Nelke & the Legendary Alchemists: Ateliers of the New World

To pięknie, gdy człowiek jest dumny ze swego miasta, lecz jeszcze piękniej, gdy miasto może być z niego dumne. Młoda kobieta imieniem Nelke już wkrótce przekona się ile w tym prawdy. Nic nie szkodzi, że brakuje doświadczenia, wystarczy przecież zwerbować ludzi, którzy je posiadają. Czy jednak alchemia to rzeczywiście złoty środek, który wiejską pipidówkę potrafi zamienić w milionową metropolię?


Mówi się, że gry dla skromnego grona odbiorców nie mają już racji bytu, ponieważ nie przynoszą zadowalających dochodów. Na przekór jednak temu twierdzeniu, można znaleźć kilka marek, które chociaż nie sprzedając się w milionowych nakładach uparcie są z nami już od wielu, wielu lat. Weźmy dla przykładu taki alchemiczny cykl jak Atelier składający się z wielu podserii i pomimo wzlotów i upadków towarzyszy nam już ponad 20 lat. By uczcić okrągłą rocznicę wydano spin-offa serii – Nelke & the Legendary Alchemists: Ateliers of the New World, stawiającego tym razem na aspekt ekonomiczny niż jRPG-owy. Należy jednak zadać sobie pytanie czy budowanie miasta alchemików, przy udziale głównych postaci z całego przekroju cyklu uniosło ciężar sprostania tak zacnej, okrągłej rocznicy.

Zacznijmy od protagonistki gry, młodej, uroczej szlachcianki imieniem Nelke, która ma już serdecznie dość bycia oczkiem w głowie swojego tatusia i pragnie wolności. W tym celu przyjmuje zadanie zostania administratorką miasta Westwald, które przekształcić ma w milionową metropolię. Gdy wraz z przyjaciółką, a zarazem przyciągającą oko służącą Misty dociera na miejsce okazuje się, że słowo ‘miasto” wcale nie oddaje zabitej dechami i obsmarowanej gnojem rzeczywistości. Nelke jednak się nie zraża i z werwą rzuca się w wir pracy, w czym pomoże jej alchemia. Wprawdzie bohaterce brakuje takowych umiejętności, ale w okolicy nagle pojawiają się młodzi ludzie, biegli w tym rzemiośle, dlaczego więc nie skorzystać okazji i nie wziąć ich pod swoje skrzydła? Przy okazji należałoby rozwikłać zagadkę z pewnym tajemniczym drzewem.

Fabuła jak to w atelierach do skomplikowanych nie należy, ale jest całkiem przyjemna. Jej największy plus stanowi obecność ponad 50 alchemiczek i (w mniejszym stopniu) alchemików przewijających się od dwóch dekad przez serię. Wprawdzie niektóre mogą być nam nieznane, bowiem pierwsze części nie ukazały się oficjalnie poza Japonią, ale i tak otrzymaliśmy multum rozpoznawalnych postaci jak chociażby Rorona, Ayesha czy Sophie, by wymienić te z odsłon bliższym naszym czasom. Pod tym względem gra nie zawodzi i całkiem miło śledzi się liczne, śmieszne dialogi i scenki rodzajowe z ulubionymi bohaterkami.

O ile jednak kwestie fabularne są na dobrym poziomie, to sama rozgrywka nieco kuleje z powodu wielu, ale niezbyt dokładnie sprawdzonych pomysłów. Gra oficjalnie nawiązuje do gatunku budowniczych miast z pewnymi naleciałościami RPG, aczkolwiek nasza działalność skupia się na aspektach biznesowo-infrastrukturalnych. Upraszczając, nie budujemy domków mieszkalnych i nie tworzymy mieszkańców tylko przyciągamy ich stawiając obiekty produkcyjne (pola uprawne, rancha, pracownie alchemiczne), usługowe (sklepy, butiki) czy reprezentacyjne (landmarki). Szkoda tylko, że sfera ekonomiczna chociaż początkowo bawi, szybko staje się nazbyt powtarzalna. Niestety rodzajów budynków zbyt mało i ciągłe dostawianie tych samych potrafi znużyć. Kontrastuje z tym bardzo duża liczba produktów do wyhodowania, stworzenia oraz sprzedania tyle tylko, że nie ma jak zagospodarować tego dobrodziejstwa, bowiem i tak wszystko trafia na rynek wewnętrzny, więc brakuje motywacji, by różnicować źródła dochodów. Inną, irytującą przypadłością jest fakt, że sklepy mogą handlować tylko jednym towarem naraz, celowo zmuszając nas do nadmiernego stawiania kolejnych budynków.

Problem ten łączy się z małą powierzchnią budowlaną i chociaż można dokupywać kolejne sektory, czasem czułem się jak w „darmowych” strategiach mobilnych, gdzie wciąż trzeba kratki liczyć. Lepiej wszystko planować od początku, bo z przebudową może być krucho. Na szczęście cały system ratują nieco pojawiające się zadania, dzięki którym sporo zarobimy, co wymaga ciągłego przestawiania gospodarki na różne tory dając nam trochę zajęcia. Na plus zaliczyć można też wykorzystanie mieszkańców do obsługi postawionych obiektów. Każdy z nich związany jest z jakąś odsłoną ateliera i posiada swoje mocne oraz słabe strony, więc jest w kim wybierać. Ogólnie rzecz biorąc tragedii nie ma, ale ekonomia w grze powinna zostać bardziej dopracowana.

Czas gry podzielony został na tygodnie, a po ciężkiej pracy udajemy się na weekend, kiedy zajmujemy się samą Nelkę i jej relacjami z przyjaciółmi. Wtedy też zlecamy badania naukowe, odwiedzamy wspomnianych towarzyszy w celu zacieśnienia więzi i obejrzenia kolejnych dialogów, czy tradycyjnie, udajemy się w teren za materiałami. Wyprawa za miasto jest często, aczkolwiek na wyrost, krytykowanym elementem całej rozgrywki za nadmierne uproszczenie. Nasze postacie bowiem przechadzają się bez naszego udziału tu coś skubną tam coś wykopią, bądź walczą. Wtedy dopiero przejmujemy stery i walczymy jak dawniej bywało, czyli w trybie turowym. Moim zdaniem jednak starcia idealnie zostały skrojone na potrzeby gry, stylem nawiązujące chociażby do Atelier Iris 2. Można powiedzieć, iż to sztucznie wywołana nostalgia, ale osobiście pochwalam taki ruch. Zresztą cała nasza weekendowa aktywność daje sporo frajdy i ma znaczący wpływ na gameplay. Dość powiedzieć, że jeśli będziemy mieli zaległości w tym temacie, nie będziemy w stanie wykonywać zadań fabularnych, więc lepiej podejść do niego na poważnie.

Wizualnie tytuł cieszy oko aczkolwiek, początkowo, mogą nasuwać się ponownie porównania z grami mobilnymi, zwłaszcza gdy patrzymy na prostą, płaską, aczkolwiek kolorową mapę naszego miasta. Gdy jednak przechodzimy do widoku poszczególnych dzielnic, mamy już normalny silnik 3D znany chociażby z trylogii Mysterious. Dzięki schludnie zaprojektowanym budynkom i upiększaczom nasze miasto potrafi zrobić wrażenie, więc szkoda że brak w większej ilości poziomów przybliżania kamery. Dziwi też fakt, że nie można na własną rękę zwiedzać własnej mieściny, a co najwyżej pooglądać migawki. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Walki natomiast prezentują się w nostalgicznym (pseudo) 2D i w sumie sprawiają miłe wrażenie. Największą zaletę oprawy graficznej stanowią popiersia postaci podczas dialogów. Zostały świetnie i ze smakiem narysowane, więc z pewnością wielu fanów z łezką w oku przypomni sobie starych znajomych sprzed lat. Z całego wykonania jednak najbardziej wybija się muzyka – nowo zremasterowane kawałki z przeszłości wracają w pełnej chwale stanowiąc miód dla uszu. Ponadto twórcy ponownie pozostawili oryginalne japońskie głosy, nie kłopocząc się angielskim dubbingiem.

“Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco” śpiewali kiedyś bracia Golcowie. Cóż, o ile ktoś ma cierpliwość alchemiczne San Francisco rzeczywiście powstanie, ale przygody Nelke zadowolą raczej jedynie zagorzałych fanów cyklu. Niestety tytuł chociaż rocznicowy nie spełnia oczekiwań, chociaż warto dać mu szansę i od czasu do czasu się w niego zagłębić. A wystarczyło pewne pomysły lepiej rozwiązać i byłoby dobrze, ale w obecnym stanie tytuł jest „zaledwie” znośny.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *