TOEM: A Photo Adventure

Odkąd odświeżyłem sobie Beyond Good & Evil (akcyjniaka o robieniu zdjęć) przy okazji 20-lecia gry, miałem nieustanną chęć sprawdzenia, jak radzą sobie inne tytuły „fotograficzne”. O ile taka Alba: A Wildlife Adventure studia ustwo (Monument Valley) była przyjemna, ale bez szału, tak TOEM okazał się być bardziej wciągający. Tam, gdzie wykłada się AlbaTOEM świeci najjaśniej. Zapraszam do recenzji.


Black and white


Opowieść śledzimy z perspektywy dzieciaka-podróżnika, który, za namową babci, wybiera się na przygodę w celu sfotografowania tytułowego Toem – tajemniczego zjawiska, które można zaobserwować na szczycie góry Kiiruberg. Nie wejdziemy tam jednak od razu – po drodze przyjdzie nam odwiedzić między innymi osadę rybacką czy metropolię pełną zabieganych korposzczurów i budowlańców. W każdej lokacji będziemy mieli pełne ręce roboty, pomagając napotykanym po drodze postaciom. Za każdą udzieloną pomoc (czyli ukończone zadanie) zdobywamy pieczątkę. Zebrawszy odpowiednią ich liczbę, otrzymujemy darmowy bilet na autobus do kolejnej lokacji.

Co prawda w drogę wyruszymy samotnie i bez grosza bez duszy, ale bez obaw – nic w TOEM nie jest w stanie nas skrzywdzić, a kieszonkowe i tak by się nam nie przydało. Naszym najważniejszym narzędziem jest aparat fotograficzny – możemy tu robić zdjęcia w dowolnym momencie, uwieczniając na kliszach postacie, miejsca i zwierzątka (złapiesz je wszystkie?). Cykając fotki, rozwiążemy lwią część problemów, z jakimi borykają się mieszkańcy świata gry.

TOEM hojnie nagradza nas za spostrzegawczość. Wiele ważnych obiektów jest tu zmyślnie ukrytych (sporo tu zabawy perspektywą), a w poszukiwaniach nie pomaga fakt, że oprawa wizualna składa się wyłącznie z odcieni szarości. „Brakuje” tu zatem kolorów, które mogłyby nas naprowadzić na przynajmniej niektóre rozwiązania tudzież pomóc w nawigacji. Cudzysłów jest uzasadniony, gdyż ani razu nie udało mi się zgubić na którymkolwiek z sześciu poziomów. Z kolei większość zagadek rozwiązałem może nie natychmiast, ale też bez walenia głową w ścianę celem pobudzenia szarych komórek.

TOEM [1]


Chodź, pomaluj mój świat


Wypranie scenerii z kolorów jest przede wszystkim karkołomną decyzją projektową, zwłaszcza że w TOEM nie uświadczymy żadnej mapy. Autorzy gry, studio Something We Made, wyszli jednak z tego zadania obronną ręką, kreując świat pełen stworzeń zarówno rzeczywistych, jak i bardziej abstrakcyjnych, że wymienię tylko rodzinę balonów czy liście z rękami i nogami. Mogę z czystym sumieniem rzec, że TOEM biegamy nie z miejsca w miejsce, lecz od postaci do postaci, gdyż stanowią one żywe punkty orientacyjne.

Choć świat gry nie jest ogromny (wręcz przeciwnie, i dobrze!), spokojnie zrobimy w nim kilka kilometrów. Do tych samych miejscówek wracamy w TOEM wielokrotnie, chociażby po zdobyciu danego przedmiotu czy zrobieniu konkretnego zdjęcia. A jednak ani razu nie miałem poczucia, że jestem tu chłopcem na posyłki. Po prostu większość rozwiązań zagadek odkrywa się tu po drodze. Cały czas mamy z tyłu głowy jakiś problem, którego nie możemy rozgryźć… aż tu nagle natrafiamy na właściwy obiekt do sfotografowania. Albo po prostu elektrony w mózgu wreszcie się zderzają w trakcie całej tej bieganiny. Przyznaję się bez bicia: kiedy pewnego razu wpadłem na rozwiązanie jednej łamigłówki (a przynajmniej tak mi się wtedy zdawało) już poza grą, nie mogłem się powstrzymać – musiałem od razu włączyć TOEM i je sprawdzić.

To właśnie angażujących, sprawiających frajdę zagadek brakuje wspomnianej we wstępie Albie. Niektóre łamigłówki w TOEM potrafią wywołać opad szczęki swoją kreatywnością. W ramce poniżej przeczytasz opis tej, która najmocniej zapadła mi w pamięć. Ale jeśli zamierzasz odkryć i rozwikłać ją samodzielnie, lepiej przejdź do kolejnego akapitu.

Po jednej, poproszę

Pewnej postaci brakuje inspiracji do stworzenia nowego utworu muzycznego, więc naszym zadaniem jest jej ją dostarczyć. Tylko jak tu sfotografować dźwięki? Z pomocą przychodzi nam stary rybak, nucący melodię nieopodal. No właśnie, nucący. Trzeba było strzelić fotkę… nutom wydobywającym się z jego ust. Genialne! I takich chwil jest w TOEM dość trochę.

 

TOEM [2]


Zasłużony odpoczynek


Jeśli postanowisz zapoznać się z TOEM, koniecznie sprawdź też dodatek do gry, noszący tytuł Basto. Nie dlatego, że wybieramy się w nim na rajską wyspę, nawet nie dlatego, że jest on lepszy od całej gry. Basto to darmowy update, który odblokowuje się po ukończeniu przygody, który jest jednocześnie jednocześnie… prezentem od twórców gry dla nas. Jak przyznają ludzie z Something We Made: „nikomu z nas nie śniło się, że TOEM odniesie taki sukces. Nie możemy się doczekać, aż zrobimy więcej gier!”. No i cóż, powstaje TOEM 2. Wishlistujcie, to naprawdę pomaga! Ale zatrzymajmy się przy Basto.

Bezpłatny dodatek, będący owocem miłości game developerów do graczy – to się po prostu nie zdarza, przynajmniej w grach tego typu i skali (produkcje multiplayer, tworzone za miliony, to co innego). Sensu stricte biznesowego tutaj nie widzę. Dodatek nie sprawił, że usłyszałem o „podstawce” albo powstającej kontynuacji, bo chyba nikt o nim nie mówił w okolicach premiery. Zatem pozostaje jedynie powiedzieć: dzięki!

TOEM [3]


TOEM jest jedną z tych gier, w którą miło się gra, siedząc pod kocykiem w chłodny jesienny wieczór, ale jego magia działa o każdej porze roku. Przemierzanie świata cudownie innego i znajomego zarazem, robienie zdjęć wszystkiemu, co się rusza (i nie tylko), a także niesienie pomocy NPC-om w opałach – to wszystko składa się na doświadczenie, które warto przeżyć. Czarno-biała grafika w żaden sposób nie odstrasza od gry, a skutecznie ją wyróżnia spośród innych gier „kocykowych”. Uśmiech… trzy, czte-ry… pstryk!

 

2 thoughts on “TOEM: A Photo Adventure

  1. Można zrobić zdjęcie kotku!! Mrauuu! Już jestem kupiony. Solid Cat lubi to!!

    Co prawda przestraszyło mnie trochę zrobienie… 265 zdjęć. Nie wiem jak to wypada. Czy nie za wiele? W takim, wspomnianym przez Ciebie, BG&E mieliśmy 70 fotek. A tutaj? Nie przesadzili z tym?

    1. Nie trzeba robić tylu zdjęć (z tego co wiem, może jest za to jedynie ukryty achievement), to po prostu pojemność aparatu. Można zrobić maksimum 256 zdjęć, ja chyba nie dobiłem nawet do 200, a zaliczyłem grę w około 90 procentach.

      A można strzelić fotkę niejednemu kitku. I każdy ma swoje imię!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *