Anbernic RG556 – recenzja przenośnej retro konsoli

Obecnie przeżywamy renesans przenośnych konsolek do gier od firm, które nie są branżowymi potentatami, jak Sony, Microsoft czy Nintendo. Zaczynając od Evercade, brytyjskiego producenta Blaze Entertainment, który koncentruje się na udostępnianiu oryginalnych gier w specjalnych składankach zapakowanych w kartridż. Przez emulatory zapakowane w miniaturowe obudowy „chińskich Game Boyów” oraz producentów pokroju TrimUI, AYN czy Anbernic, wypuszczających przeróżne wariacje konsolek do emulowania gier. Kończąc na wielkich graczach z potężnymi bebechami w środku i masywnymi konstrukcjami, które ciężko utrzymać w rękach dłużej niż godzinę. Wystarczy wymienić Steam Decka, Lenovo Legion Go, Razer Edge czy ASUS ROG Ally. Dzisiaj zabierzemy się za zyskujące na popularności urządzenie ze średniej półki, czyli Anbernic RG556.    


Anbernic to seria przenośnych konsol od chińskiego producenta Shenzhen YangLiMing Electronic Technology. Założony w 2015 r. z siedzibą w Shenzhen, skupia się na produkowaniu sprzętu do grania, który jest przyjazny dla wszelkiego typu emulatorów, dzięki czemu możemy uruchomić obrazy gier od 2. generacji konsol (Atari 2600), poprzez 4 i 5 (SNES, SEGA Genesis, PlayStation, Nintendo 64), a kończąc na złotej erze szóstej generacji z PlayStation 2 na czele. Recenzowana wersja jest najnowszą konsolą w portfolio firmy. A że nie jestem wielbicielem cyferek i porównań specyfikacji jednego sprzętu z drugim (procesory, rdzenie, taktowania zegara itd.), wypada mi tylko przedstawić podstawowe cechy RG556, odsyłając po więcej na stronę producenta.

„Sercem” konsoli jest oczywiście ekran i zainstalowany system. W tym przypadku mamy do czynienia z lubianym Androidem 13 i prawie 5,5 calowym ekranem AMOLED. Ulepszona wersja diod OLED prezentuje się świetnie pod względem głębi czerni i odwzorowania żywych barw. Aby jednak nie brzmiało to niczym slogan reklamowy opracowany przez tabuny marketingowców, wystarczy że powiem: jest bardzo dobrze. Nie ma żadnych prześwietleń na rogach ekranu (jak w modelach Evercade), czy wyblakłych barw. Jedynie radzę pobawić się ustawieniami kontrastu i koloru, ponieważ, jak to zwykle bywa, producenci wszelakich ekranów (telewizory, tablety) z uporem maniaka stosują przekłamane, zimne barwy. To samo miałem po kupnie TCL 55QLED870, kiedy to ustawienia fabryczne miały kolory zimne niczym lód. Znów dzięki Androidowi konsolka działa płynnie bez jakichkolwiek zacięć. Warto przy tym pochwalić producenta za wprowadzenie dwóch dodatkowych opcji dla graczy: NS/Xbox Mode (przystosowanie przycisków pod konfigurację padów) oraz CPU Boost (Auto Mode), które trochę zwiększa wydajność podczas grania. Szybki panel skrywa również Screen Record (nagrywanie obrazu) oraz konfigurację wirtualnych przycisków na ekranie dla gier smartfonowych.


Jakość wykonania, czyli jak się na tym gra?


Sprzęt wyposażony jest w dysk 128 GB z możliwością wykorzystania karty MicroSD. Bateria polimerowa litowo-jonowa 5500 mAh wytrzymuje spokojnie 6 godzin przy katowaniu wymagającego tytułu, a przy mniejszych gierkach retro dobija nawet do czternastu godzin. Wynik ten jest o tyle dobry, że na większości topowych sprzętów (Steam Deck) czy smartfonów nie pograsz dłużej niż 4 godziny, no chyba że uprawiasz roślinki w Stardew Valley. Anbernic posiada łączność WiFi 802.11 i Bluetooth 5.0. O ile przez sieć wszystko pięknie śmiga, tak Bluetooth posiada problem z sygnałem sparowanych padów, o czym powiem szerzej w dalszej części recenzji.

Konsolka jest lekka (0,331kg), dlatego muszę rozwiać wątpliwości co do „taniej chińszczyzny”. Ergonomia RG556 jest bardzo dobra, a jakość plasuje się pomiędzy bazarową konsolą Brick Game a dowolnym sprzętem Sony. Nie do końca jest to sprzęt, który możecie znaleźć w koszyku Lidla, ale gdzieniegdzie widać pójście w budżetowość. Obudowa konsolki otula plastik o jakości kontrolera do PlayStation 2, albo… dowolnego pilota TV. Jest przyjemny w dotyku, zostawia lekkie ślady i daleko temu do matowego, szorstkiego wykończenia. Ktoś, kto objada się chrupkami serowymi, a jego dłonie pocą się po pierwszej lepszej sekcji zręcznościowej w Kangurku Kao, może nie być do końca zadowolony z użytego materiału.

Reszta osób, czyli zgaduję że 80% użytkowników, zdaje sobie sprawę że jest to budżetowy sprzęt i nie ma sensu wyszukiwać się tu starannie wyselekcjonowanych tworzyw sztucznych, gumowych gripów i karbonowych śrubek. Dużo recenzentów żali się na „palcującą” się czarną obudowę. Efekt ten jest mniejszy w drugiej wersji kolorystycznej z przezroczystym błękitem. Jednak bądźmy szczerzy – kto patrzy na tył konsoli (największa powierzchnia) w poszukiwaniu śladów? Z pozytywów cieszy żyroskopowy czujnik, wibracje oraz oświetlenie przy gałkach. Z negatywów zastosowane głośniczki z tyłu, które jako tako grają, ale uwierzcie – lepiej wykorzystać bezprzewodowe słuchawki na Bluetooth lub wejście słuchawkowe mini-jack. Ogromną zaletą jest wyprofilowany kształt z tyłu konsolki, dzięki któremu obudowa jest quasi-padem. Zdecydowanie lepiej trzyma się ją niż takie Nintendo Switch, PS Vitę, czy prostokątną bryłę dowolnego producenta retro konsol. Co prawda nie ma mowy o wygodzie porównywalnej z najnowszym padem do Xboksa/PlayStation, ale już przy pierwszym obcowaniu z zakupionym sprzętem da się odczuć komfort chwytu. To wrażenie zmienia się w przekonanie, kiedy po kilku godzinach nie czuję zmęczenia podczas ogrywania gier. Spasowanie elementów również jest na plus, oprócz przycisków A, B, X, Y, które ulokowane są w minimalnie za dużych otworach, przez co „tańczą” w obudowie i są miękkie podczas użytkowania. Przyciski LB i RB klikają się dosyć twardo (jak boczne przyciski w myszce), a spusty LT i RT są minimalnie za krótkie i twarde, przez co ciężko się przestawić, kiedy korzysta się z nowoczesnych padów (długi przeskok i miękkie działanie).

Gałki cierpią na efekt Halla, który nie za dużo może mówić zwykłym użytkownikom, przysłowiowym Kowalskim. Ja takim Kowalskim jestem, dlatego powiem wprost. Precyzja, jak na sprzęt przenośny, jest dobra i tylko tyle. Nie oszukujmy się, małe gałeczki, krótka podstawa „grzybka”, plus obudowa wokół gałek powodująca krótszy odchył = mniejsza precyzja np. podczas strzelania w shooterach (w niektórych tytułach trzeba zmniejszyć czułość), czy kontrola przy sterowaniu wirtualnego samochodu. Co prawda można podłączyć Anbernica kablem HDMI-USB-C do telewizora i po sparowaniu kontrolera ogrywać tytuły za pomocą np. Nintendo Switch Pro Controller, PlayStation DualSense i 8BitDo Ultimate. O ile obraz przesyłany z konsolki na 55-calowy TV jest płynny, bez zakłóceń, tak główny problem polega na słabym sygnale Bluetooth. Występują znaczne opóźnienia na ekranie, jeśli trzymamy pada ponad metr od konsoli. Co mi po bezprzewodowym wygodnym kontrolerze, jeśli wciskam przycisk, a postać zaczyna iść z półsekundowym opóźnieniem? Może jeszcze by to przeszło w grach point&click czy strategiach. Ale ile mamy pozycji z tych gatunków na konsolach? A teraz gwóźdź programu. Krzyżak. Kompletnie nie sugerujcie się tym, jak prezentuje się na materiałach promocyjnych, ponieważ na żywo funkcjonuje tak, że cud, miód i orzeszki. W Tekkenie 3 czy też Tony Hawk’s Pro Skater, combosy i tricki wchodzą gładko i przyjemnie. Bez problemów ze wciskaniem skosów. Gdybym miał wskazać podobny krzyżak, wytypowałbym tego z pada od Xbox One. Jeśli ktoś ma takowego na chacie, to może sprawdzić. Różnica jest taka, że tutaj jest miękki, a w padzie Microsoftu występuje z charakterystycznym kliknięciem. 

Ah shit, here we go again

    Emulatory, czyli jak działają na tym gry?


Na stronie producenta można zamówić sprzęt w trzech opcjach. Bez karty (microSD), z kartą 128 GB (plus ponad 4000 gier) lub z kartą 256 GB (plus ponad 8000 gier). Anbernic oczywiście wykorzystuje kartę firmy „Krzak”. Osobiście wybrałem gołą wersję, ponieważ stwierdziłem, że a) chcę stworzyć własną bibliotekę gier, b) nie ma sensu przepłacać i lepiej kupić kartę o większej pojemności. Wybrałem Samsung Evo Plus 512GB i myślę, że to jest dobry wybór pod względem cena/jakość/rozmiar. Jednak bez względu na wersję, po uruchomieniu konsolki i wstępnej konfiguracji, dostajemy masę aplikacji fabrycznie zainstalowanych na systemie Android. Od RetroArch i Moonlight, po AetherSX2, DuckStation, Dolphin, M64 Plus, PPSSPP i masę innych aplikacji, które przydadzą się podczas uruchamiania gier. Jeżeli jesteś osobą, która nie ma zamiaru bawić się w ustawienia emulatorów  i chcesz po prostu włączyć wybrany tytuł – wystarczy, że wgrasz odpowiednie obrazy, ustawisz sterowanie i grasz. No chyba, że kupiona jest wersja z kartami, to wtedy nie musisz nawet martwić się o to, ponieważ producent stworzył opasłą bibliotekę gier. W mojej opinii najlepiej usunąć wszystkie programy, wgrać najnowsze wersje emulatorów z pomocą poradnika i skonfigurować sprzęt pod najlepszą wydajność. Jest z tym trochę zabawy, bo musisz wiedzieć, że samo ustawienie emulatora nie daje gwarancji, że każda pozycja uruchomi się niczym w prawdziwej konsoli, po włożeniu krążka do czytnika.

O ile gry z NES, SNES, GameBoy (Advance), Arcade, Nintendo 64, PSP, PS Vita, Nintendo 3DS, Segi Saturn i PlayStation działają jak marzenie – tak PlayStation 2, GameCube i Wii wymagają większego zaangażowania, a i nie zawsze zabawa ustawieniami zagwarantuje oczekiwany rezultat. W przypadku PlayStation 2 czasami trzeba przełączać bibliotekę grafiki między OpenGL a Vulkanem, czy też zmienić rozdzielczość. Nie jest więc tak, że odpalam gierkę i działa bez zająknięcia. Myślę, że nie chodzi o to, że bebechy Anbernica są za słabe. Największym problemem jest sam emulator, czyli AetherSX2, który nie jest rozwijany od dłuższego czasu. Co prawda jest wersja od społeczności, NetherSX2, jednak również wymaga sporego nakładu pracy. Wypróbowałem ponad 50 gier od Sony i np. Silent Hill 2, Tekken 5, SSX 3, Gran Turismo 3, Project Zero, Metal Gear Solid 3, Ico, Gran Theft Auto: San Andreas, czy God of War II działają elegancko. To dlaczego Need for Speed: Underground 2, Shadow of the Colossus i Burnout 3 dławią się w 22 FPS-ach na sekundę? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. Są również dziwne przypadki, jak WipeOut Fusion czy Ōkami, gdzie klatki lecą na łeb, na szyję TYLKO w wybranych momentach. W takie pozycje można zagrać, ale rozpatrywałbym to w kategoriach „na upartego”. Powiedziałbym jednak, że niegrywalne jest około 5% tytułów. Podobnie ma się sprawa z grami na GameCube, chociaż przy odpowiednich ustawieniach niemalże każda pozycja jest grywalna. Trochę gorzej jest z Wii, ponieważ jeśli pewien tytuł z tej konsoli ma minimalne problemy z płynnością, to nic nie pomoże. W celu uzyskania lepszej wydajności można włączyć High Mode, aby uzyskać te parę klatek więcej. Zresztą na poniższej grafice wrzuciłem najbardziej chwytliwe tytuły pod kątem działania. Z emulowaniem pierwszego Xboksa wiem, że gry na Androidzie nie zadziałają, znów Nintendo Switch jest tylko i wyłącznie ciekawostką – większość topowych gier crashuje się, albo działa ze spadkami animacji.    

Pozostaje jeszcze kwestia gier, które nie są emulowane. Skoro na pokładzie jest system Android, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby uruchomić również gry z komputera czy konsoli. Sprawdziłem aplikację Moonlight (streamuje gry ze Steam) i ku mojemu zaskoczeniu, mogłem bez problemu ogrywać np. Kangurka Kao: Rundę 2 czy Bayonettę. Jest jeszcze Xbox Cloud Gaming, ale wymaga Game Pass Ultimate, więc nie miałem okazji zbadać jak wyszedł w praniu. Konsola również bez większych problemów radzi sobie z grami mobilnymi ściągniętymi z Play Store. Przed podsumowaniem muszę jeszcze powiedzieć o Daijisho, czyli retro launcherze zbierającym wszystkie emulatory w jedną całość. Oprogramowanie tworzy zakładki dla każdego sprzętu z osobna i nic nie stoi na przeszkodzie, aby stworzyć własną, estetyczną bibliotekę gier w jednym miejscu. 


Anbernic RG556 obecnie jest w promocjach za ponad 700 zł, a będzie na pewno taniej. Nie ukrywam, że jest to mój pierwszy sprzęt tego typu, dlatego też próbuję wyważyć opinię, aby nie była zbyt hurraoptymistyczna. Zatem największą wadą może być fakt, że jest to konsolka przenośna, a co za tym idzie przyciski są nieco mniejsze, a ekran to nie 8-calowe monstrum. Dlatego sprzęt jest idealnym pomostem między chińskimi wersjami GameBoya a Steam Deckiem. Te pierwsze są miniaturkowe i niewygodne, zaś ten drugi to ciężki kloc o baterii rozładowującej się w parę godzin. Anbernic to synonim ergonomicznego chwytu, lekkości i w miarę dobrych podzespołów, które dają sobie radę w emulowaniu ponad 90% gier. Dla retro maniaków i osób, które chcą sobie przypomnieć bogatą bibliotekę gier z dawnych lat, jest to zakup obowiązkowy. Dla reszty będzie tylko i wyłącznie ciekawostką. Ponieważ oni już wybrali jedynego, najlepszego, niepowtarzalnego… Steam Decka.

One thought on “Anbernic RG556 – recenzja przenośnej retro konsoli

  1. Fajna recka, ciekawy sprzęcik choć nie dla mnie (mam Decka). Zastanawia mnie tylko jak jest z legalnością tych gier które jak rozumiem producent dostarcza wraz z zakupioną kartą pamięci 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *