Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play

Game of Thrones: A Telltale Games Series

Po wydaniu paru opowieściówek na podstawie komiksów studio developerskie Telltale urosło w siłę na tyle, że zdobyło jedną z najmocniejszych licencji w ogóle: na najbardziej piracony serial ostatnich lat, czyli “Grę o Tron” od HBO. Czy przy takim połączeniu coś w ogóle mogło pójść źle?!


Skąd to się wzięło


Pewien otyły brodacz z ciągotami hipisowskimi, nazywający się George Raymond Richard Martin (GRRM), pisał sobie różne powieści, typu “Światło się mroczy” (gdzie wszystkie wątki “skończył” cliffhangerami) oraz opowiadania, typu “Piaseczniki” (tu bez uszczypliwości, bo to świetny tekst). W końcu napisał książkę “Rockowy Armageddon”, która sprzedała się tak żałośnie, że – zdaniem GRRM – “pogrzebała jego karierę pisarską” i zmusiła go do unurzania się w odmętach działalności pisarskiej tak parszywych, jak pisanie scenariuszy do seriali telewizyjnych – niżej stoi chyba tylko bazgranie amatorskich recenzji gier wideo (w punkt – przyp. ndl). Wiele następnych lat GRRM spędził tworząc scenariusze dumbed down na potrzeby publiki masowej oraz bawiąc się w redaktora książek i w miarę godziwie mu się żyło, ale cały czas swędziało go tam, gdzie nie mógł się podrapać – chciał wrócić do pisania powieści. W końcu miał jakiś pomysł o “chłopcu w śniegowej krainie, który jest świadkiem egzekucji” – siadł do swojego wiekowego, odciętego od netu komputerka, zaczął pisać i tak powstał pierwszy tom cyklu “Pieśń Lodu i Ognia”, który nosi skądinąd znany tytuł: “Gra o Tron”.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play


Książki


Cykl należy do gatunku fantasy, jednak magii i innych śmieci jest tam wyjątkowo mało – natomiast jest mnóstwo rozgrywek politycznych (jak i zwykłego skurwysyństwa) pomiędzy rodami szlacheckimi, mnóstwo wyrazistych postaci, dopracowany świat i takie plot twisty, że nie raz, nie dwa zostałem z otwartą gębą. Nie wiem, czy znacie pojęcie “plot armor” – to oznacza, że bohater danego utworu, choćby nie wiem w jakich opałach się znalazł, i tak wyjdzie cało z każdej opresji, bo w końcu jest bohaterem, a bez niego nie ma przecież opowieści! No to w “Pieśni Lodu i Ognia” to zjawisko jest zredukowane do minimum; chyba tylko Tyrion posiada wspomniane plot armor, ale nie zdziwiłbym się, gdyby autor i tę postać ukatrupił w jakimś ważnym dla fabuły momencie, albo tylko dlatego, że czytelnicy go lubią. Bo w “Pieśni…” to właśnie ci najgorsi żyją najdłużej.

Prowadzenie fabuły w “Pieśni…” ma dwie charakterystyczne cechy: pierwsza to “point of view”, gdzie prawie każdy rozdział koncentruje się na jednej postaci. Na początku cyklu większość fabuły dotyczy rodu Starków, później jednak całość cholernie się rozmywa i niektóre tomy urastają do rangi irytujących fillerów o postaciach, które mało kogo obchodzą. Zanim jednak autor pogubił się w tym, co chciał opowiedzieć, jesteśmy raczeni systematycznym upadkiem, męką i rzezią nawet sympatycznych i niespecjalnie winnych całej sytuacji Starków. GRRM może i cierpiał podczas pisania fragmentu o Krwawych Godach, ale prawdopodobnie dotykał się w miejsca intymne na myśl o tym, z jaką furią i żalem zareagują fani. Te dwie cechy: “point of view” i “rujnowanie rodu, w którego obronę czytelnik/widz/gracz jest angażowany” Telltale postawiło przeszczepić do gry.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play


Serial


O książkach dowiedziałem się lata temu z tematu na forum CD-Action (pozdro Cardinal i Chimaira, choć i tak tego nie czytacie), wspólnie z ojcem pożyczyliśmy pierwszy tom i chyba czytaliśmy równocześnie, możliwe nawet, że na wyścigi. Kolejne tomy “pękły” zaraz potem. Wielokrotnie powtarzałem swojemu rodzicielowi: “przecież tego nigdy nie zekranizują, tak jak Władcę Pierścieni; to za duża inwestycja i za wąska grupa odbiorców takich treści; no chyba że jako serial HBO! marzenia…”. Kiedy gruchnęła wieść, że HBO FAKTYCZNIE ROBI SERIAL, to dokładnie swojej reakcji nie pamiętam, ale było coś z płynami gromadzonymi w ludzkim ciele. Sezon pierwszy uwielbiam, jest super, prawie wszyscy aktorzy pasują albo wręcz ich kod genetyczny został ułożony pod odgrywanie danej postaci (Tyrion), mało odstępstw od książki, miejscami naprawdę dobre sceny (jak ta z Tywinem i Jaime’em), cud miód. Drugi sezon niestety wprowadził na tyle dużo zmian (i dołożył własnych tandetnych zagrań rodem z seriali w darmowych stacjach tv), że dałem sobie spokój, mocno nad tą stratą bolejąc. Ojciec dalej ogląda, z jakichś masochistycznych powodów, i od paru lat słyszę przez te parę tygodni: “ty wiesz co oni znowu nazmieniali?!” Niemniej serial udanie inkorporuje zarówno pryncypium “point of view” (bo w sumie taka jest konstrukcja seriali tv…?), jak i rujnowanie rodu Starków, z błoną dziewiczą Sansy Stark jako najjaskrawszym przykładem nadgorliwości scenarzystów serialu na czele.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play


Gra


Wraz z hiper eksplozją popularności serialu, “Gra o Tron” z cyklu książkowego stała się FRANCZAJZ pełną gębą. To oznacza również gry wideo, które w przypadku licencjonowanych produktów częściej niż rzadziej są zwykłym i bezwstydnym skokiem na kasę. Było już kilka pozycji, ale Game of Thrones od Telltale jest chyba najbardziej zauważaną spośród nich. Telltale chwyciło naprawdę mocną licencję, ale tym samym musiało stworzyć produkt pod dyktando fanów serialu, których jest prawdopodobnie dużo więcej niż komiksu “Fables”; musiano też zrobić należyty użytek z facjat i głosów niektórych aktorów, żeby pociągnąć sprzedażowy wózek – efektem czego gra trzyma się kurczowo fabuły serialu, ze sporą szkodą dla samej siebie.

Na przykład to, że musiano wykorzystać twarze aktorów z serialu, nie pozwoliło umieścić akcji gry na przykład kilkaset lat wstecz – “A Game of Thrones – Genesis” oczywiście nie wykorzystuje tego backstory należycie, a jest ono całkiem ciekawe, nawet bez sięgania daleko wstecz: na przykład paręset lat temu jakiś tam kataklizm zniszczył Valyrię, gdzie mieszkali sobie, między innymi, Targaryenowie. Jeden z nich, Aegon zwany Zdobywcą, wraz ze swoimi dwoma siostrami (i przy okazji żonami, bo tak lubili) podbili prawie całe Westernos. Jak? Bo władali smokami, które niepokornych paliły na popiół. Żar, które potrafiły wywołać, był tak gorący, że ze stopionych mieczy pokonanych armii stworzono dla Aegona Żelazny Tron, którego jedną z interpretacji HBO obwoziło po świecie ku uciesze gawiedzi. Albo chociaż fragment o rebelii, spowodowanej szaleństwami ostatniego panującego Targaryena, Aerysa II, wśród których było między innymi palenie żywcem członków potężnych rodzin szlacheckich. Delikatnie mówiąc, wielu się pogniewało na niego na tyle mocno, że zakończyli kilkusetletnie panowanie dynastii Targaryenów, a wszystko to, co mamy w książkach i serialu to tak naprawdę pokłosie tamtych wydarzeń.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
ten tron po prawej mógłby się nie zmieścić na naczepę

Fabuła


No dobra, ale co mamy zamiast tego? Ano kolejny ród do zrujnowania, czyli niejacy Forresterowie. i od samego początku wiemy też bez cienia wątpliwości, że jest to produkt wyłącznie dla znających serial, bo ani lore, ani sytuacja polityczna, ani istniejące relacje nie są ci tłumaczone. Gra zaczyna się przy Bliźniakach w przeddzień “Red Wedding” i jak ktoś nie ma pojęcia, co to oznacza, bo nie czytał książek albo nie ogląda serialu i nie dotarły do niego spoilery, to za pierona nie zrozumie kontekstu. Jednak w przeciwieństwie do mojej poprzedniej recenzji, The Wolf Among Us, w tym przypadku jako tako znam materiał źródłowy i wiedziałem co kupuję, dlatego ja nie będę na ten aspekt narzekał – ale czuj się ostrzeżony. Nie wskoczysz w fabułę nie znając “podstawki” równie łatwo, jak miało to miejsce w przypadku The Walking Dead czy The Wolf Among Us.

Jednak to, co ciągnie gry Telltale, to postacie, które mają być interesujące i na których ma ci zależeć! Game of Thrones rzuca ci pewien haczyk, na który masz się złapać, czyli sporadyczne objawienia postaci znanych z serialu, włącznie z głosami właściwych aktorów, a nie imitatorów. I będziemy mieli okazję przeżyć (lub nie) konfrontacje z…


Postacie z serialu


Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“you call that a penis? how adorable”

Cersei Lannister – czasem mówi się o mężczyźnie, że “myśli kutasem”. Odpowiednio do tego określenia Cersei myśli swoją macicą, która zresztą jest starannie zaciśnięta przed wszystkimi oprócz jej rodzonego brata, Jaime’a, któryż to dżentelmen posuwa ją regularnie i jest prawdziwym ojcem jej wszystkich dzieci. Cersei dla zapewnienia swojemu materiałowi genetycznemu jak najlepszych warunków nie cofnie się przed niczym i gdyby mogła, to osobiście sprawdzałaby możliwości rozrodcze samic rozpłodowych, które podsuwa swojemu najstarszemu synowi, Joffreyowi. Problem z Cersei jest taki, że oprócz bezwzględności jest to bardzo sprytna i inteligentna osoba, a obydwa spotkania w grze z nią są dość przerażające: już w pierwszym epizodzie Mira Forrester zostaje wezwana na audiencję, gdzie, tradycyjnie – mając cenne doświadczenie z Persony 3 i 4 – wybierałem te odpowiedzi, które rozmówca chce usłyszeć. Cersei w pewnym momencie mówi: “mówisz mi to, co twoim zdaniem chcę usłyszeć”. Zadrżałem.
Aktorka, Lena Headey, pokazywała się bez odzienia w “300” (gdzie grała żonę Leonidasa), ale po “Grze o Tron” wartość rynkowa jej ciała wzrosła na tyle, że twórców już nie było stać i do sceny z końca sezonu 5, gdzie Cersei zostaje skazana na przejście nago po mieście, zatrudniono body double.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“a gdzie wino?”

Tyrion Lannister – prawdopodobnie najpowszechniej lubiana postać z tego całego interesu. Tyriona życie chłostało niemiłosiernie już od momentu narodzin – jest karłem, a jego matka zmarła podczas porodu, za co jego ojciec, Tywin Lannister, Tyriona obwinia. W końcu młody Tyrion uznał, że nie ma co się stresować i postanowił na cały ten świat wywalić genitalia i skoncentrować na piciu wina i zabawach z kurwami. Jednak niech nikogo nie zmyli wizerunek utracjusza i hulaki – tak naprawdę Tyrion jest cholernie sprytny i inteligentny w, że tak powiem, “ewolucyjny” sposób – bo gdyby nie był, to by go już dawno ktoś ukatrupił, z jego własnym ojcem na czele. W grze niestety Tyrion wpada tylko na kilka momentów, rzuca parę tekstów i tyle go widziano. Zresztą może to i dobrze, bo pewnie by kradł wszystkie sceny, w których się by się pojawiał.
Aktor Peter Dinklage grywał w wielu różnych produkcjach (ale, wbrew popularnej plotce, to nie on grał mima w teledysku do “The Bad Touch” Bloodhound Gangu), ale usłyszałem o nim po raz pierwszy przy okazji filmu “Dróżnik”. Nie wyobrażałem sobie nikogo innego do roli Tyriona i tyle w sumie na ten temat.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“wiem, że nic nie wiem”

Jon Snow – postać tak bezbarwna, że aż papierowa, trochę w stylu cichego protagonisty z gier wideo. Nawet gdy schodzi na jakiś czas ze Ścieżki Prawości, to nie przez jakąś świadomą decyzję, ale dlatego, że jakoś tak wyszło. Zastanawiam się, czy GRRM, korzystając ze swojego doświadczenia przy serialach telewizyjnych, celowo nie stworzył tego typu postaci, żeby czytelnik/widz mógł kogoś lubić albo przynajmniej móc wskazać “tego dobrego”. Aha, ponieważ to GRRM pisał, więc na stan obecny powieści nawet nie wiadomo, czy Jon Snow jeszcze żyje. W grze Jon, podobnie jak Tyrion, robi za nieco bardziej wyrazisty fragment krajobrazu, który znika równie szybko, jak się pojawia. Aktor, który gra Jona Snowa, ma imię i nazwisko i grał w innych produkcjach, na tym moja wiedza o nim jednak się kończy.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“mam ochotę na kolejną kąpiel z innymi kobietami”

Daenerys Targaryen – o rany. Nigdy nie rozumiałem ani charakteru, ani sensu istnienia tej postaci w powieści. Dziedziczka rodu Targaryenów, potajemnie ewakuowana z pałacu wraz ze swoim starszym bratem, co uratowało ich przed nieco wzburzonymi rebeliantami (którzy jak wpadli do pałacu, to rozwalali czaszki niemowlętom); sprzedana niczym zwierzę pociągowe przez wspomnianego brata, Viserysa, jakiemuś dzikusowi z pustyni, i traktowana z podobną subtelnością. Daenerys do pewnego momentu życia nie miała wiele do decydowania, aż na stosie pogrzebowym jej męża-dzikusa, wśród płomieni, wykluły się trzy smoki – istoty, których nie widziano od setek lat, a których panią właśnie Daenerys została. I teraz musiała decydować o wszystkim, nie mając za bardzo pojęcia jak i co – stąd mój kompletny brak zrozumienia, jakie są motywacje Daenerys. Powrót do Westernos? Wyzwolenie niewolników? Zbudowanie królestwa? Zarówno ta postać, jak i chyba sam autor nie do końca wiedzą. Większość jej rozdziałów jest według mnie dość nudna, a na pewno mocno oderwana od całej reszty wydarzeń; Daenerys spełnia rolę nienabitej strzelby, która wisi sobie na ścianie od pięciu tomów i w końcu znienacka wypali, a jeśli GRRM jednak dożyje do momentu, gdy skończy pisać ostatni tom, to przewiduję, że Daenerys na grzbiecie jednego ze swoich smoków poleci na północ, by zniszczyć zagrożenie ze strony śniegowych upiorów.
Emilia Clarke to też ciekawy przypadek – oglądając ją mam wrażenie, że jej zaangażowanie w rolę jest zbyt duże w stosunku do ważności całej tej sprawy, jak i jej umiejętności aktorskich. I podejrzewam, że skrupulatnie wykorzystywali to twórcy serialu, nie oszczędzając na scenach upokarzających czy “tylko” rozbieranych, a aktorka spokojnie się na to zgadzała, myśląc, że bierze udział w czymś ważnym i wielkim. Oczywiście może po prostu panna Clarke lubi paradować z cyckami na wierzchu przed kamerą, ale jej zaangażowanie w “przemowy” Daenerys i miny, które wtedy strzela, wydaje się raczej wspierać moją dość perwersyjną teorię, ale co poradzę – fascynują mnie motywacje ludzi, którzy obnażają się przed kamerami z własnej woli, a nie na zasadzie przymusu w stylu “masz działkę cracku? possam ci pałę jeśli dasz mi trochę cracku”. Choć chyba i ta jazda się już skończyła, bo również i ta aktorka zaczęła korzystać z dublerek do scen rozbieranych.
W grze Daenerys ma troszkę większą rolę niż dwie poprzednio wymienione postacie serialowe, ale i tak zachowuje postawę “nie wiem co robić, ale nadal jestem bardzo pewna siebie”: po wykonaniu zadania decyduje nie dawać Asherowi obiecanych wcześniej żołnierzy, ale da mu złoto na wynajęcie takowych. Hmm.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“to uczucie, gdy trzeba szukać kolejnego króla”

Margaery Tyrell – pozornie niewinna i urocza dama, tak naprawdę kręci niezłe wałki razem ze swoją bardzo sprytną rodziną. Robi to w na tyle udany sposób, że na dobrą sprawę żaden z przekrętów się nie wydał, a Margaery zostaje żoną tego króla, który aktualnie jeszcze nie kopnął w kalendarz: Renly’ego, Joffreya (krzyczałem z radości czytając fragment o ich weselu, przyznaję się bez bicia) i teraz Tommena, przynajmniej do czasu. Siła naszej Tyrellówny tkwi głównie w jej rodzinie – ród Tyrell jest potężny, a bogatsi od nich są tylko Lannisterowie. W grze Margaery decyduje dość mocno o losach Miry Forrester, która pełni w Królewskiej Przystani rolę służki. Nie wiem czemu Margaery jest tak dużo w grze, może dlatego, że aktorka jest popularna? A aktorka to Natalie Dormer, która podobno coś tam grywała i ma jakąś popularność, ale nie wiem czy z powodu zdolności aktorskich, czy na zasadzie bycia celebrity.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“kiedy wyjdzie ten sequel Manhunta?”

Ramsay Snow – pierdolony kawał pojebanego skurwysyna. W książkach i serialu jest przedstawione wiele okrucieństw, popełnianych z żądzy zysku czy też zwykłej chuci, aby coś komuś udowodnić albo dlatego, że było trzeba. Ramsay kaleczy i torturuje ludzi, bo po prostu sprawia mu to przyjemność; jest zwyrodnialcem, dręczycielem i mordercą. Zresztą na tym nie poprzestaje i jest to generalnie Związek Radziecki skompresowany do objętości jednej osoby, która zanim cię zabije, to będzie cię chciała udręczyć i psychicznie złamać, bo tak. W grze Ramsay jak się pojawia, to miesza niesamowicie i psuje wszystko. Na końcu epizodu pierwszego gry odpowiada za szokera, który Telltale próbowało wcześniej z The Wolf Among Us, ale zaraz potem się z niego wycofało. Potem pojawia się po raz drugi, tnie kogoś żywcem na kawałki i generalnie dopinguje ród Forresterów i wrogich im Whitehillów, by skoczyli sobie do gardeł i wyrżnęli się wzajemnie, co z ekonomicznego punktu widzenia nie ma sensu, ale tak będzie, ponieważ bawi to Ramsaya. Nie dooglądałem serialu do momentu, gdy ta postać zaczęła swoje urzędowanie i nie wiem, jak aktor ją przedstawił, ale słyszałem, że dobrze.


Bohaterowie gry


Tyle postaci z serialu, ale jednak to tylko gościnne występy – ty masz zaangażować się w losy Forresterów i masz być ciekawy dalszych ich losów. Opowieściówki Telltale są tak mocne, jak ich bohaterowie (czy ja już o tym mówiłem?), jak więc wypada pod tym względem “Game of Thrones”? Ano mocno tak sobie. Podstawowe dwa problemy to duża ilość postaci i fakt, że większość z nich to mało natchnione kalki bohaterów z książki lub serialu. Nie pomaga fakt, że gra – naśladując serial – przeskakuje z wątku na wątek, przez co nie zdążymy się za specjalnie zaangażować w los danej postaci, a już mamy kogoś innego. W TWD i TWAU cały czas sterowaliśmy tą samą postacią, dzięki czemu było łatwiej się wczuć w jej losy, a już na pewno można było ją dokładniej poznać – tym razem tak niestety nie jest. Na czyje losy będziemy mieli w takim razie wpływ?

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“to wujek kazał mi szukać magicznego miejsca, przysięgam”

Gared Tuttle – giermek, który przeżył wydarzenia z Bliźniakach tylko po to, by zostać klonem Jona Snowa. Wysłany na Mur z dodatkową, enigmatyczną misją od swojego wuja Duncana Gared szybko wikła się w intrygę związaną z zabójcą jego rodziny, przez którą musi uciekać na północ, gdzie trafia w łapska Dzikich Ludzi, desperacko nazywających się “Wolnymi”… Jon Snow w trakcie swojej podobnej eskapady przynajmniej zaznał trochę uciech cielesnych; najbliższe z “cielesności” co spotkało Gareda to grzebanie we flakach swojego jeszcze wtedy żyjącego przyjaciela. Jedyna satysfakcja dla gracza jest taka, że motyw tajemniczego “Sacred Grove”, a przynajmniej powodu, dla którego go tam wysłali, został jako tako wyjaśniony.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“a miało być tak pięknie”

Mira Forrester – służka lady Margaery, Nasz Człowiek w Królewskiej Przystani i generalnie skromne i chłodne dziewczę, które z dala od domu czuje się jak ryba wyjęta z wody. Ze względu na niemal kompletny brak orientacji w dworskich intrygach jest do pewnego stopnia kalką Sansy Stark. Już w pierwszym epizodzie przejeżdża po nas walec w postaci Cersei, a Mira zaczyna cokolwiek robić z własnej woli gdzieś w okolicach epizodu czwartego. Iluzja tego, że w dworskich intrygach zaczyna jej iść całkiem nieźle, trwa mniej więcej aż do połowy szóstego, ostatniego epizodu. Jej działania na losy jej rodziny Forresterów w ich siedzibie, Ironrath, są tak znikome, że w finale zmieniają chyba tylko jedno zdanie komentarza jednej z postaci.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“IRON FROM ICE i te sprawy”

Rodrik Forrester – to trochę spoiler, bo po pierwszym epizodzie wszyscy myśleli, że zginął pod Bliźniakami, ale na początku drugiego przywieźli go wraz z innymi trupami i okazało się, że jeszcze dycha. Powoli wylizuje się ze swoich ran, w międzyczasie robiąc za podnóżek, spluwaczkę i manekina do bicia dla wojsk Whitehillów, rodzonego wroga Forresterów, którzy rozsiedli się w Ironrath i są dowodzeni przez syna głowy rodu, Gryffa – gnojka z kompleksem małego penisa. Postać stworzona po to, by przetestować cierpliwość gracza – czyli kiedy się wkurzysz bądź znudzisz ciągłym poniżaniem kaleki i zaczniesz się stawiać. Jest ku temu okazja w epizodzie czwartym, gdzie po prostu powiedziałem: “pierniczę to” i przestałem się słuchać, bez względu na konsekwencje, bo miałem już dosyć tej całej sytuacji, i z radością wybiłem Gryffowi oko. Gdy już poczujesz satysfakcję z podniesienia tego młodego, prawego człowieka z upadku i zwrócenia mu utraconej dumy, gra robi thewalkingdeada.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“casting do nowego filmu Dreamworks chyba poszedł mi całkiem nieźle”

Asher Forrester – chyba jedyna stworzona przez Telltale w tej grze postać, której nie mogę ani wytknąć, że jest kalką kogoś z książek lub serialu, ani nie mogę powiedzieć, że jest nieciekawa. Asher został wygnany z rodzinnego domu za bycie awanturnikiem i zabijaką i wyemigrował tam, gdzie bycie awanturnikiem i zabijaką jest pożądane, czyli na dalekie południe. Jego kompanem jest babochłop Beskha, której character development zawarto w mniej więcej jednej scenie i której życie płciowe musi być niełatwe, bo nie wiem kto kogo w takim układzie by penetrował. Wracając do Ashera: odcięty przez lata od rodziny para się najemnictwem, złodziejstwem i pospolitym mordem, ku czemu powstały wyjątkowo sprzyjające okoliczności, gdy przez region przetoczył się walec Dobrej Zmiany w postaci Daenerys. Po raz pierwszy spotykamy go, gdy wraz z Beskhą mordują jakiegoś dziada na zlecenie i są ścigani przez żołnierzy. W tej sytuacji znajduje ich wujek Ashera, Malcolm (brat pani domu Forresterów, Elissy), z zamiarem sprowadzenia go na pomoc w obronie przeciwko Whitehillom. Asher się zgadza i próbuje zgromadzić po drodze jakieś środki finansowe na wynajem armii, przeżywając wiele całkiem ciekawych przygód: walczy na arenie, zakrada się do miasta w przeddzień szturmu na polecenie Daenerys… O ile nie są to akcje jakieś specjalnie oryginalne, czysto awanturniczy charakter jego przygód sprawia, że są one według mnie najciekawsze. Tak, na nim gra też robi thewalkingdeada.

Jak można wywnioskować z powyższego opisu, postacie stworzone przez Telltale przegrywają z tymi książkowymi, co nie powinno być specjalnym zaskoczeniem, ale przegrywają również z innymi grami Telltale, a to już nie jest dobrze. Za główną, choć nie jedyną przyczynę tego uważam te nieszczęsne, “serialowe” przeskoki między bohaterami, przez co nie mogłem się zaangażować w ich losy równie mocno, co w TWD czy TWAU i wybaczać niekiedy miałkie przedstawienie charakterów.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
Xenoblade Chronicles X h-doujin

W odbiorze nie pomaga ogólna fabuła epizodów – epizod pierwszy jest chyba okej, ale pamiętam z niego głównie szokera na końcu, chyba jak większość graczy. Epizody drugi i trzeci to nudziarstwo niesamowite i nie zdziwię się, gdy ktoś dropnie po nich granie w tę produkcję – na Steam i konsolach musisz kupić cały sezon naraz, ale na urządzeniach mobilnych, gdzie możesz kupić poszczególne epizody, coś takiego nie powinno mieć miejsca! Epizod drugi zaczyna się pojawieniem Rodrika, do tej pory uważanego za zmarłego, więc przynajmniej coś się dzieje, ale z epizodu trzeciego nie pamiętam nic.

Epizod czwarty to chyba próba ratowania sytuacji – po pierwsze postacie dostają jakiś character development, a nawet znienawidzony ród Whitehillów jest pokazany na tę krótką chwilę w innym świetle: wpadamy do ich siedziby z wizytą (podczas której jeśli będziesz fikał, to będzie game over) i dowiadujemy się od Gwyn (jedynej córki Ludda Whitehilla, głowy rodu) zarówno o motywach ojca, jak i jej wkurzającego brata, jest też RAZ wspomniane, jak to kiedyś obydwa rody stały ramię w ramię, czego dowodem jest herb będący kombinacją obydwu obecnych herbów Whitehillów i Forresterów, niestety ten wątek nie wraca nigdy później (no chyba, że przy alternatywnych wyborach na końcu rozdziału szóstego, których nie sprawdzałem). W tym epizodzie Mira zaczyna również grać w dworskie intrygi, Asher ma popisową i efektowną akcję, Beskha ujawnia, czemu chodzi taka wkurzona… Generalnie dopiero w epizodzie czwartym było coś ciekawego, a poprzednie dwa w większości zmarnowano. To w tym epizodzie ród Forresterów zaczyna podnosić głowę i jeśli ktoś miał wątpliwości, że całość nie skończy się bardzo, ale to bardzo źle, to w tym momencie powinny już zostać rozwiane.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play

Końcówka epizodu 5 to thewalkingdeadowanie, czyli ten bezczelny wybór, gdzie każda decyzja jest zła. Możliwe, że był to najbezczelniejszy wybór w grach od Telltale do tej pory, no ale cóż, stało się i nie będę się nad tym więcej rozwodził, by nie zaspoilować nadaremno. Epizod szósty stawia cię przed wyborem: albo rozkładasz nogi/schylasz się po mydło, albo giniesz. Będąc zniecierpliwionym i poirytowanym ciągłym zginaniem karku przez większość czasu gry wybrałem walkę, co skończyło się oczywistą rzezią, choć, trzeba przyznać, i tak przeżyło więcej osób, niż się spodziewałem.

Pod względem technicznym gra prezentuje podobny poziom co inne opowieścówki Telltale: postacie łażą po planszy, nierzadko mają dość sztywne animacje, choć do scen walki się postarano; mimika twarzy dalej jest dobra. Gra przenosi intro z serialu bezpośrednio do gry, z miernym i biednym skutkiem jeśli chodzi o grafikę. Zrezygnowano z “komiksowych” tekstur na rzecz takich nieco bardziej przypominających film, ale całość pociągnięto niby-malarskim filtrem rodem z The Legend of Zelda: Skyward Sword, i tutaj tak samo bardzo rzadko ten efekt w ogóle zauważałem.

Muzyka jest wzięta chyba żywcem z serialu, a jeśli nie, to i tak jest dobra. Głosy postaci również bardzo zacne, mają te same śmieszne akcenty mające dawać poczucie “staroangielskości”, “szkocko-walijskości” czy jak to tam zwał – byłem w Szkocji i absolutnie nikt tam tak nie mówił, ale słuchanie rozmów w tej grze jest fokin funney, zresztą voice acting to zawsze był mocny punkt opowieściówek od Telltale.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“chcę, by ludzie pamiętali mnie za moje aktorstwo” – Emilia Clarke

Na podsumowanie prezencji gry powiem, że przemocy jest dużo. Wielokrotnie zobaczysz ludzi przebijanych mieczem, kaleczonych, widzisz zmasakrowane zwłoki, noże wbijane w oczodoły i tym podobne. Zobaczysz nawet wylatujące z rozciętego brzucha flaki, jak również wyrwiesz komuś bijące jeszcze serce w trakcie prostej sekwencji QTE, co było już lekkim przegięciem nawet jak dla mnie. Co do golizny, z której “słynie” serial to… nie ma jej w grze kompletnie. Trochę mnie to dziwi, bo gra już ma znaczek 18+, a i żadnym aktorom nie trzeba było płacić ekstra za ściągnięcie bielizny przed kamerą. Jasne, serial przeginał z tym często: Petyr knuje spisek, a w tle dwie półnagie panie wzajemnie stymulują palcami swoje łechtaczki, przez co miałem lekki dysonans poznawczy (“na pohybel dysonansom!”). W grze natomiast jest tylko jedna scena, jak para kochanków obściskuje się w łóżku pod kołderką i w sumie tyle – przy takim nagromadzeniu miejscami wręcz groteskowej przemocy jednak miałem uczucie, że czegoś brakuje. Z drugiej strony nie potrafię sobie przypomnieć więcej sytuacji, gdzie golizna mogłaby w grze występować, chyba że doszłoby do jakiegoś gwałtu.

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play
“co powiesz na seks a’la Bioware?”

Tak w ogóle to wielokrotnie zaobserwowano, że “w USA przemoc jest okej, a seks i golizna zakazane”. To prawda jeśli chodzi o telewizję, filmy i gry. W książkach taki Stephen King opisuje seks między dziećmi i nikt go za rękę nie łapie, więc nie do końca to rozumiem; może chodzi o samo “graficzne” przedstawianie? Zrobiłem krótki google search w poszukiwaniu odpowiedzi na ten temat, ale nie znalazłem żadnej przekonującej odpowiedzi, a jedynie kilka hipotez, z których najciekawsze (moim zdaniem, he he) przedstawię.
Pierwsze hipoteza jest taka, że “seks jest czymś, czego dzieci/młodzież mogą spróbować, a przemoc – szczególnie ta groteskowa – już mniej”. Coś w tym jest – popęd seksualny jest “wmontowany” w każdego człowieka, a zamiłowanie do przemocy i sadyzmu wobec drugiej istoty ludzkiej już niekoniecznie. To rozumowanie jednak stoi w sprzeczności z uzasadnieniem, czemu zaraz po wypadku zlatuje się tłum gapiów: bo na takie sceny widzowie się ekscytują i wzrasta im chęć do rozrodu w obliczu niebezpośredniego zagrożenia… No ale dobra, chyba odszedłem od tematu, coś mi się tak zdaje.

Druga hipoteza, cokolwiek złośliwa, mówi, że wywodzi się to ze skrajnych środowisk purytańskich: “seks jest brudny i zły, ale jak tu pozbywać się niewiernych bez przemocy?” I znowu coś w tym jest: purytan w XVII wieku przypłynęło do Ameryki Północnej całkiem sporo… Może gdy tworzyły się mass media, jakaś grupa starszych panów ustaliła co wolno a co nie według własnych przekonań i tak już się utrwaliło przez dziesiątki lat – dla przemocy została furtka, dla golizny jest droga zamknięta. Zresztą są w Stanach Zjednoczonych organizacje pozarządowe zajmujące się monitorowaniem mediów powszechnie dostępnych pod kątem zawartości i na przykład słyszałem o ciekawej sytuacji przy okazji turnieju sprawnościowego/reality show “Survivor”. Tam uczestników rzucają na jakąś tropikalną wyspę albo w inne gorące miejsce (a więc duża ilość stroju niewskazana) i każą im pływać, skakać i szarpać się w walce o piłkę czy inny przedmiot. “Wypadki” się zdarzają i są starannie zamazywane przez producentów programu (nawet mokra bielizna, żeby nie było nic widać), ale nawet im coś umknie i wtedy od takiej organizacji monitorującej wpływa protest, że przez ułamek sekundy było widać nieosłonięte przyrodzenie uczestnika. Wyobraźcie to sobie: ktoś sprawdzał program klatka po klatce sprawdzając, czy widać facetowi fujarę czy nie, żeby móc się na to poskarżyć.

Przy takim nastawieniu po części rozumiem twórców, że nie chcieli by ich gry, adresowanej do możliwie szerokiego grona miłośników serialu zaklasyfikowano jako “produkt erotyczny”, z drugiej strony gra ma kategorię “18”, a pierwowzór od golizny nie stroni, bo jest nadawany w kodowanej telewizji, gdzie żadne niewinne dziecko nie powinno mieć dostępu bez pozwolenia rodziców (taka sama fikcja jak cisza wyborcza).

Game of Thrones: A Telltale Games | Recenzja | Cross-Play

Podsumowując: można z tej gry wyciągnąć trochę zabawy, ale jest to najsłabsza opowieściówka od Telltale, w którą grałem do tej pory. Losy żadnej z postaci nie mogły wciągnąć mnie na dłużej z powodu ciągłych przeskoków, epizody drugi i trzeci są po prostu nudne, a niektóre postacie to po prostu kalki tych z pierwowzoru. Przez to nie mogę z czystym sumieniem polecić tej gry. Jeśli wszystko powyższe co napisałem nie odwiodło cię od zamiaru pogrania to spróbuj, ale bez większych nadziei.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *