną w całe to przedsięwzięcie. Dziękuję wystawcom za pokazanie nam swoich towarów. Dziękuję twórcom gier niezależnych za niecodzienne, ciekawe produkcje oraz angażujące rozmowy. Dziękuję Mateuszowi Witczakowi za poprowadzenie paneli. Dziękuję rozmówcom z tychże paneli za ich wystąpienia. I wreszcie – dziękuję CD-Action tak po prostu.
A wy? Byliście na CD-Action Expo 2024? Jak wam się podobało? Dajcie znać w komentarzach lub na naszym Discordzie. Tymczasem dzięki i zagrajcie w Icy Tower.