Hitman 3 (VR)
Agent 47 wykonuje swoje ostatnie zlecenie. Tym razem, będąc uwikłanym w większą intrygę, sam staje się celem pełniąc rolę ofiary swojej własnej profesji. Na szczęście mnogość alternatywnych ścieżek i rozwiązań pozwala mu wyjść na cało z każdej opresji – teraz także w wirtualnej rzeczywistości.
Historia Hitmana sięga dwutysięcznego roku i na przestrzeni lat franczyza przekazywana była z rąk do rąk różnym studiom. Obecnie spoczywa ona w rękach niezależnego IO Interactive, które w 2016 zdecydowało się tchnąć w serię niejako nowe życie, stawiając na pełnoprawny reboot. I tutaj chciałbym odnieść się do dwóch kwestii; raz, że wszystkie trzy odsłony, stanowiąc spójną całość, mogłyby de facto ukazywać się w formie większych expansion-packów, dwa – rozwój technologii pozwolił marce na romans ze światem VR i w tej recenzji poruszę również ten aspekt, gdyż to właśnie wsparcie dla gogli skłoniło mnie do kupna gry. Prawda jest bowiem taka, iż miałem do Hitmana dosyć ambiwalentne podejście – jak wspomniałem wyżej, każda z części wliczających się do nowego otwarcia jest praktycznie tym samym, a developerzy zdecydowanie poszli w kierunku bezpiecznej ewolucji. Podstawy gameplayu wraz z repetycyjnością rozgrywki to cały czas główne filary produkcji, w której dostajemy do dyspozycji ogromną lokację z zadaniem eliminacji określonych celów, co z kolei mamy okazję urozmaicać sobie na wiele sposobów. Po dziewiczej sesji z trójką wyczułem więc swoisty paralelizm odczuć przywodzący na myśl oryginał z 2K16. Poza wspólną kompozycją, cały czas uważam, że w świecie bardziej złożonych gier typu stealth (do jakich przygody „Łysego” zdecydowanie należą) wciąż jest dużo pracy do wykonania w zakresie sztucznej inteligencji. Nie chcę rozwodzić się nad tematem mocy obliczeniowych, lecz obecnie żyjemy w czasach, kiedy twórcy dopieszczają tytuły wizualnie i podbijają rozdzielczość. I jak dobrze Hitman 3 nie wyglądałby z ray-traicingiem, to wciąż mogę wejść do jednej z ogromnych toalet wieżowca zdobiącego nieboskłon, ustawić się za lokajem i rzucić w kierunku drzwi monetę, by odwrócić uwagę drugiego służalca stojącego naprzeciw nas. Chyba wiecie, co następuję potem – tak, ucztuję niczym drapieżnik, który złapał ofiarę w swoje sidła i może teraz na spokojnie poderżnąć oponentowi gardło i się za niego przebrać. Znika facet o ciemnej karnacji, a w jego miejscu stoi teraz łysy, mocno zbudowany jegomość, któremu cała obsługa drapacza chmur dalej będzie się kłaniać, niczym jeden mąż życząc miłej zabawy. System gry ma dobre chęci, ponieważ nieustannie chce stawiać gracza w centrum uwagi, aczkolwiek algorytm w ogóle nie wyłapuje, że jesteśmy obecnie „wewnątrz kręgu” i dziwnym jest honorowanie się między sobą, co osobiście dość mocno wybijało mnie z immersji. Szczególnie, że Hitman 3 osadzony jest w rzeczywistych realiach oraz aspiruje do bycia najmroczniejszą odsłoną z trylogii rebootów (przynajmniej względem pierwszej części).
Niespecjalnie porywa mnie również specyfika replaybility, czyli drugi filar, który ma stanowić o wyjątkowym charakterze produkcji. Do mnogości opcji związanych z zakończeniem zadania jeszcze wrócę, jednakże cały system wyzwań przypadających na konkretną misję to średnio zachęcająca perspektywa, aby raz za razem podejmować próbę zaliczenia jej. Dla przykładu, mogę wyeliminować jedną z osób podszywając się za kucharza, albo wsypać trutki do drinka jako kelner. Etap kończę uciekając łodzią, lub helikopterem. Podczas występu ofiary zrzucam na nią głośnik ze sceny, ewentualnie rozkręcam rusztowanie. Wszystko sprowadza się do detalicznych zmian, a czasami potrzeba czasu żeby dotrzeć do konkretnego miejsca, czy poczekać na zdarzenie. Dlatego do nieszablonowego podejścia zdecydowanie bardziej motywowały mnie opcjonalne storytellingi, które mogliśmy odkryć uważanie infiltrując otoczenie i podsłuchując rozmówców panoszących się dookoła. Dla przykładu, świetnie bawiłem się w Dartmoor, gdzie ujrzałem jedną z tych neogotyckich, angielskich rezydencji z okazałym stylem oraz imponującym metrażem. Zadaniem było wykraść odpowiednie dokumenty, jak i wyeliminować Alexę Carlisle, jedną z kluczowych osób w zamożnej rodzinie. Do posiadłości przybywa zaś prywatny detektyw, który ma rozwiązać sprawę tajemniczego morderstwa jej brata, Zachary’ego. Była to więc idealna okazja do podszycia się pod nieznanego nikomu badacza oraz inscenizowania śledztwa, by dzięki temu zbliżyć się do głównego celu i wyciągnąć z niego niezbędne informacje. Cały przebieg akcji był wyśmienicie satysfakcjonujący, ponieważ poznawałem poszczególnych członków familii, zdobywałem dostęp do sekretnych miejsc i jako persona z zewnątrz nie wzbudzałem żadnych podejrzeń. Natomiast podczas misji w Berlinie, po dotarciu do spowitego brudem klubu tożsamego z niemiecką kulturą undergroundową nie miałem wytyczonych konkretnych jednostek do zabicia, ponieważ sam stałem się celem, będąc zmuszonym do zmiany taktyki i zlokalizowania agentów ICA zanim oni zrobią to pierwsi. Alternatywne ścieżki fabularne bardzo ubarwiają całą produkcję zarówno pod kątem opowieści, jak i samej rozgrywki i cieszy fakt, że każda z sześciu dostępnych misji w grze zawiera ten element. Skoro zerwałem na chwilę z panoszącym się pesymizmem z początku recenzji, to wykorzystam okazję żeby zwrócić uwagę na kwestię, która mnie absolutnie kupiła w nowym Hitmanie, czyli ogólny level-design. IO Interactive wykonało tutaj iście tytaniczną robotę, ponieważ dosłownie każda lokacja potrafi wyróżnić się na tle pozostałych. Środowiska są bardzo różnorodne, a ich złożoność ociera się o zawrót głowy. Wszystko w imię oferowania jak największej ilości ścieżek do wyboru, ale i przede wszystkim dobrej zabawy. Warto przywołać tutaj jeszcze raz misję w Anglii, ponieważ umieszczona tam willa to opus magnum stylu oraz architektury – kombinować i odkrywać tajne przejścia można godzinami i jestem przekonany, iż wielu jej sekretów jeszcze nie doświadczyłem, mimo że eksplorowałem ją dwukrotnie. Level w sercu chińskiej metropolii skąpanej w deszczu i odbiciach neonów skrywa masę przesmyków i niewidocznych na pierwszy rzut oka przejść, na co pracuje także imponująca wertykalność miasta. Tytuł zdecydowanie błyszczy pod tym względem i raczej nie dopatrzyłem się w Hitmanie drugiego, równie dopracowanego elementu.
To, co jednak zostało, to mało satysfakcjonujący system strzelania wraz z nieco drewnianymi animacji i poczuciem pewnego laga w sterowaniu. Poza kilkoma sekwencjami skradania, wieńczonymi zabójstwem z pistoletu, używanie broni palnej to w moim przypadku ostateczność. Nie tylko przez sam charakter gry, która wszak nakłania do planowania cichej akcji, aczkolwiek załatwianie przeciwników nożami, bądź innymi gazrurkami daje większą satysfakcję. Jasne, czasami otwarty ogień jest niezbędny, szczególnie gdy znajdujemy się w sytuacji bez wyjścia, albo zwyczajnie chcemy sobie ułatwić sprawę. Tutaj też słowo o poziomie trudności, bowiem przez wzgląd na inną strukturę gry w VR, zaliczyłem Hitmana na łatwym poziomie. Później zaś odpaliłem kilka leveli w „2D” na profesjonalnym i odczułem niestety typową niesprawiedliwość, gdzie oponenci stają się bardziej kuloodporni, a ich zakres pola widzenia jest wrażliwszy – dalej jednak poruszają się utartymi ścieżkami i nie wykazują żadnej dodatkowej aktywności ponad określone minimum. Margines nowości jest wąski, to też jedną z większych odmian względem starszych odsłon stanowi aparat, dzięki któremu możemy przesyłać różne dane do naszych kontaktów i odblokowywać niezbędne rzeczy, czy pozyskiwać dodatkowe informacje. Gadżet wykorzystujemy stricte pod względem fabularnym, a sama historia wydaje się być w tej odsłonie czymś więcej aniżeli tłem przy cichej eksterminacji wrogów. Może wynika to z faktu, że stoi przed zadaniem dopięcia przygód Agenta 47 na ostatni guzik i autentycznie czuć presję wywieraną przez wydarzenia na głównym bohaterze, który wraz ze swoją zwierzchniczką Dianą staje w szranki ze stowarzyszeniem Providence. Narracyjnie przedstawiany jest graczowi obraz zabójcy kierującego się pewnymi emocjami, choć niski, dosadny ton Davida Batesona użyczającego głosu postaci skłania się raczej ku wizerunkowi laboratoryjnie stworzonej maszyny do zabijania, nie znającej żadnych innych odczuć.
Na koniec zostawiłem tryb wirtualnej rzeczywistości, ponieważ Hitman 3 jest poniekąd exclusivem dla PS4 w tym zakresie. Wszystko o czym pisałem powyżej to z kolei wspólna baza dla obydwu trybów i należy odnotować, że VR stanowi pewien dodatek i alternatywę dla tytułu – od początku nie był on kreowany z myślą o goglach i to wciąż druga strona tej samej monety. Dodatkowo pieczołowite opisywanie wirtualnych doznań mija się z celem, ponieważ żadne słowa nie są w stanie oddać tego doświadczenia i każdy zainteresowany zwyczajnie powinien spróbować wejść w tą materię indywidualnie. Co się zaś tyczy osób zaznajomionych z tematem, to nie bez powodu napomknąłem wcześniej o pierwszeństwie trybu „2D” – IO Interactive z pewnością miało ambitne plany, lecz efekt końcowy pozostawia trochę do życzenia. Moja pierwsza sesja nie wypadła najlepiej – otwierający przygodę Dubaj, mimo iż piękny, nie specjalnie spodobał mi się ze względu jaskrawość barw. Nudności pojawiły się dość szybko, aczkolwiek developer przygotował w ustawieniach zestaw narzędzi, które pozwalają nam odpowiednio dostosować rozgrywkę i po regulacji stopniowego skoku kamery (obrót o 30 stopni), wszystko było już w porządku. Pierwsze co dosłownie „rzuca się w oczy” to kiepska rozdzielczość będąca niestety zmorą leciwego hełmu Sony, bo 960×1080 na oko to dzisiaj trochę za mało. Mocno widoczny jest również efekt screen-door, szczególnie uwypuklony na jaśniejszych scenach. Dalej bywa jeszcze gorzej, gdyż wszelkie interakcje wykonujemy prawą ręką – celowanie, użycie garoty w celu duszenia, czy posłanie sierpowego to teatralna imitacja ruchu jaki wykonywalibyśmy w rzeczywistości. Sprawia to niesamowitą frajdę, ponieważ pozwala autentycznie poczuć się, jak Agent 47, lecz nie zapominajmy, że grę obsługujemy Dualshockiem, a nie kontrolerami PS Move. W takiej sytuacji każdy ruch sprowadza się do trzymania pada w prawej ręce, co czasami krępuje naszą gestykulację ruchową. Absurdalnie duże problemy dotyczą też samego trackingu – kamera stara się śledzić nasze poczynania, aczkolwiek obsługa interaktywnego paska to istna katorga. Wszystkie przedmioty możemy bowiem wyciągać i chować do ekwipunku, udając że mamy je zawieszone przy talii, a biało-przezroczyste pole stanowi punkt, gdzie mamy przyłożyć kontroler, by zajrzeć do gadżetów. Nie zliczę ile razy byłem zirytowany, kiedy po zabiciu przeciwnika gorączkowo próbowałem schować śrubokręt żeby szybko zaciągnąć ciało do szafki, by nie pozostawić po sobie żadnych śladów. Kończyło się na mozolnych próbach, albo wyrzucaniu narzędzia zbrodni z rąk byleby pospiesznie zająć się ważniejszymi sprawami, ponieważ zwyczajnie nie mogłem uruchomić ekwipunku. Poczucie głębi bywa niesamowite, jednak nie brakowało błędów wynikających z samego silnika gry, gdzie niejednokrotnie widywałem przenikające się postaci, a z niską rozdzielczością idą w parze wszystkie efekty graficzne jakie trzeba było poświęcić w ramach trybu VR, w konsekwencji czego każde lustro to zwykła cube-mapa, a otoczenie na drugim planie wygląda niczym rozmazana papka, więc to chyba nie błędnik płatał mi figle, ale właśnie przez takie widoki czułem pewne zawirowania w żołądku.
Hitman 3 dostępny jest jako full-price, lecz w zestawie otrzymujemy też poprzednie dwie odsłony kompatybilne z PS VR oraz upgrade dla next-gena, przy czym PS5 nie obsługuje wirtualnej rzeczywistości, więc żeby się nią cieszyć, musimy instalować wersję PS4. Jak wspomniałem na początku, nie miałem nigdy dobrych stosunków z serią, aczkolwiek zrobiłem wyjątek dla VR. Jestem przekonany, że fani marki oraz entuzjaści skradanek będą się nieźle bawić. Sęk w tym, iż ja też lubuje się w tym gatunku, lecz pomimo fascynacji level-designem, nie znalazłem w tej grze nic, co przyciągnęłoby mnie na dłużej. Opcja wirtualnej rzeczywistości zdecydowanie ma potencjał, tyle że chciałbym jej doświadczyć na bardziej zaawansowanym sprzęcie, który uwzględniłby lepszą jakość oprawy graficznej wraz z prawidłowym śledzeniem ruchów, ponieważ to jest podstawa. Wieńcząca przygody Agenta 47 historia nie była zła, ale zbyt długo czułem się rozdarty żeby z czystym sumieniem stwierdzić, że poczułem nieskazitelną satysfakcję.
Hitman bardzo surowo oceniony, ale nie powiem od pewnego czasu mamy stagnację w serii. Jest swoboda, ale jakoś konieczność wykonywania zadań na różne sposoby zamiast fascynować, to mnie akurat nudziła. Za duży to ma wpływ na akcję i fabułę. A każdy etap jest robiony niczym pół otwarty świat, co jakoś mi nie pasuje. Wolałbym by była to bardziej korytarzowa gra z większą ilością akcji w stylu Perfect Dark, Deus Ex, albo w drugą stronę całkowity sandbox. Ogólnie to nawet nie wiedziałem, że jest jakaś nowa odświeżona trylogia, co już samo mówi za siebie… Łysy zapisał się w annałach wirtualnej rozrywki, ale trochę stracił na znaczeniu na przestrzeni lat…
Choć nie powiem, akcja, gdy budzimy się na własnym pogrzebie i wszystkich rozwalamy, jest do dziś w mojej pamięci, a nawet nie pamiętam już w której to było części Bloody Money? Innej? No właśnie… Za mały impact ma ta gra dziś. Choć na VR może bym i sprawdził, choć z tego co się dowiedziałem to VR bym potrzebował tylko do RE7 i Ace Combat 7, a tu już PS5 w planach nowe lepsze gogle i każdy, kto je posiada został ponownie lekko nabity w butelkę przez Sony, no ale to tylko opinia. Jak ktoś jest zagorzałym pasjonatem, to może kupił nawet w ramach ciekawostki…
Dobrze się czytało, dzięki Duki za wkład i teksty na stronie 😉