Luigi’s Mansion 3
To już trzeci raz jak dzielni Pogromcy, a właściwie to tchórzliwy Pogromca Duchów zawitał na sprzęcie od BigN, tym razem na Nintendo Switch. W poniższym tekście sprawdzam, czy łapanie półprzezroczystych zdechlaków nadal jest w modzie oraz czy daje tyle samo radości co w poprzednich częściach. Zapraszam do zapoznania się z recenzją!
Luigi, zielonolubny wąsacz będący wyższym bratem słynnego w nintendowskiej historii Mario ponownie wkracza do akcji. Minęło już dobrych sześć lat od czasu, gdy strachliwy jegomość udał się na urlop od zwiedzania nawiedzonych rezydencji. Duchy jednak nie zapomniały o ciamajdowatym fajtłapie, i po raz trzeci postanowiły się nad nim poznęcać. W ten oto sposób Luigi kolejny raz staje na czele gry, w której pełni rolę głównego bohatera, wjeżdżając z pełnym impetem na Nintendo Switch.
Fascynująco banalna historia po raz n-ty…
Nintendo jak zwykle stawia na szczątkową otoczkę fabularną, trzeba jednak przyznać, że do gameplay’u przykłada się jak mało kto. Cała akcja zaczyna się scenką w autokarze, w którym wesoła gromadka grzybków wraz z Księżniczką, Marianem i Luigim wyrusza do eleganckiego i luksusowego hotelu. Gdy nasze towarzycho jest już na miejscu, każdy gracz w mgnieniu oka zorientuje się, że z obsługą hotelową jest coś nie tak. Niestety, ani Luigi ani nikt inny nie dostrzega sztywnego jak widły w gnoju ryjca pana przyjmującego rezerwację, czy lewitujących w powietrzu tragarzy. Wszyscy uradowani i zajęci sobą udają się do swych pokoi, przy czym Luigiemu towarzyszy wierny i oddany duch kundelka (dobrze znany z poprzednich odsłon). Nasz protagonista rozkłada się wygodnie w wyrku i zasypia. Ze snu wybudza go ogromny hałas, okazuje się również, że wszędzie zabrakło prądu. Po obadaniu sytuacji na korytarzu, wraz z duchami ujawnia się wielki Boo, który zaklął w obrazy wszystkich pozostałych. Naszym pierwszym zadaniem jest ucieczka. Po krótkiej sekwencji znajdujemy się na najniższym poziomie hotelu. Oczywiście kto by się spodziewał, że w nawiedzonym przez duchy hotelu znajduje się jakiś stary wrak samochodu, który skrywa w sobie… super odkurzacz delux 5000 dostępny tylko w telezakupach Mango, potrafiący łapać duchy. Nie wiem jak Wy, ale ja nie wierzę w przypadki. Oczywiście w grze nie zabraknie również słynnego Doktorka, który będzie nam rzucał podpowiedzi co i jak zrobić by ulepszyć nasz odkurzacz.
Bezpiecznie, ze sporą dawką nowości
Weterani serii będą czuli się jak w domu od pierwszego wessanego prześcieradła. Twórcy z BigN bardzo bezpiecznie podeszli do sprawy pozostawiając to co najlepsze, czyli trzon rozgrywki w nienaruszonym stanie. To stary dobry Luigi’s Mansion, ale w nowych szatach z masą nowości. Gra to połączenie akcji, przygodówki, zręcznościówki, łamigłówki okraszonej klimatem lekkiego horroru z dużą dozą humoru. Zaraz po tym jak nasi przyjaciele zostali pojmani przez złe siły oczywistym jest, że głównym zadaniem jest ruszenie im na ratunek, mimo bojaźliwego usposobienia naszego bohatera. Dzięki odkurzaczowi delux 5000 znów wcielamy się w rolę trzęsącego gatkami pogromcy duchów.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie
Co to będzie, co to będzie?
Mówcie, czego w hotelu braknie
Kto z was Księżniczki dzisiaj łaknie
Lecz choć grzybków jest dostatek
Dręczy duchy nuda, trwoga
Ach, Luigi, dla twych gatek
Zamknięta do windy dziś jest droga!
Lokacje, które przyjdzie nam zwiedzić to kolejne piętra hotelu, do których nie mamy dostępu od samego początku, gdyż duchy zabrały wszystkie guziki z mechanizmu windy. To co jest dużym plusem, to fakt, że gra pozwala nam dość swobodnie eksplorować hotel, a jednocześnie droga ku finałowi jest na tyle wyrazista, że nie sposób tu utknąć w martwym punkcie. Poza eksploracją i szukaniem sprytnie ukrytych znajdziek, najwięcej czasu spędzimy oczywiście na walce z duchami oraz głównymi Bossami (to po ich pokonaniu wywalczymy guziki odblokowujące drogę na kolejne piętra). Tak jak wspomniałem wyżej, trzon rozgrywki – czyli walka właśnie – pozostał tak samo miodny i satysfakcjonujący jak w poprzednich częściach. Dzięki dołączonej do odkurzacza latarki oślepiamy naszego oponenta, a następnie staramy się go wciągnąć odkurzaczem, to tak w skrócie. Fajną nowinką jest złapanie ducha i możliwość rzucania nim o ziemię na prawo i lewo. Oczywiście w grze znajdziemy różne gatunki fruwających prześcieradeł, które można łapać na różne sposoby, używając co rusz to nowych funkcji naszego odkurzacza. Jeżeli chodzi o większych bossów, to z nimi jest oczywiście więcej główkowania i na każdego będziemy musieli znaleźć sposób. Gra posiada wiele zagadek i łamigłówek, których rozwiązanie nie sprawi wiele kłopotów, ale na pewno zmusi nas do ruszenia zastanych, szarych komórek.
Wspominałem również, że w grze wprowadzono wiele nowinek. Na pewno warto napomknąć o jednej szczególnej zmianie, która wprowadza do serii naprawdę sporo świeżości. Mowa tutaj o Glucie zwanym Gooigi. Glucio, bo tak lubię go nazywać, to nic innego jak klon naszego wąsacza w zielonych szelkach (nikogo chyba nie zdziwi fakt, że jest zielony, prawda?), który ma galaretowatą bądź kisielowatą – jak kto woli – konsystencję. Jeżeli ktoś kojarzy stary film z lat 90’tych z Robinem Williamsem pt. Flubber to będzie wiedział o co kaman (inną inspiracją może być pokemon Ditto i jego właściwości). Gooigi jest glutem nie z nosa, a wytwarzanym poprzez nasz delux odkurzacz i całkowicie zmienia dotychczasowo znaną nam rozgrywkę. Glucio dzięki swoim galaretowatym właściwościom potrafi przechodzić przez wszelkiego rodzaju kraty, otwory itp. Mówiąc dokładniej, potrafi dostać się tam, gdzie Luigi nie da rady. Trzeba jednak mieć się na baczności, gdyż klon naszego niezdary jest bardzo wrażliwy na wodę. Wystarczy, że niechcący zetkniemy się z choćby z kropelką wody, a nasz Gooigi momentalnie się rozpuści, na szczęście jednak z łatwością możemy go przywrócić. Dla niektórych natomiast znacznie ciekawszą nowinką będzie możliwość przejęcia kontroli nad Gluciem przez drugiego gracza. Tak, dzięki temu LM3 daje nam możliwość przechodzenia gry i rozwiązywania zagadek w kanapowym coopie. Naprawdę świetna sprawa i śmiem stwierdzić, że poprzez wprowadzenie takiego rozwiązania zagadki logiczne, jak i mechanika gry dostaje solidnego odświeżenia. Co ciekawe, koncepcja samego Glucia pojawiła się w pierwszej części LM na 3DS’a. tam jednak jego rola ograniczała się jedynie do coopa, ale dużo bardziej uboższego.
Audiowizualny klimacik
Myślę, że każdy kto dorwie w swoje łapska ten tytuł zgodzi się ze mną, że jest to najlepiej prezentująca się gra jaka do tej pory wyszła na Pstryka. Naprawdę byłem zaskoczony, że ten tytuł wyszedł na NS. Jak widać, magia programistów wewnętrznego studia potrafi zrobić swoje. Poziom detali odwiedzanych miejscówek cieszy oko, postacie są dopieszczone, a oświetlenie naprawdę robi swoje. Luigi’s Mansion 3 popieści nas swoją barwną oprawą wizualną zarówno w trybie przenośnym jak i w docku.
Jeżeli chodzi o klimat, to ten odpowiada mi bardziej niż w drugiej odsłonie. Owszem jest barwnie i kolorowo, ale jednak sam odbiór nie wydaje się być tak przesadnie przesłodzony. Dużo bardziej jest tutaj wyczuwalny dreszczyk grozy i mrocznej atmosfery, który sobie cenie w tej serii. Część miejscówek, które przyjdzie nam zwiedzić na kolejno odkrywanych piętrach zdecydowanie zapadnie nam w pamięć. Poza typowymi hotelowymi pokojami, korytarzami czy toaletami uświadczymy studio nagrań, egzotyczną pustynię, klub muzyczny, pokład pirackiego statku, i wiele innych. Każde kolejne piętro zdaje się być wyrwane z innego świata i potrafi zaskakiwać na każdym kroku, i naprawdę chylę czoła projektantom poziomów. Przy tym wszystkim gra garściami czerpie ze znanej nam popkultury i co jakiś czas puszcza do gracza oczko poprzez wiele nawiązań, choćby do znanych, kultowych filmów. Nie chcę zdradzać szczegółów by nie popsuć frajdy jaką można czerpać podczas rozgrywki.
Słowa uznania również dla oprawy audio, i nie mam tu na myśli tylko ścieżki dźwiękowej. Ta oczywiście klimatem bardzo mocno nawiązuje do swoich poprzednich części, wprowadzając przy tym odświeżone brzmienia. Największą robotę robią tutaj jednak drobne dźwięki przewracanych przedmiotów, skrzypiących drzwi itp. To naprawdę buduje klimat, a jeżeli graliście kiedyś w Alien Isolation i doceniliście klimacik dopiero na słuchawkach, to gwarantuję, że z Luigim będzie podobnie.
To kiedy nawiedzony statek ?
Śmiało można rzec, że Luigi’s Mansion to już nie jest wybryk natury, w którym to braciszkowi popularnego wąsacza udało się zgarnąć główną rolę. Trzecia część serii na pstryka udowadnia, że LM to naprawdę silna marka, która wraz z kolejnymi częściami może znaleźć sporą rzeszę fanów. Tak samo jak na poprzednich platformach firmy, tak na Pstryku Luigi wprowadza świeżość wśród zasypu gier z Marianem w tytule. Gra trzyma się dobrze zaplanowanego i wypracowanego gameplay’u, a przy tym odważnie wprowadza wiele nowych, i naprawdę trafionych rozwiązań urozmaicających rozgrywkę. Chociaż szpil jest typowo nastawiony na grę singlową, to naprawdę fajnym urozmaiceniem jest Glutek Gooigi, który urozmaica rozwiązywanie zagadek i pozwala bawić się w coopie. Walki z duchami wciąż są satysfakcjonujące i mając już dwie poprzednie części za sobą, gameplay nie nudził mnie ani przez chwilę w ciągu przegranych 17h, bo tyle zajęło mi przejście głównego wątku z lekkim lizaniem ścian w poszukiwaniu znajdziek. Dodajmy do tego świetny klimacik lekkiego horroru, humor, piękną oprawę audiowizualną, a otrzymamy obowiązkowy tytuł w bibliotece gier naszego Switch’a. Chętnie bym zagrał w kolejną odsłonę, ale może tym razem nawiedzony statek wycieczkowy?
Bonusowy Muliplayer:
Nie wspomniałem w recenzji o muliplayerze, który czeka nas po przejściu Luigowego szpila. Szczerze mówiąc, to nie ma tu za bardzo nad czym się rozpisywać. Mamy do wyboru kilka mini gier, gdzie w osiem osób możemy toczyć boje o to, kto złapie więcej duchów itp. Jest to miły dodatek, ale na dłuższą metę powtarzalność tych kilku wyzwań szybko się nudzi.