Pokemon Sword & Shield

Pokémon Let’s Go Pikachu/Evee miał być dla japońskiego studia Game Freak testem nowego sprzętu jakim jest Nintendo Switch. Jego zadaniem było podłożyć podwaliny pod nową część: Sword/Shield, która miała być prawdziwą rewolucją marki Pokémon. Sprawdźmy jak to wyszło. Zapraszam do recenzji.


Po ograniu nowej części poksów przyszedł czas na recenzję. Zastanawiałem się jak mam ugryźć temat by w pełni zobrazować to czym jest nowe dzieło studia Game Freak. Postanowiłem więc podzielić tekst na pięć części. Początkowy to opis i zarys historii, dalej przedstawię to, co moim zdaniem wyszło źle/dobrze/średnio, a na koniec ogólne podsumowanie.

NOWY REGION, NOWA PRZYGODA

Swoją przygodę pokemon zaczynamy w nowym regionie Galar, który wyraźnie jest inspirowany londyńskimi widokami. Przyjdzie nam zatem zwiedzić wiele wiktoriańskich widoków, które mogą się podobać. Mieszkańcy tamtych okolic na pewno będą mogli znaleźć wiele smaczków związanych z londyńskimi miejscówkami. Jak to w tej serii bywa, zaczynamy jako młody chłopak lub dziewczyna i ruszamy na podbój nowego regionu. Swoją formułę zmieniła trochę cała otoczka zdobywania mistrzostwa – tym razem wygląda niczym wielki turniej piłkarski odbywający się na stadionach. Zasadniczo gra stawia przed nami dwa cele. Pierwszy, obowiązkowy do ukończenia gry to oczywiście zdobycie mistrzostwa poprzez pokonanie wszystkich liderów, drugi zaś to zdobycie wszystkich dostępnych w tytule pokemonów. Wyruszamy więc na spotkanie z naszym mentorem Leonem, któremu akurat zostały 3 stworki spośród których wybieramy jednego by rozpocząć przygodę. Podczas podróży często nie odpędzimy się od towarzystwa naszego przyjaciela Hopa, z którym to będziemy często i gęsto toczyć pojedynki w ramach sprawdzenia swoich sił. Nowy region to również nowe poksy do złapania. O tym czy nowa generacja stworków jest fajna nie ma co dyskutować, ponieważ jest to zależne od gustu. Jeżeli o mnie chodzi to uważam, że Sword i Shield mają zdecydowanie jedne z ciekawszych starterów ostatnich odsłon. Same legendy to dla mnie średnia półka, nie jest źle, ale mogło być lepiej.

COŚ POSZŁO NIE TAK…

Dlaczego zaczynam od negatywów? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: zmiany, które moim zdaniem są wprowadzone na niekorzyść produkcji widoczne są od pierwszych minut rozgrywki i są naprawdę drastyczne w porównaniu do całej serii, z którą mieliśmy do czynienia na przestrzeni ostatnich lat.

Największą bolączką jaką odczują najbardziej hardkorowi gracze jest całkowite odejście od możliwości transferu wszystkich pokemonów z poprzednich generacji. To znaczy, że w nowej odsłonie skupić się możemy jedynie na tych jakie oferuje nam nowy obszar. Wybór stworków jest wyważony między pokami z poprzednich generacji oraz tymi nowymi. Niestety godząc się na taki ruch, złota maksyma marki „Gotta Catch ‘Em All” która przyświecała jej od pierwszej odsłony serii całkowicie traci sens.  W związku z tym szpilając w nową odsłonę gracze, którzy latami zbierali swoje pupile i przechowywali je w Poke Banku mogą zapomnieć o całej kolekcji jaką do tej pory udało się zebrać w poprzednich częściach.

 

Kolejnym kiepskim posunięciem jest pozbycie się z gry HM’ów czyli kluczowych ataków, których mogliśmy nauczyć naszego pupila. Mogliśmy je wykorzystywać poza walką, podczas naszej podróży. Były to przykładowo: Cut, Fly, Surf, które umożliwiały kolejno: przycinać trawiaste przeszkody na drodze, przemieszczać się do innego miasta, pływać. Tutaj mamy wszystko podane na tacy, bez jakichkolwiek przeszkód prujemy przed siebie po wyznaczonych przez twórców ścieżkach. Do podróży między miastami służą kolejowe pendolino, a z czasem do pływania użyjemy…. jakkolwiek dziwacznie to nie zabrzmi, naszego roweru. Tego w przeciwieństwie do klasycznych odsłon nawet nie musimy zdobywać, gdyż już po niecałej godzinie grania dostaniemy go fabularnie.

Wyliczanki ciąg dalszy, zatem do grona tych niezbyt przemyślanych moich zdaniem rozwiązań dołączyło następne. Chodzi tutaj o trening naszych pupili. Jeżeli mnie pamięć nie myli to już Pokemon X/Y oferowały opcję ćwiczenia wszystkich stworków jednocześnie, nawet jeżeli nie brały one udziały w walce. Kolejna dość kontrowersyjna zmiana, zwłaszcza dla zagorzałych fanów klasycznych serii. Osobiście nie widziałem w tym nic złego dopóki opcja ta była opcjonalna. W najnowszej odsłonie nie dano nam już takiego wyboru i wszystkie poksy expią jednocześnie. To prawdziwy plaskacz w pysk nawet dla takiego normika jak ja. Za bardzo ułatwia to rozgrywkę oraz burzy ideę stworzenia swojego Dream Teamu poprzez ciężką pracę jaką było maksowanie przez wiele godzin naszych poków. Dodatkowo odbiera to po części satysfakcję jaka płynęła po tym jak zniszczyliśmy naszego przeciwnika naszym wymaksowanym składem poków.

Ostatnim zgrzytem o jakim warto wspomnieć jest brak możliwości złapania pokemona z wysokim levelem. Dopiero pokonanie kolejnych liderów daje nam możliwość łapania stworków do jakiegoś konkretnego poziomu doświadczenia np. 20. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy podtrenowałem swoje poki do takich poziomów, że spotkany Onix na poziomie 28 nie był dla mnie problemem, a gdy pod koniec walki postanowiłem go złapać wyskoczył komunikat, że ten ma zbyt wysoki lvl bym mógł go złapać. Muszę przyznać, że mało kiedy szczena opada mi na podłogę w negatywnym tego słowa znaczeniu.

ŚREDNIO NA JEŻA…

Podczas zapowiedzi tytułu, twórcy chwalili się, że nowy region będzie naprawdę dużym i pięknym obszarem do zwiedzania. Początkowe zwiastuny robiły swoje – przedstawiały malownicze krajobrazy wielkich miast. W rzeczywistości otrzymaliśmy kilka miejscówek, które składają się z paru uliczek na krzyż. Jedyne co tam jest wielkiego to budynki, do których w większości nie możemy zajrzeć. Czy są to malownicze miejscówki ? I tak i nie. Same miasta które zwiedzamy mogą się podobać, krajobraz jako taki buduje klimat nowego regionu. Chociaż muszę przyznać, że zdecydowanie lepiej sprawdzają się miejsca otulone gwieździstym niebem oraz wnętrza kopalni. Muszę też przyznać, że w owych naprawdę można się chwilę zatrzymać bo jest na czym zawiesić oko.

Ogólnie oprawa graficzna w nowych poksach to istna padaka. Gra jest strasznie nierówna i co krok widać, że tytuł potrzebowałby co najmniej pół roku developingu więcej aniżeli miało to miejsce. Niektóre elementy są zrobione na szybcika i strasznie niechlujnie. Jako przykład niech tu posłuży moment, gdy rzycamy pokeballa by złapać stworka. Wygląda on jak krzywo wycięta tekturka 2D nałożona na trójwymiarowe tło. Do tego dochodzi rozpikselowana trawa i rozmazane otoczenie podczas walki. Za to wszelkie efekty świetlne podczas ataków są bardzo miłe dla oka.

Nie narzekam za to na muzykę, chociaż ta też nie wyróżnia się jakoś szczególnie. Kilka zremiksowanych klasycznych motywów z nowoczesną nutą, jest ok. Jednak zatrzymam się jeszcze na chwilkę, jeżeli chodzi o samą oprawę audio. Prawda jest taka, że mamy końcówkę roku 2019, Switch jest oczywiście konsolką słabszą na tle PS4 i XO, ale nie zmienia to jednak faktu, że całkowity brak voice actingu chociaż w cut scenkach to żenada.  To po prostu wstyd patrzeć gdy w tle gra muzyka, a postać śpiewa ruszając ustami, nie wydobywając przy tym z siebie ani grama dźwięku…a słowa piosenki możemy przeczytać…

NA PLUS

Na koniec trochę słodyczy, czyli to czym nowa odsłona może przyciągnąć potencjalnego nabywcę na trochę dłużej mimo wspomnianych wad. Największą nowością jaką wprowadzają Sword i Shield to zdecydowanie wprowadzenie do walk tzw. opcji Dynamax. Pokrótce polega ona na tym, że przed wykonaniem ataku możemy powiększyć naszego poksa do rozmiarów Godzilli, dzięki czemu wzrasta siła bojowa stworka, a ataki przybierają inną, bardziej efektowną formę. W grze występuje również odmiana Dynamaxa czyli: Gigantamax u wybranych stworków po transformacji  zmienia się wygląd pupila wystawionego do walki i pojawia się dodatkowo atak specjalny (Thx DWajdziK). W takiej postaci nasz stworek będzie przez trzy kolejne tury. Przyznam szczerze, że przez całą grę bajer ten mi się nie znudził i chętnie używałem tej opcji podczas walk. Oczywiście opcji tej nie możemy używać podczas losowych walk treningowych.

Cieszę się, że odświeżeniu uległy też same walki z liderami poszczególnych Gymów. Nie jest to już zwykłe, nudne przejście od pomagiera do pomagiera aż dojdziemy do lidera w jednej lokacji. Teraz każdy Gym to wielkie hale urozmaicone prostymi zadaniami, jak przeprowadzenie stada pokemonowych baranków przez zagrodę (od razu na myśl nasunęła mi się gra Sheep, heh). W ogóle cała ta otoczka pokonywania liderów, potem turniejowej walki z każdym na wielkim stadionie wprowadza lekki powiew świeżości dla serii co oceniam na duży plus. 

Ciekawą opcją, która rozbudowuje świat jest dodanie specjalnej miejscówki nazwanej Wild Arena. Jest to największe terytorium w grze, ze zmiennymi efektami pogody w zależności od tego, w której części obszaru się znajdujemy. Możemy tu spotkać masę stworków o bardzo zróżnicowanych poziomach, niekiedy wyższych od naszej ekipy. Są tutaj też (jak to ja je nazywam) studzienki, gdzie możemy stoczyć walki z pokami po transformacji Dynamax. Są to tzw. Rajdy, które możemy wykonać nie tylko z trójką innych bohaterów sterowaną przez All, ale również z zaproszonymi znajomymi. Podczas takich pojedynków każdy po kolei wybiera atak i tak wspólnie staramy się pokonać oponenta. Na koniec walki każdy może takiego delikwenta złapać w ogromnego transformowanego dzięki Dynamax pokeballa. Tak jak wspomniałem, walki są efektowne i dają dużo frajdy.

Skoro już jestem przy wspólnej walce, to pochwalę również część multiplayer, którą sam nazwałem mianem zapomnianej przez BigN gierki z tego uniwersum zwanej Pokemon Stadium. Spawa wygląda tak, że łączymy się z kumplem (lub całkowicie obcą osobą) i ustalamy zasady pojedynku, to iloma stworkami będziemy grali, jaki motyw muzyczny chcemy itp. Szkoda, że tuż przed samą walką jest nam pokazana na chwilkę tabela jakie poksy wybrał przeciwnik – psuje to nieco efekt zaskoczenia, ale mimo to zabawa jest przednia. Walki toczą się na wielkiej arenie zgodnie z ustalonymi wcześniej zasadami. Odpowiedni kawałek muzyczny, światła reflektorów, okrzyki (te o dziwo są) tłumów, brak tylko efektownego komentatora, który by nadał jeszcze większej immersji takim rozgrywkom.

Ostatnią rzeczą, która zdecydowanie trzymała mnie przez te 42h gry, to trzon rozgrywki. Co ważne, nietknięty. To ta stara dobra mechanika, turowa walka stworków jak zwykle robi w tytule największą robotę. Trzyma fason i nadaje klimatu równie mocno co pierwsze odsłony serii. Oprawa graficzna choć bardzo nierówna nadaje przyjemne doznania podczas walk i wykonywanych ataków. System walki tak prosty i jednocześnie wciągający chyba nigdy się nie znudzi.

CZYM SĄ NOWE POKEMONY?

Niestety już na samym początku musimy sobie zdać sprawę z tego, że nie możemy mówić o żadnej rewolucji. Game Freak do nowych stworków podeszło bardzo bezpiecznie, leniwie, a jednocześnie dość kontrowersyjnie. Na nową odsłonę zdecydowanie będą narzekać najwięksi wyjadacze klasycznych części oraz wszyscy Ci, którzy wyczekiwali owej rewolucji. W grze postawiono na zbyt dużo chybionych pomysłów, które stawiają przyszłość marki pod znakiem zapytania. Nowe Poki są bardzo uproszczone, przez co target jak nigdy dotąd został skierowany do młodego odbiorcy. W Sword i Shield nie ma zbytnio miejsca dla hardkorowców, którzy zjedli zęby na zbieraniu i masterowaniu pokemonów kolejnych generacji. Brak możliwości przeniesienia stworka ze swojej dotychczasowej kolekcji, EXP dla każdego stworka w drużynie, brak HM’ów i drogi wyścielone brakiem poważniejszych utrudnień sprowadziły markę do poziomu casualowego odbiorcy. Do tego dorzućmy lenistwo twórców, które widać na każdym kroku w oprawie wizualnej. Jak na dłoni widać, że gra jest zrobiona na szybcika, by na święta każdy mógł już łapać wymarzone pokemony.

Na szczęście główny trzon rozgrywki pozostał nienaruszony, do tego są również wprowadzone pozytywne zmiany dzięki czemu nie przekreślam nowej odsłony, jednak jej przyszłość jest już zagrożona. Podoba mi się nowa generacja tych zwariowanych zwierzaków, region Galar ma swoje uroki, zwłaszcza w nocnych sceneriach, a walki sprawiają tyle samo radości co te sprzed dwóch dekad.

Nowe pokemony to nie rewolucja. Mało tego, nawet ewolucja nie jest najlepszym określeniem, bo wedle mojej opinii zbyt dużo jest tutaj zmian cofających markę w rozwoju. To według mnie kolejne badanie gruntu. Mam nadzieję, że na kolejną część GF poświęci więcej czasu i powróci do rozwiązań, które przez lata budowały markę, jednocześnie rozbudowując pomysły pokroju Dynamax, czy klimatu walk w Gymach i multiplayerze. Na sam koniec, czy warto kupić nowe Pokemony? Myślę, że tak, ale jeżeli nie ma się ciśnienia to śmiało mogą poczekać w kolejce.  Ja bawiłem się dość dobrze, chociaż nie raz i nie dwa plułem na ekran widząc w jaką stronę poszli twórcy. Po prostu trzeba pamiętać, że nie wszystko zagrało, a jeżeli ktoś jest typem hardkorowca w temacie pokemonów to może się nieźle odbić. Takie  osoby zdecydowanie mogą ocenić grę o jedno oczko niżej.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *