Dino Trauma

Boomer shootery wracają pod strzechy. Głównie dzięki graczom starszej daty, którym coraz bardziej tęskno do ich młodości. Względnie niski koszt produkcji gry inspirowanej dwudziestokilkuletnimi strzelankami, zachęca mniejsze studia do zapełnienie tej luki na rynku. Niedawny sukces Battlebit Remastered pokazuje, że nawet trzy osoby mogą stworzyć dopieszczonego pod każdym względem FPSa. Niestety, Dino Trauma jest wielce daleko do takiego poziomu.

Recenzja powstała na bazie early access na Steam. Dotyczy wczesnego dostępu pierwszego epizodu gry. Twórcy pod koniec roku planują wydanie 2 kolejnych epizodów. 


Turok Crisis

Capcom robi sobie żarty z fanów, wypuszczając na rynek abominację o nazwie Exoprimal. Japońska firma śmieje się graczom prosto w twarz, umieszczając w pierwszej zapowiedzi postać bardzo podobną do Reginy, głównej bohaterki kultowego Dino Crisis. Nic dziwnego, że gracze zakasali rękawy i uznali, że sami stworzą duchowego spadkobiercę “Resident Evil z dinozaurami”. Dino Trauma to hołd właśnie dla Dino Crisis, ale nie tylko –  drugą inspiracją dwuosobowej ekipy z Phobia Interactive był Turok, równie zapomniana marka (choć ta została zremasterowana i można do niej bez problemu wrócić na nowszych sprzętach). Fuzja obu tych gier dała nam gwiazdę tego wieczoru, której poświęcę teraz kilka akapitów.

Dino Trauma to pierwszoosobowy boomer shooter. Co w praktyce oznacza rzeź dinozaurów, rozwiązywanie zagadek logicznych i liczne próby odnalezienia się w terenie. I od tego elementu właśnie chciałbym zacząć. Gra, która garściami czerpie z pierwszych odsłon Resident Evil powinna przede wszystkim wyróżniać się projektem zawiłych lokacji. Tutaj rzeczywiście jest zawile, ale w sposób raczej nieprzewidziany przez autorów. Wystarczy przegapić (bądź zignorować) lakoniczny tekst wyświetlony jednorazowo u góry ekranu, żeby zaprzepaścić sobie jakiekolwiek szanse na ukończenie gry. Już w pierwszych minutach gry można doświadczyć słabego projektowania na własnej skórze. Przez ponad kwadrans kręciłem się po – dosłownie – trzech pokojach próbując odnaleźć kartę dostępu, dzięki której zawinę się z pierwszego poziomu. Bezskutecznie!

Najzwyczajniej w świecie nie miałem zielonego pojęcia co zrobić, w drobny mak rozniosłem każdą interaktywną rzecz w początkowej lokacji, aż w końcu się poddałem. Uznałem, że natrafiłem na błąd w grze i zacząłem od zera. Tym razem zwróciłem uwagę na napis pojawiający się po wejściu do jednego z pomieszczeń. “Odblokuj drzwi niszcząc skrzynkę elektryczną”. Okazało się, że “skrzynka elektryczna” to nic innego, jak płaski kwadrat o wielkości 1 cm x 1 cm umieszczony na losowej ścianie, niewyróżniający się na tle innych tekstur.

Bogatszy o tę wiedzę w końcu udało mi się dobrnąć do następnego poziomu. Drugiego z… ośmiu. Aktualnie Dino Trauma ma do zaoferowania tylko pierwszy z trzech epizodów, składający się z ośmiu mapek. W zależności od tego, jak dużo czasu spędzimy na domyślaniu się “co autor miał na myśli”, jeden poziom zajmuje od 10 do 20 minut. Z całością można się uwinąć w mniej niż dwie godziny, a gracze zaprawieni w boomerowych bojach zmieszczą się nawet poniżej 60 minut. Aspektem wydłużającym rozgrywkę może być tryb grania na punkty, zachęcający do ponownego przechodzenia tych samych map i śrubowania jak najwyższych wyników. Mnie to nie kręci, ale recenzencka rzetelność wymaga, żeby o nim wspomnieć.


My boot, your face – The perfect couple

Skoro zawartość nie imponuje, to w takim razie rodzi się pytanie: czy Dino Trauma zachwyca na innych płaszczyznach? W miarę w porządku zrobiona jest warstwa wizualna, tylko żeby nikogo ręka nie świerzbiła do wyłączania w opcjach “retro filtra”. W ostatnich latach na rynku pojawiło się mnóstwo horrorów wykorzystujących kanciastość leciwych gier jako formę wyrazu. Nie inaczej jest tutaj, wspomniany filtr pozwala poczuć ducha “Szaraka”, ale wystarczy go wyłączyć, żeby na własne oczy zobaczyć jak bardzo szkaradna jest to gra. Rozumiem, taki zamysł artystyczny, z filtrem jest w porządku, ma fajny retro klimat, więc spełnia swoje zadanie i ułatwia prace malutkiego zespołu. Szkoda tylko, że na podobnym poziomie nie została zrealizowana ścieżka dźwiękowa. Zapętlony w kółko jeden utwór już po pięciu minutach sprawia, że myszka mimowolnie skręca w stronę przycisku “Quit”.

Tylko nawet braki w audio nie są moim największym “ale” co do tej gry. Wisienką na torcie jest absolutnie okropny, sklejony na kolanie interfejs, korzystający z podstawowego fonta. Wystarczy rzucić okiem na kartę gry, na sam logotyp, żeby odechciało się mieć cokolwiek wspólnego z Dino Trauma. Zdaję sobie sprawę, że moja krytyka może zostać odebrana jako zbyt przesadzona i może rzeczywiście taka jest, nie wiem. Wiem natomiast, że funkcjonujemy w czasach, w których sklepy z grami zalane są przez tysiące syfiastych gier i widząc coś takiego pomiędzy Sex with Hitler, a Furry Cyberfucker można dojść tylko do jednego wniosku – szkoda mojego czasu.

Dlatego wszystkie moje żale wylane w tej recenzji, to wyłącznie troska o ten projekt. Jeśli jest jedna rzecz, która powinna zostać w Dino Trauma zmieniona jak najszybciej, to interfejs i wykorzystane fonty. Umieszczenie nad głowami dinozaurów pasków życia z nazwami napisanymi Arialem to koszmar na jawie, który będzie mnie prześladował także we śnie.

To też nie tak, że wszystko jest fatalne. Klaustrofobiczny klimat lokacji potrafi dać nieźle w palnik na słuchawkach, strzelanie jest satysfakcjonujące, dostępny arsenał różnorodny, tak samo gadzi przeciwnicy, na których natkniemy się na swojej drodze. Nie zmienia to faktu, że przed twórcami jeszcze długa droga, zanim Dino Crisis… znaczy Dino Trauma będzie miała ręce i nogi. Na ten moment jakość idzie w parze z zawartością, ogromne braki znajdziemy na obu płaszczyznach, a wszystko to w sosie z wielu błędów graficznych, różowych obiektów lewitujących poza lokacjami, czy dinozaurami przenikającymi przez ściany.

Co nie znaczy, że gra nie ma potencjału. Poprawiając większość bolączek koniec końców powstanie z tego godny następca dinozaurowych horrorów i na pewno trafi w niszę, zaniedbywaną od lat przez duże studia. Jednak na ten moment ciężko jest mi Dino Trauma polecić, chyba, że ktoś nakręcił się na Exoprimal. W takim przypadku rekomenduję całkowite olanie gry Capcomu i wsparcie tego dwuosobowego studia. Dino może nie jest ósmym cudem świata, ale czuć od tego projektu pasję i dobre chęci, w przeciwieństwie do Exoprimal, który jest zwykłym splunięciem w twarz graczy czekających na powrót Reginy.

 

Kod do recenzji podesłany przez: Phobia Interactive

 

2 thoughts on “Dino Trauma

  1. Ehh ten nieśmiertelny Arial 🙂 Mam nadzieję, że autorzy tego projektu wezmą sobie do serca krytykę i włożą w ten tytuł jeszcze więcej pracy, bo jest to bardzo ciekawy pomysł. Jak zmienią czcionkę to zagram 😊

    Co do wspominanego w recenzji Exoprimal. Ja tam nie wiem czy obiecywali Reginę czy nie, ale z tego co kojarzę to nigdy nie była mowa o survival horrorze, tylko o multiplayerze w którym wylewać się będą gęste jak smoła fale dinozaurów – trochę w klimacie World War Z, tylko z innym mięchem do ubicia. I w sumie to dostaliśmy. Gra ma z kolei masę innych bolączek i jest póki co jedynie szkieletem tego, czym gra będzie w przyszłości, do którego dorabiane będą kolejne tryby, mapki i modele egzoszkieletów. Za pełną, premierową kwotę to mega słabo. To co teraz się z kolei najbardziej rzuca w oczy to nacisk na lootboxy, przepustki premium i mikrotransakcje. I o to faktycznie można mieć pretensje do Capcomu, ale wątek ten rozwinę w tekście na temat tej gry, który mam w planie poczynić.

    Pozdrowienia dla Autora pogrążonego w dino-traumie!

  2. Może mi się wzrok popsuł, ale imo – Dino Crisis lepiej wyglądał. To raczej wygląda jak sekcje FPS z Jurassic Park 93 roku. Czy hołd musi także oznaczać “bieda grafikę”?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *