Watch Dogs | Recenzja | Cross-Play

Watch Dogs

Żyjemy w świecie, w którym wielkie korporacje pobierają od nas informacje w celu marketingowym, centra wielkich miast zalewane są kamerami ,,Wielkiego Brata”, roboty sprzątające z mądrymi skanerami uruchamiają się z poziomu trzymanego telefonu, a zwykła lodówka może być podłączona do sieci. Wraz z postępem technologicznym i medialnym, prywatność każdego z nas rozsypuje się niczym płatki owsiane w filmie ,,Dzień Świra”, a każdy szczegół jest przedmuchiwany i wkładany do ogromnego opakowania, jakim jest ogólnodostępna sieć.


Technologia ma w społeczeństwie ogromne znaczenie, jednak wraz z rozwojem obraca się przeciwko nam. Wystarczy wspomnieć o przechowywaniu danych osobowych przez znane strony, które wymagają od obywateli ,,tylko” wypełnionego pola z gwiazdkami, a które mogą w sprawnych rękach być wykorzystane nie tylko do celów marketingowych. Pod koniec 2011 roku byliśmy przecież świadkami ataku na PlayStation Network. Hakerzy zdołali obejść zabezpieczenia japońskiej korporacji, a Sony było zmuszone wyłączyć serwery na dłuższy okres czasu. Jednocześnie firma potwierdziła naruszenie danych osobowych 77 milionów graczy. Milionów! Z tak ogromną liczbą ma wspólny mianownik kolejny z bohaterów, czyli monitoring miejski, pełniący ważną funkcję przy ewentualnych kradzieżach, wypadkach samochodowych i nie tylko. W samych Chinach na 100 mieszkańców przypada 7 kamer, gdzie najwięcej zainstalowanego sprzętu króluje w mieście Chongqing, w którym jest ponad 2.5 miliona kamer. Nie powinno dziwić również to, że głównym terenem działań w Watch Dogs jest Chicago. Kiedy przez chwilę pomyślałem o przesadnej ilości zamieszczonych kamer w wirtualnej piaskownicy, musiałem szybko zweryfikować swoje poglądy, po realnej liczbie mówiącej o 35 tys. kamer zamontowanych w ,,wietrznym mieście”. Wracając do Państwa Środka warto wspomnieć o ,,flagowym” elemencie monitoringu, tworzącym ogromną bazę danych twarzy swoich obywateli. Doprowadziło to do płatności ,,ludzką twarzą” – bez konieczności wyciągania karty, czy gotówki. Płatność wizerunkowa łączona jest również z odpowiednimi zdjęciami zgromadzonymi w momencie wyrabiania dokumentów, a zwykłe przejście na czerwonym świetle może skończyć się pouczeniem poprzez wiadomość SMS. Kto wie, czy niedługo nie będzie wprowadzona automatyzacja pobieranych środków z konta za wszelakie wykroczenia. I tylko brakuje możliwości zeskanowania twarzy za pomocą smartfonów, aby wyświetliły się wszystkie dane.

Innym sposobem na ukaranie biednego obywatela jest skimming. To wbrew pozorom nie tak świeży sposób na okradanie konta bankowego przez złodziei. Polega na skopiowaniu danych z paska magnetycznego karty podczas transakcji bankomatowej. W ubiegłym roku było ponad 1400 takich przypadków, więc równie dobrze może spotkać to każdego z nas. Warto przy tym wspomnieć sytuację, kiedy w lutym 2017 r. Kaspersky Lab opublikował wyniki badań odnoszące się do tajemniczych ataków na banki, gdzie pieniądze znikały bez śladów fizycznej interakcji z maszyną. Okazało się, że cyberprzestępcy wgrywali szkodliwy program instalując go zdalnie z sieci atakowanego banku. Po zainstalowaniu i połączeniu z bankomatem, ATMitch komunikował się z bankomatem, udając oryginalny program do zarządzania. Dzięki temu rabusie mogli wydawać dowolne polecenia, w tym ilość wypłacanych pieniędzy… wciskając tylko jeden przycisk. A słyszeliście może o kradzieżach aut na ,,walizkę”, kiedy to nowoczesne technologie stały się idealnymi narzędziami w rękach przestępców? Obecnie coraz więcej samochodów jest w technologii keyless – bez kluczykowego otwierania i uruchamiania pojazdu. Zawarta elektronika sprawia, że można ją w łatwy sposób złamać. Wystarczy, że jeden ze złodziei wykorzysta skaner wzmacniający sygnał, zbliżając się do drzwi/okien domu ofiary, a drugi w tym samym czasie odbierze sygnał za pomocą transmitera, stojąc już przy drzwiach samochodu. Pojazd rozpoznaje w kilka sekund sygnał kluczyka, otwierając się i odpalając bez żadnego problemu. Co ciekawe można zabezpieczyć się przed tym precedensem, montując lokalizator GPS, który znów może być zagłuszony po uruchomieniu zagłuszacza sygnałów GSM/GPS przez rozgarniętego złodzieja. I tak, dzięki technologii działanie grup przestępczych przeniosła się z klasy średniej, na wyższą. Z śrubokrętu na nowe technologie. Technologie i rozwój, które w prostocie dbając o nasze bezpieczeństwo, stają się naszą największą zmorą.

Ten dość przydługawy wstęp, który wydawałoby się nijak ma się do recenzji omawianej produkcji, przybliża w dosadny sposób mechanikę rozgrywki, która nie odnosi się do fikcji, a występuje w realnym życiu. Wśród otaczających osób, w natłoku informacji i rozwoju technologii, gra uwypukla całkiem realne zagrożenie i pokazuje, jak prostymi środkami można stworzyć bezwzględne narzędzie do inwigilacji obywateli na niespotykaną dotąd skalę i kontrolujące każdy ich najmniejszy ruch. Watch Dogs może nie jest najlepszym sandboxem w portfolio Ubisoftu, ale nie można im zarzucić świetnego pomysłu na nowe IP, które w mniejszym lub większym stopniu działa na świadomość grających i otaczającego nas świata. Przepełnionego masowym przekazem medialnym, fikcyjnym zabezpieczeniom danych osobowych i konta bankowego, działalności (cyber)przestępców, a także wszechobecnej obserwacji od szarego obywatela po najwyższy organ sądownictwa. Zanim jednak wejdziemy głębiej w rozgrywkę, należy się słowo wyjaśnienia odnośnie fabuły.

Cała historia rozpoczyna się od technologicznej katastrofy na wschodnich wybrzeżach Stanów Zjednoczonych. Miasta pogrążają się w ciemnościach na skutek ogromnej awarii sieci elektrycznej, która była spowodowana przez jednego hakera. Tym sposobem korporacja Blume w imię najwyższych wartości postanawia stworzyć Centralny System Operacyjny (ctOS) – system, który ma chronić społeczeństwo przed cyber-terroryzmem. Dzięki temu Chicago, główne miejsce akcji WD, zamienia się w ogromny elektroniczny plac, gdzie w co piątym budynku jest zamontowana kamera, a laptopy, komórki, billboardy i samochody zamieniają się w narzędzia do myszkowania pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa, czy też ułatwiania życia. Brzmi znajomo? Właśnie o tym pisałem kilka akapitów wcześniej. Wcielamy się więc w Aidena Pearce’a, speca od elektroniki i byłego przestępcy, któremu wskutek pewnych okoliczności ginie siostrzenica. Nie jesteście w błędzie. Będzie to kolejny motyw zemsty po trupach w poszukiwaniu prawdy. Jednak jeśli mam być szczery, opowieść w dobry sposób spina interesujące wydarzenia i wyraziste postaci w dobrze prezentującą się całość. Brakowało mi tylko ciekawszego początku i zakończenia, chociaż i tutaj jest dosyć widowiskowo.

Watch Dogs | Recenzja | Cross-Play

Kiedyś wystarczyło zasłonić okno albo wybudować wysoki płot, aby wścibski sąsiad nie miał możliwości podglądania. W obecnych czasach nie ma takiej zasłony, która uchroniłaby przed zaglądaniem w wirtualne okna internetu. Wie o tym doskonale nasz bohater. Aiden jako osoba o bardzo dużych umiejętnościach hakerskich, może manipulować niemal każdym urządzeniem podłączonym do sieci. Z pomocą smartfona może swobodnie przeskakiwać między kamerami monitoringu miasta, w laptopach, kamerkami szpiegowskimi zamontowanymi na ubraniach i domostwach, jak i również otwierać pojazdy, czy uruchamiać autoalarmy. Znów manipulowanie światłami drogowymi, mostami zwodzonymi, pociągami, zaworami, blokadami na drogach – nie stanowią dla niego żadnego problemu. I, gdyby spłuczka do kibla była podłączona do sieci, pewnie by z niej skorzystał do niecnych celów. Umiejętności bohatera nie kończą się na ,,grzebaniu w komórce”, bo oprócz tego biegle włada teleskopową pałką, którą może walnąć przez łeb delikwenta. Dochodzi do tego chowanie się za przeszkodą, umiejętności parkour’owe i prowadzenie dowolnego pojazdu – a otrzymamy główną oś rozgrywki. Przygoda protagonisty sama w sobie nie jest specjalnie długim przeżyciem. Misje fabularne są zlepkiem aktywności pobocznych z paroma ciekawymi sytuacjami, które łączą umiejętności hakowania Aidena z nowymi miejscami działań. Mamy tutaj klasyczną eliminację na otwartym terenie, śledzenie lub bezpieczne odprowadzanie osoby za pomocą kamer, a niekiedy zdarzy się poskradać, czy wpaść w pościg za poszukiwanym. Kampania stara się jak może, aby przyciągnąć do ekranu i chociaż sprawnie łączy wyrazistość postaci, dobrze sklejone przerywniki i prowizoryczną dawkę różnorodności, to ostatecznie wychodzi z tego gra ,,za słaba, aby być dobra, za dobra, aby wyjść słabo”. Z aktywnościami pobocznymi jak zwykle wychodzi odwieczny problem (tak, patrzę na ciebie Ubi) tryliona zadań, które nie sposób ogarnąć. Połączenie kilkunastu zleceń macherskich (offline i online) z aktywnościami przestępczymi sprawi u każdego ból głowy; zwłaszcza przy hakowaniu wież ctOS-u, które wzorem wysokich budynków z Assassin’s Creed odblokowują aktywności w danym regionie. Uf, czego tu nie mamy… dostarczanie samochodów, pościgi policyjne, powstrzymanie konwoju na wyznaczonej trasie, eliminacja przywódców gangu, śledztwa o różnej maści, gry uliczne (poker, trzy kubki, świetne gierki VR) i wiele innych. W mojej opinii ilość aktywności dodatkowych mogło być o połowę mniej, a gra na tym z pewnością by zyskała. Ale to Ubi, po prostu pewne rzeczy nie zmieniają się od lat.

To, co jednak udało się zaimplementować do gry, można śmiało nazwać najciekawszym ,,bajerem” dekady, jeśli chodzi o branżę gier wideo. Pełna kontrola miasta, które wreszcie nie jest statycznym zbiorowiskiem porozrzucanych pudełek, a raczej interaktywną piaskownicą dla dużych dzieci. Tutaj wszystko wygląda inaczej niż u konkurencji. Zwykły spacer może skończyć się profilowaniem przechodniów, pobraniem gotówki z portfela, wywęszeniem przestępstwa, czy uzyskaniem tak ważnych danych, jak posiadany fetysz przebieranek w klauna. Tam, gdzie w ,,Wielkiej Kradzieży Aut” możemy podczas pościgu zbierać gwiazdki policyjne, czy wjechać z wizytą do lakiernika; tak tutaj możliwości jest od zatrzęsienia. Najlepiej to zobrazować na przykładzie kolejno eliminowanych radiowozów. Na jednego zadziałają wysuwane blokady drogowe, na drugiego podnoszony most, na trzeciego zmiana świateł (mały karambol na skrzyżowaniu), na czwartego zamykana brama, a piąty może przejechać koło nosa, kiedy to wjeżdżamy w ciemną alejkę, wyłączając silnik auta i wchodząc w tryb ,,ukrycia”. Wszystkie te bajery oczywiście z poziomu jednego kiwnięcia palcem na ,,magicznym” smartfonie protagonisty lub trzymanego przez nas pada. Wspominając o interaktywnym mieście, nie sposób zakończyć wyliczankę na zwykłym pościgu. Wraz z progresem bohater może kontrolować ruchem kolejki miejskiej, a także zagłuszać helikoptery policyjne i tym sposobem również uciec przed stróżami prawa. A co powiecie na ‘zaciemnienie’ polegające na… wyłączeniu zasilania w całym mieście! Klimatyczny patent, kiedy to ,,korki” miasta są wyłączone, ludzie popadają w panikę, a samemu czujesz się niczym współczesna wersja Batmana. Znikasz w otchłani ciemności. Krótko mówiąc, dla Aidena całe miasto jest bronią, a zdobycie niemal całkowitej kontroli nad nim jest niesamowicie przyjemnym doświadczeniem. Zabawa z oponentami również wygląda inaczej, niż przyzwyczaiły nas do tego standardy otwartego świata. Sposobów jest kilka, od typowego skradania po akcje czystego wypluwania pocisków i sadzenia headshotów. Jednak pierwsze skrzypce gra hakowanie urządzeń o wszelakim typie, czy to w postaci kamer, które jednocześnie oznaczają przeciwników, czy przedmioty aktywujące, które pozwalają przedostać się w niedostępne wcześniej miejsce np.: skrzynki elektryczne odblokowują drzwi, a podnośnik pozwala na dojście na wyższą kondygnację. Z czasem dochodzą takie ,,moce”, że ciężko nie uśmiać się z bezradności zdezorientowanych bandziorów. Przeskakując między kamerami, możemy wyeliminować kilku członków gangu, kiedy to podczas aktywacji pułapek, jeden dostanie gazem w twarz przy wybuchającym zaworze, drugi wyleci w powietrze od eksplodującej komórki, a trzeci zostanie zwabiony samochodowym autoalarmem w pobliżu studzienki. Tak, zgadliście… która wybucha (hłe, hłe). To wszystko sprawia, że obcowanie z Watch Dogs jest kompletnie innym doznaniem.

Watch Dogs | Recenzja | Cross-Play

Jeżeli myślicie, że moce hakerskie smartfona na tym się kończą – mam pozytywną wiadomość. Możemy nim otwierać garaże, furtki, wysuwać metalowe osłony (za którymi możemy się ukryć), rzucać w formie wabika dźwiękowego, czy aktywować bomby pułapki. Pozwala też na otwarcie interaktywnego menu, za pomocą którego wejdziemy w tryb online, zamówimy dostępny pojazd z katalogu ,,pod dom”, dostosujemy listę muzyczną (można słuchać muzyki podczas spaceru!), sprawdzimy postępy, czy wykorzystamy zdobyte punkty umiejętności w drzewku zdolności. Drzewko jak to drzewko. Pozwoli na szersze spektrum możliwości w takich kategoriach jak hakowanie, walka, czy jazda. Od dodatkowej baterii, po większe pieniądze wyciągane z bankomatów, wytwarzanie przedmiotów, lepszą skuteczność broni, czy sterowność pojazdu na terenie offroadowym.

No właśnie. Wspominając o sterowaniu, dochodzimy do największej bolączki omawianego tytułu. To, jak prowadzi się auta w tej grze woła o pomstę do nieba i miesięczną chłostę ludzi odpowiedzialnych za ten aspekt. Nie czuć wagi samochodów – miałem wręcz wrażenie, jakbym prowadził płynącą mydelniczkę, a nie sprzęt o wadze przekraczającej tonę. Krótko mówiąc, arcade pełną gębą i model jazdy wyciągnięty chyba z pierwszych gier wyścigowych na PlayStation. Co dziwi, patrząc na realistycznie wyglądające miasto, ponury i poważny klimat produkcji. Na szczęście zupełnym przeciwieństwem są płynne, doskonale oddane ruchy bohatera, jak i mięsiste strzelanie, gdzie pociski może i latają na boki, ale czuć wagę broni, czuć moc podczas strzelania pistoletem z zamontowanym tłumikiem, dowolną strzelbą, czy zabójczo skutecznym karabinem snajperskim. Jak wcześniej wspomniałem, Chicago pełni w grze funkcję interaktywnego, żyjącego miasta, nie będąc tylko tłem, wyłącznie makietą dekoracyjną. Interesująca architektura, gdzie ulice prowadzą poprzez betonowe bloki wieżowców, wielorodzinne domki i tereny wyciągnięte z miasteczka Twin Peaks. Poprzecinane żeliwnymi mostami, ciasnymi zaułkami, drewnianymi płotami, autostradami, czy licznymi torami kolejowymi pnącymi się wysoko nad zatłoczonymi ulicami miasta wiatrów. Poprzez brudny, jesienny klimat, gęsto padającego deszczu i wiatru powiewającego liście i płaszcz głównego bohatera, czuć w powietrzu atmosferę Chicago. Cegiełki do całości dodają aktywni i dobrze animowani przechodnie. Grupka potrafi uciekać przed potrąceniem, kiedy to wcielamy się w pirata drogowego, znów ktoś wdepnie w gówno patrząc na buta, ktoś spokojnie grabi trawę lub przeżywa grając na komórce w ,,kosmiczną strzelankę”. Blacha fikcyjnych pojazdów gnie się aż miło, podczas deszczu przechodnie wyciągają parasolki, korony drzew hipnotyzująco kołyszą się na wietrze, a większość rzeczy na ulicach (latarnie, przystanki, banery, ławki, płoty) są zniszczalne. Podsumowując, widać masę szczegółów zalewających miasto i wnętrza budynków.

Warto jeszcze dodać trochę o wyrazistych bohaterach pierwszego planu, o naprawdę ciężkim poziomie trudności jakim był ,,Trudny” i uzyskiwanej reputacji bohatera, która w zależności od naszych czynów, mogła sprawić o rozpoznawalności, czy to w cywilach (mogą zadzwonić po policję przy naszych wybrykach), czy w mediach (pojawienie się w serwisach informacyjnych).

Chicago w Watch Dogs


Watch Dogs | Recenzja | Cross-Play Jonathan Morin, dyrektor kreatywny Watch Dogs wyjaśnił kilka kwestii odnośnie głównego bohatera gry, jakim jest miasto Chicago. Od jego początków aż do czasów współczesnych symbolizuje ono nowoczesność i postęp, ale też przestępczość i korupcję; wielkie bogactwo i wysoką kulturę, ale też skrajną nędzę i brutalną przemoc. Te przeciwieństwa sprawiły, że Chicago stało się idealną lokacją dla naszej gry, której akcja toczy się we współczesnym świecie (…). Atmosfera w Chicago jest czymś, co potraktowaliśmy bardzo poważnie. Byliśmy tam kilkakrotnie, by zrobić zdjęcia, nagrać rozmowy mieszkańców i porozmawiać z przedstawicielami policji w Chicago, chcąc lepiej zrozumieć to miejsce. Kolejnym kluczowym elementem jest przedstawienie w odpowiedni sposób najbardziej charakterystycznych miejsc i architektury. W grze gracze będą mieli wiele okazji by wejść do środka budynku. Tak naprawdę sposób w jaki zbudowaliśmy miasto to wielowymiarowość: poziom ulic, wnętrza, ale też metody Aidena na zbadanie odległych obszarów, alejek a nawet dachów. Gracze mogą eksplorować fizyczną przestrzeń miasta, ale także jego cyfrową warstwę, wścibiając nos w prywatne sprawy mieszkańców. (…) Dawniej w Chicago rozpoczęto inicjatywę „Operation Virtual Shield”, której efektem było stworzenie najbardziej rozbudowanej sieci monitoringu w Stanach Zjednoczonych, łączącej ponad 10 000 kamer ze scentralizowanym systemem, który przechwytywał i przetwarzał nagrania wideo w czasie rzeczywistym. Te programy stały się częścią tła fabularnego, wykorzystywanego w Watch Dogs.

Biorąc pod uwagę klasyczny system oceniania to omawiany tytuł plasuje się między oceną 7, a 8. Nie mniej, nie więcej. Watch Dogs to jeden z najbardziej innowacyjnych gier pod względem zastosowanej mechaniki ,,hakowania”, jednak nie odkrywający koła na nowo, jeżeli mówimy o standardach przyjętych w otwartym świecie. Jeśli mam porównywać do bliźniaczych sandboksów, przy których bawiłem się równie dobrze to mógłbym wymienić chociażby Sleeping Dogs, czy Grand Theft Auto IV (w mojej opinii jedna ze słabszych części w serii). Solidna pozycja, która mogłaby być lepsza, gdyby ten nieszczęsny model jazdy i powielane schematy zleconych zadań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *