Jet Kave Adventure

Prehistoryczna platformówka Big Nose –  jedna z moich ulubionych gier z dzieciństwa – doczekała się jedynego sequela w 1992 roku, po czym przepadła w odmętach gamingowej historii. W 2019 zdarzył się jednak cud i na świat przyszedł jej duchowy spadkobierca – gra Jet Kave Adventure od polskiego studia 7LEVELS. Jedno jest pewne – gdyby Wielki Nochal miał w latach 90-tych gadżety nie z tej ziemi, nie ganiałby z głodu przez cztery wyspy za kawałkiem pterodaktylowego mięcha.


Nawiązanie do klasyki pamiętającej czasy złotej piątki jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. Jurajski setting, dwuwymiarowy bieg w prawo (lub wspinaczka w górę), oraz owłosiony człowiek pierwotny w roli głównej. Na tym nie koniec, bo wyliczankę wspólnych elementów można kontynuować – rzucanie w przeciwników kamieniami, zbieranie kościanej waluty, cztery obszary podzielone na poziomy, czy też mały, wykluty z jajeczka pterodaktyl, mrugający do nas drapieżnym oczkiem. Dla takich dinozaurów jak ja (czytaj – ludzi po trzydziestce) może to oznaczać miłe łechtanie nostalgii, zaś dla młodszej widowni… w najgorszym przypadku dobrze spędzony czas.

Jaskiniowiec na sterydach

Tytułowy Kave jest pełnokrwistym jaskiniowcem i byłym przywódcą plemienia, z którego został wydalony. Natrafiając przypadkowo na rozbity wrak statku kosmicznego, wygrzebuje z niego odrzutowy plecak, który daje mu nadnaturalne możliwości poruszania się. Od tej chwili tylko wygnany wódz może uchronić swój lud przed zagładą z rąk kosmicznego najeźdźcy oraz gorejącego wulkanu. Fabuła, jakkolwiek banalnie by nie brzmiała, jest tu wyłącznie pretekstem dla właściwej akcji – dwuwymiarowego platformingu pełną gębą.

Jet Kave Adventure - screenshot 1

Gra składa się z 36 poziomów podzielonych na cztery tematyczne obszary, które wzorem pierwszej części Crasha czy też Rayman Legends, ułożone zostały w przedłużający się kamienny ordynek. Każdy poziom trwa kilka minut i do każdego możemy w dowolnej chwili wrócić, aby poszukać pominiętych sekretów, nazbierać surowca na zakupy, czy zmierzyć się z wyzwaniami czasowymi. Te ostatnie są bardzo wymagające i w porównaniu z innymi platformówkami potrafią nieźle dać w prehistoryczną kość. Inna sprawa, że poza odhaczonym wyzwaniem, gra nie nagradza nas w żaden sposób za trud włożony w masterowanie poziomów. Za ukończenie ich wszystkich odblokujemy jedynie opcjonalne osiągnięcie.

Przechodząc kolejne etapy, gra urozmaica nam czas, oferując coraz nowsze formy zabawy. Część poziomów ukończymy latając na lotni, część będzie odrzutowym rollercoasterem z omijaniem przeszkód, a jeszcze innym razem będziemy uciekali przed wygłodniałym, mięsożernym drapieżcą. Gra w absolutnie żadnym aspekcie zabawy nie odkrywa gatunku na nowo, a większości tych motywów doświadczaliśmy już wielokrotnie w innych tytułach. Mimo tego, zaserwowany przez polskich twórców zestaw atrakcji jest bardzo dobrze sklecony w dającą masę zabawy i satysfakcji platformówkę.


Am hom yamiam agh yamiam

Kave, jak na bełkotliwą i owłosioną górę mięśni przystało, przez całą grę wymachuje maczugą, rzuca kamieniami i wytęża kiełkujące szare komórki do rozwiązywania prostych łamigłówek środowiskowych. A to trzeba przesunąć kamień, a to pociągnąć za wajchę lub przywalić bashem w kamienną ścianę blokującą nam drogę. Podstawowy repertuar ruchów przewiduje również podlatywanie na dalsze odległości przy użyciu plecaka odrzutowego, odbijanie się od pionowych ścian, czy wspinanie się po pnączach. Okazjonalnie napotykamy również kilku bossów, których pokonanie wymaga rozpracowania kolejności ataków i sposobu na ich uniknięcie. Całej tej przygodzie towarzyszy namiastka systemu rozwoju postaci, która polega na wydawaniu uzbieranych łupinek w sklepiku, do którego dostęp mamy pomiędzy właściwymi etapami. Posiadająca szamańskie zdolności sklepikarka udoskonala nasz jetpack (nie pytajcie jak), zwiększa ilość posiadanych serduszek i – jakkolwiek dwuznacznie to nie brzmi – wydłuża naszą maczugę. Jaskiniowiec po ulepszeniach może więcej!

Nastrojowe i mocno tematyczne udźwiękowienie oraz jaskrawa, bardzo ciepła paleta barw wpływają na wspaniały, egzotyczny klimat produkcji. Z drugiej jednak strony bije z niej niski budżet realizacyjny i pewnego rodzaju skromność, która nie każdemu przypadnie do gustu. Przygodę z Jet Kave Adventure zamknąć można spokojnie w 4-5 godzin i przeważnie jest to świetnie spędzony czas. Bardzo fajną opcją, którą odblokujemy wraz z napisami końcowymi, jest tryb arcade. Format ten jest dokładnie tym, co sugeruje nazwa. Dostajemy na starcie trzy życia i wio przez całą grę, w której pomiędzy poziomami ulepszamy jaskiniowca za zebraną walutę. Na szczęście gra zapamiętuje nasz progres, więc nie musimy ukończyć całości przy jednym posiedzeniu.


Mimo iż gra nie oferuje rozmachu wysokobudżetowych produkcji pokroju Crasha Bandicoota 4, nie przeszkadzało mi to w czerpaniu ogromnej przyjemności z krótkich, kilkuminutowych sesji z przenośną konsolką. Tytuł można dostać za raptem kilka złotych, w pojawiających się często w eShopie promocjach -90%, dlatego polecam dać mu szansę. Porównując z wcześniejszą produkcją tego studia – topornym i mocno drewnianym Castle of Heart, Jet Kave proponuje płynną i dynamiczną zabawę, do której na pewno kiedyś jeszcze wrócę.

Jet Kave Adventure | Recenzja | Cross-Play

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *