BioShock
Siódma generacja konsol przyniosła nam dużo świetnych produkcji, które zrewolucjonizowały świat gier. Do tej listy możemy zaliczyć zdecydowanie jedną z najwyżej ocenianych produkcji od Irrational Games, BioShock. Brudne, wąskie, ale też świetnie skonstruowane uliczki Rapture, arcyprzyjemny system strzelania oraz niesamowite zwroty akcji — to wszystko sprawiło, że tytuł dla wielu stał się niezapomnianym arcydziełem. Ale czy po 16 latach produkcja nadal się broni? Tego dowiecie się w tej recenzji, do której serdecznie zapraszam.
Fabuła sama w sobie należy do tych tajemniczych. Wcielamy się w Jacka, którego spotyka duże nieszczęście. Jego podróż służbowa kończy się niepowodzeniem — zdarza się wypadek samolotowy. A najgorsze jest to, że wydarzyło się to w środku oceanu. Na szczęście protagonista odnajduje schronienie pod powierzchnią ziemi. Gdy wszystko chyli się ku dobremu, nagle zaczynają się pierwsze problemy, które skutkują dłuższym pobytem głównego bohatera w tym dziwnym miejscu. Okazuje się, że wodna metropolia, Rapture, została opanowana przez zmutowanych ludzi nasyconych adamem — substancją, która modyfikuje geny. I to właśnie dzięki niej Jack dostaje plazmidy, dzięki którym może dostać się do wcześniej niedostępnych dla innych terenów.
Jednak mimo wszystko protagonista chce się stąd wydostać. Pomoże mu w tym Atlas, znany w Rapture rewolucjonista. Od tego momentu będzie przy nas do końca gry, by prowadzić gracza przez niebezpieczne pokoje wodnego miasta. Bardzo nie podoba się to Ryan’owi, rządzącemu Rapture. I tak zaczyna się niebezpieczna podróż ku wolności… lub władzy. Jedno jest pewne: aby osiągnąć cel, Jack musi wziąć broń do ręki i dokonać czegoś niemożliwego — uratować martwą już metropolię.
Opowieść przedstawiona w BioShocku jest naprawdę dobra. Historia wciąga od początku do końca, dostarczając graczu wiele emocji: od wielkiego przerażenia po smutek. Twórcy na spokojnie wprowadzają nas do całej fabuły, pokazując przy tym samym podstawy walki oraz zasady przetrwania w Rapture. Jednak najważniejszym elementem opowieści są dialogi. Choć tak bym tego nie nazwała, ponieważ protagonista jest niemową. I to mnie trochę wkurza (ogólnie nie lubię, gdy bohaterowie są niemowami), bo główny bohater od razu traci charyzmę i szanse, by stać się ulubioną postacią. Bo co? Nawet nie wiem o czym myśli i jakie ma zdanie na temat Rapture i jego mieszkańców. Tak szczerze, to już Artem z serii Metro był lepszym bohaterem. On był chociaż dobrze napisany. Jack niestety ma tylko wykonywać rozkazy. Ale z drugiej strony, gdyby dodać głos głównemu bohaterowi, to mogłoby to trochę popsuć historię. Wracając jednak do samej fabuły, to muszę obowiązkowo napisać trochę o zakończeniu, które dzieli się na dobre i złe. I co najlepsze, oba są rewelacyjnie napisane, choć to dobre jest moim zdaniem lepsze. Uważam je za jedno z najlepszych finałów w historii gier.
Jednak w BioShocku najbardziej was zaciekawi nie opowieść, a historia miasta. Rapture samo w sobie jest rewelacyjnie napisane. Świat gry poznajemy za pomocą nagrań głosowych porozrzucanych po całej metropolii. Są one niezbędne, by w pełni zrozumieć główną fabułę. Na plus jest to, że są łatwe do znalezienia oraz szukanie ich jest wręcz przyjemnością.
Myślę, że do zagrania w tą produkcję zachęci was najbardziej klimat. Jest on niewyobrażalnie dobry oraz ciężki. Już pierwsze minuty gry pokazują czym tak naprawdę jest BioShock. Z niepokojem zostajemy dopuszczeni do zaszczutego miejsca, jakim jest Rapture. Schodzimy do podziemi zardzewiałą windą, do której chce się ewidentnie dostać żądnej naszej krwi oponent, który w przeciwieństwie do nas, jest uzbrojony. Do tego podejrzany nieznajomy na głośniku, nieznośne dźwięki przeciwnika, świetna gra świateł i cieni oraz dobrze dobrana muzyka — to wszystko powoduje natychmiastowy brak komfortu oraz staje się jednym z lepszych początków gry w historii. (Nie)stety, takich momentów jest więcej, lecz nie będę wchodziła w szczegóły. Bo po co psuć niespodzianki? Jeśli jest tyle strasznych scen, to czy można uznać BioShocka za survival-horror? Nie, jest to FPS z ELEMENTAMI HORRORU oraz RPG. Nic więcej.
Przejdźmy teraz do ważnego elementu gry, czyli do gameplayu. Tak jak wspomniałam przed chwilą, jest to strzelanka pierwszoosobowa. Gdy pierwszy raz spróbowałam systemu strzelania w BioShocku, to byłam stanowczo na nie. Moim zdaniem był on bardzo niekomfortowy. Lecz później zakochałam się w nim. Po prostu przyzwyczaiłam się do gameplayu w grach Call of Duty, Battlefield itd. I muszę przyznać, że lepiej się tutaj strzela niż w wymienionych wcześniej seriach. Rewelacyjny feeling broni! Aż dziw bierze, gdy człowiek dowie się, że BioShock tak naprawdę to nie za bardzo zmienił rynek FPS-ów. Jest mi trochę smutno z tego powodu, ale z drugiej strony przez to gra staje się jedyna w swoim rodzaju. Oczywiście nie samą bronią palną będziemy mogli się bronić. Adam pozwala nam mieć tzw. Plazmidy, dzięki którym zdobywasz nadprzyrodzone moce. A ich jest całkiem sporo: od zwykłej elektryczności po hipnotyzację niektórych oponentów. Więc dla każdego coś dobrego, co mi się bardzo podoba. Często zmieniałam swoje moce, by bawić się nimi. Niestety nie można używać ich do woli. Jedynie co nas ogranicza, to pasek mocy. Aby go uzupełnić, musimy zdobyć EVE — kolejną substancję, która jest bardzo pożądana. Możemy ją na szczęście kupić w automatach. Na nie korzyć gracza kosztuje to dużo, a pieniądze niekiedy trudno zdobyć. Dlatego mamy możliwość hakowania maszyn. A samo łamanie zabezpieczenia jest naprawdę proste, gdyż ogranicza się do zabawy w grę ,,połącz rury”. Chyba nie trzeba tłumaczyć zasad: tak jak w tytule, celem jest połączenie rur w prawidłowy sposób, zanim płyn zawarty w środku nie dojdzie do końca. Musimy uważać na te uszkodzone lub z podłączonym alarmem, bo inaczej będziemy mieli większe lub mniejsze problemy. Co ciekawe, możemy także hakować roboty ochronne oraz kamery, by stali naszymi sojusznikami.
Niestety BioShock nie stanowi żadnego wyzwania — bardzo rzadko ginęłam, a gdy śmierć się już zdarzy, to zostaniemy przeniesieni do najbliższej kapsuły. Wrogom nie resetuje się po walce pasek życia, więc możemy po prostu wrócić na pole bitwy i dobić oponenta. Nie pomaga jeszcze ilość amunicji w drugiej połowie gry oraz klucz francuski, który zadaje naprawdę dużo obrażeń i czasami może się bardzo przydać. Tak szczerze, to częściej używałam broni białej niż palnej. Na szczęście wszystkie te wady są praktycznie niezauważalne przez mnogość typów przeciwników. Oponenci dysponują ekwipunkiem podobnym do naszego, przez co walki stają się jeszcze bardziej interesujące. Jednak najciekawszym (i zdecydowanie najpopularniejszym) wrogiem jest Big Daddy — wielka, tajemnicza postać, która ma za zadanie chronić Małych Siostrzyczek za wszelką cenę — nawet jeśli zapłaci za to śmiercią. Siostrzyczki są o tyle ważne, że mają bardzo dużo adamu, więc nie dziwi fakt, że musi mieć przy sobie strażnika. Co ciekawe, my też możemy spróbować ,,odbić” ją z rąk Big Daddy’ego. Lecz to nie będzie łatwe — trzeba poświęcić mu dużo naboi i mocy, a on sam ma wielki pasek życia. Gdy już nam uda się go pokonać, staniemy przed trudnym wyborem moralnym. Co zrobić z Małą Siostrzyczką? Możemy albo już zabić (dostaniemy wtedy 160 adamów) albo uratować (80 adamów). Konsekwencje będą olbrzymie, gdyż prowadzą do jednego z trzech zakończeń:
- Dobre zakończenie — musisz uratować wszystkie siostrzyczki
- Neutralne zakończenie — część musisz zabić, część uratować
- Złe zakończenie — musisz wszystkie zabić
BioShock to gra z pół-otwartym światem, a w samym Rapture niestety nie ma za bardzo dużo do roboty. Oczywiście samo zwiedzanie miasta jest warte poświęconego czasu, gdyż po całej mapie poukrywane są sejfy, nagrania głosowe oraz maszyny, dzięki którym można ulepszyć bronie. Oprócz tego, w niektórych miejscach są schowani rzadcy wrogowie. W tej sytuacji warto go sfotografować za pomocą aparatu. Jak już zrobimy parę fotek, dostaniemy więcej informacji na temat tego osobnika, a co za tym idzie, poznamy jego słabe punkty oraz zwiększymy obrażenia wobec danej jednostki. Bardzo fajny pomysł, z zaciekawieniem obserwowałam i fotografowałam oponentów.
Grafika w BioShocku w 2021 roku dalej wygląda nieźle, a była jeszcze lepsza na premierę, bo w 2007 nie było jeszcze tak ładnej gry. Jednak to co wyglądało najlepiej, to efekty specjalne. Naprawdę, spływająca z uszkodzonej rury woda do dziś daje wrażenie realistycznej. Jeszcze lepiej wygląda topnienie lodu za pomocą podpalenia lodu. Jeśli w 2021 gra zrobiła na mnie wrażenie, to ciekawe jaka była reakcja grających na premierę. Warto dodać, że istnieje wersja zremasterowana, która jeszcze lepiej się prezentuje, choć niekiedy traci elementy horroru oraz występują w niej bugi.
O wiele lepiej prezentuje się bowiem styl artystyczny, zwłaszcza kolorystyka: niepokojąca zieleń połączona z steampunkowym klimatem tworzy niesamowity duet stylistyczny, który jest tym, czego jeszcze nie było w grach wideo. Ogólnie samo Rapture jest wspaniale zrobione. Wąskie uliczki, ciemne pokoje, stały widok na ocean, rdzawy metal oraz architektura lat 60′ robią swoje. Zwiedzanie miasta to sama przyjemność, która stale zachwyca swoją różnorodnością. Będziemy eksplorować m.in. centrum handlowe, miejscówkę przepełnioną zielenią, zbrojownię, rozwaloną restaurację oraz nawet tereny poza miastem. Szkoda tylko, że z czasem miejsca staną się coraz bardziej monotematyczne, tworząc znudzenie, a co najgorsze, będzie więcej misji, które tylko przedłużają zabawę o parę niepotrzebnych minut.
Muzyka na szczęście was także nie rozczaruje. Znajdziecie tu albowiem dużo kawałków podobnych do tych z lat 50′ oraz 60′, które idealnie pasują do Rapture. Każdy utwór wydaje się być robiony z sercem i wyśmienicie komponuje się z obrazem. Dawno nie słyszałam tak genialnego OST.
Czas odpowiedzieć na pytanie, które podałam na początku: czy po 16 latach produkcja nadal się broni? Oczywiście! Choć wiele elementów w grze nie znajdziecie u innych przedstawicieli gatunku FPS, to sama gra jest piekielnie grywalna. Oryginalny gameplay, rewelacyjna opowieść, pełna mocnych momentów oraz przepiękna oprawa audiowizualna — to największe zalety, dzięki którym nawet dzisiaj warto po BioShocka sięgnąć. To wybuchowy miks wielu świetnie zrobionych elementów, które połączone złożyły się na dzieło sztuki. Produkcja Irrational Games nie bez powodu dla wielu jest arcydziełem — eksploracja wodnej metropolii jest niezwykłym doświadczeniem, które każdemu polecam przeżyć. Jedna z najważniejszych gier VII generacji konsol, która wyprzedzała swoje czasy!
Jedna z tych gier, która jest tak ambitna i namacalna, że problem staje się jej ukończenie… Ale może wyjaśnię. Podchodziłem do niej wiele razy i choć fabuła, klimat (i nawet czasami gameplay) są bardzo dobre, tak miałem problem zawsze z pacingiem i bardzo sztywną rozgrywką. Do dziś nie rozumiem jak udało im się zrobić tak dobrą grę AAA, która pozbawiona wszystkich elementów zostaje symulatorem chodzenia, po strasznych podwodnych ruinach. Oczywiście można to powiedzieć o każdej grze, ale takie zawsze miałem odczucia. Gra mimo głębi, nie wzbudza sympatii ani do protagonisty, ani tym bardziej do Andrew Ryana. Podziwiałem za to architekturę art deco i połączenie tego klimatu ze steampunkiem. Na pewno jest to bardzo ważna gra w branży, ale nawet dzieło może się nudzić i Odyseja Kosmiczna mi to udowadnia za każdym razem jak usypiam po 2h seansu…
No i zapomniałbym, dzięki za tekst Persi. Propsy!