Black

Przedstawiając ,,Czarnego” w akcji, ciężko ubrać w słowa, to co się tutaj wyprawia. Jednak postaram się Wam zobrazować charakterystykę recenzowanego shootera w dość humorystycznym tonie. Wyobraź sobie, więc drogi graczu, wściekłego farmera, którego sąsiad zasłużył swoimi czynami na ostrą demolkę. Uzbrojony w ogrodniczki, kalosze po kolana, wiatrówkę i koktajle ,,Sobieskiego” wyrusza w bój, dowieźć sprawiedliwości za poczynione szkody. Postawienie płotu na skrawku jego ziemi!


Wparowując do posiadłości, która zaraz obróci się w pył, wściekły farmer daje z buta w zardzewiałą furtkę, na której kruki wzbijają się w powietrze; czując w lotkach, że po powrocie już nie będzie na czym siadać. Napastnik z przedniej kieszeni ogrodniczek wyjmuje butelkę i nabierając głębokiego łyka, podchodzi do ubrań porozwieszanych na sznurkach do suszenia i zabierając łacha, tworzy koktajl Mołotowa domowej roboty. Podpala i rzuca w pobliski wóz ze spróchniałego dębu, do którego zaprzężony jest koń. Zarówno wóz, jak i koń wybuchają. Żniwa czas rozpocząć! Wytworzona fala uderzeniowa wyrzuca biedną Kryśkę, która karmiła kury. Te zostają podpalone, w popłochu wbiegając do kurnika i sprawiają że ten oczywiście – tak zgadliście – wybucha. Idąc za ciosem, chwyta za gardziel jedną z tych biegających ptaszysk, która z przerażenia wykluwa kopę jajek. Kątem oka zobaczył chowających się smarkaczy sąsiada w domku na drzewie, którzy to kiedyś rzucili piłkę na własnościowe podwórko, zaginając ledwo co skoszone źdźbła trawy. Celnym rzutem sprawił, że pierwszy gówniarz stracił równowagę i spadając, zawisł na drewnianej barierce, trzymając się kurczowo rękami. Kolejny rzut i smarkacz spada. Drugi dzieciak w popłochu wyskakuje po tym, jak rozległ się pierwszy strzał. Pocisk z wiatrówki przebił podpórkę na której trzymała się chatka. Ta, niczym domek z kart zamienia się w stertę desek. Kolejne cele – chałupa sąsiada i nieopodal stojąca stodoła – zamieniają się w płonące pochodnie po celnym rzucie ,,Sobieskiego”. W końcu…wychodzi główny obiekt zemsty. Ubrany w fartuch kuchenny (obieranie pyrów zostało przerwane, ta zniewaga krwi wymaga) i uzbrojony w widły. Następują wrogie spojrzenia niczym w spaghetti westernie. Pech chciał, że wróg publiczny na wsi numer jeden znalazł się w okolicach pola minowego. Krowie placki otaczające wroga, aż prosiły się o serię wystrzałów. Pierwszy wybuch uświadomił biednego Romana, że znalazł się w gównianej sytuacji. Antagonista odziany w fartuszek w kwiatki został unicestwiony krowim łajnem, przy okazji zahaczając o nowiutki traktor, który z impetem eksplodował po łańcuszku kolejno aktywowanych min. Ostatnim celem pozostała jednak wiecznie stękająca staruszka ukryta w szklarni. Długo się nie zastanawiając, farmer chwycił wiaderko zapełnione bulwami i zaczął ciskać w gadatliwą wiedźmę. Ta, oprócz litanii przekleństw w stylu ,,Ty pieronie jeden!”, odpowiedziała soczystymi pomidorami uprawianymi na naturalnym nawozie. Szyby w szklarni zaczęły pękać w drobny mak, szkło walało się po całym terenie. Zdenerwowany agresor rzucił w ostateczności wiaderkiem, a ten wleciał do beczki z nawozem. Rozległ się grzmot porównywalny do odpalenia broni jądrowej – beczka eksplodowała, szklarnia wystrzeliła w powietrze tworząc efektowny deszcz ze szkła, a starsza pani spadła z bujanego krzesła. Sąsiedzkie porachunki dobiegły końca…

W uproszeniu tak właśnie wygląda rozgrywka w Black. Istna rzeź, rozpiernicz nie z tej ziemi. To Killzone w wersji destrukcyjnej, to Burnout wśród strzelanin, to nowy styl, pieszczotliwie nazywany Porn Gun. Criterion Games, zespół odpowiedzialny głównie za serię Burnout, w której liczy się jazda na krawędzi; znudzeni projektowaniem tras i tworzeniem samochodów zabrali się za strzelaninę. Kulisy takiego, a nie innego obrotu spraw miały pewnie swój zalążek od znudzonego pracownika, którego pomysł zamontowania broni w samochodzie zrodziło zupełnie nową produkcję. To nie jest jednak tak, że dostajemy broń i strzelamy do kaczek.

Gra ma fabułę. Akcja gry przenosi nas do Europy Wschodniej, gdzie jako członek specjalnej grupy uderzeniowej walczymy z terroryzmem. Wyróżniającym aspektem, jak na tamte czasy było wykorzystanie żywych aktorów do filmów poprzedzających każdą z 8 misji kampanii fabularnej. Przesłuchanie śledczego (Paul Pape) i odpowiadający na pytania sierżant Kellar (Martin Papazian) cechuje się montażem, który po dziś dzień wygląda świetnie. Ciemny pokój, oświetlony przez lampę, która nieśmiało zarysowuje twarze bohaterów, w oparach dymu papierosowego i leniwie obracającego się wiatraka sufitowego, budują atmosferę niczym z najlepszego filmu szpiegowskiego. I tylko szkoda, że Black poszedł bardziej w stronę ostrej zadymy, zapominając o taktycznym podejściu rodem z Project I.G.I. Scenki przerywnikowe mylnie tworzą obraz gry nastawionej na kombinowanie, jednak sama rozgrywka dostarcza zgoła innych wrażeń. Chwila moment! Co ja bredzę…bardzo dobrze, że tak się stało. Black pomimo tylu lat na karku plasuje się w ścisłej czołówce strzelanin z nastawieniem na akcję, deklasując jednocześnie obecne twory za sprawą destrukcji otoczenia.

3 grosze od Suri:

W swoim życiu ograłem sporo dobrych shooterów, ale kiedy 2 lata temu po raz pierwszy włożyłem do czytnika PS2 płytę z grą Black, w życiu nie spodziewałem się, że będę miał do czynienia z istną perełką tego gatunku. Gdzieś kiedyś przeczytałem, że Criterion Games musiało “przypadkowo” zrobić prostą grę na zasadzie “idź i strzelaj”, gdzie cała jej magia skupiała się na niesamowicie doszlifowanym gameplayu. Pisząc “doszlifowany”, mam oczywiście na myśli “gun porn”, gdzie czujemy, że mamy do czynienia ze zróżnicowanym arsenałem oraz dźwiganym przez nas kalibrem. No i poziom trudności… nie jest to oczywiście Dark Souls w świecie FPS, ale zapewniam, że bez względu na to czy gracie na Easy, Medium czy Hard, Black da wam kawał porządnego wyzwania. Szczególnie na ostatnim poziomie, ale oszczędzę wam spojlerów… Obowiązkowy zakup każdego fana strzelanek, jak i posiadacza PS2.

To wręcz niesamowite, jak ,,czarny” wyprzedził swoją epokę, a nawet mógł mieć wpływ na techniczną stronę tworzenia gier w przyszłości (niestety nie miał), zaskakując pedantyzmem na linii szeroko rozumianej demolki. Od rozlatującego się murku i odlatującego tynku ze ściany, po ogromne obiekty, które mogły zamienić się w stertę gruzu po celnym rzucie ,,limonki” – jak to Ruskie krzyczeli – lub pocisku z wyrzutni rakiet. Niczym w programie telewizyjnym ,,Wyburzacze”, muzeum z balkonem i kolumnami składał się niczym domek z kart, a korzystając z uprzejmości designera leveli i strzelając w klasyczną wybuchającą beczkę, nie musieliśmy wchodzić drzwiami do pomieszczenia. Skoro mowa o drzwiach. Były zamknięte? Przecież szukanie kluczy było zarezerwowane dla gier przygodowych, no nie? A to w końcu Black – tutaj używa się shotguna, który niczym porządny kopniak Duke Nukema wyrzuca je w kosmos. Tak, zapewne w świecie gry przestrzeń kosmiczna jest pełna lewitujących drzwi.

Kolejnymi smaczkami jesteśmy karmieni na każdym kroku. Seria wystrzelonych pocisków tworzą ,,ser szwajcarski” na ścianach, końcówką karabinu możemy stłuc szybę, a o animacjach towarzyszących podczas przeładowania broni można napisać opasłą książkę. W magnumie szybkim ruchem zostają opróżnione komory w bębenku, aby po chwili bohater jakby delektował się z nami ukazując lśniące naboje, wkładając je do komory i zamaszystym ruchem zamykając. Coś pięknego! Już nawet nie wspominam o wylatujących łuskach, czy dodatkowych animacjach, kiedy to jesteśmy w bezruchu np: kalibrowanie lunety w snajperce, czy wycieraniu pistoletu z brudu. Pozbawianie szyby w oknie fragmentami, reakcje łańcuchowe wybuchających min, czy dziesiątki nagrobków na cmentarzu, które możemy zburzyć, kawałek po kawałku. To robiło i robi wrażenie do dnia dzisiejszego, wyciskając z silnika ostatnie soki.

Gra w oldschoolowym stylu prowadzi nas za rączkę przez korytarzowe lokacje. Poza wykonywanymi po drodze ,,zadaniami” pobocznymi tj. zbierania ściśle tajnych teczek, niszczenia laptopów; cały czas przemy do przodu niczym koparka wielofunkcyjna. Co z tego, że możemy zakładać różne narzędzia na ramieniu, skoro to wciąż jest cholerna koparka. Ogólnie nie ma co liczyć na urozmaicenie. Jednak siłą Blacka jest właśnie prostota połączona z widowiskowością. Potęgą starych gier było to, że twórcy nie wdrażali na siłę cover-systemu, statystyk postaci i mapy z trylionem znaczników. Criterion nie silił się na rozbudowane misje, tworząc współczesną wersję Call of Duty/ Medal of Honor. Od klasycznych apteczek i żebraniu po zwłokach w poszukiwaniu amunicji, po infiltracje wrogiej bazy z obowiązkową aleją snajperów.

Pierwsza misja jest w sumie rozgrzewką i trwa kilkanaście minut. Kolejne to przeprawy od 30 minut do niecałej godziny. Otwarty teren leśny dający namiastkę swobody z cichymi podchodami za pomocą pistoletu z tłumikiem, przeprawa przez zniszczony most ostrzeliwując zapełnione przez wroga autobusy z pomocą granatnika, czy tereny rafinerii z polem minowym, który obraca się przeciwko nieprzyjacielowi. Mijane miejsca robią pozytywne wrażenie dzięki relatywnie niskiej powtarzalności na polu designerskim, i aż proszą się o kilka granatów i rozgrzanie lufy karabinu do czerwoności. Zrobimy rozpiernicz nie z tej Ziemi w magazynie, niszcząc kartonowe pudła, odkryjemy w więzieniu kruche ściany ostrzeliwując żołnierzy po drugiej stronie, a także poczujemy się niczym w Counter Strike’u przeczesując labirynt pomieszczeń w Gułagu. Feeling ze strzelania jest soczyście satysfakcjonujący. Czuć moc trzymanego żelastwa, kiedy to przeciwnik jest wyrwany z kapci po zaaplikowaniu jednej dawki nabojów z shotguna. Tutaj już nie pomoże skontaktowanie się z lekarzem lub farmaceutą. Chociaż będąc zupełnie szczerym, to nie jest ciężar gatunkowy ekwipunku na poziomie bliskim realistycznego, ani nawet udająca, że trzymamy w ręku replikę…przecież to tylko gra. Jedynie co mi się spodobało to zasięg shotguna, który wreszcie jest efektywny na większe odległości. Odrzucając smutny standard siły rażenia sięgającej 50 centymetrów od końcówki lufy (khe khe).

Koszmarem wszędobylskiego mięsa armatniego będą podstawowe klamki jak Glock, Magnum, DC3 Elite; pistolet maszynowy Uzi, karabiny każdego militarnego wielbiciela w postaci MP5, P90 i AK 47, z uzupełnieniem doskonałym – M16, SPAS 12 i snajperką Walther 2000. Dla każdego coś miłego. Dodatkowo niemal każda broń posiada przełącznik definiujący ilość wystrzelonych pocisków w jednej serii (jeden, trzy i automatyczny), a także przybliżenie, które pozwala lepiej wycelować headshota. W tym momencie dochodzimy do pewnej skazy. Są to jednostki nieprzyjaciela, a dokładniej skopane hit boxy odpowiadające przecież za efektywność zadawanych obrażeń. Bywa bowiem tak, że można strzelać w korpus używając kilku pocisków w małych odstępach, a przeciwnik uparcie trzyma się na nogach ,,tańcząc” na lewo i prawo. Tak jakby pierwszymi nabojami były tampony, kolejnymi gumowe kaczki, a dopiero w końcowej fazie wkraczają te prawdziwe. To nie jest złe. To bardziej idzie w kierunku upierdliwości, która nakazuje władować więcej ,,plujek” niż potrzeba. Można kręcić nosem na powtarzalność wrogów, jednak rekompensują to goście z wyrzutnią rakiet i kolesie osłaniający się tarczą. Brak owczarków niemieckich i pojedynków z czołgiem. Sorry, to nie Medal of Honor.

Na koniec warto podkreślić świetną ścieżkę dźwiękową. Twórcy zastosowali wystrzały broni o różnych tonacjach, co powodowało niejako efekt dźwięku przestrzennego, a muzyka z orkiestrowymi elementami skomponowana przez Chrisa Tiltona i Micheala Giacchio niebezpiecznie (w pozytywnym znaczeniu) przypominała motywy z najlepszych odsłon znanych nam gier, traktujących o II wojnie światowej.

Black może nie jest rozjuszonym bykiem wypuszczonym z klatki, ponieważ posiada spokojniejsze fragmenty i z powodzeniem łączy wściekłe natarcia, z podchodami, które udają jakąkolwiek strategię. Uwierzcie, próbowałem przejść pewne fragmenty po cichu, jednak zawsze kończyło się tak samo. Na zestrzeleniu wybuchającej beczki, rusztowania, miny, skrzynki elektrycznej, kolumny, autobusu…zawsze wtedy kiedy się pojawiały. Czyli niemal zawsze. To właśnie taki twór. Po co bawić się zabawkami w domowym zaciszu, skoro można zrobić zamęt na świeżym powietrzu. Zburzyć babkę z piasku, rzucić komuś kamieniem w okno, lub postrzelać z procy w najsłabsze jednostki w okolicy. Przy tym miejcie na uwadze fakt, że gra do najłatwiejszych nie należy, a checkpointy są usytuowane daleko od siebie. A więc… kamracie! Chwytaj za broń i do boju!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *