Visage

Visage pojawił się trochę z zaskoczenia. Wydawać by się mogło, że będzie to kolejna tania próba odwzorowania anulowanego Silent Hills P.T., kiedy jeszcze święcił triumfy na streamingach z odważnymi prowadzącymi, uzbrojonymi w nieprzemakalne pampersy dla dorosłych. Powiedzieć, że Visage jest dobrym horrorem to tak, jakby oznajmić, że Joanna Krupa jest dosyć ładna. Albo, że Aston Martin jest bardziej wszechstronnym samochodem od Poloneza. To jest survival horror dopieszczony do granic możliwości. Zaprezentowanej gry nie zapomnisz na bardzo długo, a pewne scenariusze przypominać będziesz przy każdym spojrzeniu na tytuł produkcji. Jakie dokładnie? Usiądź wygodnie, opowiem pewną historię…


Słuchawki na uszach z podkręconym volume i klaustrofobiczne, oszczędnie oświetlone pomieszczenia w grze idealnie komponują się z mrokiem panującym w moim pokoju. Za oknami miasto ułożyło się do snu, zapalono latarnie, a gospodarz w końcu przestał kosić ten cholerny trawnik. Wskaźnik poczytalności powoli spada, a ja próbuję pozostać w oświetlonych miejscach, poszukując po omacku tabletek uspokajających. Jednak przeklęte domostwo nie daje za wygraną, cały czas testując moją cierpliwość. Radio zaczyna szumieć, żarówka w korytarzu wypaliła się na moich oczach, a w oddali zegar rozpoczął donośnie wybijać „ding-dongi”, kiedy wskazówka zatrzymała się na godzinie 3:33. Wielu badaczy zjawisk paranormalnych wierzy, że to właśnie o tej porze złe moce zaczynają swoją aktywność. Zaczyna być niepokojąco…

Nerwowo wyszukuje w ekwipunku żarówki, aby rozświetlić mrok panujący w korytarzu, kiedy niespodziewanie rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi wejściowych, które jak to bywa w horrorach – są zamknięte na cztery spusty. Podchodzę z pewną dozą ostrożności, w końcu może to być komornik. Jest gorzej niż myślałem. W oddali nieruchomo stoi dusza zmarłej wiele lat temu staruszki, która na moje nieszczęście, grasuje również w eksplorowanym właśnie domku jednorodzinnym, gdzieś na uboczu stanu Kalifornia. Żarówka w przedpokoju pęka z hukiem, a w tym samym momencie, osoba stojąca po drugiej stronie znika, pozostawiając mnie samego w mroku. Myślę sobie… „no to się zaczyna…”.

Jeszcze nigdy wchodzenie po schodach nie było tak niepokojącym przeżyciem, ale przecież jakoś muszę dostać się do wyżej usytuowanych pomieszczeń. Spoglądam na ikonkę mózgu przedstawiającą kondycję stanu psychicznego bohatera i nie jest dobrze, cały spływa krwią. Widzę przed sobą pokój dziecięcy skąpany w półmroku, sugerujący, że wypadałoby trzymać w ręku chociażby zapalniczkę. Mały kosmyk płomienia ledwo rozświetla mi przedmioty walące się pod nogami, więc nie mam pewności, czy sporych rozmiarów lalka na bujanym krześle nie okażę się staruchą, która zaraz złapie mnie za gardło. Postanowiłem przejść przez garderobę kiedy za moimi plecami zamknęły się drzwi. Nie panikowałem, bo byłem pewny, że zaraz twórcy zaprezentują klasyczny jump scare ze straszydłem wyskakującym z porozwieszanych obok ubrań.

Jednak to Visage, a nie gra stworzona na kolanie w dobie popularności P.T. Zawieszona pod sufitem żarówka zaczęła mrugać, aż do całkowitego przepalenia. Nic nie widać, ciszę przerywają tylko odgłosy moich kroków. Zaczynam się pocić, nerwowo rozglądając się na boki, jakby to miało większy sens. Nagle słyszę słowa wypowiedziane szeptem – „George, wróciłeś”, a w moim kierunku, z czarnej otchłani, wyłania się pomarszczona ręka. Jest coraz bliżej, a ja nie mogę poruszyć się nawet o centymetr, jestem sparaliżowany. Po chwili, która dla mnie trwała wieczność ukazuje się zarys jej bladej twarzy, światło powróciło, lokatorka zniknęła, a ja właśnie narobiłem w gacie.

Visage to murowany kandydat na idealnego przedstawiciela gatunku, od początków gier wideo, kiedy tylko wyszły dla masowego odbiorcy, czyli Ponga z 1972 r.

Thomas Harris w ‘Czerwonym Smoku‘ pisał – “Strach jest wytworem wyobraźni. To kara, cena, jaką płaci się za wyobraźnię“. Strach w Visage ukrywa się w mroku, bazując na wspomnianej wcześniej wyobraźni w sposób bezkompromisowy. Albo mówiąc dosadniej – nie pierdoli się w tańcu! Tak jak film, który rozpoczyna się zgodnie z maksymą Hitchcocka – najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie wzrasta. Daruję sobie jednak spoilery, zdradzając jedynie fakt, że wcielimy się w Dwayne’a Andersona, który będzie musiał zbadać historie poprzednich lokatorów. A że w przeciągu wielu lat nagromadziło się ich trochę, to niemal każdy zakątek ponurego domostwa kryje w sobie pamięć o rozgrywającym się tam niegdyś koszmarze. Fabuły w horrorach, nawet tych filmowych, nie były jakoś specjalnie odkrywcze, bo nie oszukujmy się, w tym gatunku chodziło o straszenie. Dlatego miło poinformować, że Visage ma zalążek sprawnie poprowadzonej opowieści bazującej (uwaga!) na prawdziwym fakcie historycznym. Dopełnionym czterema ciekawymi historiami w każdym z rozdziałów. Rozdział z Lucy opowiada o 8-letniej dziewczynce, która zaczęła rozmawiać z demonem; Dolores to historia o staruszce z objawami demencji; rozdział z Rakanem przedstawia losy mieszkańca z paranoją na punkcie bycia obserwowanym. Aby rozpocząć ostatni rozdział, prezentujący przeszłość antagonisty, musimy zebrać i odtworzyć siedem kaset VHS, które porozrzucane są po wspomnianych wcześniej trzech rozdziałach, a także w zakamarkach domostwa.

Wbrew obiegowej opinii Visage nie jest symulatorem chodzenia, czy tam walking simulator, jeżeli ktoś nie cierpi polskiego nazewnictwa. Mamy duży wpływ na rozgrywkę, a ona sama nie polega na przemieszczaniu się od jednego punktu do drugiego. To nie Gone Home, gdzie możesz tylko przeczytać notatkę, albo otworzyć pudełko do pizzy. Do naszej dyspozycji oddano różne przedmioty, które zarówno pomagają pchnąć fabułę dalej, jak i przetrwać w domostwie, bądź poza nim. Zaczynając od wielkiego młota, którym rozłupiemy ścianę po aparat robiący (niekoniecznie) zdjęcia. Przy czym bohater musi kontrolować swój stan psychiczny, co jest symbolizowane ikonką płatu mózgowego, który wraz z narastającym niepokojem zapełnia się czerwono-krwistą otoczką. Jak dojść do siebie? Zamienić spaloną żarówkę, rozpalić zapalniczką świece ustawiając je w odpowiednich punktach, czy w ostateczności łyknąć parę piguł uspokajających. Rozgrywkę można porównać, z popularnymi w ostatnich czasach escape roomów, gdy znajdujemy wskazówki dotyczące dalszego postępowania, jak ślady na podłodze prowadzące do pokoju. Zdarzają się jednak sytuacje, w których można kręcić się po dużym domostwie niczym smród po gaciach. Dlatego twórcy ostrzegają w pierwszym komunikacie, że Visage jest trudną grą. Niekiedy można stracić cierpliwość i wtedy przychodzą na pomoc poradniki lub frazy wpisywane w YouTube w stylu „walkthrough no commentary”.

Dużo tu też naleciałości z gier studia Fricional Games (Penumbra i Amnesia). Wszelkie drzwi i szuflady musimy „ręcznie” obsługiwać (chociaż jest opcja prostego otwierania, którą polecam), podnoszone przedmioty jak zdjęcia, czy pudła możemy obracać, a pewne zagadki są niemal kopią znanych zagrań z wyżej wymienionych pozycji. Winda jest przeciążona zwłokami? Musimy je własnoręcznie wyciągnąć, aby pojechać na wyższe piętro. Stół zagradza przejście? Musimy przesunąć go swoim „ciałem”. Wybór odpowiedniego przedmiotu, który automatycznie uruchamia rozdział gry jest wartym podkreślenia novum, jednak nie dajcie się zwieść hasłom reklamującym o nieliniowej rozgrywce, ponieważ jest ona do bólu jednotorowa. Skoro jesteśmy przy negatywach, warto wymienić największy. I jest to sprawa, która z miejsca odejmuje jedno oczko od oceny – co boli podwójnie ponieważ Visage jest horrorem generacji. Zarządzanie ekwipunkiem, polegające na ciągłym tasowaniu przedmiotów z jednej ręki na drugą, z okienka na podłogę, z podłogi na ręce. I trzymając się terminologii jak na horror przystało… to jest koszmar! Podczas wyboru sprzętu na którym będziecie grali polecam kombo klawiatura + mycha, na padzie umordujecie się niesamowicie. Gwarantuję.

Atmosfera w Visage jest gęsta i utrzymuje się gdzieś pomiędzy Resident Evil VII, a anulowanym demem Silent Hills P.T. (grafik Jonathan Vallières stwierdził, że anulowanie projektu motywowało do stworzenia gry). Cisza całego domostwa jest wręcz przytłaczająca i byle wybicie zegara, czy stukot w pobliskim pomieszczeniu może doprowadzić do podwyższenia ciśnienia. Udźwiękowienie zdecydowanie na plus, więc masochistom proponuję niemieckie Sennheisery na uszach. No i nie wiedziałem, że odgłos rozbicia zaklętych luster może być tak przerażający. Projekty pomieszczeń, czy szczegółowość detali, niebezpiecznie zbliża się do produkcji wysokobudżetowych, choć pamiętajmy, że to indyk zrobiony przez pięć osób ufundowany na Kickstarterze za około 120 tys. dolców. Tu zawsze czujemy się nieswojo i nigdy nie możemy czuć się pewnie, kiedy to poczucie ciepła oraz komfortu jakie znamy na co dzień zostaje zakopane głęboko pod ziemią.

Visage straszy w wyrafinowany sposób, w większości zaskakując nowymi pomysłami, porzucając w cholerę tanie jump scare’y na rzecz perfekcyjnego budowania napięcia oraz „artystycznego straszenia”

Kontynuując wątek niebywałego klimatu – jeżeli jesteście na bieżąco z filmami możecie się spodziewać akcji wyciągniętych z takich horrorów jak: Obecność, Naznaczony, Sinister, Klątwa Ju-on, Ring, Puls oraz gry Phantasmogoria. Twórcy są jednak na tyle konsekwentni w budowaniu atmosfery grozy, że ŻADEN z powyższych tytułów nie przygotuje Cię do gry – to zupełnie inny wymiar strachu. Największy kozak wymięknie, kiedy będzie oświetlał drogę za pomocą błysku flasha wbudowanego w aparacie w zupełnej ciemności i nagle pojawi się stojący duch dziewczynki. Jak na złość sporo maszkar stoi tak do momentu kiedy nie podejdziemy bliżej.

Tak jak w serii Fatal Frame (aka Project Zero) mogliśmy „przyzwyczaić” się do tego typu zagrywek z racji mechaniki gry polegającej na robieniu zdjęć pojawiającym się duchom – tak tutaj jest to losowe i nie masz pewności jak się zachować. Porzuca też tanie jump scare’y na rzecz perfekcyjnego budowania napięcia oraz „artystycznego straszenia”. O ile Dead Space próbował w znakomity sposób zróżnicować ten aspekt, w większości i tak można było przewidzieć, że wcześniej czy później necromorph wyskoczy z pobliskiej kratki wentylacyjnej. Visage różni się tym, że większość zdarzeń ciężko przewidzieć z powodu pewnej losowości oraz zróżnicowania. Możesz na pewniaka przechodzić po raz 20-ty przez salon do kuchni w zupełnym mroku, aż w końcu w otchłani ujrzysz ledwo widoczny zarys twarzy ducha ukrytego w cieniu.

Mój poniższy filmik pokazuje jaka atmosfera panuje w Visage (bez jumpów!). W większości tych sytuacji byłem krótko mówiąc – ze*#ny. A jeżeli po tym nie przechodzą wam ciarki po całym ciele, to pomyśl, że na 2 z 3 screenshotów w tej recenzji są lokatorzy domostwa, a film w 2:51 (dwór) oraz 3:00 (korytarz) skrywa lokatorkę Dolores. I dopiero podczas montażu, a nie w czasie gry zauważyłem jej obecność… Ciary!

Grałem w wiele horrorów i zdecydowanie szybciej będzie mi wymienić te niezaliczone. Visage to murowany kandydat na idealnego przedstawiciela gatunku od początków gier wideo, kiedy tylko wyszły dla masowego odbiorcy, czyli Ponga z 1972 r. Zmuszony jednak jestem obniżyć hurraoptymizm ze względu na niedopracowania wymienione w tekście. Na koniec pozostaje mi jeszcze wspomnienie o wersji o nazwie Visage Enhanced Edition, oferującą szereg poprawek graficznych (rozdzielczość 4K, 60kl./s, krótsze loadingi, haptyczne wibracje DualSense). Na starszych konsolach gracze otrzymują zawartość w formie darmowej aktualizacji.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *