Clid the Snail | Recenzja | Cross-Play | Iron

Clid the Snail

W swojej „karierze” gracza przyszło mi sterować wszelkiej maści bohaterami. Jednak pomysł Hiszpanów z Weird Beluga Studio zaskoczył nawet mnie… Clid the Snail to gra o najmniej apetyczny protagoniście w historii branży. (Francuzi mogą się nie zgodzić.) A ta pamięta: gęsi, kozy, psy, koty, lalki barbie, żołnierzyki, smoki, jamraje, żółwie, gekony, żaby… Uff sporo tego, a gdzie jeszcze jeżozwierz, a raczej jeż, pamiętacie zwierzęta występujące w Polsce? Kaczka zdecydowanie wyżej od ślimaka.


Ślimak, ślimak pokaż rogi, dam Ci sera na pierogi…


Clid to ślimak moczymorda, co pewnie odnosi się do zamiłowania ślimaków do piwa (sic). Jest cyniczny i chamski, ale ma muszlę na właściwym miejscu. Razem ze swoją wróżkowatą towarzyszką — Bellu — chronią Cytadelę Ślimaków, przed hordami zmutowanych ślimoków… A przynajmniej tak zaczynamy historię, na jednej z rutynowych misji. Dosłownie po kilku minutach staję się oczywiste, że gramy w shooter izometryczny, stworzony na Unity, twórcy zapewne długo myśleli nad bohaterem, który najmniej nadawałby się do tego gatunku gier. W ślimaczym tempie nabiera nowego znaczenia. Niestety, nie tylko ze względu na naszego śluzowatego mięczaka, ale o tym dalej. Fabuła posiada dosłownie jeden twist (zwrot), jest powierzchownie tylko zaznaczona, a świat jest tak duży, na ile wymagają tego misje. Dodatkowy, czy raczej główny, lore w sumie nie istnieje, z wyjątkiem bonusowych informacji w menu. Łatwo przewidzieć do czego zmierzam. Ten ślimak… to indyk… Widziałem już różne wybryki natury, ale ten jest wykonany starannie, na tyle, na ile wymaga tego rozgrywka. Gra o mięczaku nie oszukuje, jest dosłownie tym co widać już od pierwszych chwil. Wszystkie aspekty są wykonane poprawnie… i to wszystko. Rozgrywka jest znośna, a przygoda szybka (7~10h) i nienadużywa gościnności. Mamy wszystkie aspekty gier wysoko budżetowych w bardzo skromnym wydaniu, czyli klasyczna definicja indyków. Czasami takie określenie bywa krzywdzące, ale najlepiej oddaje budżet studia (nie jego zdolności), a w przypadku recenzji, jest to najważniejsze co czytający powinien wynieść z tekstu. Oczywiście indyk, indykowi nierówny. Dlatego przejdę może do głównego aspektu gry, czyli strzelania. Ślimak, to twin stick shooter, czyli mamy swobodne poruszanie i strzelanie, już przed grą padały podrównania do Hotline Miami, ale jeśli mam być szczery, to ślimak trochę (dużo) zostaje w tyle. Jeśli chodzi o progresję i ekwipunek, to mamy kilka broni do odblokowania, 3 warianty muszli z innymi umiejętnościami, granaty i jakieś apteczki, ogólnie standard. Wszystko zakupimy w bazie, za wypadającą z wrogów (i fajansu) walutę. Gra jest tak zbudowana, że normalną progresją odblokujemy wszystko po 2-3 misjach. Co niestety zawodzi, bo widać, że twórcy chcieli dać więcej broni, jednak wszystko wrzucone jest praktycznie na raz, nie ma też nadrzędnego powodu by coś kupić. Przez całą grę tylko główny blaster i broń elektromagnetyczna jest wykorzystywana do czegoś innego niż mordowania. Dosłownie w kilku prostych łamigłówkach. Podstawowy blaster (naładowany) jest chyba najskuteczniejszą bronią na każdy dystans, do tego ogromne obrażenia, względnie przydatny jest jeszcze miotacz ognia i shotgun, a reszty broni możemy nawet nie użyć…

Clid the Snail | Recenzja | Cross-Play | Iron


If I hide I will get stepped on. So I have learned to face my fears head on.

— Jomny Sun


Muszla ciasna, ale własna…


Sama zabawa jest… toporna i to nie za sprawą domku noszonego na plecach. Gra znajduje się w ciągłym stanie wczytywania tekstur. Grając na podstawowym PS4 w jednym momencie czekałem (w grze), kiedy doczytają się tekstury otoczenia, niestety to nigdy nie następuje. Ok, człowiek myśli Unity żre zasoby, to pewnie żeby framerate był dobry… Niestety nie jest, gra się przycina podczas biegania sprintem, w niektórych sytuacjach obiekty 3D praktycznie nie mają tekstur, tylko jakieś rozmazane żelki. Prawdopodobnie, żeby jakiś większy przeciwnik czy animacja nie zawiesiła całego systemu. Nie powiem, że gra jest #niegrywalna na PS4, ale z ciekawości sprawdziłem na PC i jest bez porównania lepiej, jak ktoś chce sprawdzić, to niestety omijajcie wersję na PS4, jest brzydka i nie zoptymalizowana, a w cenie 80 zł za indyka, to lepiej iść się najebać! Jest to krytyczna ocena, ale uważam, że jak studio nie umie ogarnąć gry na 5h, tak by chodziła w stałych klatkach, to coś jest nie tak… Uważam, że Unity się nie sprawdza na starszych platformach i aż dziw, że nawiązuję to do PS4, na którym Uncharted 4 wypalał oczy… No, ale wiecie z czym to się je. Szkoda kasy na wersję PS4, jeśli ktoś lubi takie ślimacze indyki, to musowo sprawdźcie wersję PC i PS5. Gra się o wiele płynniej, a sama gra tylko zyskuje i nie będziemy tak krytyczni w stosunku do twórców (Sorki chłopaki, ciężka branża…). Gra mimo słabo nakreślonego świata i klimatu, posiada smaczki np. stare cegłofony z odpalonym wężem, walące się płyty CD, kasety VHS itd. To niczym w Micro Machines pokazywało naturalnie skalę gracza i otaczającego nas świata, ale są to tylko pojedyncze podrygi. Bo cała reszta to chyba podstawowe assety Unity, np. szklana porcelana — wygląda komicznie — w przypadku małych zwierząt, tak samo większość lokacji. Wyglądają, jakby były stworzone przez ludzi, dla ludzi, a nie przez zmutowane ślimaki, króliki i żuki gnojarze, co niestety bardzo wyrywa z immersji i trochę czuć, że gra mogłaby być o wiele lepsza, gdy nie była stworzona dosłownie na 6h gry i tyle. Wielka szkoda, no ale indykom można więcej wybaczyć…

Muzyka i oprawa graficzna to jakiś chory mish-mash, brak jednego stylu, spójnej wizji. Na początku gry wita nas intro, które zmontowane jest, jak jakiś koszmar Carpentera. Agresywny bass i dub step, nic nie widać, pulsujące czcionki… Takie edgy, że całkowicie zbędne, jest to też jedyny filmik CGI w całej grze. Ogólnie czuć, że twórcy bawili się tym projektem, ale sami chyba nie wiedzieli jak finalnie zebrać to wszystko w kupę, o dziwo fabuła i charaktery bohaterów wypadają lepiej od samej rozgrywki. Wyjątek to starcia z bossami, które są bardziej wymagające od zwykłych potyczek, ale też nie zaskakują, ot 4 poziomy hordy i koniec w zwykłych misjach, dobrze, że są też unikatowi bossowie z własnymi atakami i okazyjne łamigłówki (proste) co dodaje, choć trochę głębi w tej szarej, jak papier toaletowy ślimaczej przygodzie… Samej rozgrywki nie ma co tłumaczyć, bo nie jest wymagająca, ani skomplikowana, nie da się zabłądzić, ni zgubić, same rynny z kilkoma odnogami, trochę lepiej niż w FF XIII haha.


Idę wolno, ale nie cofam się nigdy


Pora na podsumowanie. Grę można sprawdzić, ale zapada w pamięci głownie przez protagonistę. (Choć jego imię nasuwa pewne skojarzenia. Nie wiem czy to celowy zabieg, czy autorzy to przeoczyli hehe.) Może zająć na chwilę, w przerwach pomiędzy ambitniejszymi tytułami. Czuć w dialogach pasję twórców, ale jest to bardzo skrupulatnie dawkowane i w ogólnym rozrachunku jest to za mało na „dobrą” grę, nawet w kategoriach indyków. Choć duży plus za poczucie humory, poprawnie napisane dialogi i łamigłówki, oj ten widok izometryczny aż prosił się o zagadki, a nie strzelanie. Problem w tej grze jest taki, że tu łamigłówki są wykorzystane, jako przeszkody (wydłużające rozgrywkę). Zamiast być integralnym systemem, częścią świata lub historii. Zdecydowanie grałem w gorsze indyki, ale grałem też w lepsze. Na dziś dzień. Weird Beluga Studio ma mój kredyt zaufania, bo w grach z małym budżetem oczekiwanie cudów byłoby krzywdzące. Jednak jakość rozgrywki wpływa na ocenę, a tak wypadło, że ogrywałem na PS4. Ogólnie ciekawy pomysł z tym ślimakiem, ale trochę się chyba śluzem twórcy zamulili. Woleli zapłacić za ogrzewanie firmy i bonusy rodzinne dla pracowników, niż inwestować pieniądze w optymalizację niszowego indyka na PS4. W pewien sposób, szanuję takie podejście. Szkoda, że gry stały się już głównie zarobkiem, ale mimo wszystko warto doceniać trudy i starania mniejszych twórców, bo oni w czasach przepychu mają najtrudniej, nawet z wydawcą. Każdy oczekuje wodotrysków, a branża popada w stagnację, bo ludzie kupują to samo. Dlatego duży plus dla twórców za ryzyko w tych smutnych i pesymistycznych czasach, w których bycie konsumentem i człowiekiem wyciętym z kartonu jest synonimem normalności. Jako recenzent krytycznie opisałem braki, ale jako gracz widzę w firmie potencjał. Ale ocena może być tylko jedna. Można sprawdzić.


Clid the Snail | Recenzja | Cross-Play | Iron

Koch Media

GRA DO RECENZJI DOSTARCZONA PRZEZ KOCH MEDIA
DZIĘKUJEMY ZA WSPARCIE!

3 thoughts on “Clid the Snail

    1. No, nie ma co ukrywać. W tej cenie to nie warto, ale jak będzie promocja to co innego. Dawno nie pisałem recenzji na akord, wiec nie chciałem za bardzo gry zjechać, jeśli się zagalopowałem to przepraszam. Staram się być w miarę obiektywny w stosunku do graczy, jak i twórców. Dzięki za komentarz 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *