Metaphor: ReFantazio
Persona w klimatach fantasy do niedawna wydawała się czymś niemożliwym, ale Atlus często lubi zaskakiwać formą. Recenzowane japońskie RPG – Metaphor: ReFantazio podejmuje rękawicę, chcąc ubrać znany nam system w nowe szatki i zabierając nas do krainy, gdzie to nasz świat jest pełnoprawną opowieścią na kartach książki.
Zabawa z Metaphor: ReFantazio zaczyna się dość sztampowo. Gra zabiera nas do królestwa Euchronii, typowego kraju w stylu stereotypowego anime-fantasy, a przynajmniej tak jak je rozumują Japończycy. Jak to w takich królestwach bywa, przechodzi ono właśnie kryzys dynastyczny, co oczywiście zwiastuje serię nieuchronnych konfliktów. Trzeba wiedzieć, że państwo zamieszkuje dziewięć klanów hybryd ludzko-zwierzęcych i występuje wyraźna hierarchia społeczna. Klasą rządzącą są rasy przypominające nasze elfy czy minotaury, natomiast pariasi społeczeństwa to chociażby paripusy (ludzie z kocimi uszkami i ogonkiem) oraz wyglądający identycznie jak ludzie tzw. elda. Tych ostatnich pozostało jednak niewiele, więc ich widok to rzadkość. Ponadto obłożeni z jakiegoś powodu anatemą przez tamtejsze kręgi religijne wzbudzają tylko nienawiść i pogardę.
Książka całym majątkiem
My wcielamy się właśnie w młodego eldę (sami wybieramy imię), który wraz z towarzyszącą mu małą wróżką Gallicą przybywa do stolicy, by zaciągnąć się do wojska, chcąc zrealizować pewną misję. Nie wie jeszcze, że stanie się częścią nadnaturalnych wydarzeń, a jego poczynania wpłyną na losy całego królestwa. Zresztą korona leży na wyciągnięcie ręki dla każdego, który odważy się po nią sięgnąć. Bohater taszczy ze sobą książkę fantasy, w której znajdują się obrazki przedstawiające nasz świat. Jaką tajemnicę ona skrywa? Trzeba przyznać, że fabuła jest naprawdę długa, zagmatwana, bogata w napotykane przez nas postacie oraz wydarzenia. Chociaż cel gry jest jeden – zapewnić Euchronii króla – drogi do jego osiągnięcia będą się ciągle zmieniać, rzucając głównym bohaterem i jego towarzyszami po całym królestwie. Pewną wadą opowieści jest jej mało wciągający, przepełniony polityką początek, ale to wtedy zaczynamy budować swój wielorasowy team bohaterów. Na pozór jego członkowie nie mają rozbudowanych motywacji czy charakterów ot, chociażby zafascynowany utopijnymi wizjami młody arystokrata czy elfia gwardzistka szukająca pomsty, z czasem jednak to się zmienia.
Twórcom udało się jakimś cudem utrzymać balans osobowości członków naszej drużyny i postaci niezależnych: nie zrezygnowano ze znanych graczom kalek z anime fantasy, ale wzbogacono je wystarczająco, by utrzymać zainteresowanie. Spodobała mi się też metanarracja w Metaphor: ReFantazio, prowadzona przy pomocy wspomnianej już w recenzji książki. Dzięki temu gra odwraca kanony, traktując nasz technicznie wysoko rozwinięty świat jako utopijną fantazję, o której marzą nasi bohaterowie. Nadaje to głębi fabule, bo sami wiemy jak naprawdę jest, przez co często odczuwałem zarówno smutek, jak i rozbawienie, gdy nawiązywali w swoich rozmowach do tego, co przeczytali. Tytuł wraz z upływem czasu wzbudza coraz więcej pytań, na które tylko sam gracz może sobie odpowiedzieć. Czy wykreowane światy mogą żyć własnym życiem? A może my sami jesteśmy dla kogoś takim właśnie światem? W każdym razie przedstawiona historia jako całość jest jedną z lepszych, w którą warto dać się wciągnąć.
Fantasy-Persona
Jeśli chodzi o rozgrywkę, to ucieszy ona fanów serii Persona, lecz wielbicieli innych gier spod loga Shin Megami Tensei – zapewne nie tak bardzo. Zawiera ona znane i lubiane systemy składające się na aspekt społecznościowy gry. Zdobywane przez nas Cnoty Królewskie to nic innego jak personowe Statystyki Społeczne, potrzebne do odblokowania różnych zadań, znajomości czy aktywności. Obecne są także kultowe social-linki, czyli więzi z innymi postaciami. Szkoda tylko, iż nie da rady w grze prowadzić romansów. Podczas podróży przez Królestwo Euchronii ważne jest też, aby nie tylko rozwijać relacje z przyjaciółmi, lecz także zadzierzgać więzi z ogólną populacją niektórych terytoriów. Pomocne jest to w zdobywaniu Sławy, która jest również kluczowa w całej rozgrywce. Podobnie jak w Personach 3-5, by posunąć fabułę naprzód, eksplorujemy wyznaczone przez nią rozległe lochy (tym razem niestworzone proceduralnie) i zabijamy ich bossów, ale w przerwach możemy (od pewnego momentu) swobodnie eksplorować teren, podejmując się wypraw i zadań pobocznych, o ile tylko nie ograniczają nas Statystyki Społeczne. Do zrobienia jest sporo ciekawych rzeczy i na pewno nudzić się nie będziemy.
Aby nie było łatwo, najważniejszym rozwiązaniem, które Atlus zdecydował się wrzucić także tu, jest kalendarz w grze. Zespół tworzący Metaphor: ReFantazio wielokrotnie powtarzał, że strach i niepokój to dwa główne motywy gry i są one częściowo wywoływane właśnie przez niego. Podobnie jak w Personach – a nawet wygląda na to, że bardziej – wiele aktywności jest mocno ograniczonych czasowo, co widoczne jest zwłaszcza podczas podróży. Praktycznie nie ma możliwości, by w Metaphor: ReFantazio zrobić wszystko, zamiast tego musimy wybierać, na które misje wyruszymy i jakie sojusze zawrzemy. No i oczywiście nie należy zapominać o obowiązkowych lochach. Może to trochę boleć growych perfekcjonistów, ale mimo wszystko nasze wybory zawsze doprowadzą do jakichś ciekawych wydarzeń pobocznych, więc warto do gry wracać ponownie.
Archetypy w walce
Rzecz jasna recenzowane Metaphor: ReFantazio walkami stoi. Same starcia przypominają te z wydanego niedawno Shin Megami Tensei: Vengeance, czyli zamiast typowego systemu tur, mamy punkty/kryształy akcji. Jedną z największych zmian jest system walki w czasie rzeczywistym, który zapewnia graczom bonusy bojowe – dodatkowe obrażenia i pierwszy cios, jeśli tylko ogłuszymy wroga (np. atakując od tyłu) przed przejściem w tryb turowy. Podobny styl obecny obecny jest też w The Legend of Heroes: Trails through Daybreak – tam również możemy ręcznie zaciukać wroga, o ile jest od nas słabszy, co oszczędza masę czasu. W samym starciu walczą 3 postacie, które, oprócz standardowych ciosów, mogą wykorzystywać umiejętności bojowe wcieleń zwanych Archetypami. W zależności od używanego Archetypu gracz ma dostęp do różnych umiejętności bojowych oraz łączonych ataków specjalnych. Starcia, jak widać, nie są skomplikowane, ale mocno wciągają. Po pierwsze dlatego, że wróg jest tym razem dość inteligentny i łatwo trafia w nasze słabe punkty, przy czym niełatwo odkryć jego słabości. Po drugie, łatwo dobrać sobie Archetypy, które się do danej potyczki nie nadają, a wtedy to już pewna śmierć. Spodobały mi się jednak dwa rozwiązania: walkę można w każdej chwili zresetować, a w razie śmierci odradzamy się w miejscu zaraz przed podjętym starciem. Da się? Da się.
Wracając do spraw Archetypów. Wbrew pozorom nie są to odpowiedniki Person, ale swojego rodzaju transformacje – rodzaj wymiennych klas lub profesji odblokowywanych wraz z fabułą, czy też poprzez wzmacnianie więzi. Jako że Metaphor: ReFantazio to jRPG, poziom swój zwiększamy zarówno my, jak i nasze Archetypy, co daje nam do kolejnych umiejętności. Zmieniamy je dowolnie, podobnie jak w Final Fantasy Tactics czy Final Fantasy X-2, ale można to robić jedynie w miejscu przypominającym Velvet Room (Akademia). Jest ich chyba ze 40, ale zamiana darmowa nie jest. Dobrze, iż część umiejętności wyuczonych u jednych można przenieść na inne, personalizując niejako swój styl walki.
Wzloty i upadki oprawy audiowizualnej
Pod względem technicznym, jeśli chodzi o jakość grafiki, recenzowany tytuł raczej niespecjalnie błyszczy. Niestety w wielu miejscach średniawa jakość tekstur czy to otoczenia, czy modeli postaci, nawet na konsolach obecnej generacji, rzuca się w oczy, o poprzedniej nawet nie wspominając. Wygrywa za to z innymi jRPG-ami unikatowym stylem wizualnym, do jakiego przyzwyczaiły nas gry Atlusa. Styl fantasy wymusza większą ilość krwi, przez co klimat jest tym razem nieco mroczniejszy niż w innych wymienianych już produkcjach. Same projekty postaci i zróżnicowane środowisko świata gry naprawdę przyciągają oko pomimo problemów, o których już napisałem.
Małym cudem artystycznym jest interfejs w barwach różu, turkusu i żółci oraz dwuwymiarowe popiersia postaci, widoczne w trakcie dialogów. Największe jednak wrażenie robi porażająca liczba filmowych wstawek anime, pojawiających się niemal co krok (co uzasadniałoby sporą liczbę miejsca zajętego na dysku). Oprawa audio to też klasa sama w sobie – nie kopiuje ona znanych brzmień, ale zawiera masę dramatycznych, chóralnych i operowych utworów, śpiewanych często po łacinie, co podkreśla tylko królewsko-religijną atmosferę całej historii. Tym razem nawet sam protagonista ma sporo do powiedzenia, przy czym znaczna część dialogów ma podłożone oryginalne japońskie głosy bądź angielski dubbing. Moim zdaniem oba dobrze pasują do gry, więc wybór to już kwestia gustu.
Metaphor: ReFantazio to wspaniały tytuł końcówki 2024 roku dla wielbicieli japońskich jRPG-ów i gier sygnowanych logiem Atlusa, o ile tylko nie odstrasza was trwająca grubo ponad 60 godzin rozgrywka. Wprawdzie nie zaoferował wszystkiego na co liczyli fani gier SMT, a o oprawie graficznej można dyskutować, jest to wciąż gra, którą należy mieć w kolekcji, chociażby ze względu na rozbudowaną historię i wykreowany świat w stylu mrocznego fantasy.