Retro-Cross: 20-lecie Grand Theft Auto: San Andreas
San Andreas zapisał się na kartach historii elektronicznej rozgrywki jako coś przełomowego. Trzy ogromne metropolie składające się na cały stan, rozbudowane możliwości względem „protoplasty” GTA III i nieporównywalny klimat, tak różniący się od uwielbianego Vice City. Nostalgiczny obraz nagrzanego od ciepła asfaltu, miasto zatopione w promieniach zachodzącego słońca, czy zapach wolności, kiedy opuszczaliśmy aglomerację, wkraczając na spokojne bezdroża. To była pierwsza z gier, która wprowadziła do polskich domów kulturę czarnoskórych niggas, wszechobecnego rapu i atmosfery amerykańskich dzielnic. Jak gracze oraz media zareagowały na premierę? Jakie tajemnice skrywane są w grze? I wreszcie, co sprawiło, że wielu graczy uważa tę odsłonę za najlepszą w dorobku Rockstar Games? Zapraszam do artykułu na 20-lecie Grand Theft Auto: San Andreas.
Pierwsze uderzenie miało miejsce 30 października 2003 roku, kiedy to największa strona poświęcona grom, IGN, ogłosiła prace nad GTA IV, wrzucając informację od Take-Two Interactive, oświadczające, że ich jeszcze nienazwana gra trafi na półki sklepowe w drugiej połowie 2004 r. Kiedy w grudniu wydawca zarejestrował znaki towarowe takie jak GTA: San Andreas, GTA: Sin City, GTA: Bogota, nie było do końca wiadomo, z jakim tytułem będziemy mieli do czynienia. Jak wiemy dzisiaj, Rockstar idzie w cyferki, kiedyś nie było to tak oczywiste. Chociaż znawcy pierwszej odsłony serii mogli wysnuć słuszną tezę, że skoro było Liberty City i Vice City, to pora na San Andreas. W końcu, 1 marca, prezes Rockstar North, Leslie Benzies, oświadczył: „Jesteśmy niezwykle zaszczyceni sukcesem serii Grand Theft Auto. To sprawiło, że posunęliśmy się dalej niż kiedykolwiek, aby stworzyć Grand Theft Auto: San Andreas, który, mamy nadzieję, zdefiniuje na nowo serię i zrewolucjonizuje otwartą rozgrywkę”. Finalnie, po paru dniach obsuwy, gracze otrzymali pudełka kolejno 26 października w Stanach, 29 października w Europie, oraz 15 listopada w Australii (w Japonii dopiero 25 stycznia 2007 r.).
Osoby, które pamiętają tamte czasy, doskonale wiedzą, że piractwo było powszechne niczym dzisiejsze zakupy w Biedronce – zwłaszcza w naszym pięknym kraju, gdzie Verbatimy wirowały w nagrywarkach jak szalone, a redaktorzy w czasopismach recenzowali większość tytułów, bazując na nielegalnych kopiach. Pełna edycja gry, przeznaczona na konsolę PlayStation 2, pojawiła się w internecie 5 dni przed oficjalną premierą, a za wyciek był odpowiedzialny Stephen Dotolli, pracownik tłoczni, który za swój występek dostał dwa lata w zawieszeniu, 2500 dolarów grzywny oraz 6 miesięcy aresztu domowego. Co by nie mówić, premiera San Andreas odbiła się szerokim echem na całym świecie, generując w pierwszy weekend wyższy przychód niż większość przebojów kinowych tamtych lat – a mówimy przecież o produkcji skategoryzowanej dla dorosłego odbiorcy, co znacznie zawęziło liczbę potencjalnych klientów. To był pierwszy tego typu przypadek w historii, kiedy branża gier wyprzedziła tę filmową. Od tamtego momentu było wiadomo, że kolejna odsłona Grand Theft Auto podbije świat.
„Trzeba celebrować wielkie gry! One zdarzają się naprawdę rzadko” – opinie mediów i graczy po premierze San Andreas
Hype rósł wraz z kolejnymi ocenami w branży, a także pochwalnymi recenzjami największych portali. W końcu obok Halo 2, Wielka Kradzież Aut: San Andreas był najbardziej wyczekiwaną grą w 2004 r. Daniel Dawkins z PSM2 ogłosił ją jako „najbardziej kompletny, unikalny wszechświat w historii konsol, zaraz po The Legend of Zelda: Ocarina of Time i najlepszą rozgrywkę, jaką mogą zaoferować konsole”. Znów Jeremy Dunham w swojej recenzji na IGN, liczącej ponad 25 tys. znaków, napisał wprost już na samym wstępie:
Nie będę owijał w bawełnę. Grand Theft Auto: San Andreas to najlepszy tytuł na PlayStation 2, w jaki kiedykolwiek grałem. Jest większy niż największe RPG, ma więcej historii niż najcięższa gra przygodowa i ma prawie tyle samo minigier, co Mario Party od Nintendo.
Ocena 9,9 była najwyższą notą na portalu IGN, jeśli mówimy o tytule z PlayStation 2 (na drugim miejscu Gran Turismo 3: A-spec z notą 9,8). Inne zagraniczne media również nie kryły się z zachwytami. Game Informer wlepił czystą dychę, GameSpot – ocenę 9.6, zaś znany i ceniony Eurogamer, tylko i aż „dziewiątkę”. Ciekawostką jest fakt, że tylko jedna osoba na świecie oceniła San Andreas jako „przeciętną”. Jest to Charles Herold z New York Timesa, który wystawił szóstkę, krytykując m.in. mało złożoną strukturę misji. Jak widać, czasami pojawi się wychodząca naprzeciw czarna owca, która nie powinna brać się za recenzję.
Przyjrzyjmy się jednak naszemu podwórku. Najniższą – jeśli można ją tak nazwać – ocenę, bo 9,5, wystawił Wojciech Szajdak z Gry-Online, kończąc recenzję takim zdaniem: „San Andreas jest już dopracowana pod każdym względem, ale o jej wielkości wciąż świadczą w głównej mierze ciekawe rozwiązania, które naprawdę ciężko przebić.” CD-Action, czyli szanowane i wydawane po dziś dzień czasopismo, bez wahania wlepiło 9+. Autor recenzji komplementował wtedy:
Tu dochodzimy do istoty San Andreas. GTA 3 było, szczególnie jeśli patrzeć z dzisiejszej perspektywy, jedynie przeniesieniem formuły pierwszego GTA w trójwymiarowe środowisko. Vice City dodało do tego zabawną i nośną otoczkę lat 80., w niewielkim tylko stopniu wzbogacając mechanikę rozgrywki. Ostatnia część Grand Theft Auto to jednak inny rodzaj bestii. W wyniku ciągłej ewolucji serii (…) to, mimo że wirtualny, ale kompletny świat, w całości stworzony specjalnie dla Ciebie.
Zresztą dzięki cyklowi Retro Action możecie przeczytać wpis na tej stronie.
W Neo Plus autor był bardzo bliski wystawienia pełnej dychy, ostatecznie wlepiając produkcji solidne 9,8. W mojej opinii wszyscy mieli rację, a gra z pewnością zasłużyła na oceny w granicach 9,5-10. Jednak to PSX Extreme wyłamał się jako pierwszy z pełną dychą, gdzie autor sprawił, że wielu osiedlowych Sebiksów błagało na kolanach swoich rodziców o zakup gry, ściemniając przy okazji, że to nie jest gra dla takich młodych smarków jak oni. Chociaż prawda była taka, że rodzice mieli kategorie wiekowe PEGI w nosie, a młodociani gracze częściej ogrywali takie gry na „piratach” (kto miał pierwszy na osiedlu kopię gry, ten był królem). Wracając do Extreme’a, nie dosyć, że autor o ksywie Myszaq rozpisał się na – bagatela – 10 stron (rekord pod względem liczby stron w magazynie, zaraz po recenzji-gigancie Gran Turismo 3 Hiva), to łatwo było zarazić się zajawką, czytając takie coś:
O pierwszym, w miarę ustabilizowanym wrażeniu z gry można mówić po jakichś 2-3 dniach ostrego szarpania! (…) Lekki szok. Kółko pacyfistów opuściło San Andreas. Zostali sami zwyrole. Jakiś kolo po małej stłuczce wyskoczył z łopatą w rękach, gotowy rozwalić mi łeb, inny wpadł w niego skuterem, a za moment pojawili się jacyś dealerzy walący z półautomatów. I to w środku dnia, w dość spokojnej dzielnicy. (…) Krótki, mocny strzał. San Andreas to najlepsza gra, z jaką przyszło mi się zetknąć. KIEDYKOLWIEK!
No dobrze, a jak zareagowała społeczność graczy i jak wspominają przygodę w San Andreas? Kilka wybranych cytatów z różnych forów (oryginalna pisownia).
- Do dziś pamiętam jak po skończeniu fabuły i zaliczeniu / zebraniu wszystkiego, wsiadałem sobie w samochód w Los Santos, jechałem pograć w bilard w San Fierro i Las Venturas, po drodze zbierając po drodze kase z moich nieruchomości.
- Nigdy nie zapomnę, gdy z kolegą czekaliśmy w dzień premiery przy empiku na kupno gry. Staliśmy i czekaliśmy od 4 rana na otwarcie sklepu, a okazało się, że gdy kurier przyjechał o godz. 10 to nie miał gier ze sobą… ale byłem wku#wiony wtedy. Potem pojechałem do media markt i GTA SA kupiłem za 259 zł (w niektórych sklepach za 239 zł – dop. Tom)… no ale opłacało się nawet za taką sumę.
- Jestem pod wrażeniem, że autorzy GTA z każdą kolejną częścią podwyższają sobie znacznie poprzeczkę i za każdym razem sprostają wyzwaniu. Po zagraniu w GTA 3 i Vice City wydawało mi się, że nie można tych gier jeszcze jakoś znacznie ulepszyć. A jednak, myliłem się. Dostajemy dużo innowacji, lecz przede wszystkim ogromny świat, dużo większy od całego Vice City. Miasta znowu są świetnie zaprojektowane, ale dochodzą do tego także wsie i bezdroża. Razem wszystkie tworzą znakomity klimat, dla mnie najlepszy z całej serii.
- Ta gra była ogromna i do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że PS2 ogarnęła coś takiego. To chyba jeszcze większy cud niż GTA V na PS3.
My nigga, my homie. What’s crackin’ with you? Atmosfera, rozbudowanie i szereg zmian, które sprawiły, że gra stała się kultowa
San Andreas dzisiaj nie robi takiego wrażenia jak kiedyś. Zwłaszcza kiedy odpalimy odświeżone GTA Trilogy Definitive Edition z usuniętą mgłą, i stojąc na szczycie budynku w Los Santos zobaczymy na horyzoncie pustynne rejony Las Venturas, niemalże na wyciągnięcie dłoni. Jednak musicie mi wierzyć, że w 2004 r. była to gigantyczna przestrzeń trzech miast – Los Santos (wzorowane na Los Angeles), San Fierro (San Francisco) oraz Las Venturas (Las Vegas) połączone siatką bezdroży, autostrad, wsi, farm, lasów, pustynnych nizin i cholera wie czego jeszcze. Mapa o powierzchni 44 kilometrów kwadratowych i stopniowe odkrywanie kolejnych rejonów wraz z postępami fabularnymi, dawały wtedy wrażenie obcowania z czymś niewyobrażalnie wielkim, jak na możliwości konsoli. Zaś za sprawą sprytnych sztuczek programistów z Rockstara, tak rozległy teren wczytywał się fragmentami, niemalże bez ekranów ładowania. Ogrom mapy to z pewnością jeden z kamieni milowych, jednak aby można było mówić o czymś wręcz spektakularnym, trzeba było zapełnić mapę aktywnościami, ciekawymi miejscami, elementami, które dawałyby stanowi San Andreas poczucie żyjącego miasta. Zagęszczenie ruchu ulicznego uzależnione od pory dnia, odmienny styl ubioru pieszych oraz ich zachowania w zależności od miasta, policjanci strzelający z marnym skutkiem do jakiegoś oprycha, gangi okupujące ulice, robotnicy budowlani gwiżdżący na panie lekkich obyczajów, sanitariusze reanimujący poszkodowanych w wypadku i sikawka straży pożarnej waląca strumieniem w zadymiony wrak. Kobiety komentujące nasz wygląd, proste systemy zwalczania gangów i werbowania własnej ekipy, łańcuszek wybuchających po sobie samochodów. Działo się, to mało powiedziane… a to przecież nie wszystko.
Do powyższego dochodzi masa aktywności, ponad setka przeróżnych wyzwań, misji pobocznych i 250 znajdziek (podkowy, ostrygi, zdjęcia i tagi). Tradycyjne wyścigi uliczne, wynoszenie sprzętu RTV w skradankowych misjach, strzelaniny na torach podczas pogoni za pociągiem, bitka z ziomkami wykorzystująca model celowania zaczerpnięty z innej gry Rockstara, Manhunt – to wszystko bawiło jak cholera, bawi i dziś. Gdyby jednak ktoś narzekał na brak atrakcji, to spokojnie, San Andreas oferował masę zawartości. Tak jakby twórcy nie mieli pojęcia o terminie DLC. Zaawansowana personalizacja Carla Johnsona pozwalała na przebieranie się w różne ciuszki, robienie odpowiedniej dziary w salonie tatuażu, czy w końcu przystrzyżenie bródki i ułożenie włosów na styl afro, kiedy to wcześniej byliśmy ogoleni „na zapałkę” (hłe, hłe). Znów prosty system zaczerpnięty z RPG-ów, pozwalał na poprawienie sylwetki CJ-a, pakując na siłowni, czy po prostu często biegając po ulicach miasta, a także podczas wspinaczki i przeskakiwania płotów. To samo tyczyło się innych aspektów: czy to prowadzenia pojazdów, pływania, czy też posługiwania się pukawkami. Produkcja wypełniona była po brzegi minigrami. Chcieliśmy obstawić zakład w wyścigach konnych, zagrać w bilard o kasę, czy zaryzykować w dowolnej grze hazardowej w kasynach Las Venturas? Nie ma problemu, tutaj wszystko mamy, „będzie Pan zadowolony!”. Brakowało tylko pojedynków raperskich oraz czesania trików na deskorolce.
Większość omówionych rzeczy była nowością w porównaniu do wcześniejszych odsłon, dlatego często bywało tak, że gracze spędzali dnie na aktywnościach i eksploracji, zapominając o istnieniu czegoś takiego jak fabuła. „Bawię się ponad 20 godzin, a nawet nie dotarłem do połowy misji” – można było często usłyszeć, rozmawiając z osiedlowym kumplem. Prowadzenie różnych dialogów z przechodniami (nagrane 4200 linii dialogowych dla Carla), losowe zdarzenia występujące na ulicach miasta, masa nowych pojazdów (monster truck, kombajn, quad, rower, wózek widłowy), a przede wszystkim atmosfera nowo odkrytych terenów. Klimat czarnych przedmieści w średnio zamożnych dzielnicach Los Santos, fale ciepła buchające prosto w twarz po przekroczeniu charakterystycznego Grove Street, słońce przedzierające się między wieżowcami oraz betonowe koryta przypominające nam o Terminatorze 2. Wiecznie mgliste San Fierro z krętymi ulicami i wzniesieniami tak dużymi, że samochody częściej latały niż trzymały się asfaltowej drogi. Z wizytówką w postaci mostu wzorowanego na Golden Gate, prowadzącego do pustynnych rejonów Las Venturas. Neonowe miasto hazardu, ciągi zielonych palm i tona piasku wpadającego między oczy. Myślę, że głównym sukcesem stojącym za San Andreas jest sztab designerów stojących za projektem każdego metra kwadratowego terenu. Ani stonowane Liberty City, ani wesołe wysepki Vice City nie mogą się równać z atmosferą odkrywania nowych terenów i ogromem możliwości zaprezentowanych w San Andreas. Świetny marketing, przyzwoita fabuła, dobrze poprowadzone misje i rewelacyjnie dobrana ścieżka dźwiękowa nie mogły się równać z żyjącym miastem, który zachwycał każdego bez wyjątku.
„1000 punktów statystyki szczęścia daje graczowi okrągłe 0” – kulisy produkcji oraz niewykorzystane pomysły
Jedną z ciekawszych kwestii, które warto omówić, są niewykorzystane pomysły w tak rozbudowanej grze jak GTA: San Andreas. Ten, kto twierdzi, że jest wystarczająco zawartości, będzie zdziwiony niezrealizowanymi koncepcjami. Jednak zanim do tego przejdziemy, warto omówić rzeczy, które były w San Andreas, a o których sporo ludzi nie miało bladego pojęcia. Aparat fotograficzny posłużył nam dosłownie parę razy podczas przygody CJ-a, ale nie każdy zdawał sobie sprawę, że ów przedmiot mogliśmy przekazać wybranemu członkowi gangu, aby cyknął nam fotę. Sam zainteresowany również pozował, kiedy wycelowaliśmy obiektyw w jego stronę. To jednak nic i mógłbym zakwalifikować to jako nikomu niepotrzebną pierdołę. Pierdołą nie jest za to fakt, że kiedy zaparkowaliśmy super furę, wchodząc na chwilę po burgera w restauracji, to po powrocie pojazd wyparował, ku naszemu zdziwieniu. Jak się okazuje, w San Andreas te pojazdy konfiskowała policja i mogliśmy je odebrać w kilku garażach policyjnych usytuowanych w mieście. Tak, łodzie i samoloty również tam oczekiwały na właściciela. Jest również statystyka „szczęścia” podnoszona wraz ze zbieranymi podkowami, która w grze nie ma absolutnie żadnego znaczenia! Szczęście w kasynie, większa ilość gotówki wypadająca z przechodniów? Zapomnij! No dobra, wracając do meritum… jakie pomysły zatem „usunięto” z gry właściwej? Wydaje się, że największy plan dotyczył rozbudowy kupowanych nieruchomości i prowadzeniu biznesu, tak jak miało to miejsce w późniejszej odsłonie GTA: Vice City Stories. Kupowało się wtedy budynek, a za zarobioną wcześniej kasę można było inwestować w burdel, pralnię pieniędzy, firmę dostawczą itd.
Twórcy planowali również rozbudować koszykówkę i wzbogacić ją o oponenta. Ktoś w sieci prześmiewczo napisał, że zrezygnowali z tej minigry, bo wiedzieli, że nikt nie pokona Big Smoke’a w pojedynku 1 na 1. Ale prawda była taka, że mechanika była zbyt skomplikowana w samej realizacji. Zrezygnowano również z wyścigów motorówek i pontonów z powodu pewnych kłopotów na linii AI przeciwników a kręta trasa wodna. Wstępny kod umożliwiał kupno 12 sztuk koktajli Mołotowa za 50 dolców przy stacjach benzynowych. Usunięto możliwość kupowania maski/kominiarki, dzięki której moglibyśmy generować mniej hałasu podczas poruszania się. Jak wiemy, w podstawowej wersji, podczas misji plądrowania domów, jesteśmy automatycznie ubierani w strój klasycznego złodziejaszka. Wycięto również pracę dorywczą, polegającą na podwózce kilku autostopowiczów zabieranych z lotniska, i przewożonych w różne zakątki San Andreas. Myślę, że anulowanie takiej aktywności było dobrym posunięciem. Po co komu kolejna kopia zadań w skórze taksówkarza? Lowrider o nazwie Tornado miał mieć bojową wersję uzbrojoną w miniguna i pociski samonaprowadzające. Co jeszcze? W San Andreas miała pojawić się wyspa podobna do Alcatraz. Niestety z niewyjaśnionych powodów zniknęła, a jedyną poszlaką wskazującą na jej istnienie, jest stara mapa z wersji beta. Na szczęście moderzy są na tyle niezawodni, że dodali brakującą wysepkę do plików gry.
W 2023 r. były dyrektor techniczny Rockstar North, Obbe Vermeij, opowiedział o powstawaniu San Andreas i o tym, jak rozwiązywano kwestie kluczowe. Dzięki temu można bliżej przyjrzeć się decyzyjnym aspektom wewnątrz studia. Jednym z problemów było umieszczenie trzech wielkich miast na jednej mapie. Część ekipy chciała, aby miasta te były osobnymi aglomeracjami bez połączenia siatką dróg. „Mieliśmy spotkanie, na którym trzy osoby chciały, aby miasta znajdowały się na różnych mapach” – powiedział. „To pozwoliłoby zaoszczędzić pamięć, ponieważ modele panoram miast nie musiałyby znajdować się w pamięci w tym samym czasie”. Na szczęście znalazła się osoba decyzyjna, która wytłumaczyła o słuszności jednego wielkiego stanu, bez podziałów na osobne mapy, które pewnie ładowałyby się przez dwie minuty – w sam raz na szybką kawę. Innym problemem, na który trafiła ekipa wielkiego R, były skutki implementacji prostego systemu RPG, powodującego, że nasz bohater, przybrawszy na wadze, po prostu wolniej chodził i miał trudności ze wspinaczką po stromych powierzchniach. To sprawiało, że niektóre misje były niemożliwe do przejścia we wczesnej wersji, dlatego dział QA musiał wyłapać każdy taki przypadek. Po latach wydaje się, że te wszystkie nowości zaimplementowane w San Andreas były szaleństwem. Jednak gra nie byłaby tym, czym jest obecnie teraz, bez zawziętości ekipy w realizowaniu każdego pomysłu. Kiedy ktoś w biurze rzucił hasło „zróbmy skradanie”, po prostu to robili. 80 uzdolnionych programistów ze wsparciem kilkunastu osób zwerbowanych z innego projektu (Manhunt) było zgraną paczką i nie było dla nich rzeczy niemożliwych.
Rockstar i kontrowersje. Kuriozalny pozew i afera Hot Coffee
Tam, gdzie Grand Theft Auto, tam pojawiają się, niczym muchy na gównie, kontrowersje, pozwy i afery. Jedną z nich jest z pewnością modyfikacja o nazwie Hot Coffee. I jest to prawdopodobnie największy skandal seksualny w historii gier wideo. Wszystko zaczęło się 14 lipca 2004 r., jeszcze przed premierą gry, kiedy to Sam Houser, prezes i współzałożyciel Rockstara, napisał email do dyrektor ds. operacyjnych, Jennifer Kolbe. Tematem wiadomości były treści seksualne (seks oralny, biczowanie, masturbacja) przedstawione w formie graficznej, które miały być rzekomo wprowadzone do rozgrywki na ostatniej prostej. W odpowiedzi Houser uzyskał jasny przekaz – wrzucenie powyższych treści spowoduje, że ESRB podwyższy rating z 17+ (Mature) do „Tylko dla dorosłych” (Adults Only), a w dalszej konsekwencji gra nie pojawi się na półkach sklepowych u większości detalistów. Dlatego też studio postanowiło ukryć kontrowersyjną minigrę z dwóch powodów: prognozowanych mniejszych notowań ze sprzedaży oraz małej ilości czasu na przygotowanie tego elementu w grze właściwej. W takim właśnie stanie, zarówno na PlayStation 2, Xbox i PC opuścił tłocznie GTA: San Andreas, i tylko kwestią czasu było to, kiedy scena moderska weźmie się za pliki znajdujące się na płycie. Parę miesięcy po wydaniu wersji na PS2, pewna grupa uzdolnionych moderów zauważyła pliki z seksualnymi animacjami, tworzące pełen obraz tego, co chciał wprowadzić Rockstar. Proste gry, które polegały na klepaniu tyłeczka dziewczyny tudzież uprawianiu seksu poprzez rytmiczne wciskanie przycisku i machanie gałką… ekhm, tą analogową, aby podnieść pasek podniecenia CJ-a.
Nazwałem plik „Hot Coffee” z uwagi na fakt, że dziewczyny prosiły CJ-a o nieco „kawy”, co było eufemizmem seksu. Hot Coffee było pierwszą modyfikacją San Andreas” – Patrick Wildenborg
Mod został opublikowany przez jego odkrywcę, Patricka Wildenborga i, jak można się domyślić, wywołał falę kilku następujących po sobie zdarzeń, które wstrząsnęły światem. Seksualne gierki nie tyle były obiektem zainteresowań graczy – chociaż milion pobrań pliku w pierwszym miesiącu od publikacji robi wrażenie – co w głównej mierze mediów. W tym czasie firma Rockstar, próbując zachować dobre imię firmy, obrała najgorszą z możliwych strategii, tłumacząc że za Hot Coffee odpowiedzialna jest grupa hakerów, która zadała sobie trud, zmieniając oficjalną wersję gry. Jak wiemy, było to wierutnym kłamstwem i zarazem PR-ową wpadką. Owa taktyka okazała się katastrofą, scena moderska wyzywała producentów od po*#bów, a ESRB zmieniło rating San Andreas na „Tylko dla dorosłych”. Czterech największych detalistów sprzedających gry w Stanach Zjednoczonych usunęło grę z półek sklepowych, eBay zaczął usuwać aukcje z produktem, który powinien okupować kategorię „dla dorosłych”, czyli sekcję o wymogach takich jak podanie danych karty kredytowej. Jakby tego było mało, australijska organizacja klasyfikująca literaturę i filmy, OFLC, zablokowała dystrybucję, wypożyczanie, reklamowanie i sprzedaż Grand Theft Auto: San Andreas na terenie kraju. Sprawa miała swój koniec w czerwcu 2006 roku, kiedy to Federalna Komisja Handlu uznała, że Take-Two Interactive będzie musiał trzymać się zasad ratingowych, w innym przypadku podlegać będzie grzywnie 11 tys. dolarów. Tak że jedyną nauczką były straty finansowe sięgające około 70 milionów dolarów, poniesione w wyniku wycofania gry ze sklepów. Jak widać, „Gorąca kawa” była zdecydowanie gorącym tematem i gdyby nie rozdmuchanie, wydawało by się, mało znaczącej pierdoły skrywanej w kodzie gry, sprzedaż rekordowej odsłony GTA byłaby bardziej spektakularna. Zdumiewające jest jednak to, że dzisiejsze społeczeństwo oraz media nadal uważają, że uprawianie seksu może być bardziej szkodliwe dla nastolatka, niż mordowanie w centrum miasta. Cóż, Stany Zjednoczone zawsze były stanem umysłu.
Afera opisana powyżej, jak możecie się domyślić, nie była jedynym punktem zaczepienia – bo jak wiadomo, tam gdzie jest rozgłos, tam pojawiają się, niczym grzyby po deszczu, pozwy oraz krytyka. Na pierwszy ogień idzie mój ulubiony pozew. Pewnego dnia, w gazecie informacyjnej The Philadelphia Inquirer, można było przeczytać o kuriozalnym pozwie jednego z rodziców w kierunku firmy, który – po ujawnieniu medialnym Hot Coffee – zmuszony był ingerować, konfiskując grę swojemu synkowi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ów synek miał… 21 lat. Kolejny pozew był równie dziwaczny. Po 6 latach od wydania San Andreas, członek grupy Cypress Hill, Michael „Shagg” Washington, zażyczył sobie 250 milionów dolców od firmy Rockstar za nieusprawiedliwione wykorzystanie jego „wizerunku” życiowego. Tak się składa, że Shagg był doradcą w trakcie preprodukcji gry, opowiadając w studiu, jak dokładnie wygląda życie ulicy. Wykorzystał fakt, że jedna z wprowadzonych przez Rockstar postaci wyglądała i zachowywała się jak on – a o której wprowadzeniu nie było mowy podczas produkcji. Jak widać, za cenne porady został wynagrodzony zbyt małą ilością „zielonych”, więc koleś musiał o sobie przypomnieć. Amerykanie lubią pozywać za byle pierdołę, wiadomo to nie od dziś. Dlatego zostawmy ten temat, a przejdźmy do krytyki graczy. A ta w głównej mierze dotyczyła przedstawienia czarnoskórych w złym świetle – co idealnie obrazował aktualny, już kultowy mem z początkowej fazy gry, kiedy Carl Johnson musiał ukraść rower. Szerokim echem odbiła się również krytyka wprost z ust użytkowników lubujących się w podzespoły i myszki. Kiedyś często bywało tak, że konsolowe porty na PC były robione na odpie@%#, dlatego też np. sterowanie na klawiaturze było mordęgą, ze źle przełożonymi przyciskami z kontrolera DualShock. Latanie samolotem było utrudnione, ponieważ misje stricte lotnicze były tworzone z myślą o graczach konsolowych (na klawiaturze były wykorzystywane 3-4 przyciski na raz podczas kierowania pojazdem). Można się śmiać, ale niektórzy użytkownicy komputerów wierzą, że dopiero trzy ręce wystarczą, aby zaliczyć szkółkę lotniczą.
Guns N’ Roses – Welcome To The Jungle w zwiastunie to mistrzostwo świata.
Burczenie w brzuchu a Wielka Stopa. Największe tajemnice i ciekawostki skrywane w San Andreas
Na koniec artykułu pozwolę sobie zostawić największe ciekawostki, na które można natrafić w grze. Ponieważ zbyt często przeskakiwałbym z tematu na temat, postanowiłem skorzystać z podpunktów. No to zaczynamy!
- W wersjach gry na PlayStation 2 oraz Xbox można znaleźć specjalną ikonkę dwóch graczy/czaszek. Pozwala ona na dwuosobowy tryb co-op, tylko w przypadku naciśnięcia jakiegokolwiek przycisku na drugim padzie. Niestety nie można przejść w ten sposób całej gry. Ikonki dwóch czerwonych ludzików to tryb wieloosobowy Free Roam (dowolne zwiedzanie miasta), zaś para czaszek jest dobrze znanym Rampage (rozwałka przechodniów). Ciekawostką jest fakt, że jeśli obaj gracze będą stali obok siebie i jeden z nich naciśnie odpowiedni przycisk na kontrolerze, to zobaczymy postaci w objęciach, podczas pocałunku.
- Most Gant jest oczywiście wzorowany na Golden Gate w San Francisco. Nie każdy jednak wie, że jest to najwyższy most w całej serii. Kultowy obiekt o kolorze międzynarodowej pomarańczy (tak, to nie jest czerwony most), posiada metrowy przekrój przęsła, a także tabliczkę informacyjną dla turystów. Z niej możemy się dowiedzieć, że most
mierzy 159,7 m długości, 60,3 m wysokości i zajmuje 1,27 megabajtów pamięci na dysku. Znów w Definitive Edition na tabliczce dodatkowo widnieje 38,9 MB oraz to, że… w trakcie jego konstrukcji narodziło się troje dzieci. Słodkie. Znów, jak większość osób zapewne wie, na szczycie mostu Gant znajduje się legendarny easter egg – znak z napisem „Tutaj nie ma żadnych pisanek. Odejdź”. Mało kto jednak wie o tym, że ktoś wspiął się na prawdziwy Golden Gate, tworząc taki sam napis.
- UFO w San Andreas nie jest tak powszechne jak w GTA V, jednak warto omówić parę ciekawostek. Jedną z nich jest Lil’ Probe’Inn (nieoficjalnie Bar UFO). W oryginalnej wersji wnętrze tego baru było ozdobione dziesiątkami zdjęć z niezidentyfikowanymi obiektami latającymi. W Definitywnej Edycji wszystkie zdjęcia są zmienione na wycinki faktycznych terenów z GTA V lub Red Dead Redemption 2. Jednak jedno z tych fotek nie pochodzi z żadnej z tych produkcji, dlatego fandom spekuluje, że jest to obrazek wyjęty z nadchodzącego GTA VI, co myślę, że jest wielce prawdopodobne. Idąc dalej, na zapleczu baru znajduje się mapa San Andreas z przyczepionymi 7 znacznikami sugerującymi, że tam znajdziemy coś ciekawego, może powiązanego z kosmitami. Wielu ludzi przeszukiwało godzinami te miejsca bezskutecznie, nie zdając sobie sprawy… że tam kompletnie nic nie ma. W miesięczniku Electronic Gaming autorzy poświęcili sekcję z sekretami San Andreas i jak się okazało, jeden z pracowników gry oznajmił, że nic tam się nie kryje.
- Multi Theft Auto: San Andreas to fanowski mod rozwijany od – bagatela – szesnastu lat, dodający do gry multiplayer. Oparta na modelu open-source modyfikacja stawia na swobodę w tworzeniu serwerów i kreowaniu rozgrywki według własnego widzimisię np. Racing, Freeroam, RPG, czy Deathmatch. Z każdego serwera MTA jednorazowo może korzystać do czterech tys. graczy.
- Chyba nie ma na świecie gracza, który nie trafiłby na spadające samoloty z impetem wybuchające nieopodal protagonisty. A jeżeli nie miał wysokich statystyk szczęścia, to śmierć była pewniakiem, kiedy awionetka wbijała się prosto w niego (oczywiście żart). Obbe Vermeij, jeden z twórców, wytłumaczył dlaczego tak jest. Wszystkiemu winny jest proces skanowania lotów przed samolotem, kiedy to zbyt powolne skanowanie nie wykrywało cienkich obiektów. Dodatkowo obiekty te czasami wyskakiwały przed samolotem z opóźnieniem (powód: wczytywanie), a sam pojazd uzyskiwał na starcie za mało mocy, aby wzbić się w powietrze po tym wszystkim. Innymi słowy, skanowanie terenu generowało fałszywy wynik sugerujący samolotom, że droga przed nimi jest wolna, lecz w rzeczywistości tak nie było. Ciekawostką jest fakt, że w grze jest jedno miejsce, w którym słychać wybuch, jeśli jesteśmy w oddali. Jest to spowodowane źle przypisanym pojazdem, który miał stać przy domostwie. Ktoś z programistów zamiast roweru wstawił tam… samolot. Pojazd ten wybucha (jego skrzydła zaczepiają się o dom) zanim podjedziemy bliżej.
- Legenda Wielkiej Stopy odbiła się szerokim echem w społeczności. Były przerobione zdjęcia, tajemnicze dźwięki, ślady na drodze i filmiki kręcone lodówką, które rzekomo ukazywały leśne zwierzę skryte między drzewami. Jak wspomniał dyrektor generalny Rockstara, Terry Donovan: „Nie ma Bigfoota, tak jak w prawdziwym życiu”. Potwór ten pojawił się dopiero 6 lat później w dodatku do Red Dead Redemption o nazwie Undead Nightmare. Po jego zabiciu otrzymywaliśmy achievement o nazwie „6 lat w produkcji” w wersji angielskiej oraz „Koniec poszukiwań, CJ” w wersji francuskiej. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że gracze przeszukujący lasy w poszukiwaniu Sasquatcha robili to tak długo, że CJ-a dopadał tak srogi głód, że zaczęło mu burczeć w brzuchu. Tak jest, odgłos ten był tak sugestywny, że osoby te słyszały w nim przeraźliwe pojękiwania potwora. Wystarczy, że zobaczycie ten filmik, aby zrozumieć absurd.
- Mało osób wiedziało o budynku Welding & Weddings, znajdującym się w Las Venturas i Los Santos. Miejsce to nie jest bowiem eksponowane przez twórców, a jedyną wzmiankę mogliśmy zobaczyć w cutscence fabularnej. Jest to warsztat samochodowy, w którym można podkładać bomby pod pojazd, z możliwością detonacji w dowolnym momencie. Z pewnością przyda się, kiedy zaparkujemy nieopodal grupki Ballasów (hehe).
- Zastanawialiście się, jaka jest najrzadsza broń występująca w grze? Minigun – nie zgadliście. Miotacz ognia – nope. Pociski samonaprowadzające – było blisko, ale zdecydowanie nie. Broń zagłady, tak rzadko występująca na terenach San Andreas, to (werble) krótkie dildo. Występuje tylko za śmietnikiem w Bayside i zdecydowanie warto je mieć zarówno jako prezent dla dziewczyny, jak i broń na facetów wypinających tyłek na ulicach miasta. Z innych ciekawostek przedstawiam listę usuniętych broni z gry: śrubokręt, młotek, tasak, maczeta, deskorolka. Ten ostatni przedmiot jednak nie służył do jazdy, a szkoda.
- Nie jest to może największy sekret, ale Rockstar wypuściło na swoim kanale YouTube prequel do wydarzeń z San Andreas. Filmik trwa 21 minut.
- 8 sierpnia 2023 roku gracz z Finlandii o ksywie Otto ustanowił rekord świata, zaliczając fabułę San Andreas w 2 godz. 59 min i 38 sekund. W speedrunie było to szczególnym wydarzeniem, ponieważ Otto był pierwszą osobą, która zmieściła się w czasie krótszym niż 3 godziny. 1 kwietnia 2024 r. rekord ten pobił niejaki Pape, wykręcając czas lepszy o 1 minutę i 32 sekundy. I nie, nie jest to żart primaaprilisowy. Ciekawostką jest to, że na 4. miejscu znajduje się nasz rodak o ksywce CitrusBreeze.
- Krótki strzał na koniec. W kilku koszach na śmieci można znaleźć mapę Vice City. W pierwszym garażu CJ-a (Edycja Definitywna) można znaleźć obraz, który wisiał w pokoju Michaela w GTA V. Podczas pewnej misji można usłyszeć: „Człowieku, jak Refractions mogło tak bardzo namieszać? Tanner, jesteś do bani! ”. Jest to nawiązanie do Tannera, bohatera znanego z serii Driver. W misji Black Project można zobaczyć łom charakterystyczny dla Gordona Freemana z serii Half-Life. Szyld sklepu Juguetes Regalos przedstawia postacie z Pokémonów i świata Disneya.
Żródła:
https://www.eurogamer.pl/mezczyzna-ktory-ujawnil-najwiekszy-seksskandal-w-historii-gier-wideo
https://gta.fandom.com/pl/wiki/Grand_Theft_Auto:_San_Andreas