Elex 2
Czy istnieje przepis na idealnego rpga? Według studia Piranha Bytes trzeba wymieszać średniowieczne fantasy ze sci-fi i dodać do tego szczyptę postapo. Nie można zapomnieć o wyjątkowej ścieżce dźwiękowej, a na koniec posypać całość długą, wielowątkową historią. Na deser dorzucić worek side-questów, co by gracz najadł się do syta. RPG idealny? Przekonajmy się!
Jako, że IP ma zaledwie kilka lat na karku i poniższy tekst mówi o jego najnowszej odsłonie, warto zgłębić kilka podstaw. Tytułowy Elex to magiczna substancja, która przybyła na planetę Magalan przy pomocy komety, która niemal zniszczyła wszystkie ówczesne cywilizacje. Niedobitki, które przetrwały zagładę, odkryły, że ów specyfik ma wiele zastosowań. Dzięki niemu można stać się silniejszym, władać magią, może posłużyć do produkcji broni, czy narkotyków. Oczywiście wiele wiosen nie minęło nim nowo powstałe klany zaczęły walczyć o nowy surowiec, ponieważ ten, kto kontroluje Elexa, posiada też władzę. I tutaj do akcji wkracza nasz bohater, jako jeden z wysoko postawionych żołdaków z frakcji Albów (jeden z pięciu klanów dostępnych w grze, nad wyraz lubiący wciągać kreskę owego specyfiku, aby stłumić wszelakie emocje), który rozbija się swoim statkiem powietrznym na terenie nieprzyjaznych Berserkerów. Biedaczek jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jego losy skrzyżują się z przyszłością tego świata.
Tak zaczyna się historia pierwszej części, a my jako mały trybik w wielkiej machinie dowiadujemy się co, jak i dlaczego. Nie chcę zdradzać fabuły pierwszej przygody Jaxa, więc skupmy się na jej kontynuacji. Minęło sześć lat od ostatnich przygód naszego wojaka, a ten w przeciwieństwie do typowych herosów, którzy dokonali niemożliwego nie pławi się w luksusie i chwale. Wręcz przeciwnie – świat, a raczej społeczeństwo, olało wizję i obawy naszego wybrańca, więc ten podkulił ogon i uciekł do górskiej chatki, gdzie żyje jak pustelnik, i poluje na dziką zwierzynę.
Oczywiście los chciał inaczej i nasz heros dostał od nowego wroga nakaz „eksmisji” ze swojego M2 w trybie natychmiastowym, dodatkowo poszczuty kosmicznymi kundlami, które zaraziły go “nową odmianą wścieklizny”. Tylko po to, aby ten zapomniał wcześniej nabytych umiejętności i zdobytego poziomu doświadczenia, bo jak to mawiają Mandalorianie – „Tak nakazuje obyczaj”.
Chcąc uratować świat (i wygarnąć wszystkim kto miał rację) nasz “łysy z Brazzers” musi odnaleźć starych przyjaciół, pogodzić się z dawnymi wrogami i stworzyć przysłowiową „szóstkę wspaniałych” (przyp. Zjednoczyć wszystkie sześć cywilizacji przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi). Lecz zanim zaczniemy wyswobadzać świat z uścisku Rity i jej Kitowców to czeka nas bardzo powolny i żmudny początek. Jeżeli jesteś osobą, która za dzieciaka ogrywała mnóstwo zachodnich RPGów to wiesz doskonale, że początki tych gier ciągną się niczym guma w gaciach. Tytuł, pomimo że jest kontynuacją to kompletnie nie wprowadza Świeżaków w świat Elexa. Oczywiście mamy glosariusz. ale on zapełnia się dopiero jak spotkamy danego NPCa albo gdy natkniemy się na jakiegoś paskuda mającego chrapkę na nasze cyfrowe cztery litery. Developerzy mogli pokusić się o jakiekolwiek podstawy przypominające co wydarzyło się wcześniej nawet dla fanów oryginału, którzy wcale nie musieli ponownie jej ogrywać przed premierą drugiej części. Dlatego, jeżeli ktoś chce spróbować swych sił to najlepiej jest obejrzeć jakieś streszczenie historii na YouTube albo poczytać o niej co nieco, bowiem jedynka nawet przez fanów studia uważana jest za coś w rodzaju wersji beta.
Co się tyczy samej fabuły to dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że główna historia niedomaga, a zakończenie pozostawia wiele do życzenia. Głównym mięskiem są tak naprawdę side-questy i relacje z postaciami. Wszystkie dialogi są dubbingowane, ale trzeba przyznać, że rozmowy to nie Fallout 4. Wręcz przeciwnie, nasza postać ma wiele opcji dialogowych i jeżeli nadarzy się okazja to możemy odpowiedź na coś neutralnie, pozytywnie lub negatywnie. Same NPCe podobnie jak w serii Elder Scrolls żyją wedle własnego zegara, dzięki czemu nie stoją jak słupy soli, tylko w odpowiednich godzinach robią co do nich należy, aż w końcu udadzą się do swojej chaty na zasłużony wypoczynek.
Do tego trzeba dodać aspekt kompana z którym podróżujemy. Każdy z nich pochodzi z innego klanu (jest też opcja zwerbowania robota) i nie z każdym będą się lubić. Mają własne przekonania i wizję tego co dobre, a co złe, więc nieodpowiednio prowadzone konwersacje z innymi postaciami oraz bieganie po wrogich obozach i kumplowanie się z każdą napotkaną osobą może doprowadzić do sytuacji, gdy nasz kompan odejdzie z ekipy i nie zawsze będzie chciał do niej wrócić. Oczywiście nie obyło się bez romansowania, tutaj wyłącznie z żeńskimi bohaterkami, choć nie ma to żadnego wpływu na fabułę.
Przejdźmy do mięska jakim jest rozgrywka. Elex 2 to mieszanka pomysłów. Do użytku jest mnóstwo rodzajów broni (które można ulepszać) m.in. biała, kusze, łuki, bronie palne, tarcze, a do tego blisko trzydzieści legendarnych zabawek. Mamy jeszcze do dyspozycji system klas. Każde ugrupowanie w grze, do której możemy się przyłączyć, udostępnia nam swoje ekskluzywne profesje. Jako że osady te są mniej lub bardziej rozwinięte, możemy dokoptować futurystycznego żołdaka z bronią energetyczną bądź karabinem. Albo typowego barbarzyńcę z wielkim, dwuręcznym toporem.
Oprócz sztandarowego drzewka umiejętności otrzymujemy punkty, które wykorzystamy u płatnerzy, a ci z kolei nauczą nas jak ulepszać ekwipunek. Jedyny neutralny aspekt wyposażenia niezależny od klasy postaci to jetpack, który po wymaksowaniu to najlepsza rzecz czekająca nas nas w tej grze. Po napisach końcowych plecak odrzutowy nie wymaga nawet paliwa, więc możemy latać niczym Iron Man. Mało tego, cały świat jest stworzony tak, aby na każdym kroku korzystać z plecaka i owszem, są potyczki w powietrzu, ale tutaj walka bronią białą jest niedopracowana i najlepiej korzystać wyłącznie z pukawek. Sam system walki, choć jest mało widowiskowy i drewniany, tak ma wszystkie podstawy jakie potrzebuje tytuł z gatunku action RPG.
Na początku tekstu wspominałem, iż świat Elexa to mieszanka średniowiecznego fantasy z sci-fi i postapo. Niektórym może to nie przypaść do gustu, ale dla mnie jest to strzał w dziesiątkę, ponieważ w rpgach rzadko miewamy taki mix (jeśli już, to dość monotematyczny). Lokacje nie nudzą swym wyglądem, ma się ochotę przeczesywać zakamarki, a jet-pack tylko zachęca do szukania znajdziek.
Tytuł ogrywałem na Xbox Series X oraz S i byłem pozytywnie zaskoczony jak dobrze wyglądają lokacje. Zwłaszcza, że pozycja śmiga na Genome Engine. Osoby lubujące się w grach od tego dewelopera wiedzą, że silnik ten powstał na potrzeby Gothica 3. Nie oczekiwałem więc niczego dobrego, a tymczasem gra na Series S śmiga w 1440p, zaś na X w 4K. Tekstury, efekty cząsteczkowe, gra światła i cieni, LoD czy refleksy, wszystko jest na swoim miejscu i nie ma się czego wstydzić.
Gorzej wypadają modele postaci, które prezentują się nazbyt sztucznie, wyglądając jakby ktoś ich oblepił gliną. Na domiar złego, słaba mimika twarzy wraz z efektem martwych i wyłupiastych oczu występuję tak często, że psuje to immersję w rozmowie z NPCami, a szkoda, ponieważ dubbing z lipc-sychem nie mają się czego wstydzić (zwłaszcza to drugie jest bardzo dobrze wykonane). Framerate troszeczkę kuleje ale twórcy ostatnio wrzucili dużego patcha, więc Elex śmiga w rozdziałce 40-60 fpsów i choć puryści betonowych 60-120 klatek zaraz złapią za widły, tak podczas gry rzadko da się to odczuć.
Muzyka w grach to ważna część, która wpływa na atmosferę w grze oraz na to, jak sami odczuwamy wydarzenia, które doświadczamy na ekranie. W przypadku gier Piranha Bytes nie mógł to być nikt inny jak Björn Pankratz (kompozytor odpowiedzialny za muzykę w prawie wszystkich grach studia). Album to mix elektro z muzyką orkiestralną, w której głównym nurtem są instrumenty smyczkowe lub klawisze i choć nie jest to żadne arcydzieło muzyczne, tak część albumu przypadła mi na tyle do gustu, iż nawet po przejściu gry odsłuchiwałem je na YouTubie (niestety kompozycji tego Pana nie udało mi się znaleźć na Spotify).
Po Elex 2 nie spodziewałem się czegoś pozytywnego, a tymczasem pozycja zaskoczyła mnie w dobrym znaczeniu tego słowa. Ciekawe sidequesty, rozbudowane dialogi, których ostatnio ze świecą szukać w produkcjach AAA, nietuzinkowy świat i zabawa w Iron Mana to mocne strony produkcji od naszych sąsiadów lubujących się w kiszonej kapuście. RPG idealny?
Absolutnie nie. Gra nie jest dla wszystkich, wymaga zaangażowania oraz dystansu do pewnych aspektów technicznych i gameplayowych. To stara szkoła skierowana do weteranów gatunku, którym nie straszne są niedoskonałości i zamiast ogrywać “drewniane” klasyki sprzed 20 lat, teraz mogą sięgnąć po coś zupełnie nowego. Cała reszta może sobie darować, ponieważ gra nie prowadzi za rączkę, ściany tekstu wymagają skupienia się na rozmowach, bowiem wystarczy chwila nieuwagi i może nam coś umknąć, zaś rozgrywka bywa bardzo nierówna. Lecz pozycja ma w sobie “to coś” co zachęca do jej wypróbowania.
Przepis na “RPGa idealnego by Piranha Bytes” zaproponowany we wstępie, ma jeden bardzo poważny ubytek. Kluczowym składnikiem, nadającym całości ich wypieków tego specyficznego i unikatowego smaku jest oczywiście 1 (jeden) pełny kubik drewna 🙂