Dead by Daylight
Krwiste polowanie na przerażonych obozowiczów to może niezbyt oryginalny pomysł, ale jakże skuteczny przepis na sukces. Do wykonania zbrodni wymagana jest jednak precyzja i odpowiedni sprzęt. Maczeta, elektryczna pałka, piła łańcuchowa, wirus T czy senny koszmar. Niezależnie od wybranego narzędzia, mord będzie widowiskowy i równie zabawny. Uciekając zaś przez potworem, przyda się smykałka złotej rączki, bezszelestne ukrywanie się w cieniu i umiejętność pracy w grupie.
Zabawę w rzeźnika i padlinę czas zacząć!
Dead by Daylight nie bez powodu jest najpopularniejszym i najlepiej ocenianym obecnie asymetrykiem na rynku gier wieloosobowych. Na platformie Steam codziennie bawi się w niego między 50 a 60 tysięcy osób (wg steamcharts). Dodając do puli użytkowników konsol Sony, Microsoftu i Nintendo, otrzymalibyśmy pełną skalę sukcesu studia Behavior Interactive. Przystępność, nieskomplikowane i łatwe do przyswojenia zasady oraz ogrom postaci do ogrania. Model biznesowy wykorzystujący znane licencje przyciąga nowicjuszy, zaś wieloletnie aktualizacje i dodawane nowości ciągle utrzymują przy grze oddanych fanów.
Jeśli ktoś nigdy nie słyszał o recenzowanej produkcji, śpieszę z wyjaśnieniem. Dead by Daylight to asymetryczna, pięcioosobowa gra multiplayer typu 4vs1. Cztery osoby wcielają się w ocalałych, których zadaniem jest naprawienie pięciu, z siedmiu rozsianych po mapie generatorów, dzięki czemu będą mogli otworzyć jedną z dwóch dostępnych bram ewakuacyjnych. Ostatnia osoba wciela się w zabójcę i jej cel jest jeden – udaremnić ucieczkę pozostałym. Gra nie posiada przy tym choćby skromnej kampanii fabularnej, więc całość doświadczenia opiera się jedynie na potyczkach z innymi graczami.
Licencyjny zawrót głowy
W dniu premiery (14 czerwiec 2016 na PC) w Dead by Daylight dostępnych było 7 postaci – 4 ocalałych i 3 zabójców. Wraz z kolejnymi wydanymi DLC wartości te sukcesywnie puchły, by po latach nabrać imponujących rozmiarów. Obecnie dostępnych jest już do wyboru 31 zabójców oraz 36 ocalałych! I końca tej sztafety nie widać, bo w dniu publikacji tego tekstu jesteśmy świeżutko po wydaniu kolejnego dodatku, który dołożył do puli kolejne 3 postaci. Dla osób uwielbiających ten typ rozrywki, wsparcie twórców jest wystarczające by nie zaprzątać sobie głowy innymi tego typu produkcjami.
Poza postaciami wykreowanymi przez twórców, jak rozstawiający pułapki na niedźwiedzie Trapper, dostępna jest cała plejada bohaterów znanych z wszelkiej maści horrorów, zarówno filmowych jak i growych. Wcielić się możemy w takie gatunkowe legendy jak: Piramidogłowy i Heather Mason z serii Silent Hill, Nemesis i Jill Valentine z Resident Evil 3, Freddy Kruger z Koszmaru z Ulicy Wiązów, GhostFace z Krzyku, Pinhead z Hellraisera czy Leatherface z Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną. Licencje na znane twarze są siłą napędową marketingu, w pewnym sensie gwarantując długowieczność tytułu w pełni zależnego od zainteresowania graczy.
W ciągu pierwszych 20-30 godzin spędzonych z grą, mało istotna była dla mnie wygrana. Czerpałem maksymalną przyjemność z samego wcielenia się w znanego potwora i polowania na słabszych bohaterów. Jako przerażający Pyramid Head zamykałem ludzi w Klatkach Odkupienia, wcielając się w złowieszczego Bubbę Sawyera przyprawiałem o zawał hukiem odpalanej piły łańcuchowej, zaś spacerując po mapie Amandą Young zakładałem na przerażone twarze ocalałych, odwrócone pułapki na niedźwiedzie. Podobnie udana zabawa czeka po drugiej stronie, choć ta wymaga już nieco więcej wprawy. Jako uciekinier możemy stopować mordercę przewracanymi paletami, oślepiać go światłem latarki, demontować haki do wieszania ludzi i podkładać pułapki ogłuszające na generatory. Jeśli dodatkowo możemy pozwolić sobie na komunikację głosową z resztą drużyny, znacząco zwiększamy swoje szanse na przeżycie.
Zależnie od wybranego zabójcy, gra oferuje garść środowiskowych urozmaiceń. Wybierając Nemesisa, na mapie spotkamy wolno sunące zombie, mogące dziabnąć nieuważnych mechaników i zarazić ich wirusem T. Wcielając się w Sadako z popularnej serii horrorów Ring, po planszy rozstawione są zestawy TV, które pozwalają pokracznej maszkarze teleportować się i wzorem oryginału wyjść z ekranu telewizora. Co jeszcze zostanie do gry wprowadzone, to jedynie sam Lucyfer raczy wiedzieć…
Ciekawy przypadek Stranger Things Intrygująco zapowiada się przyszłość licencyjna kolejnych franczyz wykupowanych przez studio Behavior Interactive. Zwłaszcza przez pryzmat dodatku na bazie genialnego serialu Netflixa – Stranger Things. Na skutek wygaśnięcia licencji, DLC musiało zostać usunięte ze sklepów cyfrowych na wszystkich platformach, na których gra była dostępna. Niestety na stałe. Od 17 listopada 2021 fani serialu stawiający pierwsze kroki w DBD, muszą więc obejść się smakiem. Jeśli jednak ktoś nabył DLC przed tym terminem, ciągle może korzystać ze znanych bohaterów. W ramach dodatku gracze mogli wcielić się w znane z serialu postaci, dwóch ocalałych – Steve’a Harringtona i Nancy Wheeler oraz głównego potwora – Demogorgona. Przypadkiem jestem jednym z ostatnich szczęściarzy, którzy w wersji na Steam zakupili dodatek chwilę przed jego usunięciem. Może i podróż przez Upside Down nie jest tak spektakularna jak w serialu, ale ma w sobie nutkę szaleństwa i ciągle pozostaje w grze czymś unikatowym. |
Twinkle twinkle little star…
Rdzeniem rozgrywki jest brutalne połączenie zabaw w chowanego i ganianego, przy czym zakładam, że nie trzeba nadmieniać kto w tej grze się chowa, a kto gania. Urozmaicenie w wyborze strony konfliktu wpływa bardzo mocno na charakter rozgrywki. Przeszukując krzaki i schowki z siekierą w rękach, doświadczamy osamotnionego polowania na ofiary, które może, ale nie musi skończyć się rzezią niewiniątek. W przeciwnym wypadku, poirytowani zobaczymy tylko plecy uciekających z mapy skazańców. Przeciwwagą tego trybu jest strona ocalałych, która oferuje niełatwą do wykonania kooperację. Poza naprawianiem generatorów, naszym zadaniem jest udzielanie wszechstronnej pomocy drużynie. Zdejmowanie z haków wykrwawiających się kompanów, leczenie rannych i podnoszenie poległych jest w tej grze równie ważne, co jej główny cel. Samemu daleko nie ujedziemy, a wszelkie egoistyczne zapędy bardzo szybko zostaną brutalnie zweryfikowane.
W grze zaimplementowano system rozwoju postaci, polegający na wydawaniu punktów Bloodpoint zdobywanych na drodze normalnej gry. Dostajemy je niemal za wszystko, nawet za zwyczajne uciekanie przed zabójcą, lub w drugą stronę, gonitwę za ocalałymi. Za wykonywanie celów gry – naprawianie generatorów czy zabijanie ocalałych, otrzymujemy kolejne nagrody punktowe – tym większe, im lepszy był nasz występ. Punkty te wydajemy na odblokowywanie perków, ulepszeń do naszych morderczych umiejętności, a także przedmiotów do wyposażenia ocalałych, takich jak latarki, apteczki, czy skrzynki narzędziowe przyspieszające naprawianie generatorów. Wraz z kolejnymi poziomami, perki charakteryzujące każdą z postaci są udostępniane dla pozostałych. Rosną więc możliwości personifikacji poszczególnych buildów i pojawia się pole na szeroko pojęty meta-gaming. Ten jest z resztą bardzo popularny, jako że znajdziecie w grze perki totalnie nieprzydatne oraz w drugą stronę, mocno przegięte i dające ogromną przewagę. Twórcy od lat balansują grę raz w jedną, raz w drugą stronę, ale ciągle jest w tym zakresie daleko od ideału.
Toss a coin to your killer…
Drażliwym tematem dla każdej gry-usługi, niezależnie od jej charakteru czy gatunku, który reprezentuje, są realne koszty jakie gracz musi ponieść, by w pełni cieszyć się zabawą. Dead by Daylight niestety wyróżnia się tu w mocno negatywnym świetle. Każde DLC, niezależnie od tego czy powstaje na barkach znanej licencji, czy jest czymś unikatowym w gatunku, jest dodatkowo płatne. Wspomniana wcześniej pokaźna liczba zabójców i ocalałych upchana jest łącznie w 26 dodatków DLC, z których najświeższe sprzedawane są obecnie po 44 zł, zaś najtańsze za 18 zł (wg sklepu Steam).
Rachuba jest prosta. Jeśli nie korzystamy z okazjonalnych, cyfrowych promocji, do odblokowania całej zawartości w grze potrzebne jest wydanie ponad 660 zł. Wzorem mikrotranzakcyjnych technik zarobkowych z urządzeń mobilnych, możemy odblokować postaci wykorzystując uzyskiwaną w grze walutę premium. Jej ilości są jednak tak dobrane, że spędzenie kilkunastu godzin gry na odblokowaniu jednej postaci całkowicie mija się z celem. Nie ukrywam, że osobiście mam z tym problem. O ile monetyzacja skórek i wszelakiej kosmetyki, jest jak najbardziej zrozumiała i szeroko stosowana na rynku multiplayerów, tak płacenie za każdą dodatkową grywalną postać uważam za lekkie nieporozumienie.
Syndrom jeszcze jednej ucieczki
Matchmaking będący jednym z fundamentów każdej gry multiplayer, jest tutaj całkowicie schrzaniony. Podstawą jest system rankingowy, który resetuje rangi wszystkich graczy 13-tego dnia każdego miesiąca. Twórcy postanowili więc oprzeć dobór graczy na bazie ukrytego w systemie współczynnika MMR, który nie patrzy na sezonowe rangi, poziom naszych postaci czy doświadczenie graczy. I tu jest pies pogrzebany. Już na starcie mojej przygody, mając na liczniku raptem kilkanaście rozegranych meczy i nie więcej godzin na steamowym liczniku, poznałem się na matchmakingu z najgorszej możliwej strony. Jako nowicjusz szorujący po dnie rankingowej drabinki, byłem regularnie dobierany przeciw graczom z samego szczytu. Jakim cudem – nie mam pojęcia. Robiąc przy tym każdorazowo zrzut ekranu na pamiątkę, uzbierałem ich całkiem pokaźny folder.
Takiego kwiatka nie uświadczycie w żadnej innej grze wieloosobowej. To tak jakby w CS: Global Offensive silverów dobierało przeciw globalsom, w Hearthstone ktoś z rangą 20 mierzył się regularnie z graczami z legendy, a w Dota 2 ludzie z 2k MMR grali przeciw tymi z 10k MMR. Tak, brzmi jak nonsens. Witajcie w Dead by Daylight. Niestety twórcy nie mają kompletnie pomysłu jak to zmienić i naprawić. Zdegustowani ciągłymi żalami społeczności, zarzekali się wprowadzeniem wiosną 2022 roku, szumnie zapowiadanej rewolucji w zakresie matchmakingu. Prawda jest jednak okrutna. Jedyne co się zmieniło to ekran końcowy po rozgrywce, na którym rangi graczy zostały permanentnie ukryte. Użytkownicy narzekają, że gra ich niesprawiedliwie dobiera? Sprawmy, żeby o tym nie wiedzieli! Przerażająco piękne rozwiązanie sprawy.
I tak to się właśnie maluje – swoista mieszanka uwielbienia i frustracji. Wywołujące skrajne emocje dzieło Behavior Interactive jest dla mnie jedną z najtrudniejszych gier do wystawienia oceny końcowej. Karygodny matchmaking oraz ukrycie 90% zawartości za finansową ścianą, aż prosi o obrzucenie gry błotem i wiązanką epitetów. Z drugiej strony, nie będę zakłamywał ani rzeczywistości, ani czytelników. Przez znaczną większość tych ponad 100 godzin spędzonych z Dead by Daylight, bawiłem się wyśmienicie. Efektem syndromu jeszcze jednego meczu, były obawy szefa o mój stan zdrowia i chroniczne problemy ze snem. Pomimo wad daję więc soczystą siódemkę i wbijając pieczątkę z czterema gwiazdkami, uczciwie przestrzegam – ta gra uzależnia i to mocno!