Batman: Arkham Origins
Batman: Arkham Asylum od Rocksteady był według mnie jedną z największych pozytywnych niespodzianek, jakie przeżyłem podczas długoletniej „kariery” gracza. To niesamowite jak nieznane wtedy studio stworzyło dzieło kompletne, dopracowane i co najważniejsze idealnie oddające klimat uniwersum bohatera wyrwanego z kart komiksów. Kolejna część – Arkham City wzniosła się na wyżyny i dorównała poprzednikowi. Do dziś jednak są spory, która z części od Rocksteady była lepsza. Gdy okazało się, że za kolejną odsłonę bierze się WB Games Montreal gracze obawiali się o jakość. Na szczęście mimo paru zgrzytów… niesłusznie.
Batman: Arkham Origins to prequel do wydarzeń, które rozpoczęły się kilka lat później w Arkham Asylum. Bruce Wayne jako człowiek-nietoperz dopiero co zaczyna swoją karierę superbohatera, a już musi stawić czoło całej bandzie łotrów. Jeden z najgroźniejszych przestępców Black Mask wyznaczył ogromną sumę za unicestwienie gacka. Do tego zadania zgłasza się 8 wyszkolonych zabójców, jednak jak pewnym jest, że spotkamy się z nimi podczas gry, to już mniej pewna jest historia całego zdarzenia. Bądź przygotowany na kilka niespodzianek i pięknie wyreżyserowanych scen iście z Hollywoodzkiego ekranu. Pierwsze co rzuca się w oczy po kilkunastu minutach grania, to jakość. Jakość, która nie odbiega zbytnio od poprzednich części, które wyznaczyły tak wysoką poprzeczkę, wydawałoby się nie do przeskoczenia.
Widać, że twórcy się postarali, nie olewając tematu a raczej je kopiując i dodając coś od siebie – bo jak wiadomo – nie zmienia się mechaniki doskonałej. Zarówno ekwipunek, system walki, różne wskaźniki, sceny poszczególnych akcji są takie same jak w poprzednich częściach, a zwłaszcza odnosząc się do Arkham City. Czy to źle? Temat do dyskusji na cały dzień. Z jednej strony nie poprawia się czegoś, co idealnie sprawdza się w praniu, a z drugiej ma się wrażenie grania w bardzo rozszerzonym dodatku poprzedniej części. Dość jednak porównań do poprzedników, ponieważ po kilku latach nieobecności gacka można wchłonąć w świat i historię wykreowaną przez WB Games. Warto zacząć od jaskini batmana. Jest to zarówno punkt wypadowy do miasta, jak i miejsce do udoskonalenia technik walki i zadań dodatkowych. Oprócz tego można wymienić parę słów z lokajem Alfredem i zmienić strój na np: wersję z lat 80’tych. Wsiadając do Batwinga można wybrać punkty zrzutu w mieście, które na początku gry są zablokowane. Aby je odblokować należy zhakować system zakłócający sygnał z wieży, co nie koniecznie jest takie proste, ponieważ do akcji wkracza Edward Nigma, ale o tym za chwilę…
Miasto zostało podzielone mostem na stare/nowe Gotham, a uroku mu dodaje fakt, że akcja dzieję się w Wigilię. Pada śnieg, ulice są zasypane grubym puchem, brzegi otoczone krą, pełno dekoracji świątecznych, świecących lampek i banerów, ubranych choinek, wielkich bałwanów (zarówno tych ze śniegu jak i wszędobylskich rabusiów), jak i rozchodzących się przysklepowych melodii świątecznych. Jest klimat przez duże K. Samo miasto jest dość obszerne – szkoda jedynie, że twórcy zastosowali kilka elementów, które blokują nasze free roamingowe podróże. A to postawią duży budynek, który trzeba ominąć, albo blokują na kominach lub wysokich elementach możliwość zaczepienia linki w celu dalszej podróży. Dodatkowo jeden z głównych zarzutów jakie czytałem to problem opustoszałego miasta. Ja się pytam? Komu i po co są w takiej grze przechodnie, czy ruch uliczny? Wystarczą bandyckie mordy, które idealnie komponują się w brudne ulice miasta Gotham. Zresztą na samym początku kampanii jest mowa o wzroście przestępczości, więc rozumiem, że ludzie w popłochu opuścili auta i wbiegli do domostw, spędzając miło wigilijną noc.
Mechanika gry nie zmieniły się zbytnio od gier wydawanych przez Rocksteady. Jednak nie do końca jest to zasada kopiuj-wklej i wiem, że nie wszyscy się co do tego zdania zgodzą. Przede wszystkim walki z oprychami zyskały na dynamice i zdecydowanie są lepiej zrobione, zarówno pod względem poziomu trudności, jak i kombinatoryki. Reakcja na kontrę jest teraz znacznie szybsza, a Batman dostał kilkanaście nowych kombinacji ciosów, wliczając w to także zróżnicowanie pod względem użycia gadżetów. Zacznijmy od tego, że za widowiskowe walki dostajemy odpowiednią ilość punktów, które zwiększają nasz poziom, dodając jeden punkt doświadczenia. Owy punkt możemy przeznaczyć na mocniejszy pancerz, modyfikację gadżetu, kontry rozbrajające wrogów z broni itd. Jest w czym wybierać, a 90% z tych zmian są przydatne, więc warto widowiskowo okładać oponentów po ryjku.
Batman bez gadżetów, to jak Spider-Man bez pajęczyny. Każdy ma ciekawe zastosowanie zarówno w walce, jak i elementach platformowych. Linka z hakiem przyda się do wyważenia krat usadowionych wysoko na ścianie lub przyciągnięcia bandziora za język (hłe, hłe). Bomba klejowa jako nowość idealnie sprawdza się w roli unieruchomienia wroga, a rzucony w wodę magicznym sposobem stworzy tratwę. Batarang naprowadzający pozwoli uruchomić mechanizm w niedostępnym miejscu, jak i ogłuszyć niczego nie spodziewającego się wroga zza rogu. Same używanie tych wszystkich gadżetów jest może dla początkującego gracza problematyczne, jednak kwestią czasu jest szybkie i efektywne przełączanie między nimi. Wykonywane misje są bardzo ciekawe, a rodzynkiem są tu zarówno walki w dużych pomieszczeniach, łącznie z potyczkami z bossem. Otóż nie ma w żadnej grze takiego systemu eliminacji wrogów jak w Batmanie. To w jaki sposób, czy na Rambo, czy po omacku załatwisz przeciwników – zależy wyłącznie od ciebie. Przeskakiwanie z gargulca na gargulec, chowanie w kratkach w podłodze, przylepianie automatycznie eksplodujących bomb na ścianie, czy używanie linki, która przyciąga butle pod ciśnieniem do wroga, to poezja. Aktywacja trybu detektywa i obserwacja jak wszyscy nerwowo szukają nas po ogłuszeniu jednego złola i kolejne ich eliminowanie, to radość w czystej postaci! Twórcy musieli nieźle się wysilić, aby ukazać walki z bossami jako tymi lepszymi od walk z hordą przeciwników. Wyszli z tego obronną ręką, lecz jeden trybik nie do końca zadziałał jak trzeba. Mowa o schematyczności i powtarzalności danych akcji. Co z tego, że walka z Deathstrokiem jest widowiskowa, jak kolejne kombinacje ciosów powtarzają się niczym sceny z ,,Dnia Świstaka”. Kto pamięta walkę z Freezem w ‘Arkham City’ ten doskonale wie, co mam na myśli. Jednak same finałowe walki zaliczę na plus, ponieważ prezentują się ciekawie, a do każdego bossa trzeba dorwać się w inny sposób.
Co oferuje nam gra poza walkami i zawiłościami fabularnymi? Całkiem sporo. W całym mieście porozrzucane są zadania, które przekazywane przez 9 zleceniodawców odwołują się do różnych zdarzeń m.in. musimy zniszczyć zbiorniki toksyczne Czarnej Maski, wykonać specjalne mini-misje od Shivy lub rozbroić bomby podłożone przez Anarky’ego. Jest ciekawie, ale większość zadań prowadzi do konfrontacji ze zbirami. Twórcy mogli to lepiej rozwiązać. Na przykład w misji od Anarky’ego zamiast walki z przeciwnikami, wliczając w to rozbrojenie ładunku, wolałbym element poszukiwania tych bomb w mieście, w określonym czasie. Odskocznią od prężenia muskuł jest wysiłek umysłowy, czyli rozwiązywanie zagadek znanemu wszystkim fanom Edwarda Nigmy, który pochował w Gotham City świecące na zielono pakiety. Aby je znaleźć najlepiej wyciągnąć informację od współpracownika, który ujawni w danej dzielnicy lokalizację tych znajdziek – lecz żeby je zdobyć należy wykonać kilka czynności, od tych banalnych po z pozoru niemożliwe do wykonania na pierwszy rzut oka. Całość polega na odpowiednim wykorzystaniu gadżetów i polecam wykonać tą sprawę po zdobyciu całego pokaźnego arsenału Batmana. Wtedy rebusy są proste, z nielicznymi wyjątkami. Całość wypada niestety gorzej, jeśli porównać zagadki z Arkham Asylum (pamiętacie szukanie kropki do pytajnika?).
Najlepszą nowością dotyczącą rozgrywki ukazuje nam się pod postacią rozwiązywania przestępstw za pomocą trybu detektywistycznego. Gdy dolatujemy do miejsca zbrodni, omawiana jest sytuacja wypadku, a po chwili możemy skanować teren w poszukiwaniu dowodów. Najlepsze jest rekonstruowanie wydarzeń, dzięki któremu powoli dochodzimy do kolejnych faktów. Można dowolnie przewijać dane zdarzenie, co wygląda bardzo efektownie. Mały minus dotyczy niekiedy absurdalnej analizy słownej Batmana, gdzie potrafi wywnioskować po śladzie… ile dana ofiara miała lat lub wzrostu. Aspekt wizualny prezentuje się nad wyraz dobrze pod względem artystycznym. Wizja miasta Gotham w Święto Wigilijne przedstawiona jest w najlepszy możliwy sposób. Różnorodność dzielnic, stare opuszczone fabryki z krętymi rurami, małe budynki ze sklepikami ubranymi w świąteczne dekoracje, ogromny statek do którego można wejść i most łączący stare z nowym Gotham. Poszczególne lokacje wyglądają klimatycznie zarówno przy pieszej wędrówce, jak i drogą powietrzną. Tekstury są zróżnicowane, a widoczki otoczone nieprawdopodobnym klimatem wylewającym się z ekranu. Jedynie szkoda, że gra widocznie ładuje kolejne połacie terenu. Ba! Widać również to w mniejszych pomieszczeniach, a nawet przy ”ładowaniu” stroju dodatkowego w jaskini Batmana. Jeżeli to czytacie długo po premierze – nie ma tematu.
Znów lokacje zamknięte są zaprojektowane wzorowo, a niektóre przeszły najśmielsze oczekiwania, że wymienię tu przemodelowanie pewnego miejsca na styl Jokera. Z innych kwestii czysto technicznych – cieszy wygląd stroju bohatera, który wraz z postępami traci na nieskazitelnym wyglądzie. Tu postrzępi się peleryna, tam porysuje zbroja, czasami ktoś nam urwie rękę. Okej, zbyt brutalny żart… to nie Mortal Kombat. Całości dopełniają filmiki między różnymi wydarzeniami, wliczając w to muzykę.
Ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Christophera Drake’a to kompozycja spokojnych, melodyjnych dźwięków połączonymi z dzwonami kościelnymi, jak i energetyczno-pompatycznymi bębnami i chórkami. Aktorzy podkładający głosy pod postaci, jak i kwestie mówione to ‘creme de la creme’. Zarówno treść rozmów między bandziorami (,,niby nietoperz? … a może mikołaj z bandą reniferów!”), jak samego Batmana (,,załóżcie mu w celi kaganiec, bo jest wyjątkowo kąśliwy”) to najwyższa półka. Głosy pod postacie podkładali m.in. Roger Craig Smith (Batman), Troy Baker (Joker), Nolan North (Pingwin), Ron Perlman (Deathstroke), czy Peter MacNicol (Szalony Kapelusznik). Idealne zestawienie ludzi, którzy wnoszą wiele do jakości produktu. Z pozostałych rzeczy, które nie wymieniłem należy wspomnieć o różnych zadaniach z opcji menu lub jaskini, które po wykonaniu odblokowują ciekawe przedmioty lub czynności. Ot, trzeba szybować przez 200m lub eliminować wrogów bez użycia trybu detektywistycznego. W tych zadaniach denerwuje jedna kwestia. Jedne są błahe, a drugie ekstremalne trudne do zaliczenia. Czy tylko ja mam wrażenie, że wykonanie 20 ciosów krytycznych w jednej kombinacji to katorga dla dłoni trzymających pada?
Dla przedłużenia zabawy z grą twórcy dodali również wyzwania walki na arenach lub różne zadania na lokacjach wyciętych z misji w kampanii. Może i to ciekawa opcja, ale mam wrażenie, że cząstka graczy na świecie przejdzie te tryby w 100% nie mówiąc o rozpoczęciu. Online jeszcze nie sprawdzałem, więc się nie wypowiem. Po zaliczeniu większości zadań można odblokować materiały bonusowe jak arty, alternatywne stroje protagonisty, czy profile postaci wraz z nagraniami rozmów audio. Fakt faktem, aby przejść grę na 100% nie wystarczy zaliczyć kampanię, zadania poboczne i znaleźć sekrety, bowiem zostaje jeszcze Nowa Gra Plus i ‘Noc to Ja’. Ten pierwszy jest o tyle fajny, że zaczynamy z wszystkimi gadżetami i umocnieniami jakie mieliśmy po skończeniu kampanii; lecz przeciwnicy są trochę mocniejsi i nie ma symbolu kontry. Drugi tryb jest o tyle niefajny, że gra nie zapisuje postępów i po zginięciu zaczyna się od nowa. Mocna rzecz dla masochistów.
Batman: Arkham Origins nie zawiódł. Dla fanów jest to może i leciutki krok wstecz z powodu nielicznych błędów, ale gra nadal jest tym czym być powinna. Idealne przedstawienie wciągającej historii i uniwersum Batmana sprawi, że poczujesz się jak superbohater. Sama gra względem poprzedniczek jest na pewno odrobinę brutalniejsza, jak i podana w bardziej intensywnym sosie. Udało się uzyskać świąteczny klimat, a walki zostały dopieszczone względem poprzedników. Nie zagrało za to dopracowanie. Niektórzy mają błąd z niemożliwością scalakowania gry, a z mojej strony brak ładowania tekstur i pojawienie się ”niewidzialnych” ścian. Sporadycznie przeciwnik potrafi się zablokować lub linka nie zaczepi się o to, gdzie powinna. Jednak jako całość gra wypada znakomicie. Jeżeli za oknem pada śnieg i zbliża się Wigilia Bożego Narodzenia… Batman: Arkham Origins jest najlepszym prezentem pod choinkę.