A Plague Tale: Requiem

A Plague Tale: Innocence to dla mnie jedna z najlepszych gier poprzedniej generacji konsol. Świetna warstwa fabularna, dobrze napisani bohaterowie, prosty i przyjemny gameplay oraz rewelacyjna oprawa audio-wizualna. Gdy zapowiedziano kontynuację miałam spore obawy (tytuł miał przecież zamknięte zakończenie, po co tworzyć kolejną część?), lecz też duże wymagania. Chciałam, by Francuzi naprawili błędy popełnione w poprzedniczce i przy okazji dali nam ucztę na takim samym poziomie. I cóż… najnowsza produkcja Asobo Studio przerosła moje oczekiwania. Zapraszam do recenzji A Plague Tale: Requiem – gry, która zabiera gracza w piękną, a zarazem brutalną podróż.


per aspera ad astra


Akcja toczy się sześć miesięcy po krwawych wydarzeniach, które wydarzyły się rodzinie De Rune w prowincji Guyenne. 16-letnia Amicia i jej młodszy brat Hugo próbują zapomnieć o okropieństwach napotkanych w ich ojczyźnie i zasmakować ponownie spokojnego, monotonnego życia w południowej części Francji. Postacie wraz z przyjaciółmi znanymi z poprzedniej części udają się do Prowansji, z nadzieją na uleczenie chłopca. Chwilowo zdaje się, że wszelkie koszmary wreszcie się skończą, lecz niestety stan Hugo się pogarsza, co skutkuje powrotem szczurzej epidemii. I tak zaczyna się ich kolejna niebezpieczna przygoda, tym razem jednak o wiele trudniejsza – protagonistka musi nie tylko odnaleźć lekarstwo na tą nadzwyczajną chorobę, ale jeszcze ma za zadanie dopilnować, by chłopak przez swoją skazę nie skrzywdził niewinnych cywilów.



Chciałabym jeszcze trochę wspomnieć o warstwie fabularnej, lecz musiałabym wtedy bardzo ostrożnie pisać, albowiem opowieść zawartą w A Plauge Tale: Requiem łatwo zaspoilerować, a lepiej nie zdradzać, jakie niespodzianki zaserwowali graczom twórcy. Francuzi postarali się przy scenariuszu i przygotowali rewelacyjną historię pełną zwrotów akcji oraz przygnębiających momentów. W tak brutalną produkcję miałam okazję zagrać ostatnio w 2020 roku – było to The Last of Us Part II. Widać ewidentnie, iż Asobo inspirowało się tytułem Naughty Dog, nie tylko jeśli chodzi o gameplay, lecz też w kwestiach fabularnych. Choć początkowo byłam tutaj sceptycznie nastawiona, to jednak twórcy dokonali reinterpretacji tego popularnego motywu w fenomenalny sposób, dzięki czemu przygoda Amicii oraz Hugo jest całkiem oryginalna, nie ustępując wyżej wspomnianej grze Amerykanów. Seria A Plague Tale staje się raczej naśladowcą The Last of Us, a teraz wręcz też jego mocnym konkurentem.

Wracam do Requiem. Ku mojemu zaskoczeniu, w drugą część możecie zagrać bez znajomości poprzedniczki. Oczywiście w grze znajdziemy mnóstwo nawiązań do pierwszej odsłony i można nie w pełni zrozumieć pięknej więzi pomiędzy głównymi bohaterami, lecz jeśli naprawdę ma ktoś ochotę zagrać w Requiem, nie znając jedynki, śmiało może grać. “Dwójka”, w pewnym sensie zaczyna wszystko od nowa, dzięki czemu każdy zrozumie tę opowieść i jej przesłanie. Oczywiście warto poznać początek przygody rodzeństwa De Rune’ów.

Innocence miało naprawdę mocny i dobry scenariusz, ale jednak parę wątków dało się napisać lepiej. Francuzi mieli ponad 3 lata, by podszkolić się w scenopisarstwie. I stwierdzam, że w pełni wykorzystali ten czas. Opowieść jest wciągająca oraz co najważniejsze – spójna. Tytuł ponownie daje nam szansę wciągnąć się w klimat XIV-wiecznej Francji – przemierzamy piękne uliczki, słuchamy dobrej orkiestry oraz eksplorujemy lokalną faunę i florę, jednocześnie wspominając o trudnych czasach, które przeżyliśmy, co stanowi przy okazji rewelacyjną formę streszczenia “jedynki”. Robimy to wszystko, by chwilę później zmierzyć się z demonami przeszłości – Pierwszą Skazą. Nagle przyjazna wycieczka zamienia się w szaloną walkę o przetrwanie. Twórcy doskonale wiedzą kiedy zwolnić tempo, a kiedy je przyspieszyć. 

Przykład, który przed chwilą przedstawiłam, jest tylko początkiem wielkiej przygody. A Plague Tale: Requiem to około 19 godzin przeprawy, która w fenomenalny sposób rozwija relacje naszego rodzeństwa. Amicia nie jest już przerażoną, bezbronną dziewczyną zmuszoną do nierównej walki. Jest dojrzałą emocjonalnie kobietą, która wie jak zadbać o siebie i swoich bliskich oraz doskonale zdaje sobie sprawę, iż czasem niektórych celów nie można osiągnąć bez ofiar. Protagonistka przez całą grę będzie jednak zmęczona psychicznie przez ciążące na nią obowiązki – w pewnym sensie to od niej zależą losy całej Europy. Z kolei Hugo, choć ma dopiero 6 lat, to już zaczyna rozumieć, jak działa świat dorosłych i jak trudne może być życie.

Rodzeństwo ufa sobie bezgranicznie, lecz nie obędzie się bez kłótni oraz chwil zwątpienia, że wszystko się ułoży. Na szczęście bohaterowie spotkają na swej drodze sojuszników, którzy podniosą ich na duchu i przywrócą im wiarę w słuszność misji. Tymi osobami są m.in. waleczny, honorowy, lecz także podejrzany wojownik Arnaud czy szalona, ale też miła i opiekuńcza piratka Sophie. Każda drugoplanowa postać została ciekawie napisana. Już od pierwszej interakcji z nimi czujemy do nich sympatię. Ba! Nawet główni antagoniści są o wiele lepsi niż ten żałosny Wielki Inkwizytor z Innocence. Czarne charaktery mają tutaj ciekawą ambiwalencję moralną, nawet w momecnie gdy popełniają zbrodnie. Osobiście bardziej wolę więź łączącą Amicię z Hugo niż tą Joela z Ellie.

Warto jeszcze wspomnieć, w jakim kierunku podążyła warstwa fabularna w A Plague Tale: Requiem. “Jedynka” w pełni skupiała się na chęci znalezienia lekarstwa dla Hugo oraz jego relacji z Amicią. W sequelu twórcy rozwijają świat, dając graczom do eksploracji znaczną część Francji. Dzięki temu zobaczymy, jak inne prowincje radzą sobie ze szczurami, poznamy też tradycje i święta lokalnych mieszkańców. W drugiej części bohaterowie skupią się nie tylko na zniszczeniu choroby, lecz też na poznaniu jej początków i czym tak naprawdę jest. I muszę przyznać, że ten wątek jest naprawdę dobry, dalej świetnie rozwijający relacje Amicii oraz Hugo. Jeśli miałabym wyznaczyć, co jest najlepszym elementem fabuły w Requiem, to byłoby to zakończenie. Ostatnie godziny A Plague Tale: Requiem to przeogromna dawka adrenaliny i emocji. Twórcy umiejętnie przez kilka godzin budowali napięcie, by na końcu zaserwować graczom rewelacyjny finał – o wiele lepszy niż ten z pierwszej odsłony. 



amor super omnia aliud


Czas wreszcie napisać trochę o rozgrywce. Na pierwszy rzut oka wydaje się, iż w żaden sposób się nie zmieniła – dalej bronimy naszego braciszka przed niebezpieczeństwem, ukrywając się przed oponentami. Przy okazji tworzymy alchemiczne ulepszacze do naszej procy, by mieć jakiekolwiek szansę w walce z nimi. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Już od pierwszych godzin możemy zauważyć pierwsze zmiany – Amicia nie boi się likwidować wrogów stojących na jej drodze i otrzyma kilka narzędzi, które jej na to pozwolą. Prócz ikonicznej procy, dziewczyna otrzyma do dyspozycji także ostre noże, mogące zabić nawet uzbrojonego wroga, płonące dzbany oraz najpotężniejszą ze wszystkich broni – kuszę. To dzięki niej możemy wykańczać nieprzyjaciół szybko i cicho.

By nie było za łatwo, strzały oraz noże są towarem deficytowym, więc często będziemy skazani na ukrywanie się. Co ciekawe, Hugo także będzie miał niemałą rolę do odegrania podczas potyczek. Dzięki specjalnej więzi z szczurami, braciszek może złączyć się przez chwilę z tymi zwierzętami w jeden “byt”. I tak Amicia, mając pod swoim ramieniem Hugo, może wyczuć obecność wrogich żołnierzy oraz poznać dokładnie ich lokalizację. Prócz tego, podobnie jak w Innocence, gracz ma możliwość kontrolowania szczurzych hord. Świetny pomysł,  który w pierwszej części nie wypalił przez męczące sterowanie. Na szczęście Requiem rozwija ten koncept w rewelacyjny sposób. Młodszy z rodzeństwa De Rune teraz nie wskazuje kierunku ruchu gryzoniom, a dosłownie wchodzi w ich umysły, widząc świat z ich perspektywy. Od tego momentu mamy pełną kontrolę nad szczurami –  możemy zjadać naszych oponentów, czy wchodzić po ścianach i niszczyć przeszkody, które stoją na drodze naszym bohaterom. Oczywiście nie możemy używać tych boskich mocy na okrągło. Musimy uważnie patrzeć na pasek stresu Hugona. Gdy przedobrzymy, chłopak załamie się psychicznie, co zaowocuje… końcem gry.

A Plague Tale: Requiem zawiera to, co powinna mieć każda prawilna skradanka, a czego brakowało w Innocence – pełnej swobody. Nareszcie możemy pożegnać się z liniowymi terenami, w których tylko jest jedna droga do wyjścia. Twórcy w sequelu pozwalają bawić się, jak chcecie. W etapach skradankowych obszary są rozległe oraz pełne skrótów i  sekretów. Już w pierwszych godzinach możemy zauważyć, iż Requiem jest grą łatwiejszą niż poprzednik; nigdy nie brakuje nam składników do alchemii, lokalizacja oponentów nie jest aż tak irytująca, a sposobów na unikanie szczurów jest o wiele więcej. Mamy bowiem do dyspozycji specjalne umiejętności naszych towarzyszy. Sophia może swoim pryzmatem podpalić trawę czy oświetlić nam drogę (nawet, gdy nie ma przy nas żadnego ogniska czy pochodni), Lucas swoimi “zabawkami” oślepi naszych wrogów, a Arnaud na nasz rozkaz stoczy pojedynek z nieprzyjaciółmi.

AI ludzkich oponentów wciąż zawodzi. Strażników można podzielić na dwie grupy: tych ze ślepotą, którzy nie widzą nas jeśli jesteśmy przy nich oraz tych z sokolim wzrokiem, którzy zauważają nas z daleka. Mamy też  kilka błędów podczas rozgrywki, zwykle tych związanych z systemem checkpointów – niekiedy gra odradza nas nawet sekundę przed zakończeniem żywota, co skutkuję śmiercionośną pętlą czasową. W takim przypadku jesteśmy zmuszeni ogrywać dany rozdział od początku. Twórcy co chwilę wypuszczają łatki, dzięki którym stan Requiem znacznie poprawia się (w tym momencie Asobo rozwiązało wszystkie problemy i gra jest w pełni funkcjonalna).

The Last of Us nie jest jedynym IP Naughty Dog, z którego Francuzi czerpali inspiracje. A Plague Tale: Requiem zawiera także podobieństwa do Uncharted. Gra oferuje nam naprawdę spory i pół-otwarty teren wyspy La Cuna, na której możemy znaleźć sporo ciekawych lokacji, zapoznamy się z otoczeniem, w którym wykonamy wiele ciekawych misji pobocznych.



mater natura


A Plague Tale: Requiem może poszczycić się rewelacyjną szatą graficzną. Choć gra nie jest najładniejszym tytułem tego roku, to trzeba pochwalić twórców za to, że wykorzystali w pełni potencjał next-genowych konsol, tworząc znakomitą produkcję AA. Przedstawiona nam średniowieczna Francja jest miejscem nie tylko niebezpiecznym, ale paradoksalnie pięknym – w Requiem mamy okazję zwiedzić parę kolorowych, wręcz baśniowych obszarów pełnych miło nastawionych do nas mieszkańców. Obcując z żywą fauną i florą, które pozwalają rodzeństwu na chwilę odpocząć.

Muzycznie także jest rewelacyjnie. Olivier Deriviere – kompozytor ścieżek dźwiękowych do takich produkcji jak Rebember Me czy Dying Light 2 wykonał świetną robotę i zaserwował graczom prawdziwą ucztę dla uszu. Każdy utwór jest piękny, przejmujący, idealnie pasujący do klimatu brudnej Francji, która nie okazuje żadnej litości. Na pochwałę zasługuje także voice Acting. Jest znaczna poprawa względem Innocence, głównie słychać to u Charlotte McBurney (aktorka, która użyczyła głosu Amicii), która zaliczyła spory postęp, co cieszy.  Warto też napisać o zmianie głosu Lucasa – głos chłopaka nie podkłada już Edan Hayhurst, a znacznie popularniejsza persona – Kit Connor, znany przede wszystkim z serialu Heartstopper.

Na koniec muszę wspomnieć o ważnym aspekcie technicznym – na konsolach gra jest zablokowana na 30 FPSów. Gra wydaje się wymagająca graficznie, gdy w niektórych momentach mamy do czynienia z setkami szczurów, rozwalających każdą napotkaną przeszkodę, nawet jeśli na ich drodze stoi wielki, mocny zamek. Wielu graczy jest niezadowolona z tej decyzji, lecz ja podchodzę do tego inaczej – po co w takiej produkcji 60 FPSów? Nie jest to jakiś dynamiczny akcyjniak, a spokojna przygodówka, gdzie duża ilość klatek na sekundę nie jest wcale potrzebna.



A Plague Tale: Requiem to gra potwornie ciężka. Wprowadza gracza ponownie do świata, który nieraz zaskoczy nas swoją oryginalnością, pięknem i zarazem brutalnością. Jest to idealny tytuł na długie i mroźne wieczory, kiedy mamy ochotę doświadczyć czegoś bardziej poważniejszego i dojrzalszego. Tytuł wzruszający, w trakcie którego, napotkane podczas przygody postacie zapamiętamy na długo. Gameplay może nie należy do tych innowacyjnych, ale sprawdza się znakomicie, a oprawa audio-wizualna to pierwsza liga – poziom podobny do produkcji Naughty Dog czy Rockstara. Dzieło, które jest dla mnie nie tylko grą roku, lecz także najlepszą grą tej generacji. Wątpię szczerze, by jakiś inny tytuł mógł to zmienić… no może The Last of Us Part III lub nowe Fable


One thought on “A Plague Tale: Requiem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *