Idealne gry na zimę według redakcji Cross-Play

Święta, święta i po… a jednak nie! Właśnie na same święta wlatuje nasz wpis, w którym wspólnie polecamy idealne gry na ten wyjątkowy, świąteczny okres! Święta to czas relaksu, więc warto na chwilę przystopować i zasiąść do dobrych gierek. Jeżeli macie problem z wyborem odpowiedniego tytułu, to ten wpis jest właśnie dla Was. Zapraszam serdecznie po więcej!


Jak ten czas leci, prawda? Człowiek się nie obejrzy jak topnieją śniegi i przychodzi wiosna, święta wielkanocne, a potem lato, jesienią masowo opadają liście, by znów nastała zima. I w ten sposób nadeszły kolejne święta, a my znowu się spotykamy przy kolejnej polecajce growych szpili na ten wyjątkowy czas. Wielką radość sprawia mi fakt, że kolejny raz mogę pisać ten jakże banalny, a jednocześnie nietuzinkowy wstęp i zaprosić Was na listę klimatycznych gier, które wraz z redakcją Wam polecamy. Oczywiście z racji tego wyjątkowego czasu, w jakim publikowany jest ten wpis, w imieniu swoim i całej redakcji, chciałbym złożyć wszystkim odwiedzającym nas czytelnikom Zdrowych, Spokojnych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia! Aby te święta były dla Was magiczne, wyjątkowe oraz spędzone w gronie najbliższych Wam osób. Żeby nikomu nie utknęła w gardle ość od wigilijnego karpia, waga nie pokazywała więcej niż do tej pory, a pod choinką znalazły się same wspaniałe prezenty, obfitujące w wymarzone gierki, konsole i geekowskie gadżety. Spędźmy wspólnie ten czas najlepiej jak potrafimy i nacieszmy się tym co mamy, tym co dla nas jest najważniejsze, czyli bliskością rodziny i znajomych. Wesołych świąt!

Tego i wiele więcej życzy Wam:
Red. nacz. Cross-Play, Gomlin, wraz z całą redakcją!

A teraz zapraszam do naszych polecanek!


Hagen

Na zewnątrz robiło się coraz zimniej, zimniej niż w sercu diabła. Na ziemię sypał się lód, jakby niebo miało się zawalić. Wszyscy szukali schronienia, oczekując rychłego końca świata…

Tak właśnie pogodę opisywał wydany w 2001 roku Max Payne, produkcja studia Remedy. Chociaż ząb czasu nadgryzł tę produkcję jeśli chodzi o grafikę, to jednak – mimo 22 lat na karku – jest to wciąż niesamowicie grywalny tytuł. Finowie nie mogli chyba trafić lepiej ze zrealizowaną przez siebie koncepcją. Max Payne to TPS z innowacyjnym jak na tamte czasy systemem Bullet Time, który rozpalał wyobraźnię każdego, kto zachwycił się debiutującym dwa lata wcześniej filmem Matrix. Gra wspaniale buduje klimat neo-noir, przenosząc graczy w mroczne zakamarki Nowego Jorku podczas najgorszej zamieci śnieżnej od lat. Ludzie obawiali się, że zbliża się koniec świata. Motyw ten gra wplotła również w swój główny wątek, zawierając kilka odniesień do pojęć takich jak Valhalla, Ragnarök czy Walkiria, które obecnie raczej spowszedniały, ale wtedy nie były pojęciami znanymi pod każdą strzechą. Ponadto naprawdę ogromnym plusem jest występ w roli głównej aktora Jamesa McCaffreya, którego niepodrabialny głos dodaje grze jeszcze więcej mroku (a czasami też i humoru). Słuchanie wygłaszanych przez niego kwestii wobec nagłej i niespodziewanej śmierci aktora w ostatnim czasie na niejednej osobie wywrze teraz zapewne jeszcze większe wrażenie. Ośnieżone ulice Nowego Jorku czynią tę grę idealną na zimowe wieczory, gdy za oknem jest całkiem szaro i buro, a za szybą szaleje śnieżyca (bądź policja). To fenomenalny tytuł, którego klimat udzieli się w zasadzie chyba każdemu graczowi – i to na tyle, że otuli się szczelnie kocem, z gorącą herbatą (albo czymś mocniejszym) tuż obok. A jeśli jednak tegoroczna zima będzie miała problem z powrotem, a wszechobecna plucha i deszcze nie ustąpią, to nic nie szkodzi. W tym przypadku na zimowy wieczór mogę z czystym sumieniem polecić… Maksa Payne’a 2.

Innym tytułem, który mógłbym polecić na zimowy czy też świąteczny wieczór, to Batman: Arkham Origins. Gra w zasadzie nieco zapomniana i porzucona przez wydawcę, który woli udawać, że seria Batman: Arkham to trylogia – a szkoda, bo przynajmniej moim skromnym zdaniem jest to tytuł, który postawiłbym zaraz za Arkham City (i nie boję się powiedzieć otwartym tekstem, że jest to gra znacznie lepsza od bezpłciowego Arkham Knight). Mamy do czynienia z prequelem, którego akcja dzieje się w wigilijny wieczór, a Batman – który nie jest jeszcze zbyt doświadczonym samozwanym stróżem prawa jak w późniejszych częściach – musi stawić czoło szeregowi wrogów, którzy polują na niego na zlecenie Czarnej Maski. Ale czy aby na pewno? Tak, gra miała całą masę problemów w okresie premiery (które rozwiązano jedynie częściowo) i stanowiła w zasadzie pod kątem mechanik jedynie nieznaczne rozwinięcie rozgrywki z Arkham City, za co zebrała masę krytyki. Mimo to oferowała bardzo ciekawą, nawet jeśli miejscami przewidywalną, historię (ponownie: lepszą niż Arkham Knight [Bluźnisz! – dop. May_Day]), a przemierzanie ośnieżonych ulic Gotham, gdzie panował półmrok, nadawało grze dość specyficznego klimatu. W końcu za chwilę święta, śniegu całe zaspy, wszędzie dekoracje i lampki świąteczne… no i my pośrodku tej przepięknej scenografii, okładający wrogów do nieprzytomności. Ciekawy kontrast, warty doświadczenia na własnej skórze.

May_Day

Jeśli miałbym wybrać tytuł, który pierwszorzędnie oddaje ducha bożonarodzeniowych świąt, to byłby to na pewno Undertale. Pomijając już fakt, że cała ta gra promienieje ciepłem i serdecznością (chyba że postanowisz wszystkich pomordować), spory jej fragment rozgrywa się w zaśnieżonym miasteczku Snowdin (bo wiecie, „snowed in”) wraz z przyległościami. Nie dość, że to właśnie tam poznajemy Sansa i Papyrusa, to cały ten rejon jest niczym rozpikselizowana pocztówka świąt Bożego Narodzenia. Jest to wyczyn godny podziwu tym bardziej, że zamieszkujące miasto potwory po prostu świąt nie obchodzą. To, że na miejskim rynku, pod udekorowanym drzewkiem leży stos prezentów, wynika z zupełnie innej „tradycji” (notabene warto porozmawiać z jednym z mieszkańców miasta na jej temat). Całości dopełnia cudownie relaksacyjna muzyka i mimo że w tym rejonie grają tylko dwa utwory, to nie nudzą się one po piętnastu minutach, w przeciwieństwie do większości piosenek wydobywających się z radia pod koniec grudnia.

Nie będę ściemniał, że Snowdin to mój ulubiony fragment Undertale’a. Nie dlatego, że jest gorszy od innych – po prostu wskazanie jednego najlepszego etapu w tak dobrej grze graniczy z cudem. Ale magia świąt jest w nim silna. Polecam się do Snowdin wybrać, podobnie jak Grifter w swojej recenzji Undertale’a.


Hrabia

Jednym z moich ulubionych tytułów bazujących na fascynującej i sugestywnej zimie, jest pierwsza odsłona serii Tom Clancy’s The Division z 2016 roku. Spowity zimową aurą Nowy Jork jest jedną z najciekawiej zrealizowanych aren looter-shooterowej rozgrywki, na której trzaskający mróz miesza się z krajobrazami niemalże postapokaliptycznymi. Wybuch epidemii wirusa wywołał niespotykany nigdy wcześniej zryw paniki i brutalnych zamieszek, który na stałe odcisnął swoje piętno w pejzażu betonowych labiryntów miasta. Fakt, że katastrofa rozegrała się w grudniu, ma tu kluczowe znaczenie. W grze autentycznie czuć klimat świąt Bożego Narodzenia. Niemal każda zwiedzana ulica raczy nas rewią świątecznych dekoracji. Drzewa i chodnikowe barierki rozświetlają ulice wiązankami lampek, drzwi domostw przyozdabiają choinkowe stroiki, a sklepowe witryny krzyczą w naszą stronę „Hej! Mamy grudzień! Wesołych świąt!”.

Rozmarzeni fantastycznym projektem miasta, szybko zostajemy jednak sprowadzeni na ziemię. Zamiast kolęd i pastorałek usłyszymy tu tylko odgłos spadających łusek i wybuchających granatów. Chowając się za samochodowym wrakiem, trzy razy się zastanowimy nim obierzemy kurs kolizyjny wprost na grupkę uzbrojonych po zęby członków panoszącego się po okolicy gangu. Ulice miasta emanują fantastyczną mieszanką klimatów. Z jednej strony oblodzony asfalt zdemolowanych ulic i zaspy śniegu pokrywające ogromne połacie terenu. Z drugiej wraki samochodów, zdezelowane przystanki i sklepy, spalone kontenery i mieszkania. Słowem: apokalipsa w nieco bardziej realistycznym wydaniu. W samym środku zaś my, szeregowy funkcjonariusz Strategic Homeland Division, pomagający biednym i poszkodowanym. Tytuł obowiązkowy zarówno dla fanów zimowych scenografii, jak i sympatyków trzecioosobowych looter-shooterów. Do gąbek na pociski da się przyzwyczaić, zaś doświadczenie magii Bożego Narodzenia w Nowym Jorku jest niepowtarzalne.


Tom

Zimowy okres to piękny czas. Przypominasz sobie jak kiedyś lepiłeś bałwana, a kolega rzucał się na niego, niszcząc twoje dzieło sztuki. Przypominasz sobie o skarpetach porozwieszanych nad ciepłym kominkiem i mięciutkim pluszowym dywanie z mikro-fibry. O świętach, prezentach, zakurzonej choince ze strychu i cukierkach, które zostaną zjedzone zanim pojawią się na gałązkach. A potem budzisz się, patrzysz przez okno i widzisz krajobraz pełen rozpaczy i depresji. Dzieciaki siedzą w swoich domach, bo zamiast śniegu jest deszcz. Siedzą również, bo mają tablety i telefony, więc po co wychodzić, skoro na zewnątrz pizga, dmucha, zawierucha. Znów wchodząc w buty dorosłości, masz przekichane. Rano wstając do pracy trzeba wiecznie skrobać szyby i lusterka w samochodzie podczas przymrozku – w końcu nikt za nas tego nie zrobi. Później wracasz do domu późnym popołudniem i nastał czas apokalipsy zimowej, jest ciemno jak w d%#e. Jedyne o czym myślisz, to uwalenie się na łóżku i włączenie trybu snu zimowego niczym niedźwiedź polarny. Można również wypić pół litra Grzańca Galicyjskiego, aby następnie usnąć i wstać rano do pracy. Dochodzą do tego: kupowanie dekoracji świątecznych droższych niż u sąsiada, przychodzenie do pracy w stanie podgorączkowym i z posmarkanym nosem. I tak przez parę miesięcy. Dlatego na przekór tego okropnego okresu zimowego mam dla was dwie gry. Pierwsza jest na depresję, kiedy chcemy zastrzyku radości w domowym zaciszu, druga jest na wieczorne uspokojenie, kiedy za oknem prószy śnieg, a ciepło z kominka muska płomykami twoje policzki. 

Dwa zimowe klasyki na jednym ujęciu.

Co jak co, ale gry z serii EA BIG były świetne. Opus magnum nadszedł jednak dopiero przy SSX 3. Zamysł gry był ambitny i dość ciężki do zrealizowania na poczciwej czarnulce (PlayStation 2), kiedy mówimy o stworzeniu otwartego świata ogromnego szczytu górskiego podzielonego na tzw. peaki, czyli długie odcinki charakteryzujące się odmiennymi warunkami atmosferycznymi, grubością śniegu i oczywiście projektem tras. SSX 3 to po prostu snowboardowy sandbox, gdzie można przejechać na desce trasę z samego szczytu na dół w kilkanaście minut! Jednak to, co wyróżnia omawiany tytuł, to klimat. Suniesz po białym puchu, wyskakujesz z ramp, trzaskasz tricki Super Uber, w międzyczasie strącając śnieg z czubka drzewa. Po wylądowaniu obracasz dechę i suniesz po rurze, przeskakując nad przejeżdżającym pociągiem towarowym. Zimowa aura i rewelacyjne trasy wprost krzyczą do grającego „Hej, spójrz jak zrobiliśmy lawiny, zamiecie i rozpadliny lodowcowe”. Mało tego, śnieg występuje tu w kilkunastu odmianach i to czuć podczas jazdy, od ubitego po sypki, lodowaty i puchowy, koniecznie z odbijającymi się niekiedy promieniami słonecznymi i typowym efektem „kryształków światła”. Na dokładkę retro-grywalności dostajemy najlepszą ścieżkę dźwiękową wraz z komentatorem DJ Atomiką, który świetnie odgrywa swoją rolę, rozpoczynając radiowe szoł słowami: „“I’m DJ Atomika, and you’re listening to Radio BIG”. Zresztą, poczujcie atmosferę i zobaczcie prawie półgodzinny zjazd ze szczytu. Tu DJ Tom, a to jest najlepsza „zimowa” gra, w jaką zagracie!

Drugim wartym uwagi rodzynkiem jest Kate Walker. Jej przyjemny, ciepły głos, zgrabny tyłecz… Chwila, o czym to ja? A tak, Syberia 2. Zimowa sceneria w prawdopodobnie najlepszej odsłonie serii wprost wylewa się z ekranu. Mamy tutaj niemalże wszystko. Lodowisko z pingwinami – jest, drewniana chatka gdzieś pomiędzy górskimi szczytami – odznaczone, mały piesek polarny i duży niedźwiedź, który dobiera się do Kate – oczywiście! Lokacje przez cały czas pokryte są ogromną ilością białego puchu, od początkowej przystani miasta Romansbourg i Great North Passage po wioskę Jukoli i końcowe tereny Syberii z mamutami na czele. Z racji tego, że mamy do czynienia z gatunkiem point & click, rozgrywka jest niespieszna, a aura ciepłego głosu głównej bohaterki, połączona z atmosferą miejsca, sprawiają że jest to idealny szpil do ogrywania w spokojny, ciepły wieczór – kiedy za oknem zawierucha, a w rozpalonym kominku tańczą płomienie, strzelając zasypanym drewnem. W blokach proponuję świeczkę zapachową „Pieczone jabłko” ze strzelającym knotem i świąteczne lampiony przy oknach. Polecam również Syberię 2, bo to najlepsza relaksacyjna gra w chłodne zimowe dni. 


Gomlin

Chociaż zimą często i gęsto narzekamy na wiele rzeczy, to nie sposób odmówić jej pewnego klimatu. O ile latem staramy się jak najczęściej uciekać z domu, tak zimą warto jak najlepiej wykorzystać wieczorne klimaty, ciągnące się już od popołudnia. Dla mnie to czas, kiedy zaparzam sobie duży kubek gorącej herbaty, rozsiadam się wygodnie w fotelu i odpalam konsolę. Długie zimowe wieczory to świetna okazja, by nadrobić wiele zaległości, ale też również powrócić do ulubionych tytułów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy może sobie pozwolić na takie growe „szaleństwa”. Rodzina, praca, dom, mnogość obowiązków i codziennych problemów, z którymi zmaga się większość osób, dyskwalifikują tę piękną wizję. I tu z pomocą przychodzą Święta – okres wyjątkowy nie tylko ze względu na atmosferę, prezenty czy wyżerkę, po której zdecydowana większość przez kolejne dni nie będzie w stanie zrobić nawet kilku kroków. To również czas, kiedy możemy wyhamować nasz nieustanny życiowy pęd i na chwilę odpocząć, a najlepiej oczywiście zrobić to przy naszym ulubionym, relaksującym hobby, czyli grach.

W obecnych czasach trudno jest polecić najlepszy zestaw gier wpasowujących się w zimowe klimaty, gdyż liczba zarówno nowych, jak i retro szpili, dostępnych na rynku, potrafi przyprawić o ból głowy. Osobiście każdego roku powracałem do mroźnych krain Skyrima, jednak tym razem postanowiłem sobie odpuścić. W co zatem będę grał?

Moim głównym tytułem, a jednocześnie motorem napędowym tych świąt, jest rewelacyjny retro szpil, w którego ostatni raz grałem w 2019 roku – Sled Storm. Wyścigi na skuterach śnieżnych to przede wszystkim wspaniała rywalizacja, sporo adrenaliny i ogrom funu! Kiedy świąteczny zegar zwalnia tempo, a czas wolny staje się naszym najcenniejszym prezentem, tytuł ten staje się tym, czego potrzebuje każdy fan ekstremalnych sportów zimowych, aby móc przeżyć niezapomniane chwile podczas panującej na dworze [Polu! – dop. May_Day] zimowej aury. To nie tylko gra – to wirtualna brama do niezwykłego świata śnieżnych przygód, idealna na te długie, mroźne dni. Z każdym kolejnym wyścigiem czujemy ten dreszczyk emocji związany z unikalną mieszanką wyścigów i kaskaderskich szaleństw. To jak stawienie się na starcie emocjonującego rajdu z zapierającymi dech w piersiach skokami i zakrętami na śniegu, bez względu na to, czy wolimy soczystą rywalizację, czy też preferujemy cieszyć się spektakularnymi ewolucjami. System rozgrywki to nie tylko wyścigi na skuterach śnieżnych. To także harmonijna symfonia między solidną dawką adrenaliny podczas wyścigu a efektownymi, wręcz wyczynowymi akrobacjami. Podczas śnieżnych zawodów przyjdzie nam zbierać power-upy, odkryjemy tajne skróty tras, będziemy rywalizować na punkty, wykonując masę kombinatorskich trików. Co prawda ich liczbę dzielą lata świetlne od takiego THPS, ale świetnie uzupełniają całość. Do tego wszystkiego dodajmy rewelacyjną ścieżkę dźwiękową, klimatyczną oprawę graficzną i ogrom rozrywki w trybie kanapowego co-opa! Jeżeli potrzebujecie sporej dawki emocji i frajdy, to właśnie Sled Storm wydaje się idealnym sposobem na rozgrzewkę podczas świątecznego lenistwa. To szpil, który pomoże Wam urozmaicić te wolne dni, wnosząc do nich nieco adrenaliny i uśmiechu na twarzy! Po więcej informacji odsyłam Was do mojej recenzji sprzed kilku lat → klik!

Drugą pozycją na mojej liście (gorąco w tym okresie polecana przez Nynka) będzie najnowsza odsłona tej niewątpliwie kultowej serii (już wcześniej wspomnianej przez Toma) – Syberia: The World Before. Nie zliczę już, ile razy ograłem dwie pierwsze części. To ponadczasowy klimat zapomnianych mroźnych krain, którego próżno szukać w innych produkcjach. Syberia jest po prostu wyjątkowa. Kilka lat temu dostaliśmy kontynuację, niestety owianą złą sławą nie tylko za sprawą recenzentów, ale również wiernych fanów. Zabrakło klimatu i tej iskry, która sprawia, że zasiadamy do tytułu na długie godziny. Na szczęście całkiem niedawno dostaliśmy kolejną, czwartą odsłonę cyklu. I choć zapewne sporo jej brakuje do fenomenalnej „jedynki” oraz „dwójki”, to produkcja wkracza na właściwe tory. Osobiście postaram się o tym przekonać w ciągu nabliższych dni, a jeżeli chcecie poznać więcej szczegółów na jej temat, to oczywiście odsyłam do recenzji napisanej przez Chrno, o tutaj!

Nynek poleca Syberię! I życzy Wesołych Świąt!

Ten sam Nynek: Ale pizga, ja chcę do domu! 

2 thoughts on “Idealne gry na zimę według redakcji Cross-Play

  1. Batman Arkham Orgins też jest u mnie co roku. Stało się to tradycją niczym Tomb Raider w Sylwestra xD.
    Do tego mogę dorzucić Rise of Tomb Raider oraz Dead Rising 4.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *