Xenoblade Chronicles 3: Future Redeemed

Dokładne opowiedzenie o tym, co oferuje nam Future Redeemed, wymaga tak jakby wyspoilowania Xenoblade Chronicles 1-3, a przy jednym fragmencie trzeba wręcz powiedzieć o Xenogears i Xenoblade Chronicles X. O Xenosadze trzeba wspomnieć przy fragmentach minimum dwóch.

Ha ha, bo wiecie: od pewnego momentu Xenoblade Chronicles 3 łaskocze gracza w czułe miejsce obietnicą tego, że stanowi połączenie XC1 i XC2. I choć Melia i Nia we własnych osobach przyłączają się do nas, by naklepać temu złemu, całość kończy się gorzkawo sugestią, że cała gra to był sen chłoptasia o jego catgirl waifu, no chyba że faktycznie Noah znalazł przejście między światami. Future Redeemed obiecuje coś więcej już w intrze.

Tekst zawiera spoilery!

 

Ale dobra, najpierw wspomniane spoilery pierwszych dwóch gier: pewien wesoły naukowiec imieniem Klaus nacisnął przycisk i to zmieniło wszystko. Stworzył sobie własny świat, w którym panował jako bóg, Zanza – choć lepiej mu się rządziło, gdy miał avatara. Tym był główny bohater, Shulk, który wraz z pomocą komputera zarządzającego całym tym cyrkiem, czyli Alvisa, pokonał Zanzę i zmienił nieco skomplikowany w przemierzaniu świat nieskończonego oceanu z dwoma gigantami w nieco praktyczniejszą planetę.

Ale jak się okazało w drugiej części, wyczyn Klausa tak naprawdę stworzył dwa światy. W tym drugim został niejaki Architekt, będący tą lepszą połową Klausa, który w przeciwieństwie do swojego mocno egoistycznego aspektu, czyli Zanzy, chce wyrządzone szkody naprawić. Odkrycie czegoś zwanego “Conduit”, czyli z polskiego na nasze Zohara z Xenogears i Xenosagi, po pierwsze narobiło wiele zamieszania, bo każdy chciał położyć łapsko na źródle energii nieskończonej, po drugie doprowadziło do stworzenia Trinity Processor, czyli kombinacji trzech (a jakże!) sztucznych inteligencji, czyli Ontos (życie, egzystencja), Logos (logika, mądrość, słowo) i Pneuma (oddech, duch, dusza). Drobna dygresja: każdy z rdzeni Trinity Processor ma na obudowie nie tylko swoją grecką nazwę, ale też wypisany łaciną pasujący cytat z Księgi Przysłów, który wyszperali czujni fani. Dla Ontosa jest to: „Beatus homo qui invenit sapientiam et qui affluit prudentia”, czyli „Szczęśliwy, kto mądrość osiągnął, mąż, który nabył rozwagi”. Dla Logosa jest to: „Odium suscitat rixas et universa delicta operit caritas” czyli „Nienawiść wznieca kłótnię, miłość wszelki błąd ukrywa”. Dla Pneumy jest to: „Justorum autem semita quasi lux splendens procedit, et crescit usque ad perfectam diem”, czyli „Ścieżka prawych – to światło poranne, wschodzi – wzrasta aż do południa”. Dopasujcie to sobie do wydarzeń, które zostaną podane, podług własnej woli.

Bo oto w momencie, gdy Klaus uruchomił Conduit i stworzył dwa osobne wszechświaty, rdzeń Ontosa zniknął gdzieś w świecie Shulka i spółki, a zawarta w nim sztuczna inteligencja przebudziła się jako Alvis. Tymczasem Architekt, chcąc naprawić szkody, które wyrządził, stworzył Blade’y jako pomoc dla ludzkości, po czym przydzielił Logosa i Pneumę do przetwarzania informacji płynących z ich Core Crystals. I tu zaczyna się problem, bo pewien koleżka pewnego dnia wykradł oba rdzenie i obudził Logosa, który – jako Blade – przybrał postać Malosa. To, że zaprojektował go Tetsuya Nomura, nawet nie jest najgorsze, ponieważ Logos odziedziczył po osobie, która go obudziła, skrajną nienawiść do ludzkości. Nie wdając się w szczegóły, konieczne było przebudzenie Pneumy, która jako Blade objawiła się jako Mythra, czy też w oryginale: Hikari, światło. Starcie tych postaci znamy jako Aegis War, w wyniku którego rdzeń Malosa został uszkodzony, a Mythra stworzyła dużo łagodniejszą wersję siebie, czyli Pyrę, lub w oryginale Homura – płomień. W wydarzeniach z Xenoblade Chronicles 2 niejaki Rex zostaje Driverem Pyry i razem odbywają podróż do Architekta i z powrotem, ale na potrzeby DLC do Xenoblade Chronicles 3 potrzebujemy jeszcze sięgnąć po jeden szczegół z dodatku Future Connected, który opowiada o Melii i Shulku. Spotykają tam oni bestie mgły, a finałowym bossem tej historii jest niejaki Fog King, czyli wielkie coś, o którym praktycznie nic nie wiemy, ale obecny dodatek podejmuje wysiłek wyjaśnienia tego.

Fabuła Xenoblade Chronicles 3 opowiada o tym, jak to światy znane z poprzednich dwóch części zaczęły zbliżać się do siebie i grozić wzajemną anihilacją, co mieszkańcom tychże światów niezbyt się spodobało. Po nawiązaniu kontaktu postanowiono zbudować Origin: każdy świat stworzy półkulę, które połączą się w całość podczas koniunkcji i stworzą arkę, w której zapisane będzie absolutnie wszystko, w celu odtworzenia po przeniknięciu się wszechświatów. Nie wszystko jednak poszło tak, jak planowano i niejaki Z, narodzony ze strachu ludzi zapisanych w Originie, postanowił utrzymać status quo. Z kawałków dwóch światów ulepiony został trzeci, Aionis, a ludzie są odtwarzani na okrągło i zmuszani do brania udziału w wojnie, z której uwalniana jest energia życiowa. Ta z kolei zasila zarówno Z, jak i bandę Mebiusów, w większości zdeprawowanych ludzi, pragnących popasożytować na całym systemie i zabawić się na swój własny, chory sposób. Ostatecznie grupie bohaterów udaje się, z pomocą mieszkańców City, sprzeciwiających się systemowi stworzonemu przez Z i żyjących poza nim, rozwalić wszystkie przeszkody i umożliwić Originowi wykonanie jego podstawowej funkcji, czyli odtworzenia wszechświatów tak, jakby nic się nie stało. Niestety konsekwencją tego jest również permanentne rozdzielenie ekipy naszych głównych bohaterów, ale czy aby na pewno? W finale widzimy, że Noah zniknął, na podstawie czego można przypuszczać, że jednak spotka się ze swoją catgirl waifu. W każdym razie, uzbrojeni w całą tę wiedzę, wreszcie możemy należycie zabrać się za rozplątywanie Future Redeemed: fabularnego DLC do Xenoblade Chronicles 3.

Już na samym początku widzimy, że gra spełnia marzenie o cross-overze części pierwszej i drugiej dużo lepiej, niż XC3 kiedykolwiek to zrobiło, bo oto protagoniści, Shulk i Rex, walczą ramię w ramię z samym Z przeciw Alvisowi, który zapragnął zniszczyć wszystko. Walka chyba nie poszła po myśli naszych bohaterów, ale na razie gra nie jest o nich, bo oto poznajemy głównego bohatera Future Redeemed, czyli Matthew – Mateusza, który w przeciwieństwie do niektórych swoich imienników, jest człowiekiem prostodusznym i do bólu szczerym. Ma również długie, spięte w koński ogon włosy i praktykuje sztuki walki, co według mnie jest nawiązaniem do Feia z Xenogears, swoją drogą nie ostatnim w tej grze. Matthew podróżuje sobie z panią, której imię nie zajmuje dużo miejsca w dokumentach, bo to po prostu A. Napatoczyli się na siebie podczas podróży i Matthew uznał, że nie ma sensu za bardzo się dopytywać co i jak. Dobre intencje i podobna motywacja u A wystarczy. Czujny gracz od razu wyczuje, że wiąże się z tym jakiś większy wałek – oczywiście tożsamość i pochodzenie A jest banalnie łatwe do odgadnięcia, jeśli się tylko trochę zastanowić, ale to zostawię do momentu, w którym gra sama o tym opowie.

Future Redeemed-3

Najważniejsza sprawa – Future Redeemed jest prequelem fabuły znanej z Xenoblade Chronicles 3 i dzieje się krótko po tym, jak N wybrał nieskończoność ze swoją catgirl waifu i w ramach udowodnienia lojalności wobec Z zniszczył całe pierwsze City, co M opowiedziała nam na początku rozdziału szóstego gry. Tutaj widzimy, że na dodatek przeszył mieczem wiekowego mentora i nauczyciela sztuk walki Matthew, a w wyniku jakiegoś magicznego wybuchu zaginęła też Na’el, również catgirl, która jest dla Matthew młodszą siostrą. Nasz porywczy bohater szuka jej oraz innych, którzy mogli się uratować z zagłady City, i tak trafili do Cent-Omnia, regionu świata Aionis, którego w podstawce nie mieliśmy szansy zwiedzić, nie bez powodu zresztą.

O ile nie grałem w DLC do Xenoblade Chronicles 2, czyli Torna, to słyszałem, że do jego ukończenia konieczne jest wykonanie wszystkich sidequestów, co jest dość brutalnym sposobem na wydłużenie czasu gry. Future Redeemed robi to nieco subtelniej, odwołując się do pierwotnych instynktów niektórych graczy, a mianowicie wypełniania pasków postępu, stuprocentowania, wypełniania encyklopedii i sutego nagradzania za te wyczyny. W tym dodatku prawie każda czynność stanowi postęp w realizacji jakiegoś celu, zwanego Affinity Goal: pokonywanie różnego rodzaju stworów, zbieranie przedmiotów, znajdowanie skarbów, odwiedzanie lokacji, wykonywanie sidequestów dla enpeców i tak dalej. Za wypełnienie określonej ilości zadań zyskujemy punkty, za które możemy kupić dodatkowe umiejętności dla postaci, efektem czego gra nie zmusza cię do rozciągania kilkunastogodzinnej gry na trzydzieści parę godzin, bo najprawdopodobniej sam to sobie uczynisz i jeszcze będziesz się przy tym dobrze bawił, jak ja.

Nasz wesoły koleżka Matthew wkracza na pole bitwy, zaaranżowane – a jakże – przez Mebiusów. Walczą tam na śmierć i życie, ale głównie na śmierć, dwie postacie, które podejrzanie kogoś przypominają. Nikol, blondwłosy chłopak, który nie może mieć własnego przywoływanego oręża, dlatego zmajstrował sobie obronny plecak, oraz Glimmer, która w japońskim oryginale nazywa się Kagiroi, co znaczy „podmuch ciepłego powietrza”. Dodatkowo, jej japońska aktorka grała wcześniej Pyrę – jej podobieństwa, czy wręcz pokrewieństwa w linii prostej z Pyrą nie da się ukryć, zresztą Nikol też jest niezwykle podobny do Shulka, tak wyglądem, jak i konstruktorskimi ciągotami.

Future Redeemed-4

Matthew, widząc tę bezsensowną przemoc, postanowił dołożyć własną, ostro rozdzielając walczących i przy okazji budząc w nich moce Uroborosa, nie pytając nikogo o zdanie, za co powinien zaliczyć cios w łeb od A. Tak dawno w przeszłości moce Uroborosa nie były jeszcze dobrze znane i pojawiają się pod postacią podobną nieco do Standów z JoJo – po prostu pojawia się półprzezroczysty duch, który klepie wroga. To mocno usprawnia i przyspiesza samą walkę, a szybkie ciosy pięścią Matthew to miła odmiana po ciachaniu mieczem i był on moją główną postacią przez cały czas. Wiem, że ludzie uskutecznili taktykę zwaną „spin to win”, ale ja nie miałem takiej potrzeby ani chęci. System walki zachował też chain attacks, które jednak ponownie są dużo mniej skomplikowane niż w podstawce, bo nie można zmieniać bohaterom profesji, a bonusy do chain attack nie są przypisane na sztywno do postaci. Można je za to zmieniać za pomocą znalezionych akcesoriów.

Mebiusy Q i R pojawiają się, by wyrazić niezadowolenie z przerwanej zabawy, ale Matthew z pomocą A klepie ich w kilka sekund, co pokazuje, jak potężnym w porównaniu do ekipy z podstawki kozakiem przyszło nam sterować. Chcąc nie chcąc, Nikol i Kagiroi dołączają do ekipy, ale dziewczyna, choć wygląd odziedziczyła po Pyrze, tak paskudny charakterek ma raczej po Mythrze. Podczas postoju, gdy Matthew znowu śni się jego dbająca o dzieciaki catgirl imouto Na’el, Kagiroi po prostu zwiewa z zamiarem powrotu do swojej armii i – o ile to możliwe – wzięcia udziału w Homecoming Ceremony, do której już bardzo niewiele jej zostało. Ostrożnie podążamy za dziewczyną, przemierzając nowe obszary, naprawiając windę dla Noponów, którzy – a jakże – też tu są. Mamy nowe typy potworów, które są bardziej bazami spawnującymi pomniejszych wrogów – na przykład ule i broniące je owady. Jest też Rift – wyrwa w czasoprzestrzeni, z której wyłażą fog beasts, znane z Future Connected. Przy okazji Kagiroi wpada w łapska innej grupy uciekinierów z City, której liderują niejaka Panacea oraz jej mistrz. Panacea jako żywo przypomina Sharlę z „jedynki” i nawet w japońskiej wersji ma tę samą aktorkę, natomiast mistrz to nikt inny jak Shulk, który w walce z Alphą stracił łapsko i teraz ma protezę, niczym Luke Skywalker… albo Dunban, którego mocno teraz przypomina. Shulk w tej grze jest również dużo rozważniejszy, no ale w końcu jest około czterdziestoletnim starcem.

Kagiroi udaje się samodzielnie wyplątać z niewoli i poskarżyć się okolicznemu Mebiusowi, co okazuje się być niesamowicie durnym posunięciem, bo ten próbuje ją usunąć jako „skażoną”. Z opresji ratuje ją ostatni z naszej szóstki wojowników i drugi po Shulku dawny protagonista: Rex i mniej więcej od tego momentu zaczęło się robić naprawdę ciekawie. Rex jest prawdopodobnie moją ulubioną postacią w tym dodatku: wygląda jak zahartowany w boju twardziel i wywija dwoma potężnymi mieczami, ignorując obronę (i to właśnie z nim związana jest metoda „spin to win”). Generalnie wydaje się chłopina po prostu dobrze bawić, mimo powagi sytuacji i faktu, że jego córka, Kagiroi, jest humorzastą nastolatką ze skłonnością do dramatów. W tej chwili jednak nie ma na to czasu, bo Mebius połączył dwa Ferronisy i nie daje się ubić, a dodatkowo ma pretensje o „złamanie rozejmu” między mieszkańcami zniszczonego City a Mebiusami. Widocznie gniewa się o to, że Matthew rozwalił wcześniej dwóch Mebiusów niczym gnój po polu. Ostatecznie wróg ginie marnie, pozostawiając po sobie krater i tonę żelastwa, ale do tego obszaru będzie można dotrzeć dopiero nieco później. Tymczasem wszyscy biorą się w garść i wyruszają do tymczasowej bazy i przytuliska dla uciekinierów z City, jak również uwolnionych z wiecznej wojny. A jest to miejsce, które niektórzy gracze znają bardzo dobrze.

Przy okazji: podobnie jak Panacea za Shulkiem, za Reksem podąża krok w krok niejaka Linka, o której ze sporą dozą pewności możemy powiedzieć, że jest córką Zeke’a i Pandorii, na co wskazuje choćby ta sama aktorka dla obu postaci w japońskiej wersji. Taką cudowną ekipą podążamy do bazy, którą jest ni mniej ni więcej, tylko Colony 9 z Xenoblade Chronicles 1. Nostalgiabait nie ogranicza się tylko do nazwy i topografii: również muzyka, w tym temat bitewny, są identyczne, możemy znaleźć nawet pamiętny piec do wytapiania kryształków. Spotykamy tam też dobrze znanego… Riku z Xenoblade Chronicles 3, który niemal od początku budził moje podejrzenia. Jak się okazuje, nie tylko jest legendarnym rzemieślnikiem, ale istnieje w tym pośrednim świecie niemal od samego początku. Poza tym naprawia bronie, a jego tata podróżował z Melią, więc prawdopodobnie jest to syn Rikiego. Nie dość, że w tej grze będzie ulepszał nam bronie, to na dodatek będzie kombinował z budzeniem mocy Uroborosa, dzięki czemu Nikol i Kagiroi będą w stanie równać się z dużo bardziej doświadczonymi herosami w drużynie. Generalnie Matthew ze swoimi pięściami i Rex z kręciołkiem mieczy robią za ofensywę, Shulk i szczególnie Nikol tankują ciosy dzięki wysokiej obronie i puli HP. A i przede wszystkim Kagiroi leczy drużynę i nie mogę nie wspomnieć o tym, że podczas ataków specjalnych ta druga zmienia swoją lancę w wiolonczelę. Dźwięk, który wydaje jej magiczna broń, jest niemal identyczny z dźwiękiem błędu Windowsa. Matthew oczywiście nie zapomniał o Na’el, bo o nekomimi się nie zapomina. Natrafiamy na jej ślady i nasz chłopak przypomina sobie kolejne momenty, tym razem przykre. Dzieciaki, które były pod opieką naszej młodszej siostry, zostały wymordowane podczas jednego ze starć Agnus i Keves. Tak, gra znienacka pokazuje ci martwe dzieci. To traumatyczne zdarzenie obraca w pył odporność emocjonalną Na’el, a w pobliżu kręcą się siły, które tylko na to czekają.

Future Redeemed-6

Bardzo efektowną rzeczą w Future Redeemed są ether lifts: w Xenoblade Chronicles 3 mogłeś ślizgać się na rozpiętych linach, co już wtedy wyglądało fajnie, natomiast magitekowe ether lifts mogą rozciągać się w różnych kierunkach, na przykład w górę. Jasne, ich funkcja jest identyczna i nie jest to interaktywne przeżycie, ale wygląda po prostu kozacko. Dzięki temu bajerowi docieramy do nowego obszaru, w którym Rex rozpoznaje fragment starożytnych ruin, gdzie – jeśli dobrze pamiętam – dostał solidne wciry w swojej grze, a my docieramy aż do jeziora, gdzie ekipa rozbija obóz. Naszym celem jest majaczące w oddali Prison Island i Valak Mountain, kolejne słynne lokacje z „jedynki”, skąd będziemy mogli coś zadziałać w sprawie opanowanego przez Alphę Origin. Ekipa dociera do jeziora, nad którym jest most prowadzący do finałowej lokacji, ale wtedy dzieje się wiele ważnych fabularnie rzeczy naraz, a po rozplątaniu ich okazuje się, co następuje…

Tajemnicza inaczej A to ta ludzka część Alphy, która odłączyła się od niego w wyniku eksplozji w City. Myśl o niej jak o sumieniu sztucznej inteligencji – bo choć Alpha został w postaci Alvisa, to tak naprawdę A posiada wspomnienia i emocje ze wspólnych podróży z Shulkiem. Ten nie może się powstrzymać od znaczącego uśmiechu wobec faktu, że Alvis przyjął teraz żeńską postać. Żarty żartami, ale żeńską postać A i męską Alpha bardzo łatwo można podpiąć pod Xenogears, jak zresztą parę innych rzeczy zarówno z Xenoblade Chronicles 3, jak i z Future Redeemed, ale o tym później, obiecuję. Alpha, zgodnie z obowiązującą modą wśród sztucznych inteligencji posiadających olbrzymią kontrolę uznał, że najlepsze dla ludzkości będzie skasowanie wszystkiego, co znajduje się w Origin i utworzenie nowego, pozbawionego przemocy świata wraz z ludźmi z City. Przypomina to oczywiście wątek Kreliana, czy też Karellena z Xenogears, który podążając ścieżkami sefiriotycznymi pragnął odrzucić wszystko, co ludzkie i dołączyć do prawdziwego Boga. Alpha to oczywiście Onthos, jedna z trzech sztucznych inteligencji stworzonych do zarządzania Zoharem. O ile w samym Originie nawet Z do spółki z Shulkiem i Reksem nie są w stanie mu przyfikać, tak aby coś konkretnego zdziałać w świecie zewnętrznym, potrzebuje avatara: tylko kto najlepiej by się nadał? Najlepiej ktoś, komu obecny świat się nie podoba i pragnie ucieczki od cierpienia i przemocy…

Świetlista Na’el atakuje drużynę nad jeziorem, a w całość wmiesza się jeszcze najbardziej oddany sprawie miłośnik nekomimi, czyli N, który dostrzegł swoją szansę na wyeliminowanie zagrożenia „wiecznego teraz” ze strony Onthosa i nawet zdołał uszkodzić rdzeń noszony przez Na’el. Aha, i A wyjawia Matthew, że N to jego pradziadek, czyniąc z całej afery sprawę rodzinną. Sytuacja jest poważna, bo zagłada z zarządzanego przez Alphę Origin jest coraz bliżej i należy się do finałowej wyprawy należycie przygotować. W tym celu najmniej zaprawieni w boju, czyli Nikol i Kagiroi, dostają szlaban na wyprawę. Jednak to są mimo wszystko harde dzieciaki i rzucają wyzwanie swoim seniorom, dość mocno ich przy tym klepiąc. Wobec tego ci nie mają wyboru i wyruszają razem, przy okazji Riku daje im urządzenia, dzięki którym będzie możliwe trenowanie mocy Uroborosa.

Future Redeemed-7

Droga przez Prison Island i Valak Mountain jest tyleż interesująca, co uboga w zdarzenia fabularne, za wyjątkiem potwierdzenia, że Riku dostał specjalny miecz, Lucky Seven, od Melii i ma czekać, aż pojawi się ktoś godny władania nim. Jest to dar podobnego kalibru co moc Uroborosa od Nii, bo generacje później Noah będzie używał tego miecza do niszczenia Flame Clocks i uwalniania ludzkich istnień spod władzy Mebiusów. Później natomiast zyska moc Lucky Seven, gdzie wyjmie ostrze z czerwonej obudowy, która zmienia się w rękawicę – pamiętamy kogoś z Future Redeemed, kto również używa czerwonych rękawic…? Na atrakcyjnym turystycznie kamiennym tarasie, tuż pod samym Origin, atakuje nas N. Matthew widział, jak jego dziadek, Ghondor, jest nabity na miecz N. Nasz złamany miłośnik nekomimi nie wahał się zamordować własnego syna, a co dopiero wnuka, szczególnie że uważa, że to właśnie Matthew trzyma Na’el myślami w tym świecie. Po jego zgładzeniu Alpha powinien stracić swojego avatara, co ułatwi mu zadanie odzyskania kontroli nad Origin.

Nieoczekiwanym rezultatem tego rodzinnego starcia jest flashback z City, który pokazuje wydarzenia z nieco innej strony: bo oto Na’el, będąca już avatarem Alphy, zbiera mieszkańców City i przygotowuje ich do odejścia. Na to pojawia się wkurzony dziadek Ghondor, ale również i pradziadek N, który chce powstrzymać Na’el i wdaje się z nią w walkę. Ghondor chce chronić catgirl i praktycznie sam nadziewa się na miecz N, swojego ojca, który jednak mimo to żadnych silniejszych emocji w tej sytuacji nie okazuje. I to Ghondor, wyzwalając moc Uroborosa, niszczy pokaźną część City w nadziei, że uda mu się w ten sposób wybić Alphę z Na’el, ale zamiast tego tylko oddzielił A od reszty Alphy – no niech będzie, nie pogardzimy. Wtedy też Na’el teleportuje wszystkich do miejsca, które wygląda jak dzielnica Los Santos z GTA: San Andreas (screen)

W tym pięknym świecie Na’el żyje sobie ze swoimi ukochanymi dzieciakami, wszyscy są najedzeni i szczęśliwi, w tle gra sobie radio. To radio i emitowany przez nie program, który słyszymy w tle, jest jedną z najważniejszych rzeczy, jakie się wydarzyły we wszystkich grach z „Xeno” nazwie, jakimi przez te kilkadziesiąt już lat Tetsuya Takahashi nas uraczył. Oczywiście ekipa tłumaczy Na’el, że jest to świat iluzoryczny, że sielanka w rzeczywistości nie może trwać wiecznie, że im więcej osób tu trafi, tym trudniej będzie utrzymać spokój i że przede wszystkim ten świat pokazany przez Alphę wkrótce zmieni się w jedną wielką apokalipsę. Jesteśmy w końcu dosłownie chwile od uruchomienia przez Klausa eksperymentu, który rozdzieli wszechświaty, a z Ziemi uczyni pogorzelisko. Gdy Na’el zaczyna rozumieć to wszystko, Alpha postanawia ją ukrzyżować na słupie światła, ale tym na razie się nie przejmujmy, bo muszę dokładnie opowiedzieć o tym niewinnym programie radiowym, który na dobrą sprawę zmienia pogląd o wszystkich Xenograch.

Future Redeemed-9

No to jedziemy – najsampierw samo radio nosi dumnie logo Vector industries z Xenosagi – dla tej korporacji pracuje protagonistka, Shion Uzuki. Potem jest wspomnienie o wystrzeleniu kolejnego statku kolonizacyjnego w ramach Projektu Exodus. O ile zarówno Xenogears, jak i Xenosaga miały w swoim lore projekty wysyłania kolonizatorów w odległe rejony kosmosu, to Projekt Exodus odnosi się bezpośrednio do Xenoblade Chronicles X, gdzie Ziemianie uciekali przed atakami kosmitów. Tych tutaj nie ma, przynajmniej na razie, ale X zostało powiązane z główną serią i tak już zostanie. Dodatkowo statek kolonizacyjny dotrzeć ma do Ramienia Strzelca, gdzie, uwaga, w linii czasowej pokazanej w Xenogears: Perfect Works powstać miało Neo Jerusalem. Kolejnym, tym razem bardzo luźnym już nawiązaniem jest wspominka o nowej klasie długodystansowych statków kosmicznych: Philadelphia. Niektórzy ludzie do tej pory wierzą w tak zwany Eksperyment Filadelfijski, gdzie rzekomo armia Stanów Zjednoczonych kombinowała z elektromagnetycznym kamuflażem dla swojego okrętu. Jednakże z rozpędu teleportowała go do innego portu, a załoga albo oszalała, albo ich kończyny utknęły wewnątrz ścian i pokładów, albo jedno i drugie. Nikt nigdy nie przedstawił wiarygodnych dowodów na to, że coś takiego miało w ogóle miejsce, ale dla nas najważniejsza w tej bajce jest nazwa statku, który rzekomo miał zostać poddany „zniknięciu” w Eksperymencie Filadelfijskim: Eldridge. Czyli tak samo, jak statek kosmiczny transportujący Deusa, widoczny w intrze Xenogears.

Prawa do Xenogears dalej należą do Square Enix, Xenoblade Chronicles X dalej w głównej mierze pozostaje dość osobną bajką, natomiast z Xenosagą jest chyba nieco łatwiej, bo Bandai Namco i Nintendo dość mocno się lubią. Dlatego w dalszej części przekazu radiowego wspomniany jest jasno i bezpośrednio sam Dimitri Yuriev, który najwięcej ma do powiedzenia w Xenosadze III. Wspomniana jest też ochrona praw Saviorite, co bardziej obeznani interpretują jako analogię Life Recycling Act z lore Xenosagi (w wyniku jej postanowień powstały cyborgi, takie jak nasz dobry znajomy Zygi, oraz inne niestandardowe formy życia).

Z jednej strony Future Redeemed osadza obie serie w jednym uniwersum i nawiązuje do Xenosagi tak mocno, że aż wspomnienie o prawach autorskich należących do Bandai Namco znajduje się w notce prawnej gry, możliwej do podejrzenia z menu głównego konsoli. Z drugiej strony zastanawia mnie, czemu takie, bądź co bądź bardzo ważne informacje, są schowane dosłownie w tle, podczas gdy główni bohaterowie przeżywają poważne rozterki moralne i jest dużo emocji. To się tyczy zresztą paru innych szczegółów, o których będę jeszcze mówił. Podsumowując: łatwy do zignorowania przekaz radiowy łączy kilkadziesiąt lat serii tworzonej przez Tetsuyę Takahashiego i oznajmia, że Dimitri Yuriev z Xenosagi i Klaus z Xenoblade żyli na tej samej planecie i w tym samym czasie, i może nawet wiedzieli o sobie. Bez wiedzy i zgody obecnego posiadacza praw do Xenosagi to połączenie nie byłoby możliwe, resztę niestety na chwilę obecną musimy dopowiedzieć sobie sami. Być może Tetsuya Takahashi znudził się już prostszymi opowieściami i chciałby zrobić coś trudniejszego: przecież Xenoblade Chronicles 3 już jest dosyć zawiły jeśli chodzi o koncept świata i parę głównych bohaterów. Ma też kilka zagrań, których nie powstydziłoby się Xenogears, mam tu oczywiście na myśli wspomnienia Noah z pamiętnego zakończenia rozdziału piątego. Śmiem twierdzić, że „Xenoblade Trójka” apetytu kalibru Xenogears wprawdzie nie ma szans zaspokoić, ale przynajmniej mile połechtała tu i ówdzie. Czy tekst z radia to kolejne mrugnięcie okiem, czy też subtelna zapowiedź czegoś większego, szczególnie gdy temat Xenoblade wydaje się być po tej grze zamknięty, przynajmniej na jakiś czas? Poczekajcie do finałowej sceny zakończenia.

Future Redeemed-10

Walka z Alpha idzie jak po grudzie – przynajmniej według fabuły, bo ja wtedy miałem kilkadziesiąt leveli więcej niż potrzeba, bo zachciało mi się zrobić grę na 100%, do czego – przypominam – gra w umiejętny sposób zachęca. Szczególnie Shulk i Rex mają traumę, bo jedną walkę z nim już przegrali, dostając przy okazji srogie baty. W swojej drugiej formie Alpha nie jest już Alvisem, a jakimś robotem z długimi kończynami, który nieco przypomina mi… Deusa z Xenogears…? W to wszystko wtrąca się też N, który wychodzi z założenia, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem i budzi pełną moc Uroborosa w Matthew i spółce. Myk polega na tym, że w trwającej ledwie parę sekund scenie pokazane jest, że rękawice Matthew zawierają świecący na zielono Pneuma Core – z Alphą/Onthosem właśnie walczymy i można domniemywać, że miecz N zawiera Logos Core, ale nie jest to w grze ostatecznie potwierdzone. Zawierający Pyrę i Mythrę rdzeń Pneumy trafił z czerwonych rękawic do Lucky Seven, a to znaczy, że w zakończeniu gry Noah wywalił Pyrę i Mythrę do oceanu. Lepiej nie mówcie Reksowi.

Wyzwolona moc Uroborosa pozwala na transformację ekipy w wielką, zjednoczoną istotę, która wreszcie jest w stanie pokonać wroga, choć jedna z postaci musiała zostać kroczem. O ile udało się naklepać sztucznej inteligencji z mesjanistycznymi zapędami, to jednak równocześnie oznacza to, że świat tymczasowy będzie kontynuował swój cykl wojny i chorych zabaw Mebiusów, do czasu aż zjawi się jakiś kozak, który będzie w stanie przekonać N do zmiany zdania, tym czy innym sposobem. Mimo to ci, którzy nie są częścią danych w Origin i de facto są w tym świecie nieśmiertelni: Nia, Melia, Shulk, Rex, Riku i może jeszcze ktoś, dali nadzieję na to, że pewnego dnia cykl zostanie przerwany i dwa różne światy zostaną odtworzone tak, jak pierwotnie zamierzano.

Future Redeemed-11

Czas pożegnań. Shulk i Rex odchodzą, oddając pole młodym, ale przedtem jeszcze proszą A o mały wyjątek – limit dziesięciu lat życia zostaje usunięty z Nikola i Kagiroi, tym samym dając im przyszłość, prawdopodobnie za cenę siły życiowej naszych herosów. Origin, teraz przejęty przez Z, spada i niszczy teren gry, łącznie z kopią Kolonii 9, dlatego w podstawce nie ma możliwości jej odwiedzić. Szczęśliwie wszyscy mieszkańcy zdążyli się ewakuować, razem z całym dobrodziejstwem inwentarza. W zakończeniu obserwujemy, jak wszyscy próbują się ogarnąć w nowej sytuacji – nieco zagubieni, ale równocześnie pełni zapału i nadziei. Szczególnie Matthew, który po uratowaniu swojej catgirl imouto z niewyobrażalnego niebezpieczeństwa wyrusza w nową podróż, w poszukiwaniu nowych wyzwań. Poza tym wreszcie poznajemy jego nazwisko, czyli Vandham, co oznacza, że jest założycielem jednego z sześciu rodów stanowiących znane z podstawki City Wobec tego, jego potomkowie to Guernica, który obdarzył szóstkę bohaterów mocą Uroborosa, oraz Monica i jej córka Ghondor, które mocno nam pomagały, obie na swój własny sposób.

To jest też dobra okazja, by wrócić do podstawki i jeszcze raz spojrzeć na statuy założycieli, które cały ten czas tam były: Nikol, syn Shulka i jak możemy domniemywać, Fiory, chyba że Shulk zaczął mocno majstrować w bioinżynierii. Kagiroi też jest jedną z założycielek, oboje dożyli sędziwego wieku ponad osiemdziesięciu lat. Jest też Na’el, która poświęciła się pomocy mieszkańcom. Za założyciela domu Vandham uważa się Matthew, bo choć po opuszczeniu nowego City słuch o nim zaginął, to jego potomkowie ostatecznie po kilkuset latach wrócili. No i oczywiście statuy Shulka i Reksa, gdzie faktyczni założyciele zdecydowali się raczej postawić statuy swoich mentorów. Tymi pozostałymi założycielkami były najprawdopodobniej Panacea i Linka.

Future Redeemed-12

I wszystko fajnie, lecą napisy końcowe, a piosenkę śpiewa nie kto inny, jak Joanne Hogg, która dwadzieścia pięć lat temu śpiewała piosenkę końcową w Xenogears, ale z Xeno nie miała nic wspólnego od czasu pierwszej Xenosagi, co stanowi nie pierwszy i nie ostatni ślad. To, że po napisach końcowych jest jeszcze jedna scenka, nie powinno nikogo dziwić – a widzimy coś cudownego, bo oto dwa światy… wreszcie łączą się w jeden, tak więc to, co było tylko bardzo subtelnie sugerowane w zakończeniu podstawki, sprawdziło się. Noah znalazł swoją Mio, ale jest jeszcze coś – widzimy, jak do planety zbliża się jakiś obiekt. Nie ma jasnej odpowiedzi na pytanie czym ten obiekt jest. Niektórzy przypuszczają, że jest to Elma pragnąca ostrzec ludzkość, ale najprawdopodobniej jest to… KOS-MOS, która w zakończeniu Xenosagi III została zostawiona wirująca w przestrzeni kosmicznej. Jeśli tak faktycznie jest, to byłoby to piękne zwieńczenie dotychczasowych gier Tetsuyi Takashiego. Post-game cofa nas do ostatniego save pointa i dodaje nam Na’el do drużyny, czy nam się to podoba czy nie. Nie ma ona skilli do wykupienia za realizację affinity goals, ale może to i lepiej. Zyskujemy też możliwość obniżenia leveli postaci, dzięki czemu łatwiej jest nagrindować punkty doświadczenia na silnych potworach, co zresztą nie trwa jakoś specjalnie długo. Zrobiłem 100% affinity goals i jako ostatniego ubiłem smoka-superbossa, idealnie w sam poranek dnia premiery nowej Zeldy, co było szczególnie satysfakcjonujące, a całe to dzieło zajęło mi około trzydziestu czterech godzin grania.

Właściwie to jest najlepsze określenie tej gry według mnie – satysfakcjonująca, tak pod względem gameplayowym, jak i fabularnym. Podstawka w ostatnich rozdziałach trochę obiecywała, że będzie stanowić swego rodzaju podsumowanie pierwszych dwóch gier, ale ostatecznie nie za wiele z tego wyszło. Owszem, Melia i Nia coś tam opowiedzą, ale moim zdaniem nie było tego dostatecznie dużo, a i moc fabuły z rozdziału piątego gdzieś się ulotniła. Future Redeemed jest konkretne od początku do końca, zawiera od groma nawiązań i odpowiedzi dotyczących wcześniejszych gier i więcej: jawnie nawiązuje do Xenosagi i innych Xenogier, czego się za bardzo nie spodziewałem. Nawet takie szeptane i poukrywane wspominki były dla mnie… tak, zgadliście, satysfakcjonujące. Co teraz? Future Redeemed bez wątpienia zamyka pewien rozdział i jest tym, na co czekałem, choć nawet nie byłem przedtem dokładnie pewien na co. Temat remake’ów Xenosagi został kiedyś zestrzelony, ponieważ Bandai Namco obliczyło, że to się nie opłaca, ale może sytuacja się zmieniła. Albo Tetsuya Takahashi i Monolith Soft jako kolejną zaproponują nam grę, w której wątki z Xenosagi, a przynajmniej KOS-MOS będą grały główną rolę? Przyszłość została odzyskana, teraz pozostaje tylko na nią poczekać.

Jeśli chcesz zobaczyć powyższe w formie filmiku, to zapraszam tutaj: 

Future Redeemed-13

6 thoughts on “Xenoblade Chronicles 3: Future Redeemed

  1. Świetny artykuł. W czasie poszukiwania w internecie informacji znalazłam ten artykuł. Wielu osobom wydaje się, że mają odpowiednią wiedzę na ten temat, ale niestety tak nie jest. Stąd też moje pozytywne zaskoczenie. Świetny artykuł. Zdecydowanie będę polecał to miejsce i częściej wpadał, by poczytać nowe artykuły.

          1. No to jesteś w domu. Jak skończyłeś wszystkie wyścigi, rowerki na górze i jedną strzelnicę (nie pamiętam o jaką broń chodziło, ale zaliczałem to ze 40 minut) to 100-tka to już formalność 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *