Marvel’s Spider-Man: Miles Morales

Osoby zaznajomione z fabułą pierwszego Spider-Mana od studia Insomniac zapewne nie zdziwił fakt, że pojawienie się drugiego Pająka na nowojorskiej scenie było tylko kwestią czasu. Nieśpiący przedstawili nam origin story tytułowego bohatera i spróbowali nam go „sprzedać” jako samowystarczalnego superherosa, a nie tylko p.o. Petera Parkera. I o ile z początku czułem się jak zastępca Spider-Mana, tak pod koniec przygody zdarzało mi się zapomnieć, że w ogóle istnieje jakiś inny.


Temperatura na minusie…


Akcja gry rozpoczyna się widowiskowym pościgiem za jednym z pomniejszych (nie dosłownie) złoczyńców ze świata Spidera – Rhino. Nosorożec zostaje schwytany dzięki współpracy obu Spider-Manów. Spokój nie trwa jednak długo: starszy Pająk wybiera się na workation, zostawiając „bratu” miasto pod opieką. Jakby tego było mało, ulice Wielkiego Jabłka szybko staną się polem bitwy pomiędzy Roxxonem (zastępującym tu Oscorp w roli złej korporacji) a młodocianymi buntownikami z Podziemia, dysponującymi zmiennokształtnym metalem.

W opowieściach o Spider-Manie często przewijają się motywy futurystycznej technologii, wojen korporacyjnych i zadymy wynikającej z połączenia tychże. Morales podejmuje je niemal wyłącznie w misjach głównych. Zawartość poboczna obraca się wokół problemów zwyczajnych obywateli Nowego Jorku. A to zaginął kot, a to mamy wybuch gazu w bloku, a to rada miasta cofnęła pozwolenie na utrzymywanie przytułku dla bezdomnych. Ten Spider-Man rzeczywiście jest „przyjacielem z sąsiedztwa”, a niesienie pomocy pojedynczym ludziom (zamiast całemu miastu) jest odświeżające nawet w stosunku do poprzedniej części. Tamtejszy Spider co prawda też pomagał zwykłym ludziom, lecz mam wrażenie, że tutejszy robi to o wiele częściej.

Zmieniła się też skala wydarzeń. O ile pierwsza połowa gry mogła troooszkę przynudzać (fabularnie, nie gameplayowo!), tak druga połowa historii wpada na znajome tory. Oczywiście pojawia się (bynajmniej nie wewnętrzny, bo wciągający osoby postronne) konflikt pomiędzy życiem Milesa a obowiązkami Spider-Mana. A jego finał jest, cóż, tragiczny. Nie żeby był zły – po prostu konflikt ten jest nierozwiązywalny.

Marvel's Spider-Man: Miles Morales [1]


…a i tak jest gorąco


Rozgrywka w Milesie Moralesie jest zbudowana na fundamentach wylanych w „jedynce”. Ponownie mamy do dyspozycji Nowy Jork, lecz tym razem w bożonarodzeniowej wersji, co przywodzi na myśl zmiany w Batman: Arkham Origins względem poprzednich gier z Człowiekiem-Nietoperzem. Jednakże w odróżnieniu od Gotham, w NY jeszcze czasem świeci słońce, a ulice są pełne przechodniów. Mimo iż zimowy krajobraz jest z reguły mniej barwny niż na przykład letni, amerykańskiej metropolii nie brak kolorytu i za to należy się twórcom ogromny plus.

Miasto wdzięcznie się prezentuje jako arena starć Pająka z kryminalnym półświatkiem, czy to w trakcie nieustannych interwencji (serio, tu na co drugim rogu odbywa się handel nielegalną bronią), czy to w trakcie czyszczenia baz z przeciwników. Dodatkowo po mieście porozrzucane są znajdźki w formie ukrytych pojemników ze sprzętem oraz kapsuł czasu, odpowiadających plecakom z „jedynki”. Wraz z postępami w fabule dochodzą inne rodzaje przedmiotów, ale to już odkryjcie (i pozbierajcie) sami. Dla niektórych komentarzy Milesa naprawdę warto.


Morales nie jest szczególnie odkrywczy. Po prostu niemal wszystkie jego elementy są wykonane z należytą starannością i pasują do siebie.


Jeśli czegokolwiek mi brakowało w Moralesie, to poczucia humoru i głupich żarcików Petera Parkera. Najśmieszniejsze chwile to te, w których występuje właśnie „stary” Spider – czyli głównie efekciarski prolog i misje treningowe. (Notabene warto zaliczyć je wszystkie, gdyż ostatnia stanowi przegenialny finał, który będziecie oglądać przez łzy śmiechu). Natomiast dopiero kształtujące się poczucie humoru Milesa ma sens, gdyż jest on de facto stażystą. Wszystkiego musi się dopiero nauczyć, co widać w absolutnie każdym aspekcie jego postaci – animacjach, poruszaniu się czy żarcikach właśnie. Szpileczkę wbijam pisarzom za nieustannie powtarzające się teksty wieńczące starcia z szeregowymi bandziorami, gdyż po kilku(nastu) razach zaczynają odrobinę nudzić.

Jest jeszcze jeden aspekt postaci Milesa, o którym warto wspomnieć. Otóż jest on pełen podziwu dla Petera, co zrozumie chyba każdy fan Pająka z Queens. Przypomina to nieco Metal Gear Solid 2, w którym Solid Snake’a nie przedstawiono z perspektywy samotnego nadczłowieka, lecz także (po pewnym czasie, ale jednak) doświadczonego mentora i sojusznika. W Milesie Moralesie zachodzi podobna sytuacja.

Marvel's Spider-Man: Miles Morales [2]


Zwinny jak jaszczurka, ostry jak przecinak


Choć główny bohater gry jest pajęczym nowicjuszem, posiada on podobny zestaw ruchów co jego poprzednik. System walki pozwala na wyprowadzanie skomplikowanych kombinacji ciosów, dzięki czemu gra nie wymaga zbyt wielkiego skilla nawet na najwyższym poziomie trudności (nie licząc Nowej Gry Plus, której nie testowałem). Kluczowa jest odpowiednia kolejność eliminacji wrogów. Rodzajów uderzeń jest na tyle dużo, że każdy wypracuje sobie swój własny styl walki. Podobnie sprawy się mają z sekcjami skradankowymi – interfejs gry pozwala na bieżąco sprawdzać, którego strażnika można unieszkodliwić „bezpiecznie”, czyli nie alarmując innych. A czy zrobimy to ze ściany, sufitu czy barierki – to już zależy od nas.

Urozmaicenie starć stanowią nowe moce Milesa. Obijając ludziom twarze, możemy wykorzystać tzw. Jad (ang. Venom), by razić oponentów prądem, dzięki czemu szybciej zglebujemy bardziej opancerzonych przeciwników i wykonamy ataki obszarowe. Z kolei przy cichym podejściu pomocna będzie niewidzialność. Po zakupie odpowiednich ulepszeń Miles może z jej pomocą skasować nawet trzech przeciwników. Do tego dochodzi między innymi gadżet zamieniający skrzynki rozdzielcze w elektryczne bomby. Oczywiście stawimy też czoła przeciwnikom mogącym kontrować te zdolności, lecz nie utrudniają oni starć w znacznym stopniu. Inna sprawa, że nie uświadczymy tu chociażby żołnierzy z jetpackiem, ale posiadacze mieczy też napsuli mi odrobinę krwi. Może nowe „umiejki” nie brzmią jak prawdziwy game changer, ale pasują do rozgrywki jak ulał (podobnie było z linką z hakiem w Uncharted 4). I szkoda tylko, że większość ulepszeń postaci nie ma wielkiego wpływu na rozgrywkę. Nieraz zapomniałem wydać punkty talentów czy ulepszyć gadżety, a już po fakcie czułem różnice tylko w kilku przypadkach.

Pajączek na ekranie laptopa

Za port Moralesa na komputery osobiste odpowiada Nixxes Software, mające na koncie między innymi pecetowe wersje Ghost of Tsushima czy Horizon: Forbidden West. Firma wywiązała się z zadania wzorowo – nie uświadczyłem niemal żadnych błędów, ani razu też gra nie wyrzuciła mnie do pulpitu. Przygodę ukończyłem na laptopie z Ryzenem 5 5600H i GeForcem GTX 1650. Liczba klatek na sekundę była w miarę stabilna (choć nie sięgnęła sześćdziesiątki), a gra nawet na „niskich” ustawieniach wyglądała przyzwoicie. Jedyny „zarzut” (wynikający jedynie ze słabej konfiguracji mojego sprzętu) kieruję w stronę ekranów w grze – zdecydowanie warto ustawić wyższą jakość tekstur, gdy jest taka możliwość. Bez niej wszelkie wyświetlacze w tajnych bazach są beznadziejnie rozmyte i wyglądają jak 💩.

 

Marvel's Spider-Man: Miles Morales [3]


Be Yourself


Połączenie świątecznego klimatu Nowego Jorku, uzależniającej pętli rozgrywki (misje – znajdźki – przestępstwa – ulepszenia) oraz nieodmiennie wybitnego systemu poruszania się za pomocą sieci sprawia, że od Moralesa momentami ciężko się oderwać. Produkcja ta nie jest szczególnie odkrywcza. Po prostu niemal wszystkie jej elementy są wykonane z należytą starannością i pasują do siebie. Biorąc pod uwagę długość listy płac, jest to nie lada wyczyn.


Jednym z zarzutów kierowanych wobec Moralesa w momencie jego premiery była długość gry. I faktycznie, howlongtobeat.com podaje, że do ukończenia kampanii wystarcza zaledwie siedem i pół godziny. Jeśli natomiast chcecie ukończyć grę na 100%, spędzicie na Manhattanie niemal dwa razy tyle. Czy to źle? Na to każdy odpowie sobie sam. Dla mnie najbardziej liczy się fakt, że Spider-Man: Miles Morales to dzieło kompletne, dostarczające zarówno masy frajdy, jak i chwil wzruszeń. Przed zagraniem byłem pełen wątpliwości, czy studiu Insomniac uda się wykreować postać dorównującą Peterowi Parkerowi w czymkolwiek. Teraz wiem, że w Spider-Manie 2 będę miał nie lada problem z wyborem ulubionego Pajączka.

A co Wy sądzicie? Który Spider najlepszy? Dajcie znać poniżej lub na naszym Discordzie!

 

One thought on “Marvel’s Spider-Man: Miles Morales

  1. Morales jako postać w grach mnie zniechęciła w dodatku pierwszej części. Był strasznie irytujący i przeszkadzający w kupieniu się na wątku fabularnym. W części z jego udziałem miałem okazję pograć tylko trochę 2-3 godziny i jakoś nie czuje potrzeby powrotu do niej. Postać Moralesa jest o wiele lepiej napisana w filmowej sadze i z przyjemnością oglądałem drugą część

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *