Tales of Hearts R

Upłynął już tydzień jak ukończyłem kolejne Talesy w moim growym dorobku, Tales of Hearts R, historia przygód rodzeństwa Kohaku i Hisui Hearts oraz ich nowego przyjaciela, Kora Meteor. Cała gra ma wiele wspólnego z sercem i uczuciami. Została wypuszczona pod szyldem: RPG by połączyć serca, najpierw na Nintendo DS w 2008 r. a potem na PS Vita w 2013.


Jak w przypadku większości Talesów, historia w grze zaczyna się wręcz banalnie. Kor, który ciut wcześniej miał okazję wypróbować broń swojego dziadka, soma, która w zależności od właściciela przybiera inny kształt, ale służy też do leczenia “serc” innych, znajduje na plaży nieprzytomną Kohaku. Oczywiście, pierwsze co mu przychodzi do głowy to sztuczne oddychanie: usta-usta. Nic z tego, a chłopak kończy zdarzenie z tytułem zboczeńca. Kor, który ma dobre serce, oczywiście nie bierze sobie tego do serca i postanawia pomóc Kohaku. Chwilę potem odnajdują starszego brata Kohaku, klasyczne one-chan, i… poziom humoru w obecności Hisui wzrasta. Przy okazji przekonujemy się, że Kohaku potrafi nieźle przykopać. A ma długie i smukłe nogi! Kor dowiaduje się, że rodzeństwo zostało wcześniej zaatakowane przez czarownicę Incarose i szuka odpowiedniej broni, znów soma, by stawić jej czoło. Decyduje pożyczyć im ostrze, które używała jego matka, Kardia, a które jest złożone przy jej nagrobku.

Kohaku zdobywa broń ale atmosferę psuje im kolejny atak Incarose, który kończy się śmiercią Sydana, dziadka Kora i ciężko ranną Kohaku. Kor postanawia jej pomóc używając swoich nowo nabytych zdolności w użytkowaniu soma i przenosi się do jej spirii, wewnętrznego źródła uczuć i osobowości każdego mieszkańca tamtejszego świata. Spiria jest odpowiednikiem naszego serca, czyli popularnego źródła uczuć ale też wewnętrznej osobowości każdego. Może zostać zainfekowana przez tzw. xerom, wywołując chorobę despir, która objawia się wzmocnieniem lub anulowaniem któregoś z uczuć. Ku swojemu zdumieniu, w spirii Kohaku spotyka żywą legendę, szmaragdowowłosą Lithię, znaną mu z popularnej legendy, “śpiącą” od 2 tysięcy lat. Niestety spotkanie to kończy się fatalnie dla Kohaku. Lithia decyduje rozsiać spirię Kohaku po całym świecie. Kohaku staje się bezuczuciowa, Hisui dostaje wścieklizny a Kor zamiast pomóc, pogorszył sprawy. Obiecuje odnaleźć wszystkie rozsiane fragmenty spirii Kohaku i wraz z Hisui wyruszają w podróż w świat. Resztki “serca” Kohaku w kluczowych momentach wskazują im w jakim kierunku muszą się udać by odnaleźć kolejny fragment.

Na swojej drodze do pierwszej trójki dołączą kolejni towarzysze: Gall Gruner, weteran somy pomagający od 20 lat ludziom chorym na despir; Beryl Benito, młodziutka malarka z aspiracjami by zostać dworskim malarzem; Ines Lorenzen, właścicielka obnośnego sklepu i cholernie silna babka; Kunzite, bojowy android, wyposażony w syntetyczne “serce” i ochroniarz Lithii oraz Chalcedony Akerman, dowódca oddziału Rycerzy Kryształu, w początkowej części przeciwnik naszych bohaterów.

Trochę teraz o samym graniu. Ponieważ to były dla mnie kolejne Talesy, bardzo szybko odnalazłem się w sterowaniu, menu i pojedynkach. Ale były też elementy dla mnie zupełnie nowe, np. pościg w trakcie pojedynków po złamaniu obrony przeciwnika, gdzie można było do niego doskoczyć i tłuc ile wlezie albo użyć jednego potężnego uderzenia, które kończyło pościg. Gra dzieli się na lokacje i eksplorację oraz “lochy”, czyli klasyczne RPG. Pojedynki są w trakcie eksploracji i lochów losowe. Początkowo poruszamy się na piechotę, wykonując pierwsze zadania które popychają do przodu historię i dają nam dostęp do kolejnych lokacji. Zawsze w menu możemy doczytać dzienniczek naszych bohaterów by przypomnieć sobie, co mamy zrobić. Również na ekranie często towarzyszy nam sugestia by przez naciśnięcie Select wywołać skit, krótką scenkę która nam przypomni gdzie mamy się udać. Samych scenek skit, tak typowych dla Talesów jest mnóstwo i ze względu na charaktery bohaterów, szczególnie Hisui i Beryl, są pełne humoru. Uśmiałem się równo, gdy w trakcie odwiedzin w Hanselare, wysłałem wszystkich do spowiedzi w świątyni skrzydlatego wieloryba. Co ciekawe, po jakimś upływie czasu nasi bohaterowie “dorobili się” nowych grzeszków. Oczywiście w grze nie zabraknie typowych elementów serii Tales takich, jak magiczny pierścień czy sceny w łaźni, w Gus Spa. (Tu zawsze mi się przypomina Rawen i Karol z Tales of Vesperia, podglądający Judith, Ritę i Estelle!) Przed ważnymi wydarzeniami czy starciami w grze zawsze znajdziemy zielony punkt do nagrania się, który odnawia też życie (HP) i manę (TP). W trakcie eksploracji możemy się nagrać w dowolnym momencie. Po początkowej części na piechotę, zdolności mobilne naszych bohaterów zostaną ulepszone o wynajęty statek. Niestety, nie możemy sobie pożeglować wg naszego gustu, ruty morskie są z góry ustalone. Ale w końcowej fazie będziemy mogli polatać i dotrzeć do wysepek czy wzgórz, które przez długi czas były dla nas niedostępne. A nawet otrzymamy portal (tu mi się przypomina Tales of Symphonia), który pozwoli nam opuścić nasz świat, Organica i wybrać się na Minerę. Zadania główne są jasno określone, natomiast z pobocznymi trzeba być uważnym i warto co jakiś czas odwiedzić miejsca, gdzie byliśmy już wcześniej. Można wzbogacić się w ten sposób o lepsze uzbrojenie czy nowe stroje lub dodatki dla naszych podopiecznych. Obecna jest również kuchnia, recepty otrzymujemy w różnych okolicznościach, czasami w ramach zadań pobocznych oraz od Cudownego Kucharza, który często się ukrywa pod postacią niepasujących do otoczenia przedmiotów, w czapce kucharskiej.

1) System walki

Pojedynki odbywają się w czasie rzeczywistym, mamy możliwość wywołać menu “trójkątem”, pauzując walkę i użyć czaru, przedmiotu, zmienić strategię, postać którą walczymy czy uciec, to ostatnie nie zawsze. Atakujemy x – atak fizyczny, albo o – mocniejszym, woli (magiczny) lub elementarny, zużywający TP. Bronimy się kwadratem. Walki odbywają się na arenie i możemy poruszać się we wszystkich kierunkach. W Tales of Hearts R jest położony dodatkowy nacisk na ataki w powietrzu, które zadają więcej obrażeń. Również, dobrze jest poznać na które elementy (ziemia, powietrze, ogień i woda, światło i ciemność) jest słaby przeciwnik by skonfigurować odpowiednio nasze ataki czy nawet wybrać bohaterów do walki. W taktyce możemy określić jak mają się zachowywać nasi sprzymierzeńcy, którymi bezpośrednio nie sterujemy jak również określić w jakich okolicznościach mają użyć wybrane przedmioty czy czary z wyszczególnieniem czy ma to następować zawsze, gdy są spełnione warunki czy też losowo. Miałem lekkie trudności z lewym krzyżakiem w górę, który odpowiada za podskok ale też jest używany przy atakach wraz z x czy o. Najczęściej mój Kor podskakiwał zamiast wykonać wybrany atak. Poradziłem sobie podpisując pod tą kombinację atak z wyskokiem i trzymałem się tego schematu przy innych postaciach. Wraz z rozwojem naszej broni (soma), przy 3 poziomie dochodzą typowe dla Talesów, Arte Mistica a przy 4 poziomie, Fluora obdarza nas zdolnością ataków Arte Mistica w wybranych parach. Oczywiście, Artes Misticas, w towarzystwie efektywnej animacji.

2) Muzyka

Za muzykę w grze odpowiada Motoi Sakuraba, weteran serii pod tym względem. Wszystkie znane mi Talesy mają jego muzykę. Z jednej strony trudno by mi było wyodrębnić jakiś szczególny utwór, bo przez całą grę wkomponowywała się ona perfekcyjnie w każdą sytuację. Zawsze była, czy to w trakcie eksploracji, pojedynków czy zwrotów akcji, podkreślając dany moment, doskonale spełniając swój emotywny charakter w tej grze.

Jednym z moich ulubionych utworów Motoi Sakuraba jest temat z Tales of Xillia towarzyszący starciu z królem Nachtigalem: Believe in Oneself.

3) Grafika

Grafika w Tales of Hearts R na PS Vitę bardzo mi przypomina Tales of Graces F, Tales of Vesperia i ciut Tales of Xillia. Przez całe 80h nie zdarzył mi się ani jeden moment by gra się “przycięła”. Jest kilka wstawek animowanych. Wg mnie, w kontekście grafiki, nie ma się czego przyczepić. Poza tym gra jest kolorystycznie barwna, miła dla oka.

4) Rozwój postaci

Tradycyjnie, wraz ze wzrostem poziomu, parametry naszych bohaterów idą w górę. W każdym nowym miejscu możemy ich wyposażyć w lepszą zbroję, hełm lub czapkę (w przypadku pań to korona lub kokardka) oraz akcesoria. Natomiast broń “nabywamy” wraz z rozwojem naszej soma. Z każdym zdobytym poziomem uzyskuje punkty PCS, które służą nam do rozwoju 5 aspektów naszych bohaterów, siła ataku fizycznego i woli, obrona fizyczna i woli, oraz unikalny dla każdej postaci. Oprócz różnego rodzaju umiejętności i nowych ataków woli, są nowe rodzaje broni, różne bonusy, umiejętności oraz punktu PH, które służą do wyposażania w konkretne umiejętności naszych bohaterów. Również “zażyłość” z innymi członkami grupy owocuje dodatkowymi umiejętnościami, wśród których, powyżej 7* znajdują się artes misticas we dwoje.

Przyznam się, że grając w Tales of Hearts R od razu postarałem się o szybkie podniesienie poziomu i uzyskanie sytuacji, gdzie po skończonej walce można łatwo odzyskać HP i TP. Oczywiście, wraz z upływem gry było to coraz łatwiejsze. Poza tym, aby zobaczyć wszystkie Artes Misticas poświęciłem trochę czasu by pokierować każdym z członków drużyny. Przeskok z wojownika na maga bywał czasem dość bolesny. W drużynie, poza ustawieniem automatycznego uzupełniania życia, możemy wybrać 3 uzdrawiaczy: Hisui, Kohaku i Chalcedony. Możemy być wtedy spokojni o życie bohatera którym kierujemy. No chyba, że przeciwników jest zbyt wielu, wtedy sprawa się komplikuje. I radzę zadbać o Chalcedony, będzie musiał stawić samotnie czoła Incarose i nie jest to łatwy pojedynek. A przegrać go nie można.

       Podsumowując, w moim przypadku było to 80h, ciut mniej niż normalnie poświęcam Talesom. Gra jest o wiele lżejsza niż pozostałe Talesy (kto je ukończył będzie wiedział co mam na myśli). Oczywiście, dla mnie to gra must-play! Ale obiektywnie: warto zagrać. Choćby dla humoru, skitów oraz by poznać wciągającą intrygę na bazie “śpiącej królewny” o ludzkich sercach i uczuciach, w grupie przyjaciół.

Jako końcowy smaczek, Motoi Sakuraba:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *