Tales of…
Jestem fanem Tales of… i to do tego stopnia, że w kilku momentach zatraciłem zdrowy rozsądek. Trochę przesadziłem, gry są dla mnie bardzo ważne. Jednak nie są one na pierwszym miejscu w mojej prywatnej hierarchii. Ale są, i moja rodzinka bierze to pod uwagę. Jak poznałem Tales of…?
Zacznę od Studia Ghibli. Japońskie studio animacji, za film “W Krainie Bogów” otrzymało Oscara, ma w swoim dorobku pokaźną liczbę filmów i w pewnym momencie zachwyciło nas do tego stopnia, że pojechaliśmy do Japonii odwiedzić Tokijskie muzeum Studia Ghibli, w Mitaka. Mamy w domu prawie wszystkie filmy od tego studia, i gdy w Sitges, na festiwalu filmów “fantastycznych” była premiera “Kaze Tachinu”, odczekaliśmy w kilkugodzinnej kolejce by go obejrzeć, a pluszak Totoro pilnuje nas w domu, etc. Miałem trochę oporów przed obejrzeniem tych filmów, bo anime kojarzyło mi się z litrami krwi, bryzgającymi na wszystkie strony. Myliłem się. I to bardzo.
A potem przyszła ciekawość, Level-5 w współpracy ze Studiem Ghibli wydało Ni No kuni. Ponieważ nadal byliśmy złaknieni nowych rzeczy od nich, zdecydowaliśmy się na PS3 i samą grę. Przy okazji wzbogaciliśmy się też o Final Fantasy XIII i Skyrim. I w jakimś momencie, gdy zaczynało do mnie docierać znaczenie pojęcia jRPG, zacząłem grzebać w internecie by jakoś rozjaśnić sobie sytuację. Skoro znów wróciłem do grania i japońskie podejście – z całym szacunkiem do Blizzarda i Ragnara Tørnquista (The Longest Journey) i Bioshock – spodobało mi się, zainteresowałem się, jakie są główne serie gier na Playstation. W ten sposób, na orbicie mojego zainteresowania, pojawiły się: Final Fantasy, Tales of… i The Legend of Heroes. Nawet nie sprawdzałem zbytnio, czy zdobyte informacje są prawdziwe. Czas pokazał, że ziarno prawdy w tym było albo miałem farta, trafiając na tę publikację. Ale zanim sięgnąłem po pierwsze Tales of… zagrałem w inne gry, doceniając PS3 i czekając na odpowiednią okazję. I ta przyszła na gwiazdkę 2014 r. Oferta Tales of Symphonia Chronicles w PS Store. I tak zaczęła się moja przygoda z Tales of…
Czas na trochę danych encyklopedycznych. Gry z serii są tworzone generalnie przez Namco Tales Studio. Gier jest kilkanaście, tworzonych od 1995 r. Podstawową platformą są konsole Playstation, choć czasami trzeba się uzbroić w cierpliwość albo… zadowolić się wcześniejszą wersją. I tak, Tales of the Abyss pojawia się najpierw na PS2 a potem, ulepszone, na Nintendo 3DS. Tales of Graces wychodzi pierwotnie na Wii a dopiero potem na PS3. I jedna z mocniejszych gier serii, Tales of Vesperia pojawia się pierwotnie na Xbox 360 a dopiero po 10 latach na PS4 i Switcha i XO. Tylko Japonia cieszy się wersją na PS3. I tak, przywiozłem ją z Japonii. Tylko ta gra mogła mnie wyciągnąć z domowych pieleszy! Są jeszcze tzw. spin-off’y czy gry mobilne, z nich tylko jedna jakoś mocniej się zapisała w odbiorze graczy, Tales of Symphonia: Dawn of the New World, która też pierwotnie wyszła na Wii.
Wszystkie gry serii mają pewne wspólne charakterystyki i elementy.
System walki
“Linear Motion Battle System” jest wspólny dla wszystkich gier z głównej serii Tales of… Oczywiście każda z nich i w zależności od możliwości konsol danej generacji ma charakterystyczną dla siebie wersję systemu. Ciutkę inaczej będzie to wyglądało w 2D, a inaczej w 3D. Zazwyczaj jesteśmy przenoszeni na osobną arenę w trakcie walk, ale już najnowsze gry serii ograniczają tylko obszar w trakcie potyczki, bez przenoszenia nas. W większości przypadków, eksplorując obszary, widzimy przeciwników i kontakt z nimi inicjuje pojedynek. Ale tak nie jest w Tales of Hearts R ani w Tales of Innocence R, gdzie walki bywają losowe. Modyfikacjom ulegają też z biegiem czasu użyte przyciski gamepada, w pierwszych grach są to: atak, silny atak (artes), obrona i menu. Ale w Tales of Berseria możemy już spotkać, że 4 przyciski (trójkąt, krzyżyk, kółko, kwadrat) prawej strony gamepada służą do samych ataków i to w różnych sekwencjach. Tak więc system walki jest w ciągłej ewolucji i choć widać podobieństwo, przeskok ze starszej gry na nowszą może być sporym zaskoczeniem. No i za wygrane walki, w niektórych grach (od Tales of Eternia) otrzymujemy stopnie, które możemy wykorzystać w New Game+, ułatwiając sobie życie. W walkach bierze udział do 4 postaci i tylko te momenty gry możemy dzielić z innymi graczami, też do 4. Oczywiście nie we wszystkich grach serii.
Umiejętności, sztuki
Każda postać ma swoje unikatowe zdolności, rozwijane w trakcie gry. Czy to związane z atakiem fizycznym czy magią. Zostają one nabyte w różny sposób. Forma jest modyfikowana z gry na grę. Najczęściej jest to związane ze wzrostem poziomu postaci. Ale też może być połączone z systematycznym używaniem określonej broni (Vesperia) czy z gromadzonymi minerałami (Xillia 2). Mamy tu więc dość sporą różnorodność. Nawet bliższe relacje protagonisty z innym członkami grupy mogą zaowocować nowymi umiejętnościami. Nasze ataki ograniczają PT, CC lub PA. W pewnym momencie gry nasi bohaterowie uczą się specjalnych, mistycznych sztuk, innych dla każdego albo w duetach, a nawet 2-stopniowych, które mają specyficzne wymagania i warunki by móc je “wyzwolić”. Zadają wiele obrażeń i są albo skierowane na pojedynczego przeciwnika albo na grupę. I zazwyczaj wiążą się z efektywną animacją.
Przedmioty i ekwipunek
W każdej grze serii możemy spotkać grupę żeli, o smaku owocowym, służących do odzyskiwania życia, przywracania PT, leczenia ale też zwiększających lub zmniejszających ilość spotykanych przeciwników, albo zmniejszających liczbę otrzymanych obrażeń. Część z nich można wykorzystać w trakcie walk, inne w trakcie eksploracji. Wspólnym elementem gier serii jest też kuchnia. Bohaterowie uczą się recept, każdy z nich może mieć łatwość w przyrządzaniu specyficznych dań. A same dania mają zazwyczaj efekty podobne do żeli i mogą być przygotowywane w trakcie eksploracji, po walce czy nawet w czasie walki, gdy wybierzemy określone warunki (Berseria). Składnikami są zazwyczaj zbierane przez nas w czasie eksploracji różnorodności. Samo pichcenie jest też często obiektem żartów i komentarzy ze strony bohaterów. A nawet pewnej rywalizacji kulinarnej. Typowym elementem jest też nasz ekwipunek: broń, zbroja, hełm czy czapka, buty i jakiś specjalny element dodatkowy, podnoszący jakąś charakterystykę lub chroniący przed jakimś żywiołem. Ale też może mieć zupełnie inne efekty jak np. zdobywanie większej ilości punktów doświadczenia kosztem dodatkowych obrażeń, większa ilość wynagrodzenia za wygrane walki czy cykliczne przywracanie życia lub PT w trakcie walk. Jest tu duża różnorodność, i jest to też stały element gier serii.
Tytuły
Wraz z postępem historii w grach, bohaterowie zdobywają różne tytuły. W niektórych grach nie mają one absolutnie żadnego znaczenia. Natomiast w innych wpływają na statystyki czy możliwości postaci.
Skits
Jedna z charakterystycznych cech tej serii gier. Krótkie sceny, w czasie których bohaterowie komentują różne wydarzenia z gry. Postępy kulinarne postaci, nowe stroje, nowo nabyte umiejętności, rzeczy trywialne ale także tematy poważne i trudne. W Tales of Xillia 2 niektóre zawierają elementy wyboru odpowiedzi. Nie mają one wpływu na historię, ale za to mogą mieć na relacje z innymi bohaterami. W większości gier serii wypowiedzi w skits są czytane przez japońskich aktorów i nie są dubbingowane ze względu na duże ilości tekstu. Co jest oczywiście plusem dla fanów!
Zatem, jeśli zagraliśmy w jedne Tales of… najprawdopodobniej nie będziemy mieli najmniejszego problemu w rozpoznaniu innych gier głównego nurtu serii. Pozwolę sobie teraz przedstawić chronologiczną listę gier, włącznie z tymi które wyszły tylko w Japonii:
1) Tales of Phantasia
2) Tales of Destiny
3) Tales of Eternia
4) Tales of Destiny 2
5) Tales of Symphonia
6) Tales of Rebirth
7) Tales of Legendia
8) Tales of the Abyss
9) Tales of Innocence
10) Tales of Vesperia
11) Tales of Hearts
12) Tales of Graces
13) Tales of Xillia
14) Tales of Xillia 2
15) Tales of Zestiria
16) Tales of Berseria
Od 1995 roku aż do dzisiaj. A w przyszłym roku oczekujemy Tales of Arise, które wg twórców ma być odrodzeniem się serii.
[Tales of 20th Anniversary Animation]
Ponieważ minęło już kilka lat, z moich pierwszych Tales of…, Tales of Symphonia pamiętam już niewiele. Gdy zaczynałem w nią grać, robiłem to jeszcze z podejściem: do przodu, kolejny rozdział zaliczony. Ale z biegiem gry zaczęło się to zmieniać. Rozmowy bohaterów, ich osobowości, wydarzenia w grze, coraz bardziej przyciągały moją uwagę. Z grą spędziłem ponad 100h i stało się to dla mnie standardem z Tales of… Przygody Lloyda, Colette, Genisa, Raine, Kratosa, Sheeny, Presei, Zelosa i Regala bardzo mi się spodobały i już wiedziałem, że z tą serią trafiłem jak w totolotka. Dumny byłem, gdy mogłem uzbroić Lloyda w jedną z najpotężniejszych broni w grze: papierowy wachlarz. Twórcom, jak widać, humor towarzyszył przy tworzeniu gry. Pokrzykiwania Zelosa w trakcie walk były świetne. Sam playboy zresztą też był niezłym ziółkiem. Ale z drugiej strony miałem smutną historię Presei i Regala, noszącego kajdany na rękach jako pokuta za popełnioną zbrodnię. Genis i jego starsza siostra, Raine też nie mieli łatwo w życiu. Ciekawość ich historii popychała mnie do przody w grze.
Kolejnym Tales of… była Tales of Symphonia: Dawn of the new world. Dało się wyczuć, że przygody Emila i Marty plus złośliwy ale śmieszny Tenebrae, nie były z głównego nurtu serii. Dobra gra ale jednak czegoś jej brakowało. W pewnym sensie kontynuowała trochę pierwszą część i mogliśmy spotkać jej bohaterów. Ale jednak końcówka, z możliwymi różnymi zakończeniami, wywołała u mnie lekki zamęt. Pogubiłem się w tym, o co twórcom chodziło.
Potem przyszła kolej na Tales of Graces F. I tu spotkałem dodatkową trudność. Otóż w poprzednie dwie gry grałem po hiszpańsku, w języku który znam. Natomiast Tales of Graces F jest tylko po angielsku. Początki były dość pod górkę, bo zabawa ze słownikiem w ręku była pełna przerw i poszukiwań. Ale z czasem było coraz lepiej. To były kolejne Talesy więc w pewnych kwestiach łatwo było mi się odnaleźć. Inne kosztowały mnie sporo, bo system walki uległ poważnym modyfikacjom. W efekcie, jest kilka specjalnych potworów którym darowałem życie, bo swoim dmuchnięciem wywoływały Game Over. Za to coraz bardziej podobała mi się historia Asbela, Sophie, Cherii, Huberta, Pascal, Malika i Richarda. Szczególnie relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami były absorbujące. Pascal robiąca cielęce oczy do Huberta była genialna. Humor, ale też i trudniejsze kwestie, przewijały się w grze. W pamięć szczególnie zapadła mi drobniutka Sophie. Miłym zaskoczeniem również był w tej grze epilog.
Następnym Tales of… było Tales of Vesperia. Do tej gry po prostu się już przygotowałem. Ponieważ w tym okresie była jedynie dostępna na Xbox’a 360, początkowo musiałem się zadowolić… youtube. Aż dwukrotnie obejrzałem całość nagraną przez MasaeAnela. Ktoś może stwierdzić: genialny spoiler, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to gdy sam już grałem. Wyczekałem więc odpowiedni moment i za zgodą żonki kupiłem wpierw Xbox’a 360 a potem wyłowiłem na Amazonie samą grę w wersji na Europę. W międzyczasie, akurat w odpowiednim momencie, były też obniżki w Microsoft Store. I tak w styczniu zeszłego roku postawiłem na swoim i rozpocząłem moją przygodę z Tales of Vesperia. Gra wciągnęła mnie na wiele wieczorów, a żonka w pewnym momencie zaczęła sobie nucić opening pod nosem i coraz częściej dopingowała naszym bohaterom. Vesperia zaczyna się banalnie, od pogoni za złodziejaszkiem, który bezczelnie okradł najbiedniejszych w dzielnicy Lower Quarter. A przeradza się w wyprawę o wymiarze całej Terca Lumireis.
Tak przyszła kolej na Tales of the Abyss, również poprzedzone oglądaniem youtube w wykonaniu FatalRagnarok i kupieniem kolejnej konsoli (sic!). Tym razem padło na New Nintendo 2ds XL. Jak widać trochę skakałem po grach i nie liczyłem się z ich chronologią, która poza 2 wyjątkami nie ma znaczenia. I po raz kolejny uległem urokowi gry. Śledzenie poczynań Luka fon Fabre i jego przyjaciół: Tear, Guy, Anise, Jade, Natalia oraz Ion i Mieu, znów przykuło mnie na wiele wieczorów. Zaskakujące jak mały ekranik tej kieszonkowej konsolki może przerodzić się momentami w cały świat. Te Talesy są pierwszymi, które rozwalcowały mnie “emocjonalnie” na koniec. Znałem już przecież grę z youtube, ale pomimo tego, przeżywanie samemu gry jest dla mnie czymś o wiele bardziej osobistym i bliskim. No i bez takich przyjaciół jak Tear i Guy, Luke nie stałby się sobą.
Nie wiem jakim sposobem, ale jako kolejną grę serii wybrałem: Tales of Berseria. Najmłodsza gra i graficznie najbardziej dopieszczona. Oj tak, Velvet cieszyła oko do tego stopnia, że poszła kasa na specjalne ciuszki. Przy okazji też pozostali bohaterowie powiększyli garderoby. Dotąd niewielką uwagę przywiązywałem do tej charakterystyki Tales of… jaką jest możliwość przebrania protagonistów, no ale skoro głównym bohaterem jest piękna niewiasta… Powiem, że było warto. Berseria jest inną grą niż pozostałe Talesy właśnie przez fakt, że to kobieta, Velvet Crowe, stoi w centrum historii. Ale poza tym, to są nadal “stare”, dobre Talesy. Wisienką na torcie w grze jest jedna z pobocznych misji pod koniec gry, gdzie mamy okazję spotkać Millę i Jude’a z Tales of Xillia.
I tak doszedłem do ostatnich dwóch gier serii, które ograłem. Tales of Xillia i Tales of Xillia 2. Pierwsza Xillia jest jedyną grą serii, która pozwala grać, wybierając pomiędzy dwoma protagonistami: Millą i Judem. Mamy możliwość brać udział w wydarzeniach w grze z pozycji obu bohaterów. I choć generalnie historia jest ta sama, są momenty, gdy nasza para działa w pojedynkę. I tylko grając w obie “ścieżki” możemy poznać całość historii. Bardzo interesujące posunięcie ze strony twórców. Spotkałem głosy, że lepiej oba przejścia zrobić w odstępie czasu, ja jednak zrobiłem to od razu, mając w pamięci pierwsze przejście. Ukończenie gry powiększa świat Rieze Maxia i jest wstępem do kolejnej części. Bohaterem Xilli 2 jest Ludger Kresnik. Nowością w grze jest możliwość dokonywania wyborów w określonych sytuacjach. No i główny bohater jest wybitnie małomówny, przez co jego postać sporo traci. Ale nadal jest cała ekipa z pierwszej części, powiększona o dwójkę dawniejszych oponentów.
8 gier za mną i to jeszcze nie koniec. W najbliższej przyszłości zamierzam zagrać w Tales of Hearts R. Nota bene, podobnie jak z Vesperią i the Abyss, grę mam już obejrzaną w całości na youtube i kupiłem też specjalnie Vitę z myślą o niej. To był oczywiście pretekst, bo rękę na konsolce położyła córcia by bawić się, grając w otome. Pozostając przy Vicie, następne na liście jest Tales of Innocence R, mój ostatni nabytek. Gra jest niestety tylko po japońsku ale znalazłem już przewodnik, włącznie z tłumaczeniem menu. Warunki by zagrać w całość są odpowiednie. Na koniec, i zanim wyjdzie Tales of Arise, pozostawiam sobie Tales of Zestiria. Zestirię, podobnie jak obie Xillie, poznałem gdy córa w nie grała. Podzieliliśmy się wtedy Talesami. Ja ogrywałem starsze gry a córcia młodsze. I wiem, że nie zawiodę się na tej grze.
[Tales of – The Legend of Tales]
Czas teraz na trochę refleksji i… spoilerów.
1) Fabuła. Fabuła jest dla mnie najmocniejszym punktem we wszystkich Talesach. Zawsze lubiłem czytać książki i nie raz zdarzyło mi się przesiedzieć całą noc przy wciągającej lekturze. Takie też są dla mnie i Talesy, jak dobre książki. Oczywiście przy książkach dużą rolę odgrywa własna wyobraźnia. W grach mamy obraz przed nosem, ale za to interakcja jest tu nowym wymiarem. W efekcie, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że bardziej się przez to angażuję emocjonalnie.
W którymś momencie, gdy studiowałem informacje encyklopedyczne o grach jRPG, trafiłem na ciekawy szczegół. Podczas gdy zachodnie RPG są tworzone generalnie dla męskiej części graczy, japońskie są przeznaczone dla obu płci. (Stąd pewnie MasaeAneli tak się świetnie grało w Vesperię) Widzę w tym ubogacenie samych gier, bo dochodzą nowe aspekty, których możemy nawet nie być świadomi. Uważam to za duży plus jRPG. Różnica kultur ma też swój smaczek, choć czasami miewam kłopoty ze zrozumieniem intencji twórców. W Xilli 2 właśnie, uparłem się, żeby nie poświęcać starszego brata Ludgera, Juliusa. I dokonałem samych złych wyborów które zaowocowały walką z wszystkimi członkami mojej grupy. Nie udało mi się wygrać, dobrze, że miałem save’a tuż przed. Gdybym wygrał, zaliczyłbym bad ending, jedno z 3 możliwych zakończeń. Ale i tak dostałem kilkudniowego obrzydzenia, bo nie mogłem strawić faktu, że musiałem walczyć przeciwko swoim. Musiałem odczekać kilka dni by powrócić do gry. I mam gdzieś trofeum za takie zakończenie. To nie dla mnie. W nagrodę udało mi się uzyskać prawdziwe zakończenie, lepsze niż dobre. To jest historia, w której bierzemy udział ale ktoś inny jednak ją napisał i nie da się zmienić scenariusza.
2) Muzyka. Muzyka z Talesów, gdy nie graliśmy w gry, niekoniecznie musi być wybitnie interesująca. Ale gdy już znamy serie i wybrane tematy muzyczne łączą nam się z wydarzeniami i przeżytymi emocjami, następuje zmiana. Muzyka jest także mocnym elementem Talesów. Zadbałem o to, by mieć u siebie kolekcję soundtracków i lubię do nich wracać. Openingi również mają swój smaczek. Bonnie Pink, Ayumi Hamasaki, Superfly są wśród ich wykonawców.
3) Rozwój postaci i walki. Solidny system rozwoju postaci w każdej grze. Wspólne cechy ale też zmiany, dodatkowe elementy. I same pojedynki. Można czasami tłuc w przyciski i w większości przypadków bywa to wystarczające. Ale jak się trafi na delikwenta odpornego na wszystko, niezły ból głowy. Dobrze jest poznać mocne i słabe strony przeciwników. Czasami musimy do tego użyć specjalnych “szkiełek”, a czasami wystarczy raz zwyciężyć dany typ potwora. W pierwszych grach, które korzystają jeszcze z systemu 2D bardziej tłukłem w klawisze. Potem jednak zacząłem dobierać sobie ulubione ataki, ich serie, mocniejsze “sztuki” aż wreszcie animacje i “sztuki mistyczne”. W każdej grze znajdą się zadania dla miłośników takich wyzwań czy arena z walkami.
4) Grafika. Jak dla mnie, stosownie do generacji konsol, grafika jest na dobrym poziomie i nie ma się do czego przyczepić. Gry działają płynnie. Jedynie przy Tales of the Abyss (Nintendo 3DS) czy Tales of Graces F (PS3) w trakcie skomplikowanych walk, gdzie było sporo efektów związanych z atakami, dało się zauważyć spadki płynności. Ale i tak, dla mnie sama grafika w tych grach jest drugorzędna. Spełnia swoje zadanie znakomicie.
Humor!!!
[The Best Battle Victory Skit – Love, Justice, and Sexuality – Tales of Vesperia: Definitive Edition]
Zajęło mi trochę czasu przygotowanie tego tekstu. Nadol miał rację, że warto się podzielić własnymi wrażeniami z gier, które są dobre. Oczywiście każdy je oceni według własnego gustu. Najgorsze w tym, że dumając nad tekstem w pracy czy w wolnym czasie, przypominałem sobie o wielu szczegółach które teraz mi pouciekały. Jeszcze więcej o emocjach, trochę filozofii która wynikła z naszych, z córą dyskusji o Talesach czy innych kwestii. Pozostawiam to Graczom/Czytelnikom, którzy sięgną po te gry, niech sami odkryją, w czym tkwi świetność Talesów.
[PS3 – Tales of Xillia Milla Opening HD]
Materiały pomocnicze:
https://es.wikipedia.org/wiki/Tales_of