Utawarerumono: Chiriyuku Mono e no Komoriuta
W przyszłym roku zapowiadana jest powtórna premiera gry (remake), która w 2002 roku wyszła w Japonii na komputery, w 2005 jako manga i w 2006 jako anime. Anime wyemitowano również w USA. Jak widać sporo lat trzeba było odczekać, 18 jeśli nie będzie żadnego poślizgu, by gra w ulepszonej wersji stała się dostępna na zachodzie na PS4 i PSVita (tylko cyfrowo). Co prawda miłośnicy Visual Novel dali radę z tłumaczeniem i przygotowaniem gry na PC, ale zdecydowałem się na wersję oficjalną. Przed wydaniem gry? – zaraz wszystko wyjaśnię.
Moją przygodę z grami Utawarerumono rozpocząłem od środka, od Mask of Deception, mojej pierwszej Visual Novel. Lubię sobie poczytać, słyszałem też pochlebne opinie o tych grach i okazało się to strzałem w dziesiątkę! Ta część ujęła mnie na początku przede wszystkim humorem, ale okazała się długim wstępem do zupełnie innej gry i historii (całkowicie się zgadzam Astarell/Aysnel), nie mniej wciągającej i pochłaniającej. Podsumowując, druga i trzecia część trylogii tak mi się podobały, że ubłagałem żonkę by kupić pierwszą część na PS Vita, w Edycji Premium, bo mi po prostu czegoś brakowało by skompletować całą historię. Również pomiędzy drugą i trzecią grą wyszukałem anime Utawarerumono w internecie i uzupełniłem moje braki. Nota bene wracam do anime, bo szczególnie końcowa część gry nadal w kilku punktach pozostaje dla mnie niejasna.
I tak trafiły do moich rąk przygody Hakuoro, które zaabsorbowały mnie na blisko 100 h. Początki były ciężkie, bo odkryłem, że np. Japończycy używają zamiennie “x” i “o” w porównaniu do nas na zachodzie. Co w połączeniu z moim całkowitym brakiem znajomości japońskich abecadeł wiązało się z niezłą frustracją. Uratowały mnie przyzwyczajenia z Mask of Deception i Mask of Truth. System jest prawie identyczny, więc można się prawie poczuć jak w domu. I to mnie uratowało, po początkowych zmaganiach byłem zdolny do grania w Utawarerumono: Chiriyuku mono e no Komoriuta (Prelude to the Fallen).
Główny bohater, Hakuoro, budzi się z całkowitą pustką w pamięci, w lesie i trafia pod opiekę dwóch sierot Eruruu i Aruruu oraz ich babci Tuskuru. Od razu widać, że różni się od innych mieszkańców wioski. Jest człowiekiem, a otaczające go stworzenia są człeko-podobne, proxies, z uroczymi uszkami i ogonkami. Poza tym nasz główny bohater nosi maskę, której nie da się zdjąć. Imię oczywiście nadaje mu mądra babcia, wspominając w ten sposób ojca dwóch sierot. Również ubranie, które nosi Hakuoro jest po ojcu Eruruu i Aruruu. Hakuoro, który okazuje się dobrym człowiekiem, szybko zdobywa uznanie wśród mieszkańców wioski i powoli rozpoczyna brać udział w ich codziennym życiu. Tak rozpoczyna się historia, która dopiero na sam koniec ujawni pochodzenie Hakuoro, jak również historię tego post-apokaliptycznego świata.
Ponieważ gra jest Visual Novel z elementami taktycznego, turowego RPG, mamy początkowo dość sporo historii i dialogów, poprzeplatanych walkami. Wszystkie dialogi są dubbingowane (oczywiście japońscy aktorzy), tylko przemyślenia Hakuoro są jako tekst. Z wielką przyjemnością (nic nie rozumiejąc!) słuchałem głosów bohaterów. I muszę przyznać, że doceniam ich kunszt, bo nawet wrzaski rozsierdzonych kobiet potrafiły szargać momentami moje nerwy! Wspaniała robota. Ratowała mnie znajomość anime co pozwalało mi w miarę zorientować się, w którym momencie historii jestem. Przed walkami czy pobocznymi historiami zawsze możemy z menu powtórzyć wygrane już pojedynki lub, gdy już się pokażą, podjąć się bitewnych wyzwań. Dzięki tym zabiegom udało mi się dobrze przygotować moich bohaterów na nadchodzące przeciwności losu, zdobywając dla nich lepsze uzbrojenie czy podnosząc ich zdolności ataku, obrony czy szybkości w turze. Ponieważ, poza kilkoma wyjątkami, nie znałem działania zdobywanych przedmiotów, pojedynki odbywałem bez ich używania, zmuszając w ten sposób jedyną uzdrowicielkę Eruruu do dodatkowej pracy. Tu faktycznie, metodą prób i błędów, i porównując statystyki postaci dochodziłem, który czar służy do zdjęcia “słabości” sprzymierzeńców, który do podniesienia ich statystyk, a który do uzdrawiania. Eruruu jest w zasadzie jedyną postacią bez zdolności ofensywnych, ale można ją wyposażyć w pierścień, który da jej możliwość ataku. Każdy udany atak daje postaci dodatkowe punkty doświadczenia, dokładnie tak samo jak w Mask of Deception i Mask of Truth, jak również wygrany pojedynek przyznaje wszystkim doświadczenie.
Poza tym zdobywamy także punkty BP które służą do podnoszenia statystyk ataku, obrony czy szybkości w turze. Każda postać ma tu swój indywidualny charakter i tak np. Karura ma silny atak ale rzadko ma do niego okazję i by to zmienić trzeba naprawdę dużo punktów BP, czarodziejki Urutorii i Kamyu są szybkie w turze, ale za to prawie bezbronne i o dość słabym ataku. Mają za to większy zasięg ataku i mogą atakować kilka celów na raz. Podnoszenie ich statystyk obrony kosztuje też mnóstwo punktów BP. Również każda postać inaczej się przemieszcza w turze, od 3 (np. Eruruu) do 5 (Oboro) pól. W nowszych grach dochodziła też wysokość skoku. Uzbrajając naszych podopiecznych w odpowiedni przedmiot, można to ulepszyć, ale często kosztem innych statystyk. Wraz ze wzrostem poziomu, bohaterom zwiększa się ilość ataków jak i ich zróżnicowanie, by wreszcie dysponować Final Strike, atakiem powodującym spore ubytki na pasku życia przeciwników. Każde uderzenie możemy wzmocnić naciskając w odpowiednim momencie “o” (na zachodzie zapewne będzie to “x”). Ale jak w Mask of Deception i Mask of Truth dodawało to dodatkowe punkty ataku, tak tutaj za każde trafienie mamy +2 Zeal, które sumując 100 pkt. umożliwiają atak FS.
Dodatkowo też, od pewnego poziomu, w trakcie walk, na szachownicy pojawiają się oznaczone pola skąd można wyprowadzić ataki łączone 2, a nawet 3 naszych podopiecznych.
Wisienką na torcie wśród walk było dla mnie starcie Hakuoro z Mutsumi, gdzie trzeba było dobrze kalkulować każde posunięcie i nawet z której strony atakujemy Mutsumi (by zadać więcej obrażeń) i vice versa (by ich otrzymać jak najmniej). Dla zagorzałych strategów, istnieje możliwość, podobnie jak w pozostałych grach, cofnąć się wybraną liczbę ruchów i spróbować innej strategii.
W trakcie przebiegu gry, mamy również czasowo możliwość korzystać z “usług” Teoro i Genjimaru. Uzyskanie przez nich odpowiedniego poziomu i użycie FS na pewno ma znaczenie przy jakimś trofeum.
Przyszedł czas na podsumowanie:
1) Fabuła i system walki
Niejeden pewnie teraz zdrowo się uśmieje, bo jak pisać o fabule gdy człowiek po 100h ledwo się nauczył czytać imiona głównych bohaterów. Jednak ograne wcześniej Mask of Deception, Mask of Truth i obejrzane anime – szczególnie to ostatnie, przedstawiają dobrą i solidną historię, która potrafi pierońsko wciągnąć na wiele godzin. Wycisnąć łzy czy też ścisnąć gardło. System walki, pojedynki turowe są mocnymi punktami tej gry i historii. Przesiedziałem sporo czasu przechodząc wielokrotnie niektóre starcia i nie znudziło mnie to. A każda poprawa u moich bohaterów była mile widziana. Oba elementy, fabuła i walki są dla mnie mocnymi elementami Utawarerumono.
2) Muzyka
Muzyka z tej serii gier, wraz z emotywnymi wspomnieniami, urzekła mnie, zaczarowała i nie odpuszcza. Jak przez wiele lat naszym usypiaczem był soundtrack z Blade Runnera, potem z NieR Automata, tak od listopada ubiegłego roku króluje Utawarerumono. Co chyba o czymś świadczy. Nota bene, w wersji premium otrzymujemy płytkę z 29 utworami. Jest też możliwość wybrania w trakcie gry oryginalnego soundtracka lub odnowionego. Artystką śpiewającą do gry jest Suara.
3) Grafika
Jak przystało na Visual Novel gra wielkich wymagań nie ma, jest wiele statycznych scen, cieszących oko i będących tłem do dialogów. Po ukończeniu gry możemy je sobie wszystkie obejrzeć. Chwilami, gdy motor graficzny ma coś więcej do zrobienia są turowe walki. Tu według mnie jest tyle, ile faktycznie taka gra potrzebuje. Wszystko wygląda ładnie, praktycznie i daje satysfakcję z gry. Możemy obraz zbliżyć czy oddalić, kamerę podnieść lub obrócić, dostępne pola są zaznaczone na niebiesko, możemy wywołać listę kolejności czy też wywołać mapkę całego terenu. Bywa to przydatne gdy chcemy pokonać w 100% przeciwnika gdyż często kamienie, kusze lub działka bywają ciut ukryte na pierwszy rzut oka.
4) Rozwój postaci
Poza typowym podnoszeniem poziomu, są też wspomniane punkty BP, służące do podnoszenia zdolności ataku, obrony i szybkości w turze. Każdą postać możemy wyposażyć w 1 przedmiot związany właśnie ze zdolnościami, czy charakterem postaci i w 2 przedmioty służące np. uzdrawianiu czy eliminowaniu stanu osłabienia. Raz tylko mi się zdarzyło, że Urutori “uległa” wskrzeszeniu (Haku miał taką zdolność, jeden raz w każdej walce) ale czemu tak się stało, nie mam pojęcia i pewnie trzeba poczekać na wersję angielską gry.
Na zakończenie dodam, że spodziewam się na dniach wariacji Utawarerumono: Mask of Deception w postaci gry musou, Utawarerumono Zan. Miała być w piątek, 13-tego. Ale jeszcze nie dotarła.
Gra pierwotnie jest zaliczana też do nurtu eroge, ale jakoś nic poważniejszego niż Touka w wodzie nie widziałem. (Jest tak Yuri, ponieważ wersje na Vita i PS4 zostały pozbawione erotycznej zawartości na rzecz nie tak kontrowersyjnego contentu, jednak pierwotny Harem ponoć idzie tam znaleźć jako lokację haha – przyp. ndl). (W wersji PC też specjalnie wiele nie było erotyki, chociaż przynajmniej brakowało cenzury i wszystkie walory było widać – przyp. Astarell)
Mój czas przejścia – 100 h, oczywiście da się to zapewne ograć w krótszym czasie, ocena końcowa dla fanów VN w tym mnie – Must Play, dla reszty Warto Zagrać.
https://youtu.be/vD7etHzdmrg
Dubbing:
https://www.behindthevoiceactors.com/video-games/Utawarerumono/