Splinter Cell: Pandora Tomorrow | Recenzja | Cross-Play

Tom Clancy’s Splinter Cell: Pandora Tomorrow

Sam Fisher powraca. Jest silny, rześki i niczym Ibisz, im robi się starszy, tym wygląda na młodszego. Dzięki wielkiemu sukcesowi pierwszej części, Ubisoft nie traciło czasu i zaprzęgło do kieratu swój odział w Szanghaju. Zapraszam do Pandora Tomorrow.


Mamy rok 2006, rząd U.S.A. utworzył ambasadę we wschodnim Timorze, który prosi o pomoc w wyszkoleniu swoich sił militarnych w walce z ugrupowaniem terrorystycznym. Organizacja ta zwana jako Dara dan doa prowadzona przez Suhadi Sadono wysadziła Amerykańską ambasadę uprowadzając przy tym jej pracowników w tym byłego żołnierza marynarki wojennej Douglasa Shetlanda (który także jest przyjacielem naszego herosa) posiadającego urządzenie z tajnymi rządowymi informacjami na których Sadano chce położyć swoje brudne, lepkie paluchy. Do akcji wkracza Sam (z naszym niewielkim wsparciem). Zadanie? Przejąć za wszelką cenę informację od Douglasa zanim zrobią to najemnicy. Oczywiście jak to w życiu bywa nic nie jest proste i misja szybko się skomplikuje a nam przyjdzie być jej drobną częścią. Jest to rzecz jasna wstęp do całej historii, pełnej intryg politycznych i zwrotów akcji. Może nie jest to poziom zawiłości jak w MGSach, gdzie co trzy metry mamy filmową wstawkę ale trzeba pochwalić dewelopera, że wysłuchał krytyki graczy i fabuła jest teraz integralną częścią gameplayu.

Splinter Cell: Pandora Tomorrow | Recenzja | Cross-Play

Splinter Cell Pandora Tomorrow to dobry przykład bigger, better and more badass. Usprawniono kulejące elementy i skoncentrowano się na tych, które już wcześniej wypadły dobrze. Co więc zostało a co odpadło? Usunięto podwójny skok, apteczki są teraz na stałe przytwierdzone do ścian i można użyć je kilkukrotnie w zależności od stanu paska życia naszego G.I. Joe. Przeciwnicy dostali nie tylko awans pod postacią lepszego AI, ale w zależności od stopnia alarmu nasze mięso armatnie może zaopatrzyć się w mocniejszą siłę perswazji, kamizelki ochronne, czy też hełm. Protagonista w końcu może zwrócić uwagę przeciwników gwiżdżąc i jest w stanie ostrzeliwać przeciwników zwisając z rur głową do dołu. Z kolei charakterystyczny rozkrok na ścianie otrzymał dodatkowo pół wyskok, dzięki któremu możemy wejść na wyższe kondygnacje. To także jedyna odsłona w serii, która może pochwalić się tzw. „Obrotem SWAT”. Technika ta polega na szybkim obrocie z jednego brzegu ściany na drugi pozostając nie zauważonym. Oprócz tego mamy sporo innych usprawnień czyli tzw. Quality of Life, dzięki którym zabawa z NPCami i obcowanie z samą grą stało się jeszcze bardziej przyjemniejsze.

Wróćmy jednak do tematu. Jak każda nowa gwiazda w branży, Fisherowi przyjdzie trochę pozwiedzać błękitną planetę. Indonezja, Francja, USA oraz Izrael to główne miejsca akcji i tak jak w poprzedniku w zależności od platformy na jakiej ogrywacie drugą odsłonę Splinterka to otrzymacie różne bonusy. Platformy PC i Xbox otrzymały wspólną wersję (czyt. tą najlepszą). PS2 i GC ze względu na ograniczenia techniczne musiały zadowolić się gorszą grafiką i cięciami w strukturze samych poziomów ale w zamian ponownie otrzymały dodatkową misję. W przeciwieństwie do oryginału lokację nie są tylko tłem fabularnym. Odgrywają one ważną rolę, bowiem świat jest bardziej żywy i interaktywny. Tym razem więcej misji odbywa się za dnia lub pod wieczór a nie głównie w nocy. Miejscówki są bardziej zróżnicowane pod względem terenu, dzięki czemu nie przyjdzie nam się nudzić. Obóz najemników w samym środku dżungli skąpanym w świetle zachodzącego słońca w którym musimy zważać na kroki albowiem może nas czekać wybuchowa niespodzianka. Tunele metra z przejeżdżającymi pociągami, teren stacji telewizyjnej podczas wieczornej burzy, przejażdżka super szybką koleją do Paryża czy lotnisko LAX w Los Angeles z cywilami w tle. Teren po którym przyjdzie nam się poruszać może być naszym sprzymierzeńcem albo wrogiem w zależności od tego czy gracz jest uważny, cierpliwy i będzie umiał wykorzystać dodatkowe przejścia i przedmioty znalezione w trakcie zadania. Na pochwałę na pewno zasługuję większe urozmaicenie samych celów misji zmuszając nas do niekonwencjonalnego myślenia i porzucenia utartych schematów jakie wpoiły nam starsze pozycje z gatunku skradanek.

No dobrze a co w przypadku chęci z pacyfikowania wrogów? Do dyspozycji naszego rybaka powróci parę znanych już zabawek z pierwszej odsłony, ale i dojdą także nowe (głównie gadżety do karabinku S.C.-20K) skupiające się wokół obserwacji oraz dezorientacji naszych wrogów. Kolejną nowością i krokiem w stronę realizmu jest możliwość przełączenia celownika na laserowy, który w momencie celowania może zostać zauważony przez stojącego pana Mietka na warcie. Mamy więc większe pole do popisu i możliwości sprawdzania miejscówek bez niepotrzebnego nadstawiania karku a jak wspominałem AI przeciwników dostało kopa a co za tym idzie częściej współpracują razem, nie ryzykują niepotrzebnego konfliktu, korzystają z latarek lub zwracają uwagę na celowo zniszczone oświetlenie. Strażnicy to nie jedyne nasze zmartwienie, bowiem frekwencja psiaków czy NPCowych cywili także wzrosła a niejednokrotnie natkniemy się na czujniki ruchu, kamery z noktowizją czy działka na podczerwień. Dla tych z kolei co lubują się w wyzwaniach polecam najwyższy stopień trudności. Zabawy jest co niemiara i choć dalej zdarzają się wpadki, gdzie strażnik w kompletnej ciemności jest w stanie zauważyć Sama, tak sytuacje te należą do rzadkości.

MOJE 3 GROSZE

TomTomUbisoft po zaskakującym sukcesie pierwszej części przygód Sama, poszedł za ciosem wypuszczając kontynuację ponad rok od daty wydania nowego IP. Do Pandora Tomorrow podchodziłem dwa razy, a ostatnio parę lat temu na „Hardzie”, dlatego pewne kwestie nie umknęły mojej uwadze. Sam nadal porusza się z gracją drewnianego kloca i nie uniknął przestarzałych mechanik, a pewne lokacje z perspektywy czasu okazały się atrakcyjne tylko na papierze. Ot, pierwsze godziny gry, pomimo udanej sekwencji na paryskim pociągu, nie prezentuje jakości kolejno odwiedzanych terenów, co udało mi się zauważyć dopiero przy drugim podejściu. Izraelskie miasteczko zawierające masę prostych jak konstrukcja cepa uliczek i bezpłciowe kanały, łącznie z Timorem jako części wprowadzającej do zabawy - zostały wyrwane z kontekstu, zrobione jakby na szybko. Chrno słusznie zaznaczył podrasowane AI przeciwników. Dodam tylko, że strażnicy mają ósmy zmysł, wyczuleni są na wszelkie hałasy, zgaszone światła, czy ruch w oddali - również na różnych płaszczyznach. Na trudnym poziomie należy planować każde działanie, a i tak może zawsze coś pójść nie po naszej myśli. To nie jest gra dla niecierpliwych ludzi. Cieszą nowe ruchy postaci, parę motywów w terenie pozamiejskim, i chociaż brakowało mi dźwięku obrotowej kamery to skradanie się w wysokiej trawie (reagowanie strażników na odlatujące ptactwo), albo podczas przejazdu pociągu kiedy pęd podnosił gazety leżące na ziemi, czy ulewa z błyskającymi piorunami które mogły odsłonić sylwetkę bohatera ukrytą w cieniu, dawały radę jak cholera. Trochę kontrowersyjnie: dwójka to według mnie smakowite danie, jednak niewielkie zmiany sprawiły, że bliżej jej do dużego DLC do jedynki, która zdecydowanie wywarła na mnie większe wrażenie - a może to przez syndrom „pierwszego razu”? Co by nie mówić, to Warto Zagrać.

A czym byłby ówże świat gry bez dobrej grafiki? Drugą część tańczącego z rybami ogrywałem jak zawsze na Xboxie a dokładniej One X. Dzięki magikom z Microsoftu wersja ta natywnie otrzymuje wyższą rozdzielczość do 1800p, lepsze tekstury, antyalliasing, auto HDR oraz poprawiony dźwięk. Nie zapomniano także o usprawnieniu efektów światłocieni, co zaowocowało bardziej dynamicznym oświetleniem. Dyndające lampy, falujące gorące powietrze z buchającym ogniem z paleniska oblewającym wszystko wokół siebie pomarańczową poświatą, ruszające się żaluzje czy latające owady wokół źródła światła to tylko cząstka bajerów graficznych jakie sprezentowało nam Ubisoft Shanghai. Dzięki temu powrót do pozycji po latach należy do przyjemnych a wręcz można powiedzieć, że dzięki One X (lub obecnie Series X) każda przystosowana pozycja zyskuję drugą młodość i to kompletnie za darmo. Szkoda tylko, że muzyka dalej odgrywa tak mało znaczącą rolę. Jack Wall i Lalo Schifrin to nie amatorzy jeżeli chodzi o kompozycje muzyczne do gier ale w tym przypadku kompilacje zwyczajnie są i spełniają swoje zadanie wypełniacza dźwiękowej pustki. Z drugiej strony posiadacze systemu 5.1 lub dobrych słuchawek docenią sferę sfx. Grające świerszcze na polanie, dźwięk uginających się krzewów pod naporem ciała, kumkające żabki w strumyku, odgłos kroków przeciwników stąpających po mokrej nawierzchni czy też dźwięk palącego się drewna w ognisku. Wszystko to i wiele więcej sprawia, że ów świat staje się żywy i wsiąka się w niego bez trudu.

Splinter Cell: Pandora Tomorrow | Recenzja | Cross-Play

Wróćmy na chwilę do tematu przedstawionej fabuły. Muszę przyznać, że nad wyraz przypadła mi do gustu sprawiając, że bardziej przykładałem uwagę do świata i postaci zaprezentowanych w Pandora Tomorrow. Wstawki w formie wiadomości wieczornych to ciekawy akcent urzeczywistniający świat gry i obecnie rzadko stosowany a w połączeniu z pseudo filmowymi scenkami z Fisherem w roli głównej sprawiły mi sporo radochy. Może to zasługa w jaki sposób historia została nam zaprezentowana a może to nostalgia do czasów, gdzie gatunki gier nie zlewały się ze sobą i tytuł na 10h nie był czymś niezwykłym sprawiły, że tak bardzo czerpałem z pozycji czystą radość. Co ciekawe Splinterek ten zaoferował graczom pierwszy w serii tryb wieloosobowy, który czerpał elementy fabuły z trybu dla pojedynczego gracza. Do dyspozycji mieliśmy szpiegów z zespołu Shadownet lub wysokiej klasy najemników z prywatnej firmy Argus. Trzonem rozgrywki było zdobycie środka ND133 przez jedną z grup. W zależności od tego czy graliśmy szpiegami czy najemnikami gameplay różnił się od siebie. Grając szpiegami z krainy deszczowców mieliśmy widok z trzeciej osoby oraz inwentarz, którego nie powstydziłby się Sam Fisher. Oprócz typowych granatów ogłuszających, paralizatorów, kamer czy podst. funkcji gogli otrzymujemy nowinkę w postaci „poszerzonej rzeczywistości” ukazującej dodatkowe informacje nt. przeciwników i obiektów (jak daleko się znajdują czy procent neutralizacji obiektu/osoby). Najemnicy z kolei posiadali widok z pierwszej osoby oraz specjalizowali się w sile ognia i ofensywnych gadżetach tj, miny, granaty z małą domieszką pacyfistycznych zabawek jak tasery, maski gazowe czy specjalne wizjery wyczulone na ruch przeciwników. Graficznie multik odrobinę odstawał od singla ale dalej prezentował wysoki poziom. Niestety tryb ten szybko stracił na popularności, więc wydawca nie omieszkał zamknąć serwery. Obecnie pozostają nam lokalne potyczki LAN (split screen nie jest wspierany).

Splinter Cell: Pandora Tomorrow | Recenzja | Cross-Play


Osobiście powrót do drugiej przygody Fishera na pewno uznaję za udany. Owszem zdarzają się wpadki ze sztuczną inteligencją przeciwników, czasami detekcja kolizji kuleje ale to dalej stary dobry Splinter Cell. Seria od blisko ośmiu lat nie doczekała się nowej przygody, więc zdecydowanie polecam sięgnąć po kultowy klasyk z gatunku stealth, który śmiało można powiedzieć wyznaczył standardy i podniósł poprzeczkę tak wysoko, że współczesne samograje obrażające inteligencję graczy nie są godne pastować butów tej serii.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *