graVITAcja #5 – Czy gry z 3D w 2D mają sens?
Pamiętacie boom na gry 3D w latach 90? Po sukcesie ‘Tomb Raidera’ serie, które wcale tego nie potrzebowały, przeskakiwały w trzeci wymiar. Otrzymaliśmy tragiczne Prince of Persia 3D (na Wezyra!), Lemingi 3D (Oh, No!), Bubsy 3D (na NRGeeka!), Earthworm Jim 3D (piz… znaczy glizda). Co kolejna gra to gorsza. Dziś wywracamy grawitację i przyjrzyjmy się odwrotnemu trendowi. Czy z uznanej marki 3D można stworzyć jej udaną dwuwymiarową odsłonę? VITA miała coś do powiedzenia w tym temacie.
Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone
W przygodach Assassynów można się pogubić. Główna seria numeryczna, kolejne odsłony danej cześci, DLC do nich plus spin-offy. I to wszystko często rozsiane po różnych konsolach, więc żeby zaliczyć całość trzeba posiadać przynajmniej jedną stacjonarną konsolę i trzy różne handheldy. Fan nie ma łatwo. W 2015 Ubi nadal doił swe wcześniejsze odsłony i zlecił Climax Studio stworzenie spin-offów w konwencji platformera 2,5D. Wbrew pozorom udało się to nad wyraz dobrze, przy okazji zachichotała historia – pierwszy AC miał być przecież początkowo kolejną odsłoną przygód Księcia Persji, teraz dostajemy – wypisz wymaluj – odsłonę na modłę PoP.
Trzy gry, trzy postacie, trzy różne kraje, w których dzieje się akcja gry – w przypadku VITY zostało to zebrane w jedną całość pod szyldem “Kroniki“. Wsiadamy do Animusa i zaczynamy w XVI wiecznych Chinach od przygód Shao Jun (pojawiła się wcześniej w animowanym AC: Embers). Atrakcje to zwiedzanie Pekinu, buszowanie po cesarskim pałacu i ucieczka wzdłuż Muru Chińskiego, który jest właśnie atakowany przez armie wroga.
Jeśli wciąż wam mało zapraszam do Indii roku 1841. Jako assassyn Abraaz poromansujesz z indyjską księżniczką, wykończysz kilku templariuszy, weźmiesz udział w bitwie z Anglikami, czy pouciekasz sobie przed słoniem, który będzie cię chciał stratować. Jeśli po wysiadce z Animusa wciąż nie puściłeś pawia, wsiadaj jeszcze raz. Ostatni przystanek to Imperium Rosyjskie w roku 1918, po dwóch krwawych rewolucjach. Jako snajper Nikolai za zadanie masz sprzątnąć niewygodnych oponentów, szybko się jednak okazuje, że naszej Onucy nie w smak zabijanie dzieci (z powodu dzisiejszego konfliktu za naszą granicą ciężko się to pisze) i postanawia nie dopuścić do śmierci córki cara Mikołaja I, która jako jedyna przeżyła zamach na swoją rodzinę. Trzeba będzie wykazać się nie lada refleksem strzeleckim, ale i zwinnością, gdyż czasówki wyżyłowane są co do ostatniej sekundy. Nie ma luzu.
Ale jak w to się gra? Jak w typowego platformera 2,5D, w którym idziemy w lewo bądź w prawo, ale w celu ukrycia się przed przeciwnikami możemy przejść w głąb ekranu – czmychnąć za okno, wskoczyć w sianko, ukryć się za filarkiem i szybko przeskoczyć za kolejny – wszystko naturalnie po to, by pozostać niewidocznym, co gra najbardziej premiuje. Jeśli przemkniemy dany sektor niezauważeni otrzymujemy „złotko” i najwyższą premię punktową.
Zabijanie po cichu i niewywołanie alarmu to srebro i średnia pula punktów. Idąc na chama i mordując wszystkich zgarniemy brąz i dość mizerną ilość punkciorów. Te są jednak przydane, gdyż musimy uzbierać ich odpowiednią ilość, by na końcu levelu otrzymać bonus – dodatkowe punkty zdrowia, ilość sztyletów, nabojów w magazynku itp. Najlepiej żonglować stylem gry – prostsze fragmenty przechodzić na złoto, a gdzie już nie udzie, bądź nie masz ochoty kombinować zwyczajnie wdać się w walkę. Dzięki temu gra nie stanie się też monotonna.
Czy warto sprawdzić, a jeśli już, to którą odsłonę najbardziej? Chiny są najbardziej przystępne, mi najbardziej przypadł do gustu Nicolai i klimat rewolucji w Rosji, jest to jednak odsłona wyjątkowo nieprzyjazna na sam początek (jest też najbardziej krytykowana, cóż – mam inne zdanie na ten temat). Najmniej podobały mi się Indie, choć dla wielu to najlepsza część (cóż, znowu mam inne zdanie). Fanatycy Assassynów pewnie sprawdzą całość, co zajmie im około 15 godzin, reszta ma to gdzieś. Zaręczam jednak, że eksperyment ze zmianą perspektywy wypadł nad wyraz udanie.
Jestem Zemstą!
Gacek. Któż go nie zna? Jest Zemstą. Schizofrenikiem. Mścicielem. Mrocznym Rycerzem. Pokłady do przeróżnych interpretacji i świetny obiekt do psychoanalizy. Dla fanów gier wideo, bohater jednej z najlepszych konsolowych serii (oczywiście do czasu Gotham Knights!). Mamy jednak rok 2013, Vita wciąż żyje (podobnie jak i Keanu Reeves) i otrzymuje swego Batmana. W świecie 2,5D.
Tytuł jest bezpośrednią kontynuacją Arkham Origins. W Gotham, jak to Gotham – spokoju nie uświadczysz, tym razem więzienie Blackgate opanowują kryminaliści pod wodzą trzech zakapiorów – Jokera, Czarnej Maski i Pingwina. Każdy zbiera swoich ludzi i opanuje inny segment ośrodka (przestrzeń więzienna, administracyjna i przemysłowa). Tradycyjnie, zmierzymy się też z innymi przyjemniaczkami z kart komiksów, po raz pierwszy spotkamy też Kobietę Kot i nawiążemy pierwsze przyjaźnie z Gordonem.
Fabuła odkrywcza nie jest, to raczej krok w tył, do tego co widzieliśmy wcześniej, ale zwalę to na winę prequelu, który musi być zachowawczy w stosunku do kolejnych części. Odkrywcza nie jest też mechanika – to stary dobry Gacek, gdzie zarówno w systemie walki jak i eksploracji nie trzeba nic zmienić, wszak wszystko już zostało wcześniej doprowadzone do perfekcji. Perspektywa się zmieniła, ale szybko się do niej przyzwyczaisz. Walki teraz przypominają wariację Mortal Kombat (może bredzę?), po prostu tłuczemy przeciwników z lewej, bądź prawej strony nieustannie żonglując między zadawaniem ciosów, kontrami i wykorzystywaniem gadżetów robiących kuku wrogom. Tradycyjnie nie można iść na żywioł i przyjmować na klatę pocisków jak w filmie z Pattinsonem, trzeba obserwować teren i tego, jaki zasięg ma wzrok przeciwnika – dopiero wtedy atakować.
Eksploracja to tradycyjnie zdobywanie i dopakowywanie kolejnych gadżetów, by dostać się we wcześniej niedostępne części więzienia (mam wrażenie, że Bats nie studiował u Ra’s al Ghula, ale u Samus Aran). I tak np. wybuchowy żel na początku będziemy mogli nakładać na ściany, z czasem rzucać nim na dalsze odległości. O czym nie widziałem to fakt, że gra posiada kilka zakończeń, w zależności od tego, którego z bossów pokonamy na końcu. Przyznam, że poszedłem po kolei i uzyskałem bodajże standardowe zakończenie, ale możliwe są różne wariacje, co jest całkiem ciekawym pomysłem.
Tradycyjny minus dla serii, to cholerny backtracking, który trzeba uskuteczniać, w kółko przemierzając te same korytarze (styl „door to door”), tylko dlatego, że teraz np. możemy uruchomić gdzieś windę. Mapa jest naprawdę spora, więc po jakimś czasie masz tego serdecznie dość. Współczuję ludziom, którzy będą chcieli zebrać wszystkie znajdźki. Sam próbowałem dostać się do jednej, ale okazało się, że drogę blokują rury. Skojarzyłem, że było to miejsce, w którym byłem kilka godzin temu, a wchodziło się… z drugiego końca mapy przez jakieś okno (wtedy nie miałem odpowiedniego gadżetu), więc spasowałem. Tym bardziej, że nie ma tu szybkiej podróży, by skakać z miejsca na miejsce.
Gacek okazał się przyzwoitą pozycją. Niezbyt odkrywczą pod względem fabuły i mechaniki, ale dającą sporo frajdy na około dziesięć godzin. Jeśli czeka Cię dłuższa podróż (np. pociągiem) i masz VITĘ pod ręką to śmiało rób nalot na Blackgate. A więc lateksowy strój włóż i przy Gotham stój jak anioł stróż…
Witamy smartfony.
Ależ wodzu, co wódz? A to przepraszam…
Wróć! Wyszło też na VITĘ.
Hitman, Agent 47 – tego pana nie trzeba przedstawiać. Uwielbiany przez wielu graczy, znienawidzony przez bramki w sklepach i panie nabijające na kasach kody kreskowe tym razem jako bohater spin-offu w postaci izometrycznej, logicznej gry turowej (!), stylizowaną na planszówkę (!!). Wydaje się kuriozalne, ale gwarantuję wam, że frajdy kombinowania tutaj tyle samo co w głównych odsłonach. Co robimy? Musimy dostać się od punktu A do B, by co osiem poziomów wyeliminować nasz główny cel. Każdy nasz ruch na planszy pociąga za sobą ruch przeciwnika, czy to strażników patrolujących teren, kamery, bądź psy. Wrogów możesz eliminować jeśli stoisz za ich plecami, bądź z boku, w przeciwnym razie to oni pozbędą się Ciebie.
Z początku to kaszka z mleczkiem, z czasem robi się coraz bardziej skomplikowanie. Klucze otwierające kolejne drzwi, system kamer, ubrania w odpowiednich kolorach, które pozwalają na przemknięcie między ochroniarzami w ciuchach o tym samych barwach. A już największym wyzwaniem jest zaliczanie dodatkowych zadań (nie da się ich wypełnić za jednym podejściem, trzeba powtarzać poziomy) – nie zabić nikogo, żadnego psiaka, odzyskać tajną walizkę, czy przysparzające najwięcej trudności – przejście poziomu poniżej określonej ilości ruchów (zawsze na styk!). Zabawa gwarantowana. Idealna pozycja na krótkie posiedzenia i drenowanie szarych komórek.
Lara Fujara
Lara. Słodka nasza Lara. Zamiast angielskiej herbatki woli skakać po grobowcach najeżonymi kolcami, zapadniami, drapieżnikami. W tym logicznym spin-offie to wszystko znajdziecie. Zasady są identyczne jak w powyższym Hitmanie, więc nie będę opisywać mechaniki. Każdy nasz ruch musi być należycie zaplanowany inaczej szybko skończymy na kolcach, przeszyci dzidami bądź zjedzeni przez wielkiego jaszczura (będzie też rozłożone na kilka poziomów „starcie” z gigantycznym smokiem).
(* Drugi art skopiowałem z portalu DeviantArt, pozdrawiam autora tej grafiki)
Pięć światów, na które składa się aż 75 komnat. Tradycyjnie – o ile początkowe etapy to kaszka z mleczkiem, tak komnaty ostatnie stanowią niesamowitą logiczna przeprawę dającą w kość. Niektóre łykałem za pierwszym podejściem, z innymi głowiłem się kilkanaście minut, metodą prób i błędów próbując je kończyć. Jeden zajął mi około 30 minut zanim pojąłem co robię źle. Świetna gra logiczna dla naszych zakręconych neuronów. A miłośnicy dupereli mogą klikać w dotykowy ekran VITY, by zbierać ukryte w zakamarkach skarby. Złoto, złoto złoto! Złoto, złoto, złoto! Jestem bogaty, bogaty, bogaty!
* Poprzednie graVITAcje znajdziecie tutaj: #1, #2, #3, #4
Aż 4 tytuły w ramach jednej graVITAcji? Panie Tomaszu, rozkręcasz się pan!
Super się czytało, jak zwykle tekst z luźnym podejściem i należytym humorem. Chcąc w przyszłości liznąć serie o Asasynach czy Batmanie, raczej będę celował w nadrabianie zaległości w głównych odsłonach, więc jest wielce prawdopodobne, że żadnej z tych gier nigdy nie ogram. Tym przyjemniej przynajmniej poczytać o tych pozycjach. Po lekturze najbliżej mi do przetestowania Lary Croft GO i tak się składa, że akurat jest promka na Steamie, gdzie grę można dostać za całe 7 zł – może się skuszę 🙂
Po prostu o dwóch tytułach na dole nie było zbyt wiele do pisania. Rozkręciłbym to się jakbym napisał na kilka stron tekst o prostej gierce ze smartfona 🙂
Warto, jeśli lubisz dobre gry logiczne. Tylko zerknij jaka to wersja. Ja grałem na Vicie, gdzie była całość – w ogryginale były tylko 3 światy, a kolejne 2 (tam dopiero jest wyzwanie, podstawka jest łatwiutka) były jako DLC. Wczytaj się co sprzedają.
Pozdo!