Gry z grubym klimatem, które nie są straszakami | Cross-Play

Gry z grubym klimatem

Znane jest każdemu uczucie, kiedy przysiadając do gry, po chwili jesteśmy niejako uczestnikami przedstawionych wydarzeń, wsiąkamy głęboko w klimat, a otoczenie w mieszkaniu jest dla nas nieobecnym bytem zawieszonym w próżni. Jesteśmy tylko my i włączony szum konsoli z krążkiem w czytniku. Zazwyczaj gramy w nocy, ze słuchawkami na uszach, aby lepiej wczuć się w zaprezentowany świat, aby zwiększyć i tak zaznaczoną grubą czcionką immersję. „Problem” w tym, że dotyczy to głównie gier z gatunku (survival) horror.


Gdyby jednak wyrzucić w cholerę te wszystkie straszaki, a nawet produkcje, które tematycznie nie znajdują się w danym gatunku, a potrafią wystraszyć (Bioshock, Thief, Half-Life) – to wychodzi nam wąska grupa indywidualnych jednostek. Obecnie coraz trudniej jest twórcom wyrzeźbić nie-horror, który z atmosferą wylewającą się z ekranu mógłby śmiało konkurować z tytułami stricte nastawionymi na straszenie. Co samo w sobie jest zadaniem prostym, bo jak wiemy pewne gatunki z góry mają klimat przez duże K. Wystarczy wspomnieć o serii Silent Hill, Outlast, Resident Evil, czy System Shock. W tym artykule zaprezentuję gry, które od początku do końca zalewają nas gęstym niczym budyń na zasmażce klimatem. Klimatem, budowanym świetną ścieżką dźwiękową, mijającymi lokacjami, rzęsistym deszczem, słońcem przedzierającym się przez lekko odchylone żaluzje, czy dobrze zarysowanymi postaciami. Złota piątka prezentuje „Gry z grubym klimatem, które nie są straszakami”.

Wybranie kilku kandydatów nie było prostym zadaniem ponieważ większość z gier, które nie zbliżają się nawet do horroru, mogą mieć przeróżne fragmenty o takim zabarwieniu. Najlepszym przykładem jest Thief, jako zwykła skradanka, a kryjąca w sobie wizytę w kopalni opanowanej przez zombiaki, portową fabrykę z ogromnymi pająkami, więzienie z truposzami, czy nawiedzony sierociniec. Temat mało rozwijany, a tak ważny w grach. Zapraszam do podzielenia się w komentarzach, jakie produkcje pod względem klimatu wywarły na Was największe wrażenie. A tymczasem zaczynamy z grubej rury! Lista dziewięciu wspaniałych (Złota piątka + Złota czwórka).


Gry z grubym klimatem, które nie są straszakami | Cross-Play

Grand Theft Auto: Vice City

Ostatnio podczas recenzji ,,Stories” napisałem wspominkowo o klasycznym Vice City: ,,w tle pogrywa Mr. Mister – Broken Wings, a w dalszym planie wisiał na haku nie do końca schowany trup w szafie. Scenka kończy się, a ja w pamięci zapisuję kolejny punkt. Jazda na różowym skuterze Faggio, stacja radiowa Flash FM z piosenką “..Out of Touch”, powiewająca hawajska koszulka bohatera, ulice udekorowane wysokimi palmami i budynkami rzucającymi kolorową poświatę neonów”. Już wtedy wiedziałem, że miasto Vice City pochłonie mnie klimatem i pozamiata wszystkie inne gry z otwartym światem. Pomarańczowe promienie słoneczne wyłaniające się nad licznymi palmami i budynkami, rajska wysepka Starfish ze spamującymi się autami Inferno, czy odświeżający powiew tropikalnego powietrza z ciszą padającego deszczu i gazet unoszących się na ulicach. Genialne stacje radiowe z prawdopodobnie najlepszą składanką utworów jaką widział świat. Filmowa kamera, różowe znaczniki i otoczka mini-mapy, kubańskie cygara i samochody, pola golfowe z melexami, czy widowiskowe misje. Rzeź w centrum handlowym za pomocą katany, która szybkimi cięciami pozbawiała głów nieszczęśników, sterowane autka RC w trasach zrobionych na plaży, stadionowe eventy z torem przeszkód pod motor crossowy i Hotring Nascar, czy ogromne skoki jednośladem PCJ 600 między wieżowcami. W to chciało się grać za gówniarza, a teraz po latach ile dałbym za powrót do atmosfery z Vice City. Rockstar do roboty! Czas odnowić mafijne porachunki wmieszane w beztroskie plażowe życie z drinkami Malibu i jazdą na różowym skuterze z pogrywającymi hitami lat ,,tych najlepszych” , wraz z czarnym humorem postaci pierwszoplanowych i rozwałkę samochodową w słoneczny dzień.


Gry z grubym klimatem, które nie są straszakami | Cross-Play

Need for Speed: Porsche Unleashed

Imprezowa atmosfera Kolorado w premierowej odsłonie Forzy Horizon, uliczne Pontiaki z neonowymi lampami pod karoserią w Need for Speed: Underground, a może rajska wyspa z luksusowymi samochodami w Test Drive: Unlimited? Pudło. Nie ma obecnie gry wyścigowej, która tak dobrze wchłania w klimat jak Porsche Unleashed (lub jak kto woli Porsche 2000). Już samo intro, kiedy to kierowca testowy wchodzi do garażu zapełnionego autami marki Porsche, z latarką w ręku przy zgaszonym świetle, aby po chwili każdy naświetlony egzemplarz ukazywał urywek dynamicznej jazdy – jest świetnym wprowadzeniem. Przy tym wersja na komputerach osobistych różniła się od wersji na PlayStation właśnie klimatem. Tam, gdzie na blaszaku wszystko szło w filmowość, dynamikę muzyki i pewne niuanse (,,zaglądanie” do samochodu, odliczanie przez spikera podczas startu), tak na szaraku czuć było klasykę, stary filtr filmowy i proste ,,kołowe” menu główne. Dwie różne szkoły. Wersja na komputery osobiste miała jednak TO COŚ. Już samo menu wyróżniało się ,,soczewkową” stylistyką, z obracającym się pojazdem w garażu, gdzie parkiet odbijał otoczenie, a każdy z pojazdów miał otwierane drzwi i maskę. Wybieranie pojazdu z rozsuwanej listy trąci teraz archaicznością, jednak wszystkie te elementy są świetnym, nostalgicznym powrotem do lat 90-tych. No i ten początek wyścigu, kamera obracająca się wokół pojazdu, dynamiczne odliczanie startu i muzyka Morphadrona i Cyphera. Miód dla uszu i oczu. Edycja z ‘Porschakami’ do dzisiaj uważana jest za najlepsze dokonanie w serii Need for Speed. Kariera zrobiona według chronologii od najstarszego do najmłodszego modelu Porsche z długimi i urzekającymi trasami typu Korsyka, czy Normandia, sprawiają, że gracz zagłębia się w atmosferę historii marki. Przymykając oczywiście oko na to, że każdy model jest kopią poprzedniego.


Gry z grubym klimatem, które nie są straszakami | Cross-Play

Legacy of Kain: Soul Reaver

W zestawieniu nie mogło zabraknąć prawdopodobnie najlepszego przedstawiciela GĘSTEGO KLIMATU w erze panowania PlayStation. Tutaj wszystko ocieka i spływa gęstym osoczem z ekranu, zalewając gałki oczne i pokrywając trzymanego pada. Nie trzeba bowiem grać w Soul Reavera przy rozpalonych świeczkach w nocy, ze słuchawkami na uszach o rodzaju nausznych zamkniętych, aby poczuć niepokojącą atmosferę i ‘inniejszy’ świat pogrążony w mroku, gotyckiej stylistyce i stworach z najciemniejszych czeluści jaskiń i smolistych bagien. Wystarczy, że odpalicie pierwsze 5 minut rzeczonego tytułu i już wsiąkacie w klimat. Menu główne jako złowieszcze poruszające się pomniki z czerwonymi ślepiami, które wykręcają głowy – wydawałoby się w momencie, kiedy nie patrzycie na ekran telewizora. Doskonale sklejone intro z rewelacyjnym voice actingiem i motywem głównym od Ozara Midrashima. Wyrazisty bohater Raziel, jako pół-wampir, pół-człowiek, świetny design pomieszczeń i potworów, podróże między cielesną, a duchową formą, filmowa narracja i niepokojące dźwięki wyjących wilków, podmuchu wiatru i ciszy zagłuszanej przez jęki potępionych dusz. Kiedy postać przemienia się w jawę, można poczuć duchotę otaczającego miejsca; dochodzi do tego przenikanie przez kraty, efektowna zmiana ukształtowania terenu i wciąganie chodzących pokrak niczym ,,odkurzacz” w Pogromcach Duchów. Wystarczy jednak rozlana krew na kamiennych ulicach miasta, żołnierze nabici na pal i surowe skały zalanych jaskiń, aby nie czuć się swobodnie w normalnym wymiarze. Dochodzą do tego wyraziści szefkowie, jak Melchiah jako kupa mięsa stworzona z ludzkich zwłok, czy wyrwany z mitologii Cthulhu wodny stwór Rahab. Doprawdy, wszystko w tej grze tworzyło klimat, nie do podrobienia. Mogłeś grać w Soul Reaver podczas koncertu Justina Bieber’a i wszechobecnych pisków rozkochanych nastolatek… a i tak mogłeś być w grobowej atmosferze, chłonąc zaprezentowany świat przemierzany w skórze Raziela. Zastanawiałem się przez chwilę, czy gra w jakikolwiek sposób straszy wykluczając ją z „kartridża”, jednak nie znalazłem takich momentów.


Gry z grubym klimatem, które nie są straszakami | Cross-Play

Mafia: The City of Lost Heaven

Kolejny open world w „złotej piątce” z grubym klimatem? Nie może być? A jednak. Mafia jest jak stary, dobry film gangsterski. Tutaj nawet menu główne zrobione jest w stylistyce pokoju z kamerą lewitującą nad maszynopisem, telefonem z ręcznie wykręcanym numerem i mapą miasta Lost Heaven. Miasto, które przenosiło graczy do Ameryki lat 30-tych, kiedy to samochody poruszały się po ulicach z ograniczeniem prędkości do 40km/ h, milicja używała gwizdków i pałek, a muzyka rozbrzmiewała z gramofonów w zadymionych od papierosów pubach. Ruch uliczny poruszający się w ślimaczym tempie, stare stacje benzynowe i tereny pozamiejskie, kiedy to odwiedzaliśmy opuszczoną farmę, czy lotnisko. Czuć było autentyczność i klimat miasta. Wtedy nie było gier Ubi z trylionem znaczników i setkami aktywności pobocznych. Wtedy były świetne misje, które ociekały klimatem, a nie powtarzalnymi do bólu schematami z wspinaczką na wieże i wskakiwaniem do siana na czele. Przetransportowanie samochodu sportowego (hałasującej mydelniczki na kółkach) pod osłoną nocy, czy spacer z kobietą u boku przy skręceniu w niewłaściwą uliczkę, kiedy to trzeba było roztrzaskać nosy paru typkom… mają w sobie więcej magii niż większość ,,wybuchowych” zadań w obecnie wydawanych grach. A przecież Mafia to również świetna muzyka i pełno smaczków, które składały porozrzucane puzzle w kompletną, klimatyczną całość. Gięta blacha samochodów, czołgające się zwłoki, krew pozostająca na ścianie podczas bliskiego kontaktu zbira z dubeltówką, jazda w ciemnościach podczas rozbitych reflektorów, czy uciekający gangol kiedy to dostał od ciebie porządną fangę w twarz. No i będę wspominał do znudzenia. Otoczka zadań to była miazga. Wchodzisz z kumplem do kamienicy z pałkami bejsbolowymi w ręku. Towarzysz otwiera furtkę z kopa, a tajemnicza muzyka narasta. Widzisz w oddali dwóch bandziorów, a jeden z nich gwiżdże po wsparcie. Zaczyna się okładanie na pięści i pałki. Kolejny dla mnie klasyk – więzienie. Schodzisz przez kanały, wychodząc do opuszczonego z pozoru więzienia. Psy za siatką ujadają, koty wymiaukują swoje pieśni godowe, a członkowie gangu chrumkają niczym świnie. Istny dźwiękowy zwierzyniec, a ty musisz w tym obskurnym miejscu uważać na każdego popaprańca wyłaniającego się z więziennych cel. Jest ciężka atmosfera, tak gruba jak skóra Płetwala Błękitnego.


Gry z grubym klimatem, które nie są straszakami | Cross-Play

Metroid Prime

Pierwsze lądowanie na planecie Tallon jest przeżyciem jedynym w swoim rodzaju. Tajemnicza fauna i flora, która zaskakuje ambiwalentnym stosunkiem, do czasu pierwszego ataku w naszą stronę. Niesamowicie plastyczne ukształtowanie terenu pustynnego Chozo Ruins z unoszącym się piaskowym pyłem przy nawiązaniu do egipskiej kultury, w formie chociażby świetlików latających w ciemnych korytarzach; albo Phendrana Drifts, jako krainy otoczonej wiecznymi mrozami z gęstym puchem leżącego śniegu. Tropikalny deszcz padający na hełm Samus, kiedy to krople spływają po szybce wizjera, czy para wodna wytworzona poprzez przejście w gorącym tunelu z pobliską lawą. Na klimat składa się tutaj parę czynników. Wspomniany interaktywny kask bohaterki, świetne udźwiękowienie, fauna i flora, projekt pokonywanych lokacji, efekty cząsteczkowe i świetlne, autentyczny żyjący ekosystem i… w sumie wszystko co gra sobą reprezentuje. Zresztą gra posiada jeden z najlepszych „ciarkogennych” momentów na jakie natrafiłem. Chodzi o początkową eksplorację wewnątrz rozbitego, po części zatopionego statku kosmicznych piratów z motywem muzycznym o nazwie „Underwater Frigate Reactor Core”. Jak to kiedyś wspomniałem, tak bardzo ceniony przeze mnie klimat, w Metroid Prime wylewa się hektolitrami z ekranu i wtapia w gałki oczne, sprawiając wizualno-dźwiękową orgię. Gra zaserwowała mi prawdopodobnie wycieczkę życia, w zastraszająco niskiej cenie. Nie muszę czekać na pierwsze wycieczki na Księżyc, czy na Marsa… wystarczy kupno konsoli, krążek z omawianym arcydziełem, telewizor, wygodna kanapa i kompletna cisza. Bez remontów sąsiada i psa szczekającego dupą.


Gry, które ominąłem znalazły się w “Złotej czwórce”. W skład której wchodzą:

  • Oddworld: Abe’s Oddysee
  • Syberia 1 & 2
  • Medal of Honor: Allied Assault
  • Max Payne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *