Życie dorosłego gracza

Dzień dobry, cześć i czołem… Nerdy i najebańco/popaprańce; piszę to coś zajmując się uwaga: 5ką dzieci na raz w tym „czy” są moje… właśnie w tak pojebanym momencie mojego życia naszła mnie ochota na napisanie notki na portaliku pisząc go oczywiście w najmniej oczywisty sposób, nakurwiam na telefonie w prywatnej wiadomości do wiecznie zajebanego red naczelnego, który nie ma na mnie siły… właśnie w tej sekundzie wyłączyłem w sobie empatię do gówniaków rozkurwiających mieszkanie w drobny mak starając się wam pokazać jak to zrobić, aby się nie powiesić i jeszcze w międzyczasie pograć nieco w giereczki, a wiedzcie że jest to możliwe jeśli będziecie postępować zgodnie z moimi wskazówkami… zaczynamy do kurwy!!!! W tym właśnie momencie mój 2 letni syn próbuje rozjebać cymbałkami ryjek syna mojego kumpla: rocznego gówniaka, który został ze mną w ramach opieki… Więc końcem wstępu mojego bełkotu o tematyce około growej tylko nadmienię jak kiedyś miałem w zwyczaju, będzie o dziwkach/koksie/laserach/trochę o tajskim boksie i tekst jak zawsze będzie skierowany do czytelnika pełnoletniego natomiast za każdą krytykę konstruktywną czy nie: serdecznie penis wam w anus :*. A za literówki jak zawsze: nie przepraszam.


Po pierwsze: nie róbcie za chuj więcej gówniaków jak 2. Tyle to i tak dużo w chuj, ale jeszcze do ogarnięcia. Jeśli nie jesteście jebanym dzieciorobami, których wiecznie swędzą penisy jak mnie, nie będzie to takie trudne. Sam kiedy miałem jedna córę/słodkiego gówniaka napierdalałem w gierki jak dziki, wtedy też były to moje złote czasy nawalania w siebie hektolitrami alkoholu, kiedy stara i córka poszły spać i grałem, aż nie zaliczyłem zgonu…
Najbardziej hardcore’owa impreza z tamtych czasów? Jakieś 10 piw, 2 wina i trochę whisky za mną. Gdzieś po tych 10 piwach urwał mi się film w okolicy 2 w nocy grając z chłopakami online: na bank były tam moje ziomy Alf i Korwin… w sumie do czego zmierzam: przecież to nic strasznego… a kiedy opiszę wam, że obudziłem się w okolicy 7 rano całkiem goły, mając na sobie nadal headset w ręku trzymając pada. Nadal mało hardcore’owo prawda ? A co wy na to, że z niewyjaśnionych przyczyn przede mną leżał do połowy zjedzony jogurt, a w nim… kurwa pół kabanosa…
Do czego zmierzam: jak widać w powyższym przykładzie da się pogodzić ojcostwo/małżeństwo z hardkorowym graniem, a jak!!!! Tylko trzeba chcieć i mieć na tyle samozaparcia aby wszystko sobie poukładać. Kiedy urodził się mój syn, czyli drugie dziecko nie było najprościej: mam dość absorbująca pracę, a moja była żona (tak jestem żonaty x2 taki ze mnie jebaka). Młoda miała już 3 lata, młody dopiero co się urodził a była stara zaczęła robić w rogi. Cóż mi zostało z życia ?! Priorytety się przerobiły ale granie zostało, system był dość prosty: praca, zjeść, położyć dzieci spać, opierdolić zdradzającą żonę , zarwać noc przy grach, i tak też przez parę miesięcy było: zaliczyłem wtedy w chuj albo i więcej gierek chociaż czułem zmęczenie. Pamiętam, że wtedy premierę miał Doom 2016 (tak do chuja pana – nie było to tak dawno) potrafiłem opierdalać i wypierdalać zdradzająca mnie starą, po czym zasiąść do gry i eliminować zastępy szatana…
W tym miejscu robię sobie z 10 minut przerwy, gdyż gówniak kumpla coś ryczy: czuję, że będzie trzeba zmienić pieluchę… Ja yebie, ale kupsko nieswojego dziecka nakurwia… wracając do tematu, stan kiedy zarywałem w ten sposób nocki trwał jakiś czas wtem poznałem ją… małe, wyszczekane, ładne i wolne: cóż…

Wyjebałem byłą starą zupełnie zostawiając sobie 4 priorytety: swoje gówniaki, pracę, nowa dupę i giereczki… miałem początkowo obawy, czy nowa stara da mi grać; cóż udało mi się połowicznie tym razem i jak poprzedniczka miała wyjebane w to, kiedy i ile czasu grałem, ta nie ma nic przeciwko, ale kurwa jebanej zależy przez co skończyło się dobre zarywanie nocek. Aż chciałoby się zaśpiewać kawałek elektrycznych gitar “aaaaa miało być taaak pięęęknie”.

 

W tym właśnie momencie przechodzimy do kolejnego podpunktu czyli: „Jak to jest z tą babą?”

 

Aby w miarę można było napierdalać w swoje ulubione tytuły musimy delikatnie iść na ustępstwo, ale nie dać się całkowicie spantoflić. Czasem przy premierze długo wyczekiwanej gry wujek dobra rada zdun poleca: Pokłócić się ze starą: wtedy macie parę nocek wolnych i nic wam nie przeszkodzi. Oczywiście potem zakładacie im homonto i oracie nimi pole, ale na czas kłótni macie święty spokój. Nie mam siły, mam qurwa dość, nie wiem co mam zrobić… Zamknąć się w sobie? Skończyć swój marny żywot? Przestać grać? Po jakiś 3 – 4 miesiącach spotykania się z nowa dupencja oczywiście co?! Kurwa czekałem na trzeciego potomka hahahahhahahaaha, czy naprawdę muszę być tym niczym kurwa w hodowli psów: golden championem? Co zarucham to zapłodnię?! Cóż priorytety się nie zmieniają: oczekuje na trzecie dziecko już z nową ukochaną, ale nie mam zamiaru rezygnować z gier… wiecie co?! Da się, jest w chuj ciężko, ale da się… nawet jak mój najmłodszy syn się urodził udało mi się znaleźć te paręnaście godzin w tygodniu na granie, nie ukrywam pomagają mi w tym energetyki i życiowy optymizm, bo pewnie nie raz strzelałbym sobie w ryj kończąc tę farsę ale nie…

 

Gierki, gierki, giereczki; coś co kochałem, kocham i kochał będę.

 

Na ten moment dzieci rosną: ja nieustannie żyje czteroma priorytetami, czasem jest ciężej czasem lżej, ale miłość do grania pozostaje niezmienna i ona gdzieś tam mnie trzyma kiedy cała 3ka zaczyna płakać – myślę o nocnym powrocie do Zeldy, kiedy stara mnie opierdala za nie sprzątnięcie, myślę tylko zamiast jej słuchać kiedy znów zbije komuś mordę w jakiejś bijatyce, wiec powiem wam, że granie przykładowo dla mnie jest zbawienne. Grałem od zawsze, ale im więcej mam obowiązków, tym więcej myślę o grach; sądzę, że zmiany w życiu i pojawianie się od groma obowiązków sprawia, że człowiek jeszcze mocniej wchodzi w swoje hobby. Moim jest granie na konsolach w gry wszelakie i jak długo będę miał siłę jestem pewien, że pasja nie minie i będę tym wulgarnym w nocy typkiem, który nakurwia w swoje ulubione gry.
Ehhh. Nawet nie wiecie ile kosztuje mnie napisanie tego chaotycznego potworka, czytacie tekst który jestem świadom, że tak trochę jest o wszystkim i o niczym, ale przede wszystkim jest moim świadectwem, świadectwem gracza który zawsze będzie nakurwiał w gry, bo to jego pasja. Na ten moment jedna z moich pociech zaraz idzie do szkoły, średni jest w głębokim przedszkolu a najmłodszy niedługo do takowego idzie: w cholerę nowych obowiązków przede mną i wyzwań, ale wiem że jeśli się chce można pogodzić życie z graniem. Wam i sobie życzę aby każdy miał sile pielęgnować jak i kiedy się da swoje hobby bo bez niego można ocipieć.

Myślę, że tym jakże sentymentalnym akcentem pora przejść w czas określony, jako ostatnie 1,5 roku mojego grania a działo się tak:

“Wojowik zelda i jego śmierdzący oddech w dziczy”

Na ten moment chyba moja ulubiona gra obecnej generacji. Spuszczali się nad nią niemal wszyscy w internecie śpiewając grze pieśni patriotyczno-pochwalne więc oszczędzę wam bezsensownego bełkotu i jednym zdaniem tylko napiszę: tak!!! Te popaprańce, zyeby i retardy mają rację, Legend of Zelda BoTW to mesjasz najwyższej klasy, który swoim rozbudowaniem, podejściem do gracza i klimatem rozqurwia konkurencję niczym Popek działający na swoich fanów – gimbów. To nie jest gra dla “Janusza”, BoTW to życie, piękne życie pełne mistycyzmu i magii.

“Ksenoblejd dwa, ale tak naprawdę to trzy”

Byłem zdania że dżej erpegi umarły i yebał je pies… Dobrze jest się mylić. Xenoblade sprawił, że znów uwierzyłem w gatunek, który “propsuje” spedalonych nastolatków, roznegliżowane i jęczące lolity ratujące świat. W tym tytule wszystko się zgadza, kreacja świata, system walki, zayebista fabuła, masa contentu i grania, które sprawiły, że przez 80 bitych godzin ślepiłem się w ekran zajarany jak Dexx na obrazki gołych c*ip w internecie i aż do napisów końcowych miłość nie malała! Wielki szacunek dla P-chana okrzykniętego przeze mnie świrem Xenoblade’a. Jak mnie pamięć nie myli widziałem jakoś ponad 400 godzin u niego w tym szpilu. P-chan ty chory poyebie :D:D:D:D – SZACUN!!!. Polecam, jeśli nie macie Switcha, ale myślicie o jego zakupie, a myśleliście jak ja że jrpgi dead, ten tytuł to dla was więcej niż obowiązek! Będziecie mieli erekcję przez około 50-100 godzin grania. Ja miałem – żona śpiąca obok parę razy skorzystała 😉

“Smasz pika*huj gomlina ssie pałę”

Bijatyka od Nintendo musi być poyebana bo… To bijatyka od Nintendo, gdzie pochłaniająca wszystko różowa kulka może spuścić  w*pierdol solidnemu wężowi z flagowej niegdyś serii od Konami (w kwestii przypomnienia, pamiętajcie że Konami należy yebać i nie szanować), spędziłem 25 godzin na odblokowaniu wszystkich postaci, parę razy zagrałem z niejakim Gomlinem i Yangusem… Niestety wtedy też przyszedł mój nemezis. Yebany alkoholik pochłaniający więcej % niż ja szlugów (a palę dużo), spuścił mi sromotny w*pierdol i zrobiłem klasycznego rage quita… Dżony! Nienawidzę cię! Ale sama gra jest bardzo dobra. Nie polecam jednak grania z userem/luzerem potralowym pika*hujem bo… zrazicie się do gry…

Tak zamknąłbym świętą 3ce Switcha, gier dla których warto kupić ten sprzęt i ogrywać bez opamiętania. Pewnie zaraz nerdy zaczną krzyczeć o Marianie i Odyseji, Ja owszem mam ją (jak również 30 innych pudełek na Switcha), ale jakoś odwlekam zbieranie księżyców tym ultra zboczeńcem… Za to weszły mi takie zayebiste sztosiki:

“Łowcy potworów – jestem zayebistym portem z 3dsa, który ma nayebane tyle contentu, że Zdun nie ogarnie”

Ogarnąłem, 180 godzin polowań pokazywała mi konsola kiedy musiałem odsapnąć od tytułu. Masa frajdy w pięknym oldschoolowym klimacie, ot – magia Monster Huntera: Gomlin, Daaku dziękuje za 10ki/100ki godzin co opa – się qurwa działo, ale mam nadzieję, że do gry wrócimy bo zaczynam tęsknić…

“Issac płacze łzami, urodził się na cztery +”

Dzięki poleceniu pewnego młodocianego patologicznego doktora, który robi teraz karierę na youtubie, zakupiłem pierwszą w swoim życiu grę typu “rogal”. Issac to mega szpil, który mnie wciągnął jak diabli, chociaż wstępnie jak na niego patrzyłem nie wierzyłem ze takie gówno może być tytułem dobrym… Qurwa jest! Strzelanie zmutowanym/ małym/ zniekształcownym/ gołym dzieckiem w biegający i polujący na ciebie kał sprawił, że znów zrozumiałem, że nie grafika i budżet robią bardzo dobre gry. Bardzo zacny, o dziwo rozbudowany tytuł który wciąga jak Janę gierki Segi.

“Wyszła nowa szatanistyczna gra: DIABOLO czy”

Kochałem Diablo 3 na PS3, kochałem Diablo 3 na PS4 i oczywiście pokochałem pomiota szatana po raz trzeci, tym razem na konsoli dla pedofili. Sezony, dziesiątki godzin, mega odstresowujący gameplay, bardzo przyjemny port i właściwie najlepsza dostępna wersja Diablo 3… Czego chcieć więcej od tego tytułu… Naprawdę kiedy gra miała premierę znów czułem się jakbym ogrywał ją po raz pierwszy, to chyba jeden z nielicznych tytułów, w które kiedy wracamy po latach, nadal tak dobrze smakują, pewnie to zasługa twórców, którzy ją cały czas wspierają i zapewne wspierać będą aż nie wyjdzie kontynuacja.

Dobra chyba *huj z tym, przecież nie będę opisywał 30-50 gier, które ograłem bądź zakupiłem celem późniejszego ogrania na pstryka bo nie o to w tym chodzi… Z tych co pamiętam oczywiście mogę jeszcze polecić: Mario tenis, Mario i ku*rwiki, Octopath Traveler, Travis Strikes Again (tak, pindy dla mnie to dobra gra!), Gearclub Unlimited, Fire Emblem Warriors i wiele innych, czy też portów gier niemal idealnych jak Donkey Kong, Mario Kart 8 deluxe, Bayonetta 1 + 2, Doom czy Hyrule Warriors. To wszystko sprawiło, że chociaż miałem niemal kompletną kolekcję Wii U z niemal wszystkimi grami co na nią wyszły – nie płakałem ani nie złapałem depresji jak sprzedawałem. *huj z nią, z biegiem czasu uważam, że to nie był super sprzęt i Nintendo zyebało… Podsumowując zresztą nie wiem po kiego wała, bo to już 3 lata po premierze i chyba nie żyjemy w tak biednym kraju, aby ktoś kto był zainteresowany Nintendo Switchem nie uzbierał trochę mamony na ten sprzęt… Więc zapewne kto chciał ten kupił, więc wy*ebane mam w jakieś polecanki tego sprzętu. Ja go ocneiam na mocne 9/10. Minusa dostają joy cony, które niemal każdemu w tym mi nagle zaczynają spyerdalać w prawo/bądź lewo. Istnieje teoria, że w którą stronę spyerdala lewa gałka, uzależnione jest od swoich poglądów politycznych. Mi spyerdala w lewo i w sumie się zgadza 😮

Co się u mnie dzieje z stacjonarnymi konsolami?? G.ÓWNO ot co… Kupiłem na premierę wszystkie największe hity na PS4 (Spiderman, Gow, Rdr2, Re2 i parę innych) i qurwa nie ograłem ani jednej z tych gier… Mój Xbox dawno temu i bez niepotrzebnego bloga poszedł “do żyda” bo nie mam czasu na jedną stacjonarkę, a co dopiero na komplet. Więc xboty – no offence i przepraszam :). Pewnie jak pisałem na początku powodem głównym jest to, co dziś modne na portalalach growych: żona/ praca/ dzieci/ rodzina o dziwo je posiadam więc czasu aby zasiąść przed tv brak. W życiu nie wypaliłem się jako gracz: gram bo lubię i *huj innym do tego, będę to robił póki pasja nie minie: a jak minie to ja yebie, chyba zajmę się w czasie wolnym “hodowlą jedwabników”.

  1. Światełkiem w tunelu stał się najnowszy “Debil może płakać 5ty raz”- piękny slasher, który ma szansę pobić moją ukochaną królową Bayonettę w tej bitwie. Czy mu się to uda? Zobaczymy jak skończę, ale wszystko na to wskazuje, że król wrócił.

“Yebał cię pies, Yebała cała wieś” Więc nara szpara nerdy. Witam starych *hujów i pozdrawiam nowych.

Wasz portalowy gbur. Zdun.

Dla wiernego czytelnika Yuriego z ciepłej Hiszpanii, fraszka a’la Kochanowski: ”na górze róże na dole fiołki, spierdalać hejtery boście pachołki„

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *