Creaks

Czeskiego studia Amanita Design nie trzeba przedstawiać osobom, które wolą przysiąść do wykwintnie podanego indyka z żurawiną niż odgrzewanego kurczaka z tym samym sosem z papierka co zawsze. Kurczak jaki jest, każdy widzi – popularność przyrządzania z nim dań w końcu może się przejeść. Co z tego, że panierka może być pięknie wypieczona i smaczna, jak nie każdy lubi KFC. Znów na indyczej farmie jest inaczej. Indory wypinają prężnie swoje pióra, majestatycznie krocząc i gulgotając w okolicach zapomnianej przez cywilizację farmy. Dzisiaj porozmawiamy o małym indyku o imieniu Creaks, który chciałby podbić kuchnię dla graczy na całym świecie.  


Jeżeli po tym humorystycznym porównaniu branży gier indie z bezpiecznymi kontynuacjami ‘triple A’ zgłodnieliście, to mam dla Was indyka dla prawdziwych smakoszy. Creaks to ręcznie rysowana przygodówka, gdzie przez większość czasu musimy rozwiązywać zagadki aby przejść dalej. W swojej konstrukcji przypomina połączenie Oddworld: Abe’s Oddysee z tradycyjną odmianą asymetrycznej gry w warcaby „Wilk i Owce” – kiedy to role się odwracają i my jako wilk jesteśmy ofiarą, a owce próbują nas dopaść. Cokolwiek powyższe porównanie jest dziwne, bardzo trafnie ukazuje główną mechanikę gry, którą postaram się rozwinąć w dalszej części tekstu. Przygodę rozpoczynamy w skórze młodego mężczyzny, który na skutek paranormalnych zdarzeń trafia do przedziwnego świata skrywanego za – dosłownie – kawałkiem oderwanej tapety we własnym pokoju. Odkryty w ten sposób tunel w ścianie prowadzi do 100 metrowej drabiny wprost do surrealistycznego zamku ukrytego w jaskini.

Z początku zastanawiamy się gdzie trafiliśmy i co tutaj robimy? Czy miejsce ukryte za ścianą to podziemny kompleks, piekielna pieczara, a może to tylko sen i wszystko zbudowane jest przez wyobraźnię bohatera? Czy jesteśmy ofiarą i musimy uciekać, a może przeznaczenie pokieruje nasz los w roli zbawiciela nieznanej krainy, której mieszkańcy niekoniecznie są do nas przyjaźnie nastawieni? Twórcom udało się w znakomity sposób przedstawić intrygujący oraz nieznany świat i opowiedzieć historię bez słów, bazując na zachowaniu i gestykulacji postaci, a także obserwacji otoczenia. Jeżeli ogrywaliście poprzednie gry tego studia: MachinariumSamorost, to możecie wiedzieć czego się spodziewać. Całości bliżej do ręcznie szkicowanej książeczki dla dzieci bez „dymków”. 

Rozgrywka w Creaks ochoczo wykorzystuje zjawisko zwane pareidolia, co w skrócie oznacza dopatrywanie się znanych nam kształtów z nieożywionych przedmiotach. Z byle pozoru stojąca szafka może przemienić się w agresywnego psa kłapiącego metalowymi szczękami, a wieszak na ubrania przeistoczyć się w chichoczący diabelski byt. Każdy z potwornickich jest niczym pionek na szachownicy i posiada odpowiedni dla siebie zakres ruchów. Latająca meduza porusza się w stylu Lemingów i wystarczy zmienić położenie jednego przedmiotu, aby lewitowała w zupełnie innym kierunku niż wcześniej. Wspomniany „wieszak” jest odbiciem ruchów protagonisty, a szczekająca „komoda” zaczyna Nas gonić po przekroczeniu bezpiecznej strefy. Pic polega więc na tym, aby przejść z punktu A do punktu B omijając bezpośrednią konfrontację z wszędobylskimi monstrami.

Amanita Design są symbiozą Tima Burtona przelewającego wizję artystyczną na gry, z magią produkcji nietuzinkowych Team Ico, gdyby zabrali się za indyki.

Pociągamy więc wajchy, przeskakujemy po piętrach posiadłości, uruchamiamy kładki aktywujące różne mechanizmy i głowimy się nad rozwiązaniem, które skutkuje przejściem do kolejnego pomieszczenia. Albo inaczej: rebusa terenowego. Warto przytoczyć prosty przykład tego, czym jest Creaks. Bohater w jednym z pierwszych pomieszczeń trafia na dwa poziomy na którym smacznie śpią dwa “szafko-psy” (nazwa robocza). Przycisk na górze aktywuje lampę oświetlającą kawałek terenu na parterze, więc aby przedostać się dalej należy podprowadzić kundla z dołu pod nieaktywne źródło światła, tylko po to, aby pies na piętrze, który próbował zabrać się za nasz zadek, stanął na panelu aktywacyjnym włączając tym sposobem przycisk odpowiedzialny za ów lampę. Myk polega na tym, że wszystkie oświetlone monstra zamieniają się w nieruchomy przedmiot domowego użytku. W ten sposób ożywiona szafka, która była psem, staje się zwykłą szafką po której można wejść, aby wspiąć się na wysoko położoną urwaną w połowie drabinę bez uszczerbku na zdrowiu. 

Gra posiada masę sprytnie skonstruowanych zagadek, stopniowo potęgując  wyzwanie w taki sposób, aby z początku nie zniechęcić zbyt wygórowanym poziomem trudności. Dodaje nowe mechaniki im dalej pójdziemy w las. Lokacje robią się wtedy obszerniejsze, a  różnego rodzaju monstra łączą się w siłę, przez co zadajemy sobie pytanie “Jak to przejść?” Pół godziny później uśmiechamy się do siebie myśląc – „Cholera, to było takie proste, a ja się tyle nad tym głowiłem!”. Tak, twórcy Creaks odrobili zadanie domowe pod względem wyśrodkowania poziomu trudności zagadek. Na chwilę przy nich przystaniesz, ale nie tyle długo, byś głowił się godzinami ich rozwiązaniem. To nie Myst, gdzie trzeba uważnie nasłuchiwać dźwięków otaczającej natury, ustawiając mityczne symbole według gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy.

Warto pochwalić również warstwę wizualną. Całość wygląda jak odręczny szkic narysowany ołówkami o różnej twardości, pokolorowany starymi kredkami o wyblakłych kolorach na wielkiej planszy bloku technicznego. Stylistyka przywodzi na myśl również filmy Burtona m.in. Gnijąca panna młoda, gdzie mrok idealnie współgra z groteską i humorem. Z początku statyczne otoczenie zostaje ożywione przez śmiejącego się truposza w kapeluszu, czy antyczne popiersie, które obserwuje nasze poczynania i pokazuje ci język. Co prawda w szkicach koncepcyjnych Amanita Design można było zauważyć klimat a’la Limbo, ale produkt finalny wyrobił sobie na tyle unikatowy styl, że ciężko pomylić go z innym. W Creaks muzyka (rewelacyjna jak zwykle) jest zintegrowana z postępami jaki czynimy podczas rozwiązywania zagadek. Jeżeli zrobiliśmy coś według ustalonego klucza, muzyka zespołu Hidden Orchestra staje się dynamiczniejsza – i jest to znak, że idziemy w dobrym kierunku. Świetna sprawa. 


Nie muszę chyba przekonywać nikogo, kto zasmakował gier omawianego studia. Za Amanita Design przemawiają gry małe, proste, zapadające w pamięć i ściśle powiązane ze sztuką. Skromny katalog wyprodukowanych tytułów skrywa podróż do innego, bajkowego świata. To symbioza Tima Burtona przelewającego wizję artystyczną na gry, z magią produkcji nietuzinkowych Team Ico, gdyby zabrali się za indyki. W osobistym rankingu gier Amanita Design, Machinarium nadal ma u mnie miejsce na podium. Zaraz obok stoi Creaks.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *